Dziennik snów - Areckt
#61
29 września 2020 - Apokalipsa zombie

      Dość jasny, choć pochmurny dzień. Stoję na sporym, pustym placu w nieznanym mi mieście. Naprzeciwko widzę duży, elegancki budynek, może to pałac. Przed chwilą na świecie stało się coś złego, wybuchła epidemia. Trwa atak zombie. Mijam przerażonych ludzi biegnących w różne strony. Totalny chaos. Uciekam pod wiadukt. Na ziemi w kilku miejscach widzę duże kałuże zielonej, świecącej mazi. Nie mogę na to stanąć, bo będzie po mnie. Akurat koło mnie przebiega rozwścieczony zombiak. Na szczęście udaje mi się go wymanewrować w toksyczną kałużę.
      Jestem tu sam. Cisza. Powietrze jakby zastygłe w miejscu. Z dala tylko słyszę przytłumiony zgiełk przerażonej tłuszczy, okrzyki strachu i bólu. Wrzask potworów. Rozglądam się powoli, napawając się tym surrealistycznym doświadczeniem. Słońce przedziera się przez chmury i oświetla okolicę bladym światłem, jakby było wcześnie rano.
      Stoję na brzegu rzeki, dalej przy obu jej brzegach stoi wysoki, biały płot, ale tu gdzie stoję, jest zejście. Wchodzę do wody i zaczynam płynąć. Płynę i płynę, po prawej słyszę zgiełk - to znaczy, że mijam ten duży plac. W końcu docieram do brzegu. Wychodzę i przed sobą widzę duże domostwo, taki typowy wiejski dom z amerykańskich filmów. Pomalowany na biało i z dużą werandą na schodach. Jest tu sporo osób. Kilka z nich, głównie kobiety, siedzą na werandzie. Mężczyźni wraz z Panem domu pracują przy cięciu drewna nieopodal.
      Gdy wyszedłem z wody, zauważyli mnie. W iście filmowy sposób podnoszę ręce do góry by pokazać, że nie jestem zagrożeniem i idę powoli w ich kierunku. Niektórzy zbiegli się w moją stronę, by przyjrzeć mi się z bliska. Nikt jednak nic nie mówi. Wchodzę po schodach na werandę. Muszę poczekać na Pana domu, aż skończy robotę - dopiero wtedy będę mógł z nim pomówić. Przy barierce na krześle bujanym siedzi staruszka, robi na drutach. Wygląda na to, że nikt z tu obecnych nie zdaje sobie sprawy z tego, co obecnie dzieje się na świecie.
      Obok na podłodze stoi duże, starodawne, drewniane radio. Podchodzi do mnie jeden z pracujących mężczyzn. Sugeruję mu, żeby je włączył - na pewno atak zombie to aktualnie jedyny temat, o którym można usłyszeć w mediach. Włącza je, ale na wszystkich stacjach gra muzyka - równie starodawna co same radio.
      Pan domu skończył pracę, na koniec wymierza stosowne kary dla niektórych pracowników. Widzę z werandy, jak chłoszcze pasem jednego po plecach, gdy dwóch innych go przytrzymuje. Zwracam się do tego faceta, który włączył radio i mówię: "Gra pokazuje mi dwa oblicza Pana, bym mógł dokonać wyboru". Nie wiem czemu mu to mówię, skoro jest tylko częścią gry.
      Wreszcie podchodzi do mnie Pan, teraz może mnie wysłuchać. W tym momencie w radio słychać relację z ataku zombie. Zdobywam jego zaufanie i Pan wprowadza mnie do domu. Wnętrze przywodzi mi na myśl łódź podwodną. Postanawiamy wyruszyć razem na wyprawę w celu dorobienia się w czasie apokalipsy.

      Przeskok.

      Od pierwszego ataku zombie minęło już sporo miesięcy, może nawet lat. W tym czasie pozostali przy życiu ludzie przystosowali się do nowych warunków, a świat pogrążył się w ruinie. Istne postapo. Znajduję się na jakiejś tropikalnej wyspie. Jestem w bazie. Wieczór, na zewnątrz jest już ciemno. Ostatnimi czasy wyruszaliśmy całą ekipą na wycieczki w głąb lasu. Walczyliśmy z zombiakami i zdobywaliśmy skarby. Dziś ma być ostatni raz.
      Przechodzę przez las i wychodzę na otwartą przestrzeń. Pode mną płynie rzeka. Wskakuję do wody i jak w jakiejś grze umieszczam na dnie fragmenty piaszczystej plaży i wysokich roślin. Na czubkach tych roślin znajdują się świecące, złote kulki. Zbieram ich jak najwięcej się da. Na brzegu pojawia się przyjaciel. Pogania mnie, już czas się zbierać. Nadciąga burza, a wraz z nią - zombie.
      Zachód słońca. Jadę z przyjacielem przez pustynne, lekko różowe pustkowie. Nasz pojazd wygląda jak buggy. Zajeżdżamy pod samotny dom, stojący na środku pustyni. Otwierają się drzwi i w wejściu pojawia się mały mężczyzna ze zdeformowaną twarzą. Uważam, że jest uroczy, przesłodki (podobne uczucie, gdy widzi się małego kotka, ale intensywniejsze. Co ciekawe, po obudzeniu się, gdy starałem się przypomnieć jak wyglądał ten człowiek, to jedyne co mi przyszło do głowy było bardziej brzydkie i niepokojące niż urocze). Ten człowiek to swego rodzaju Mędrzec, klucz do rozwiązania problemów z zombie. Biorę go na ręce jak dziecko. Postanawiamy pojechać do miasta, żeby sprawdzić jak się ma sytuacja. Zastanawiam się jednak, czy to nie będzie zbyt niebezpieczne dla małego.

      Przeskok.

      Stoję na chodniku przy ulicy przed domem. Razem ze mną są tu moi rodzice i rodzeństwo. Wszyscy patrzymy się w kierunku domu sąsiadów po przeciwnej stronie ulicy. Znajduje się tam ogromny ekran. Oglądamy transmisję na żywo. Polscy politycy wypowiadają się na temat aktualnej sytuacji a kraju w związku z atakami zombie. Akurat teraz mówi Leszek Miller. Dużo przeklina. Podoba mi się to - w końcu w obliczu takiej katastrofy politycy porzucili maski i mówią co myślą. Po ulicy przy nas jeździ dwójka dzieci na rolkach. Dziewczynka w różowym kasku i chłopiec w niebieskim. Z daleka widzę nadjeżdżającą ciężarówkę. Krzyczę do nich, żeby zeszli z drogi. Chłopiec w porę zjeżdża na chodnik, zaraz potem przejeżdża rozpędzona ciężarówka. Dziewczynka nie zdążyłaby, na szczęście została na poboczu po drugiej stronie ulicy.

__________________________________________
Wyjątkowo poszedłem spać bardzo późno, bo po 2:00. Postanowiłem więc zrobić WBTB wykorzystując budzik brata do szkoły o 6:55. I tyle z tych moich postanowień wyszło, że byłem taki zaspany, że ani myślałem wyjść z łóżka i zaraz zasnąłem. Dobrze mi się spało, dopiero budzik mnie obudził o 9:45.
Przynajmniej z zapamiętanego snu jestem zadowolony ;D
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#62
30 września 2020 - Fale przeciwników, imprezka na klatce schodowej i nagie dziecko w muzeum

      Jestem w domu, w piwnicy. Za kilka chwil przybędzie pierwsza, najsłabsza fala przeciwników. Muszę się spieszyć. Ruszam w stronę schodów, w tej właśnie chwili do piwnicy wdziera się pierwsza dwójka - to nieuzbrojeni mężczyźni, ubrani na czarno. Uciekam na górę.
      Chowam się we wnęce przy drzwiach do mieszkania. Wyżej słyszę kolejnych wrogów. To druga fala przeciwników. W rękach trzymam SMG-45, ale na razie pozostaję w ukryciu. Ze schodów zbiegają cztery uzbrojone dziewczyny. Nie zauważyły mnie i biegną dalej po schodach na dół. Mógłbym je teraz wszystkie wystrzelać, ale nie chcę tego robić.

      Przeskok.

      Wciąż stoję w tym samym miejscu na klatce schodowej, która jest o wiele większa niż w rzeczywistości. Trwa imprezka, są tu moi znajomi ze studiów. Ktoś podaje mi na tacy kieliszki wypełnione dziwnymi alkoholami. Piję kilka z nich. Jestem już wstawiony. Nie chcę się ruszać, ciągle stoję w jednym miejscu, można powiedzieć, że podpieram ścianę. Ktoś pijany woła do mnie, żebym tak nie stał smętnie. Ignoruję go. Inny kolega pokazuje na telefonie, że jutro i pojutrze temperatura będzie się wahać między +18°C a -18°C.
      Zaczynam oglądać nagranie z muzeum. Nagie dziecko, które raz wygląda na małego bobasa, a raz na jakiegoś 5-latka siedzi na krześle przed potężnym, drewnianym biurkiem. Na biurku jest komputer. Dzieciak jest owinięty liną, ma też przywiązaną dłoń do myszki od komputera na biurku. Lina się sama rozwiązywała, była zbyt luźna. Dzieciak się wierci i kombinuje jak to zrobić, żeby znowu się obwiązać tą liną.


Dotrzeć do harcerzy

      Siedzę na miejscu pasażera w samochodzie. Kierowcą jest nieznany mi chłopak, jedziemy przez miasto. Przed sobą widzę mapkę, przypominającą tę z GTA 5. Chłopak chce dotrzeć do miejsca, w którym zatrzymali się harcerze, a ja go kieruję. Mówię mu: "Tutaj skręć w prawo", "Teraz prosto, tak jeszcze dalej", "O, widzisz tę leśną dróżkę po prawej? Tam poszli. Ale podjedź kawałek dalej, powiem ci, gdzie możesz zaparkować". I tak sobie jedziemy. Gdy docieramy na miejsce (czyli kawałek piaszczystego parkingu przed osiedlowym sklepem), zastanawiam się, czy lepiej gdybyśmy zaparkowali przodem, czy tyłem do ulicy.


Poza powyższymi miałem jeszcze kilka krótszych snów, których nie pamiętam zbyt dobrze. Pozwolę sobie wymienić je pokrótce w punktach:
  • Jestem z bratem na parkingu przed kościołem w mojej miejscowości. Brama i płot wyglądają inaczej, wystają z nich spiczaste piramidki z lekko różowego, kruchego materiału. Niektóre mają stępione czubki. Takie same "ozdoby" wystają w losowych miejscach na schodach do kościoła. Brat pociera dłonią czubek jednej z piramidek i tym samym ściera ostre zakończenie. Mówię mu, żeby przestał.
  • Jestem z kolegą z akademika w jakimś dużym pokoju. Jesteśmy chyba w innym kraju, na wakacjach (?). O czymś rozmawiamy, jest miła atmosfera. Czuję się bezpieczny, beztroski.
  • Siedzę w samochodzie z tyłu po prawej. Oglądam coś na necie, jakby strona internetowa jakichś modelek. Jeden z linków na stronie głównej prowadzi do filmu porno nagranego z ich udziałem. Wyłączam to szybko, bo słyszę że ktoś łazi przy samochodzie. Chociaż wszystkie szyby są oszronione. W ogóle to ten tył samochodu to jest jakby mój pokój. Mam tu poduszki, obok mnie po lewej leży mój brat i śpi.

__________________________________________
Aż wstyd mi to pisać, ale kolejne WBTB zmarnowałem facepalm . Wyłączyłem budzik i kontynuowałem sen. Ale mam pomysł, jak temu zaradzić. Po prostu położę telefon trochę dalej od łóżka, tuż poza zasięgiem ręki. Nadal będę mógł go w miarę szybko wyłączyć, ale przynajmniej na pewno podniosę się z łóżka.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#63
(30-09-2020, 19:48 )Areckt napisał(a): Siedzę w samochodzie z tyłu po prawej. Oglądam coś na necie, jakby strona internetowa jakichś modelek. Jeden z linków na stronie głównej prowadzi do filmu porno nagranego z ich udziałem. Wyłączam to szybko, bo słyszę że ktoś łazi przy samochodzie. Chociaż wszystkie szyby są oszronione. W ogóle to ten tył samochodu to jest jakby mój pokój. Mam tu poduszki, obok mnie po lewej leży mój brat i śpi.



Tak się jakoś mi skojarzyło z tym "tyłem samochodu jakby mój pokój". Poduszek jedynie brak.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#64
1 października 2020 - Hollow Knight raz jeszcze, tym razem od tyłu

      Dość krótki i abstrakcyjny sen, jeszcze przed WBTB po niespełna 5h snu. Śniło mi się, że gram w Hollow Knighta. Przechodziłem jakiś nieistniejący poziom, z tym, że od tyłu. W sensie od mety, do startu. Było to dosyć trudne, na dodatek wiał wiatr, który znosił moją postać. Gdzieś w lewym górnym rogu był też... wielki obcinacz do paznokci (?). Wiele sensu to raczej nie miało.


Mieszkanie do kręcenia porno i rogaliki za 10$

      Wchodzę do mieszkania, które wygląda jak połączenie mojego i mojego wujka. Jest ciemno, jestem tu sam. Zapalam światła i przechodzę do kuchni. To mieszkanie, w którym kręci się porno. Nie jestem pewien, ale chyba działa to na takiej zasadzie, że chętne dziewczyny mogą mieszkać w tym mieszkaniu płacąc za nie w naturze.
      Słyszę, że ktoś wchodzi do środka. Wychodzę z kuchni, przy drzwiach spotykam 2-3 kolegów ze studiów, m.in. Rafała S. Witamy się serdecznie. Zaraz mamy gdzieś wyjść. Muszę założyć buty. Na podłodze widzę dwie swoje pary, jedne czerwone, drugie czarne. Siadam na ławeczce, żeby je założyć.
      Nagle drzwi od mieszkania znowu się otwierają, staje w nich mój kolejny kolega - Kuba K. Gdy tylko mnie zauważa, na jego twarzy pojawia się szok. Szybko ucieka z mieszkania trzaskając za sobą drzwiami. O ja cię, ale jaja (Rozkmina: z tego co rozumiem, to nie wiedzieliśmy o sobie nawzajem, że wiemy o tym mieszkaniu. Być może wiązało się to też z tym, że obaj braliśmy czynny udział w kręceniu kilku pornosów w tym mieszkaniu i teraz każdy z nas może zobaczyć film z tym drugim, co wydaje się być sytuacją mocno niezręczną. Czyli Kuba pewnie uciekł z mieszkania ze wstydu. Koniec rozkminy).
      Chcę go dogonić, wyjaśnić sytuację! Chłopaki już wychodzą, kończę wiązać buty i podnoszę się z ławki. Spoglądam w dół... No żesz ja pie*dolę. Mam jeden but czerwony, jeden czarny. W ogóle jakoś niewygodnie mi się przez to chodzi. "Zaczekajcie na mnie, muszę zmienić buty!" - krzyczę do nich, ale już wyszli. Dobra, buty ogarnięte, wypadam z mieszkania.
      Okazuje się, że wychodzę na klatkę schodową w jakiejś starej kamienicy lub bloku. Na dodatek jestem chyba na najwyższym piętrze. Zbiegam ze schodów jak szalony. Gdzieś tam na dole widzę chłopaków na korytarzu, dalej zauważam też Kubę, który szybko znika za rogiem. Lecę na dół i oczywiście po drodze się gubię. Najpierw jestem święcie przekonany, że skręciłem w odpowiedni korytarz, ale chyba jednak nie. Wracam się kawałek, żeby jeszcze raz ogarnąć swoją pozycję. No i teraz to już w ogóle nie wiem gdzie jestem.
      Wchodzę i schodzę z różnych schodów, mijam jakąś starszą kobietę. Zastanawiam się, czy zapytać ją o drogę, ale rezygnuję. W końcu schodzę na parter. Skręcam w prawo i moim oczom ukazuje się coś na kształt galerii handlowej, czy może rynku w środku budynku. Wszystkie sklepy rozstawione są po mojej lewej stronie pod ścianą, świeci się z nich ciepłe żółto-pomarańczowe światło.
      Po prawej są schody i kawałek chodnika dla pieszych. Kilkanaście metrów przed sobą zauważam cukiernię. Jeden z jej pracowników stoi przed jej wejściem. Ma strój kucharza, ma tą typową, dużą, białą czapkę kucharską na głowie i zakręcony wąsik pod nosem. Trzyma tacę, a na niej małe rogaliki. Wciska je przechodzącym ludziom. Nie lubię tego typu interakcji, ale wiem, że to nieuniknione. Idę powoli do przodu jak na ścięcie (nie no, trochę dramatyzuję w tym momencie. I nie czuję jak rymuję ;D).
      W końcu mijam tego kucharza, a on oczywiście nalega, bym wziął jednego rogalika. Miałem zamiar odmówić, ale w ostatniej chwili się decyduję. I on wtedy mówi, że ok, spoko, ale nie mogę sobie ot tak jednego wziąć. Wręcza mi trzy takie rogaliki obwiązane wstążką i mówi że to będzie razem 10$. To stało się tak szybko, że nie zdołałem odpowiednio zareagować. Zastanowiłem się tylko, czy mam 10 dolców przy sobie. Uznałem, że tak. Ni mniej, ni więcej, tylko dokładnie 10$ w kieszeni.


Kolejne piętra symbolem warstw społecznych

      Znajduję się w nieznanym mi budynku z wieloma piętrami. Im wyższe piętro, tym ładniej wygląda. Przebiegam po schodach raz z jednego to na drugie. (Nie pamiętam już, czy czegoś szukałem, czy miałem jakiś cel. W ogóle nie wiem, o co chodziło w tym śnie).
      Jedno z niższych pięter wygląda paskudnie. Brudne ściany, walające się kartony po korytarzach. Ogólnie przypomina mi to trochę akademik xD. Wyższe piętro wygląda lepiej. Wchodzę do jakiegoś większego pomieszczenia bez drzwi. To jakby pralnia, lub suszarnia. Chyba nawet spotykam tu jakąś znajomą postać, nie pamiętam już. 
      Najwyższe piętro wygląda luksusowo. Ozdobne ściany ze złotymi elementami, marmurowa, lśniąca podłoga. Przeważają kolory biały, morska zieleń i złoty. Mam wrażenie, że to piętro należy do jakichś urzędników.


Wdech i wydech

      Siedzę przy stole w salonie i przeglądam jakieś kolorowe gazety. W przedpokoju obok na dywanie siedzi tata, wokół narozwalane są jakieś drobiazgi. Tata pakuje się do pracy. Jest bardzo zestresowany, bo wyjeżdża w delegację. Mówię do niego, żeby zaczął głębiej oddychać. Głęboki wdech nosem, chwila przerwy i dłuuuuugi wydech ustami. Demonstruję mu jak to robić.
      Zaczyna mnie przedrzeźniać, chyba go wkurzam tymi swoimi mądrościami jak walczyć ze stresem. No ale przynajmniej przedrzeźniając mnie, oddycha tak jak mu mówiłem, tyle że robi przy tym głupkowate miny. Ja oddycham tak razem z nim. Głęboki wdech nosem, przerwa i długi wydech ustami. Łagodnie budzę się, wciąż oddychając w ten sposób.


Z rodzeństwem na zakupach

      Jestem w Warszawie z rodzeństwem. Idziemy chodnikiem po lewej stronie, okolica przypomina trochę plac Narutowicza przy kościele. Mamy kupić pieczywo. Brat się gdzieś wyrwał do przodu, widzę go przed sobą. Siostra zatrzymuje się przy jednym sklepie i woła mnie, żebym podszedł. Podchodzę do niej i na ladzie widzę, co wybrała. To tekturowe pudełko o wymiarach ok. 10 x 30 x 5cm. W środku jest kilka kawałków czekoladowego ciasta z jabłkami. Nie są równo poukładane. Gdzieś po środku leży też biała zakrętka od słoika. Mówię siostrze, żeby się ogarnęła i następnym razem lepiej sprawdzała co zamierza kupić.


__________________________________________
Mój pomysł z położeniem telefonu dalej od łóżka jak najbardziej zadziałał. Spróbowałem też zrobić WBTB trochę wcześniej niż zwykle, tj. po niecałych 5h snu, co też okazało się myślę dobrym pomysłem. Wstałem, przez jakieś 6-7 minut porobiłem MILD-a, przypomniałem sobie co się dało ze snów i wróciłem do łóżka. Dość szybko zasnąłem, co zazwyczaj nie było normą - możliwe że to właśnie dzięki pobudce o odrobinę wcześniejszej porze niż zwykle. W każdym razie brak LD, a szkoda, bo ten drugi sen, w którym się zgubiłem na schodach aż się prosił o uświadomienie. Zamiast marnować czas na uganianie się po kamienicy to bym mógł coś ciekawszego zrobić.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#65
2 października 2020

Zainspirowany wczorajszym wpisem Harry'ego, również postanowiłem przed snem zaafirmować się: "Zapamiętam swoje sny, a w dzienniku opiszę nowe LD". Postarałem się dobrze poczuć tę afirmację, zaangażować emocjonalnie w jej znaczenie.

I nie zgadniecie co xD

Mój umysł musiał powiedzieć "Chyba śnisz" (pun intended) bo żadnych snów nie zapamiętałem, o LD nie wspominając. No pozdrawiam serdecznie że tak powiem.

Mało tego! Jak się obudziłem rano, to miałem taki mindfuck, bo było już jasno, a przecież nastawiałem budzik do WBTB o 5:25. Patrzę do telefonu, a tam: "Przegapiony alarm: 5:25". Chyba musiałem wyjątkowo pechowo trafić na głębszą fazę NREM. I jakimś cudem nie obudziłem nikogo w domu  :v
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#66
3 października 2020 - Teledysk symbolizujący cierpienia Polski

      Jestem w domu, w kuchni. Jest jakaś rodzinna imprezka, są tu moje różne ciocie, wujkowie, kuzyni. Większość siedzi w salonie przy stole, ja wraz z kilkoma ciociami i mamą siedzę przy stole w kuchni. Jemy coś, co przypomina bochenek chleba wypełniony bitą śmietaną. Jest miękki i słodki. Podchodzi do nas wujek i mówi, że to się nazywa "babka kremowa". Niestety już się skończyła, a zjadłbym więcej.
      Wstaję od stołu i razem z wujkiem przechodzimy do mojego pokoju. Wujek rozmawia ze mną o moim laptopie, czy dobry, od kiedy go mam - taka gadka szmatka. Odpowiadam, że kupiłem go jak jeszcze chodziłem do gimnazjum (co jest nieprawdą, ale nie zorientowałem się w czasie snu). Do pokoju wchodzą moi dwaj starsi bracia cioteczni, Łukasz i Wojtek. Łukasz i wujek siadają na sofie, ja siadam na fotelu, a Wojtek opiera się o szafki na przeciwko mnie.
      Zaczynamy oglądać razem jakiś teledysk, wspólny projekt polskich artystów. Kamera wznosi się nad polami uprawnymi, gdzieś tam w oddali widać pojedyncze budynki, farmy, stodoły, młyny z wiatrakami. Tak właściwie to nie wygląda jak Polska, choć w założeniu jest. Słońce chyli się ku zachodowi, nadając całej okolicy ciepłego odcienia. Co by nie mówić, ładny widok.
      Kamera powoli przelatuje przez krajobraz, jednocześnie słychać spokojną muzykę. Zaczyna śpiewać Ralph Kaminski tym swoim charakterystycznym głosem. Na chwilę przerywamy oglądanie. Łukasz cicho mówi, że za nim nie przepada. Wojtek odpowiada żartobliwie: "nawet tak nie mów". Wracamy do teledysku.
      W rytm muzyki ogromna ręka pojawia się z lewej strony, łapie kolejne budynki i zabiera je poza kadr. (Wyobraźcie sobie, że liczycie w rytm muzyki 1...2...3...4...1... itd. to na każde "1" pojawia się ta ręka i cap! Kolejny budynek zabrany, wyrwany z fundamentów). Potem śpiewali jeszcze m.in. Kortez i Igor Walaszek. Ogólnie sami mężczyźni. Z tego co rozumiem, to teledysk miał być metaforą takich wydarzeń z polskiej historii jak np. zabory, gdy obce państwa zabierały to co polskie.


Więzienie na strychu

      Jestem na strychu w swoim domu. Wygląda inaczej, jest przede wszystkim większy. Przy ścianie jest więzienie. Nie ma żadnych krat lub ścian - od świata zewnętrznego oddziela je magiczna bariera, przypominająca bańkę mydlaną. W środku siedzi jeden więzień, nie mam jednak pojęcia czym zawinił.
      Patrzę w lewo i widzę tam jakąś dziwną dziewczynę z nadprzyrodzonymi zdolnościami. W nienaturalny sposób się porusza, wygina nogi, które zakończone są ostrzami. Chyba może być niebezpieczna, ale wydaje się, że nie muszę się jej obawiać. Chociaż zachowuje się jakoś tak passive aggressive, że tak to ujmę. Jest niepokojąca. Zamykam jakieś drzwi na klucz, a ona w odpowiedzi błyskawicznie zbiega na sam dół do piwnicy i z powrotem na górę.
      Na strych przychodzi ciocia Bożena, razem przechodzimy przez magiczną barierę. W więzieniu nie ma więźnia! To znaczy, że musiał jakoś uciec. Przy ścianie znajdujemy małe przejście, które dalej zamienia się w wąską, lodową krawędź nad przepaścią. Wchodzimy na to i ostrożnie idziemy.


Ach, gdzieżeś ty mój ukochany?

      W tym śnie mnie nie ma, można go porównać do oglądania filmu. Dziewczyna na rowerze. Blondynka, długie włosy, sukienka. Okolica przypomina park w mieście. Słoneczne lato. Bohaterka dowiaduje się czegoś o swoim ukochanym, a może po prostu go szuka. Wykrzykuje jego imię i zaczyna pędzić na rowerze. Jedzie jak szalona przez chodniki, łąki, trawniki, a kamera podąża za nią jak w filmie akcji - ciągle w efektowny sposób zmienia perspektywę. Dziewczyna tak się rozpędziła, że podniosła przednie koło roweru prawie do samej góry i jedzie na tylnym. Kuriozalnie to wygląda. Zastanawiam się po co, przecież w ten sposób nie będzie szybsza.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#67
4 października 2020 - Mix podstawówki, gimnazjum, liceum, studiów i... pizzy?

      Jadę jednym z warszawskich tramwajów. Stoję trzymając się żółtej poręczy. Na przeciwko stoi mój dawny kolega z liceum, z którym już dawno nie miałem żadnego kontaktu. Rozmawiamy o czymś. Obaj jedziemy na swoje zajęcia, studiujemy na innych uczelniach. Wysiadam z tramwaju i znajduję się w swojej miejscowości, na ulicy przed szkołą podstawową. Szkoła do której zmierzam jest jednak tam, gdzie w rzeczywistości stoi pizzeria. Wchodzę do środka.
      Jestem na korytarzu, który przypomina jeden z konkretnych korytarzy w moim liceum, tam gdzie zwykle miałem lekcje polskiego. Zorientowałem się, że nie mam na twarzy maseczki. Szukam po kieszeniach, ale nie znajduję - ale lipa. Podchodzę do szklanych drzwi, które prowadzą do głównej części budynku, gdzie odbywają się moje zajęcia. Za drzwiami stoją dwie znane mi nauczycielki - od matmy i polskiego z gimnazjum.
      Otwieram drzwi, ale nie przekraczam progu. Mówię do nich nieśmiało coś w stylu: "Niestety zapomniałem maseczki, a nie mogę wracać do domu, bo nie zdążę na lekcje, które zaczynają się za kilkanaście minut, więęęęc.....". Polonistka w odpowiedzi mówi, że niestety nie dostali nakazu dawać maseczek każdemu, kto poprosi, więc żadnych nie mają, żeby mi dać.
      Odwracam się i zauważam, że nie jestem sam na korytarzu. Są tu moi starzy znajomi z podstawówki - Kamil i Monika. Zaczynamy o czymś rozmawiać. Kamil wspomina o jakimś konkursie, dzięki któremu będzie miał większe szanse na przyznanie stypendium.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#68
6 października 2020 - Furasy i pradawna świątynia

      Jestem 3-osobowym obserwatorem. Widzę dwoje nastolatków idących przez gęstą dżunglę na tropikalnej wyspie. To chłopak i dziewczyna, zdaje się, że są rodzeństwem. Nagle zmieniają się w furasy - wyrasta im futro, długie uszy, itp. Poza tym jednak dalej przypominają ludzi, idą w ten sam sposób co wcześniej. Dziewczyna miała chyba błękitne futro, a chłopak brązowe. Za nimi pojawiają się ich dwa stwory, coś jakby awatary - magiczne istoty, nad którymi mają kontrolę. Furasy mogą nadać im dowolną formę. Dziewczyna popisuje się przed bratem transformując swojego stwora z futrzastej postaci na galaretowatą i z powrotem. Awatar brata ciągle przypominał jego samego - niedźwiedzia o brązowym futrze.
      Futrzaste rodzeństwo dociera do celu. Przed nimi stoi potężna budowla - to pradawna świątynia, wybudowana tysiące lat temu przez święty lud, opuszczona i zapomniana. Aż do teraz. Otacza ją wysoki mur, po środku brama. Widzę z góry po obu stronach bramy dwie wielkie płyty naciskowe - kamienne kwadraty 3x3m. Trzeba je obciążyć, by otworzyć wrota. Furasy transformują swoje stwory w wielkie, kwadratowe, płaskie ciała, które wchodzą na płyty. Wrota się otwierają.

      Przeskok.

      Jestem na najwyższym piętrze świątyni. Kręci się tu dużo ludzi. To naukowcy, archeolodzy, itd. Prowadzą badania nad świątynią. Na podłodze leży specjalistyczny sprzęt, wiją się kable, porozstawiane są lampy. Stoję w ogromnym pomieszczeniu, które nie ma jednej ściany. Jestem dość blisko krawędzi, patrzę w dal na ścianę dżungli. Kolory są przygaszone, niebo pochmurne, w powietrzu unosi się lekka mgła. Jest rześko.
      Po mojej prawej, za grubą ścianą jest drugie takie pomieszczenie. By się tam dostać, muszę jakoś wejść od zewnątrz, bo nie ma żadnych drzwi. Przy czym przypominam, że jest bardzo wysoko. Na ścianie nad krawędzią zauważam przyczepioną linę. Łapię ją mocno, biorę rozbieg i wyskakuję na zewnątrz. Jak wahadło wskakuję do pomieszczenia obok. To było bardzo emocjonujące.


Magiczna poszewka

      Leżę w łóżku, jest chyba środek dnia. Czuję, że jacyś ludzie włamują mi się do domu, idą po mnie. Przy mnie na łóżku siedzą mój brat z siostrą. Pod ręką mam magiczną poszewkę od poduszki. Zaglądam do jej środka i widzę dwa "przyciski", czy raczej zwykłe napisy w ramce. Pierwszy to "DO GÓRY". Postanawiam go "kliknąć" - jak przeniosę się do góry, to włamywacze mnie nie złapią. W ostatniej chwili mój brat krzyczy: "Nie! Będzie ci za zimno!" ale było już za późno.
      Wiszę w powietrzu, wysoko w atmosferze. Nade mną przelatuje samolot. I rzeczywiście jest mi bardzo zimno, aż zaczynam tęsknić za ciepłym łóżeczkiem. Na szczęście mam ze sobą magiczną poszewkę. Znowu wsadzam głowę do środka i "klikam" drugi napis: "DO DOŁU". Z powrotem pojawiam się w łóżku. Budzę się.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#69
7 października 2020 - Wiedźmińskie przygody międzywymiarowe

      Gram w grę z Geraltem w roli głównej, ale to nie jest Wiedźmin 3, to coś jakby nowa gra. Typowa okolica: trawiaste pagórki, lasy, pola uprawne. Przechadzam się przez wieś. Po prawej mijam trójkę wieśniaków rozmawiających przy studni. Podchodzę żeby zagadać - może mają jakiegoś questa. Rozmawiają o jakimś zagubionym pierścionku. Dubbing jest w nieznanym mi języku ale wyświetlają się napisy po polsku.
      Idę dalej i natrafiam na kamienną ścianę. Znajduje się w niej magiczna szczelina, która przenosi mnie do innego wymiaru. To ciemna, mroczna kraina. Wysokie góry i latające potwory przypominające wielkie komary.


Epicki finał Księcia Persji

      Oglądam gameplay z jakiejś nowej gry z Księciem Persji w roli głównej. To ostatni poziom - niewielki plac otoczony wysokimi murami, z jednej strony jest wieża z zamkniętą bramą. W powietrzu materializują się humanoidalne piaskowe potwory. Książę rozprawia się z nimi wykonując akrobatyczne kombosy.
      Teraz musi wspiąć się po kilku poziomych belkach, które łączą poszczególne ściany wokół. Gdy dociera na najwyższą coś się buguje i Książę teleportuje się na mur nad bramą przy wieży. To że tam się znalazł, załącza finałową cutscenkę. W tym momencie mam fałszywe wspomnienie, że kiedyś oglądałem speedrun z tej gry, który wyniósł jakieś 56 minut. Gracz, którego oglądam w tej chwili, grał już sporo dłużej.
      Brama wraz z wieżą się zawala, wzbijając tumany kurzu. Książę raniony i wycieńczony leży na skraju przepaści, oparty o gruz ledwo oddycha. Z tyłu, zza jego pleców pojawia się jakaś postać. To mężczyzna w średnim wieku, zdaje się, że główny antagonista, który uknuł wszytko to, co się wydarzyło. Powoli podchodzi i przy okazji szczegółowo opisuje swój plan (niestety prawie nic nie zapamiętałem z tego co powiedział, a było tego sporo). Na koniec wspomniał coś o tym, że Książę ma tę niesamowitą zdolność, która pozwala mu na wchłanianie mocy piasków z otoczenia.
      Jakby na potwierdzenie widać, jak z każdym wdechem głównego bohatera, subtelne złote światło wnika w jego klatkę piersiową. Jeszcze trochę i być może by się uzdrowił, ale wróg kopie go mocno w twarz, powalając go na ziemię. Pojawia się czarna plansza sugerująca koniec gry, słychać jeszcze opóźniony o 1 sekundę efekt dźwiękowy uderzenia i sapnięcie Księcia.
      Potem pojawia się lista wszystkich bonusów, które zostały odblokowane wraz z ukończeniem gry, a z których będzie można skorzystać przy powtórnym podejściu do gry. Lista ta jest bardzo długa i pokaźna. W oczy rzucił mi się nowy, ulepszony styl walki Księcia, który nazywa się "Gold Steel". Poza tym jest jeszcze jakiś super kombos, przypominający trąbę powietrzną - wszystko jest opatrzone małymi grafikami. Ponadto na dole listy jest mnóstwo wpisów dotyczących lore.

__________________________________________
Można powiedzieć, że temat przewodni snów z tej nocy to gry komputerowe - najpierw wiedźmin, potem książę persji. Kojarzę jeszcze, że śniła mi się gra ze spidermanem, coś jakby platformówka 2,5D którą porównałem do księcia persji we współczesnych czasach. W którymś śnie był też motyw ścigałki, sterowałem autem terenowym, jeździłem po dziwnych, nieziemskich trasach, transformowałem pojazd w jaszczurkę (?), żeby szybciej przemierzyć fragment wyścigu po innej nawierzchni. Miałem jeszcze kilka snów, ale są zbyt krótkie lub zbyt abstrakcyjne, lub zbyt trudne do opisania, więc je pominąłem.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#70
8 października 2020 - Senne podróże

      Jestem w szatni. To duże pomieszczenie, wieszaki stoją tylko w jednym rogu. Przez małe i bardzo szerokie okna tuż przy suficie wpada jasne światło. Są tu poza mną chyba tylko dwie osoby, znajomi, ale już nie pamiętam dokładnie kto. Zmieniam buty i wychodzę z szatni na korytarz. Znajduję się w dużym budynku, ale nie wiem jaką funkcję on spełnia - to nie jest ani szkoła, ani blok, ani szpital. Na korytarzu stoi grupka osób. Inne drzwi otwierają się i przychodzi do nas nasz "trener". Mamy jakieś zadanie do wykonania. Bardzo niezwykłe zadanie.
      Z kolegą (nikt konkretny) przenosimy się do świata snów. Stoimy w podobnym korytarzu co przed chwilą w rzeczywistym świecie, ale jesteśmy sami. Jest ciemniej, trochę inaczej, taki specyficzny oniryczny klimat. Musimy coś znaleźć, na razie nie wiemy co dokładnie. Wybieram któreś z wielu drzwi na korytarzu i przechodzimy do nowego pomieszczenia. Niestety nie zapamiętałem dokładnych szczegółów, ale przechodziliśmy przez wiele różnych miejsc. Kojarzę np. salę informatyczną, było bardzo ciemno jak w nocy i bez włączonych świateł. Jedynymi źródłami światła były słabo świecące na niebiesko elementy komputerów na ławkach. Trochę jak w jakimś horrorze, ale nie baliśmy się, po prostu przeszliśmy przez kolejne drzwi.
      Dotarliśmy do kolejnego korytarza, trochę podobnego z tego na początku naszej sennej wędrówki. Znowu mieliśmy mnóstwo drzwi do wyboru. Zdziwiło mnie to, bo spodziewałem się bardziej liniowego doświadczenia. Wybieram losowo drzwi i przechodzimy przez nie. Pojawiamy się na zewnątrz, trochę to wygląda jakbym był na podwórku przed domem cioci Edyty. Niedaleko nas przy płocie stoi kilku mężczyzn, rozmawiają i nie zwracają na nas uwagi. No dobra, to gdzie teraz? Mamy dwie opcje: po lewej jest stodoła, więc można by wejść tam, po prawej są drzwi do szklarni, przez okienko sączy się intensywne złote światło. Postanawiamy się rozdzielić - kolega idzie przez stodołę, a ja przez szklarnię. Czuję, że nasz cel musi być niedaleko.
      Przechodzę przez drzwi od szklarni i pojawiam się w czymś na kształt mini-teatru. Stoję przed niewielką, okrągłą sceną. Jest na wysokości około 1,5 metra, zadzieram głowę do góry i widzę na środku dziwną postać. To jakby kobieta-robot. Mój kolega, który przeszedł przez stodołę nie przeniósł się do nowego miejsca ale stało się coś innego - widzi teraz z oczu tej kobiety-robota, ale jej nie kontroluje. Dodatkowo wyczuwa jej zamiary. Wszystko było zmyślnie zaplanowane, aby do takiej sytuacji doszło. Naszym zadaniem jest pokonać androida - ja będę walczył fizycznie, a kolega będzie mi podpowiadał co planuje wróg i jak uniknąć ataków - porozumiewamy się telepatycznie.
      Przeciwniczka zeskakuje z małej sceny i zaczynamy walczyć. W rękach trzymam długie zakrzywione ostrza. Robię efekciarskie cięcia, obroty, bloki, uniki - tak samo jak kobieta-robot. Nasza walka przypomina taniec. W jednym momencie straciła równowagę i się przewróciła. Przywaliłem jej wtedy z rozmachem ostrzami aż poszły iskry. Jednak to był dopiero początek walki. Następnie bywały takie momenty, że musiałem "włączyć" inny tryb rzeczywistości, by móc zadać jej obrażenia. Świat stawał się wtedy czarno-biały, a wszystko wyglądało jak nieoteksturowane modele 3D. Robiłem tak, gdy przeciwniczka korzystała ze specyficznej formy bloku, którego nie pokonałbym w normalnym trybie rzeczywistości. Obudził mnie budzik.


Nago przez plażę

      Jestem z rodzicami na wakacjach w okolicy, która jest abstrakcyjnym połączeniem gór i morza. A właściwie to byłem, bo już wracamy. Gdzieś się spieszymy, mama nas pogania. Idziemy szybko po typowo górskiej ścieżce, wokół łąki, lasy, pagórki. Jednocześnie wiem, że gdzieś za tymi lasami jest morze. Mijamy się z wieloma ludźmi, którzy idą w przeciwnym kierunku. Stajemy w końcu przy ulicy i zdajemy sobie sprawę, że nie było się po co spieszyć, bo teraz i tak musimy poczekać na samochód. Odwracam się i widzę, że powoli jedzie w naszą stronę, sam bez kierowcy.

      Przeskok.

      Jestem w podobnej okolicy, ale sam. Stoję na sporej górce z piasku niedaleko plaży. Ta górka należy do Najmana. On gdzieś tu śpi w piasku. Niżej jest jego żona, stoi i patrzy w stronę morza. Nie powinno mnie tu być. Schodzę szybko z górki na plażę, na szczęście mnie nie widziała. Idę powoli przez ogromną plażę, po prawej jest morze, słyszę kojący szum fal. Piękny, idylliczny widok. Zauważam, że jestem nagi i zasłaniam intymne części ciała obiema rękami. Jest to dość niekomfortowe. Myślę sobie, że skoro to jest sen, to nie muszę się niczego wstydzić. Zabieram ręce i idę dalej bez żadnych zmartwień. Czuję się swobodnie. To było bardzo przyjemne uczucie.

__________________________________________
Wczoraj miałem sny o grach komputerowych, a dziś miałem sny o... snach ;D
Ten drugi, w którym pomyślałem, że to sen - to nie było LD. Wszystko było częścią fabuły.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Dziennik snów akaKowalska akaKowalska 53 2,696 Wczoraj, 21:59
Ostatni post: akaKowalska
  Dziennik snów Kilera Jestem Kiler 416 55,075 11-05-2024, 20:27
Ostatni post: Jestem Kiler
  Dziennik snów Sennego Spacerowicza Dream Walker 313 149,399 02-05-2024, 16:54
Ostatni post: Dream Walker
  dziennik snów doysoyk Doysoyk 24 1,949 14-01-2024, 08:28
Ostatni post: Doysoyk
  Dziennik snów z całego życia ;] Rulez 50 29,255 28-04-2023, 21:45
Ostatni post: Rulez

Skocz do:

UA-88656808-1