04-10-2020, 21:49
4 października 2020 - Mix podstawówki, gimnazjum, liceum, studiów i... pizzy?
Jadę jednym z warszawskich tramwajów. Stoję trzymając się żółtej poręczy. Na przeciwko stoi mój dawny kolega z liceum, z którym już dawno nie miałem żadnego kontaktu. Rozmawiamy o czymś. Obaj jedziemy na swoje zajęcia, studiujemy na innych uczelniach. Wysiadam z tramwaju i znajduję się w swojej miejscowości, na ulicy przed szkołą podstawową. Szkoła do której zmierzam jest jednak tam, gdzie w rzeczywistości stoi pizzeria. Wchodzę do środka.
Jestem na korytarzu, który przypomina jeden z konkretnych korytarzy w moim liceum, tam gdzie zwykle miałem lekcje polskiego. Zorientowałem się, że nie mam na twarzy maseczki. Szukam po kieszeniach, ale nie znajduję - ale lipa. Podchodzę do szklanych drzwi, które prowadzą do głównej części budynku, gdzie odbywają się moje zajęcia. Za drzwiami stoją dwie znane mi nauczycielki - od matmy i polskiego z gimnazjum.
Otwieram drzwi, ale nie przekraczam progu. Mówię do nich nieśmiało coś w stylu: "Niestety zapomniałem maseczki, a nie mogę wracać do domu, bo nie zdążę na lekcje, które zaczynają się za kilkanaście minut, więęęęc.....". Polonistka w odpowiedzi mówi, że niestety nie dostali nakazu dawać maseczek każdemu, kto poprosi, więc żadnych nie mają, żeby mi dać.
Odwracam się i zauważam, że nie jestem sam na korytarzu. Są tu moi starzy znajomi z podstawówki - Kamil i Monika. Zaczynamy o czymś rozmawiać. Kamil wspomina o jakimś konkursie, dzięki któremu będzie miał większe szanse na przyznanie stypendium.
Jadę jednym z warszawskich tramwajów. Stoję trzymając się żółtej poręczy. Na przeciwko stoi mój dawny kolega z liceum, z którym już dawno nie miałem żadnego kontaktu. Rozmawiamy o czymś. Obaj jedziemy na swoje zajęcia, studiujemy na innych uczelniach. Wysiadam z tramwaju i znajduję się w swojej miejscowości, na ulicy przed szkołą podstawową. Szkoła do której zmierzam jest jednak tam, gdzie w rzeczywistości stoi pizzeria. Wchodzę do środka.
Jestem na korytarzu, który przypomina jeden z konkretnych korytarzy w moim liceum, tam gdzie zwykle miałem lekcje polskiego. Zorientowałem się, że nie mam na twarzy maseczki. Szukam po kieszeniach, ale nie znajduję - ale lipa. Podchodzę do szklanych drzwi, które prowadzą do głównej części budynku, gdzie odbywają się moje zajęcia. Za drzwiami stoją dwie znane mi nauczycielki - od matmy i polskiego z gimnazjum.
Otwieram drzwi, ale nie przekraczam progu. Mówię do nich nieśmiało coś w stylu: "Niestety zapomniałem maseczki, a nie mogę wracać do domu, bo nie zdążę na lekcje, które zaczynają się za kilkanaście minut, więęęęc.....". Polonistka w odpowiedzi mówi, że niestety nie dostali nakazu dawać maseczek każdemu, kto poprosi, więc żadnych nie mają, żeby mi dać.
Odwracam się i zauważam, że nie jestem sam na korytarzu. Są tu moi starzy znajomi z podstawówki - Kamil i Monika. Zaczynamy o czymś rozmawiać. Kamil wspomina o jakimś konkursie, dzięki któremu będzie miał większe szanse na przyznanie stypendium.