Dziś sen nieco dłuższy
.
Siedziałem w kolejce,
w sterylnym i utrzymanym w dobrym stanie,
holu w kolorystyce biało-szarej...
Jak na początku wspomniałem, siedziałem.
A na czym ja siedziałem?
Mógłbyś/mogłabyś zapytać.
Otóż już spieszę z odpowiedzią.
Siedziałem na ławce, lecz nie na zwyczajnej ławce jakby mogło się Tobie wydawać mój drogi czytelniku bądź czytelniczko.
Ławka była zbudowana w stylu postmodernistycznym i w ogóle nie pasowała do wnętrza, jeszcze ta czarna kolorystyka
...
Prócz mojej osoby było jeszcze sześciu mężczyzn w wieku poborowym, wzrostu średniego.
Gdy zza tajemniczych drzwi wydobywało się nazwisko, mężczyzna, które owo nazwisko w dowodzie miał wpisane, podnosił się z miejsca i do "gabinetu" czym prędzej się udawał.
Nie skupiłem się bardzo na owym procederze,
Koło mojego miejsca było stoisko z gazetami, które moją uwagę przykuło w większym stopniu.
Jedna z gazet na okładce miała nic innego jak zdjęcie kutasa i wielki napis:
"RAK PROSTATY
- Dziś to TY wybierasz".
Ukryć nie mogę... Tytuł chwytliwy.
Już miałem zabrać się za czytanie, gdy słyszę dobiegające z gabinetu nazwisko:
- Dupodaj!
Mój zmysł słuchu nagle się wyostrzył.
Mózg przetwarzał najwidoczniej informacje, którą dopiero co odebrał.
- Dupodaj!!
Niski, męski głos krzyknął raz kolejny.
W tym momencie już wiedziałem, że się nie przesłyszałem.
Starałem się ukryć śmiech, lecz ciężkie zadanie to było.
Mężczyzna z rodu Dupodajów w końcu się poderwał z zajmowanego przez siebie godnie siedziska.
Szybko przeskanowałem go wzrokiem z pytaniem w głowie:
- "Co jest z nim nie tak?!"
Szczerze? Zawiodłem się...
Mężczyzna wyglądał...
Cóż...
Jak człowiek...
Nic nadzwyczajnego.
Wzrost w okolicach średniej krajowej, w wieku koło lat dwudziestu pięciu.
Kilkudniowy zarost.
Kilka zbędnych kilogramów na brzuchu...
Wróciłem do gazetek...
Tym razem trafiłem na tytuł jeszcze ciekawszy:
"Tylko 30% polek czerpie przyjemność z seksu!
SPRAWDŹ JAK".
I tym razem chciałem zagłębić się w temat, gdy usłyszałem...
Moje nazwisko.
Udałem się do pokoju: skąd dochodził głos.
Uchyliłem drzwi...
Oczojebna biel była wszechobecna.
Na ścianie na prawo od drzwi był obraz przedstawiający nikogo innego a "Króla Kaczyńskiego" na białym koniu.
Na lewo, okno na pół ściany swe miejsce miało.
A w opozycji do mej osoby godło Polski godnie wisiało.
A pod godłem?
Biurko klasy (nie)najwyższej.
Na fotelu przy biurku siedział mężczyzny rosły.
Wyższy ode mnie i potężniej zbudowany.
Podszedł do mnie...
Obejrzał mnie z każdej strony...
Iii...
Złapał za jądra.
- Co pan robi?!!
(Powiedziałem z oburzeniem)
- Badam.
(Krótko odpowiedział)
- I co tam pan wybadał?
- Jądra ciepła.
- Więc... Co to oznacza?
- Żeś pedał ha ha.
Powiedziawszy, puścił moje jądra.
Zasiadł przy biurku, napisał coś na kartce i powiedział:
- Kategoria "A", odmaszerować!
Zmieszany całą sytuacją postanowiłem opuścić budynek.
Znajdowałem się już na zewnątrz.
Nie zdążyłem nawet się obejrzeć raz ostatni, gdyż w moją stronę krzyki wyraziste i głośne docierały, jednak przytłumione odgłosem śmigieł helikoptera.
- Wsiadać! Wsiadać!
(Krzyczał pilot).
Podróż... Cóż nic z niej nie pamiętam
.
Na miejscu jeden z żołnierzy kazał udać mi się do baraku numer 44.
Tak też zrobiłem.
W baraku czekał na mnie karabin, hełm, kamizelka, zapas wody i żywności na tydzień (lub i na okres prawdopodobnie dłuższy) oraz reszta żołnierskiego gówna.
Niespodziewanie cały budynek się podniósł i ruszył w drogę najpewniej nikomu znaną.
Postanowiłem wdrapać się na dach "budynku".
Jak się okazało, pojazd barakiem już od dawna zapewne nie był.
Przemieszczałem się teraz w kołowym transporterze opancerzonym.
W pewnym momencie "przejażdżki"....
Bum!
Cały pojazd poszedł!
Szczęśliwie wypadłem w powietrzu z wnętrza.
Znalazłem się na twardym piachu, skąd dogodnie mogłem obserwować, jak reszta załogi umiera w płomieniach...
Jeden z żołnierzy w agonii tylko krzyknął:
- To pułapka!!!
Po czym wrócił do krzyków spowodowanych oparzeniami IV stopnia.
Miałem przy sobie zapasy wody, lecz nie miałem karabinu... Wiedziałem, jak to się skończy...
(Zdjęcie dla pobudzenia resztek empatii w użytkownikach ajsenu).
Wracając...
Takowe głodujące dzieci w liczbie koło czterdziestu... Otoczyły mnie!!
Wiedziałem, że albo one, albo ja.
Wybór był prosty...
Chciałem jakoś dogodnie się ustawić, lecz nie zdążyłem, ponieważ dosłownie w jednej chwili...
- Aaaaa kurwa!
(Krzyknąłem).
Dwójka dzieci zaczęła mi się wgryzać w prawą kostkę, a najstarszy (zapewne dowódca) wskoczył mi na plecy i zębami wyrywał kawałki mięsa z karku bądź tudzież lewej ręki.
O ile z trójką poradziłem sobie w granicach mojej żywotności. To wiedziałem, że kolejny blitzkrieg ze strony 37 głodujących i odwodnionych murzynków może być śmiertelny.
Jeden z tych odważniejszych, uzbrojony w nóż zrobiony z kła tygrysa niepostrzeżenie chciał podejść mnie od tyłu.
Jednak moimi siódmym zmysłem go wyczułem i z pół obrotu kopnąłem krwawiącą nogą, ustanawiając rekord Guinnessa w sile kopnięcia czarnoskórego dziecka.
Tym jakże finezyjnym i śmiertelnym kopnięciem podburzyłem morale młodocianych wojowników.
Na moje nieszczęście po krótkiej naradzie zaczęli szturm.
200 metrów.
195.
190.
Byli z każdą sekundą coraz bliżej.
Wiedziałem, że nie przeżyje tego ataku.
160
155
150.
...
100 metrów!!!
Już miałem się żegnać ze światem obecnym i jedynym zapewne.
Choć o tym miałem się przekonać za moment
.
W tym o to momencie usłyszałem głos zza mych pleców:
- Hey man!
Odwróciłem się z resztkami nadziei.
Tak. Elon Musk we własnej osobie...
- I'm not saying it solves your problem... But... IT IS satisfy
.
Powiedział i w moją stronę rzucił....
Miotacz ognia!
Oj... Ja już widziałem, co z nim z robię.
Dzieci były już w odległości 20 metrów ode mnie...
Gdyby tylko wiedziały, co je czeka
...
Już tylko jeden metr... Kwestia sekund i dobrego refleksu... Nacisnąłem spust.
Od lewej do prawej i tak kilka razy po całej grupie.
- Palcie się skurwysyny hahha!
Z każdą sekundą czułem coraz większą euforię.
Wszechogarniająca mnie satysfakcja była niepowtarzalnym doświadczeniem.
Gdzieś w środku czułem to zaspokojenie....
I z ostatnim płomieniem patrzyłem jak ostatnie dziecko rozpaczliwie próbuje złapać powietrze...
Ale jednak kurwa nie może haha!
Ahhhh... W tamtym momencie byłem tak zaspokojony, że mógłbym umrzeć na miejscu.
Piękny sen pod względem emocjonalnym...
Mimo to po obudzeniu czułem się lekko zdegustowany
.
19 sierpnia 2019