Znajdowałem się na przyjęciu.
Na uroczystości byli uczniowie i nauczyciele z mojej szkoły.
Całe przyjęcie było utrzymane w takiej "starej" stylistyce, a wszyscy, wliczając w to moją osobę, byli elegancko ubrani.
Po uroczystym przywitaniu wszystkich gości, dostaliśmy instrukcje gdzie mamy się udać. Po dłuższym szukaniu znalazłem się pod drzwiami, nad którymi pisało: "przedział wiekowy: "xx-xx" czyli
akurat idealnie pasowałem.
Szybko odnalazłem kartkę z moim imieniem i nazwiskiem, po czym usiadłem przy długim stole. Było nawet znośnie, do momentu, gdy na końcu stołu zaczęły padać wyzwiska. Najpierw były krzyki, lecz chwilę potem wszystko się uspokoiło. Można było zauważyć, jak moi rówieśnicy dzielą, się na dwie frakcje. W pewnym momencie ktoś krzyknął do kogoś: "komunista!!!" Ten odpowiedział mu:"nazista!!!".
Siedziałem przy stole i starałem się to ignorować, ale w momencie, gdy wszystko nabierało tempa, musiałem zareagować.
Jedzenie i ludzie "latali" po całej sali. Nie czekając dłużej czy może dostanę przypadkiem kawałkiem mięsa, bądź pomidorem, czy też jajkiem lub śledziem, sprawnie wyszedłem i po cichu zamknąłem drzwi.
Dopiero gdy znalazłem się po tej "bezpiecznej stronie" drzwi, uświadomiłem sobie, co właśnie się stało... Byłem "trochę" zażenowany poziomem moich znajomych.
Rozumiem, że w moim wieku jest się jeszcze nie ogarniętym, nie umie prowadzić się dyskusji czy wierzy się w świętego Mikołaja... Jestem w stanie to zrozumieć, ale... Naprawdę?
Zawsze moja klasa i klasy równolegle muszą wszystko spierdolić?
Wiedziałem, że była to ważna uroczystość i było zaproszonych sporo ważnych gości, więc no...
Nie wiem dlaczego, ale czułem okropny wstyd, jakbym w tym wszystkim uczestniczył.
Usiadłem sobie pod drzwiami i myślałem co by tu zrobić... Nagle zauważyłem moją dobrą znajomą, która chodziła między salami.
Podszedłem do niej i zapytałem się jej, dlaczego nie jest na sali razem z innymi. Otrzymałem odpowiedź:
- Dobrze wiedziałam , co się stanie, więc w ogóle nie miałam zamiaru tam wchodzić.
- I co teraz będziesz robić?
- Nie wiem, ale i tak lepiej się nudzić niż "siedzieć" przy stole z tymi debilami.
Kiwnąłem tylko głową dając, do zrozumienia, że się z nią zgadzam.
- Byłeś tu kiedyś?
- Nie.
- To chodź, pokażę Ci ciekawe miejsce.
(Lekko się uśmiechnęła, po czym złapała mnie za rękę i zaczęła iść szybkim krokiem w stronę sali głównej).
- A mogłabyś, chociaż powiedzieć gdzie idziemy?
- Można powiedzieć, że to niespodzianka.
Przemierzaliśmy salę już dłuższą chwilę, gdy przechodziliśmy koło stolika dyrektora i jego najbliższego grona, zwolniliśmy i powiedzieliśmy klasyczne: "Dzień dobry". Gdy oddaliśmy się trochę od wcześniej wspomnianego stolika, usłyszałem, jak jedna z nauczycielek mówi coś w tym stylu:
- Widziałaś jaka piękna dziewczyna? Idealnie do niego pasuje.
(Po czym druga odpowiedziała)
- No masz rację, ale ta opalenizna. No po prostu opalona jak kratka po piwie! (AHA...
)
Wyszliśmy w końcu z sali i znajdowaliśmy się w czymś na wzór małego magazynu.
- Zaraz będziemy!
(Powiedziała ucieszona).
Otworzyła drzwi...
Prowadziły one na zewnątrz.
W tym momencie moim oczom ukazał się piękny ogródek, mały stawik i kilka sporych, gładkich kamieni.
- Może usiądziemy sobie tutaj nad stawkiem?
(Zaproponowałem)
- Dobry pomysł! Te kamienie powinny być całkiem wygodne.
Patrzyłem się razem z nią ślepo w taflę wody, gdy nagle (ona) położyła rękę na moim udzie. Spojrzała się tylko mi krótko w oczy, po czym lekko przesuwała rękę w stronę krocza. Przybliżyła się do mnie, ścisnęła lekko ręką moje jądra...
W tym momencie "żołnierz" stał na baczność, widząc (czując to), uśmiechnęła się i jęknęła cichutko (byłem w rurkach, więc erekcja była dość dobrze widoczna). Usiadła mi na kolanach i pochyliła się trochę w moją stronę, teraz miałem przed oczami jej piękne i duże piersi.
Przybliżyła swoją głowę do mojej. Zetknęliśmy się czołami... I gdy miało dojść do pocałunku nagle... Usłyszeliśmy głos: "Nie przeszkadzam wam prawda?"
Szybko od siebie odskoczyliśmy i wypatrywaliśmy osoby, która wypowiedziała te słowa. W tym momencie z krzaków wyszła dziewczyna (coś koło 15 lat).
Szeroko się uśmiechnęła i powiedziała:
- Nie za zimno, żeby tak na dworze? To i tak, że zdążyłam, zanim się już całkiem poddali rozkoszy, jeszcze byście się przeziębili.
- Ale my...
- Oj nie tłumacz się dziewczyno! Kogo wy próbujecie oszukać...
- Ja tylko pomagałem koleżance z guzikiem...
(Nie wiedziałem co powiedzieć po prostu
).
(Ironicznie się uśmiechnęła i spytała...)
- Ile wy macie lat?
(Chcąc uniknąć wyjawienia tej informacji, powiedziałem
- A na ile lat wyglądamy?
- 14? 15? No góra 16...
( Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Z jednej strony cieszyłem się, że uniknąłem "kompromitacji", ale wiedziałem, co zaraz się zdarzy. Stanąłem trochę bokiem, aby jak najmniej było widać mojej twarzy, ale...)
- Czekaj... Przecież ty... Ty wyglądasz dokładnie jak ten chłopak! Czekaj no... (I zaczęła coś grzebać w telefonie).
- Patrz, wyglądasz zupełnie jak ten... No... Aryjczyk!
(Po czym pokazała mi to zdjęcie bardzo podobne jak to poniżej).
(Zapadła cisza).
Na twarzy mojej koleżanki zagościł skromny uśmiech, ponieważ wiedziała coś, czego ta dziewczyna nie wiedziała.
(Długo jeszcze staliśmy w ciszy, gdy nagle usłyszałem).
- czyli ty ten... Jesteś no... Nazistą!
(Powiedziała jakby była w stu procentach pewna tego, co powiedziała).
(Popatrzyłem tylko z politowaniem i szybko wywnioskowałem, że nie jest zbytnio ogarnięta. Wymyśliłem odpowiedź, po której mógłbym ocenić pewne cechy tej dziewczyny).
- Tak, jestem... Jak każdy dziewięciolatek
(Widząc, że uzyskałem zamierzony efekt i zyskałem potrzebne mi informacje: zmieniłem temat).
- Ty nie jesteś z naszej szkoły prawda?
(Zapytałem)
- Tak, to prawda...
- Więc co tu robisz?
- Ładne miejsce... Po prostu...
Chciałem coś powiedzieć, ale w tym czasie ktoś zaczął nas wołać. Musieliśmy już wejść do autobusu, bo cała uroczystość się już skończyła.
W autobusie było jakoś cicho (wyjątkowo). Wszyscy byli jacyś tacy... Nieobecni. Zdążyliśmy przejechać jeszcze jakieś 20 km, gdy nagle autobus gwałtownie stanął. Przed nami było pełno policji. Kazali nam wyjść z autobusu.
Przed nami był widok rzadki. Pourywane głowy, ręce, nogi gdzieniegdzie był sam tułów, ulica była wręcz zalanka krwią Policjant powiedział, że musimy przejść bokiem. Dyrektor zaprowadził nas do lasu na wzgórzu. Tam znajdował się drugi autobus, którym wróciliśmy do domu.
Potem nagle mi się przypomniała tą dziewczyna. Starałem się ją odnaleźć w internecie. Znalazłem tylko ogłoszenie o ucieczce z domu dziecka... I w sumie to tyle. Wyłączyłem laptopa i poszedłem spać, zdążyłem spojrzeć na zegarek po czym... Obudziłem się.
28 grudnia 2018