07.04.2015
Nie wiem jakim cudem przespałem 15-sekundowy budzik nastawiony na 4:30, alfa też nie zadziałał. W rezultacie obudziłem się po ponad 6 godzinach od zaśnięcia, i przez dobre kilkanaście minut byłem pewien, że nic nie pamiętam.
Potem nagle mnie olśniło, że "Aha, przecież TO właśnie był sen!" No i teraz pamiętam 2 sny, z czego drugi był prawdopodobnie kontynuacją pierwszego. Łącznie tworzą dość ciekawą i złożoną historię
--- Drużyna ---
Jest noc. Jakaś pusta ulica na totalnym zadupiu, z lewej strony rozciągają się wielkie pola, z prawej na tle ciemnego nieba majaczy ściana lasu. A na ulicy stoi autokar, do którego usiłuje wejść kilkudziesięciu ludzi.
Stoję tam między nimi, w równej kolejce. Nikt nikogo nie przepycha ani nie ponagla, chociaż jesteśmy ostatnimi uciekinierami z tego niebezpiecznego obszaru. Nie wiem, co dokładnie spowodowało ewakuację, ale wszyscy mieszkańcy okolicznych miast i wsi zostali zmuszeni do ucieczki.
Wreszcie jakimś cudem upychamy się w autokarze i odjeżdżamy. W ciżbie ludzi wypatruję piękną, ciemnowłosą dziewczynę, co jakiś czas nasze spojrzenia się spotykają. Uśmiecha się do mnie.
Co parę minut autokar zatrzymuje się i wysiada z niego po kilkoro ludzi. Gdy w pewnej chwili wysiada m.in. dziewczyna, ja również wyskakuję na zewnątrz, w ostatnim momencie. Dziewczyna wygląda na bardzo zadowoloną
Jest nas wszystkich około dziesięciu, może mniej, pamiętam jeszcze jakiegoś tęgiego Murzyna i kilku brodatych osobników. Od teraz stanowią oni moją drużynę (!), mamy za zadanie przedostać się gdzieś tak, żeby nikt nas nie zauważył. Idziemy jakiś czas pogrążoną w mroku ulicą, gdy nagle ktoś krzyczy, żeby się zatrzymać. Przed nami, po lewej stronie, jakieś dwa metry od jezdni, stoi ciemna postać. Nie widzę jej dokładnie, ale jest bardzo wysoka i wychudła, z pewnością nie należy do człowieka. Ma na sobie jakby powłóczystą i postrzępioną szatę. Zabijamy ją na odległość (mamy chyba broń sieczną - miecze, topory, a także łuki).
Idziemy dalej, zabijamy w ten sam sposób kolejne dwie tajemnicze istoty. W końcu na ulicy jest ich tak wiele, że nie możemy iść dalej. Nie ma wyboru - musimy wejść w głąb lasu i przekraść się między drzewami.
Wnętrze lasu przypomina labirynt wąskich korytarzy o ścianach z pni i stropie z liści i gałęzi. Wszystko jest pogrążone w żółtawym półmroku, skądś sączy się jasne, złote światło. Idziemy gęsiego, ostrożnie, gdyż wiemy, że w lesie również czają się czarne stwory, i możemy się na nie natknąć na każdym zakręcie.
(Od razu mówię, że klimat w lesie przypominał najstraszniejsze horrory - to był sen akcji, ale mimo to czułem momentami wręcz obezwładniający strach, choć podstawowym uczuciem była z pewnością ekscytacja). Wszystko przypomina świetnie zaplanowaną operację wojskową. Nasze działania są zintegrowane i wymierzone co do sekundy w stosunku do ruchów czarnych istot. Poruszamy się płynnie, bez zwalniania, mijając niemal o włos ich "patrole". Mogę też bliżej przyjrzeć się stworom - przypominają trochę Dementorów z Harry'ego Pottera, choć są od nich wyższe i chudsze, zamiast kapturów mają też bezkształtne głowy pozbawione oczu, a ich ciała pokryte są obślizgłymi mackami. W pewnym momencie, na małej polanie wywiązuje się walka. Kryjemy się za drzewami, podczas gdy potwory strzelają do nas dziwnymi pociskami. Wiemy, że każdy z nich ma określoną ilość pocisków do wystrzelania, i czekamy, aż skończy im się amunicja. Wtedy wybiegamy zza drzew i kończymy zabawę gładkim cięciem miecza.
Wreszcie docieramy do jakiejś opuszczonej chaty położonej za lasem. Gdy penetrujemy jej wnętrze, okazuje się, że ktoś tam jest. Nagle zjawia się banda opryszków, którzy w ciągu chwili łapią wszystkich moich kamratów. Mi jako jedynemu udaje się na czas ukryć za jakąś ścianą.
Wiem, że nie mogę ich tak zostawić, zależy mi przede wszystkim na życiu dziewczyny. Czekam aż sytuacja się uspokoi, w międzyczasie badając rozkład pomieszczeń w budynku. Po jakimś czasie jestem gotowy do akcji.
Wyskakuję zza rogu i wykańczam pierwszego strażnika szybkim ciosem pod gardło. Następnie, trzymając się ściany, przechodzę do kolejnego pomieszczenia. Jest tam dwóch strażników. Wbiegam między nich, pierwszego podrzynam nożem, drugi zaczyna uciekać, a wtedy łapię go i skręcam mu kark. Gorzej jest w trzecim pokoju. Tam rzucam nożem w jednego ze strażników, ale drugiemu udaje się uciec, zaczyna krzyczeć na całe gardło, alarmując pozostałych.
Uciekam na zewnątrz, przed dom. Na środku placyku stoi jakaś kamienna studnia, wbiegam za nią i przypadam płasko do ziemi. Niestety, bandyci wybiegają za mną i rozpraszają się w różnych kierunkach. Szybko mnie znajdują, bronię się przez chwilę, ale potem dostaję w brzuch trzonkiem topora i tracę przytomność. Ogarnia mnie ciemność.
--- Więzienie i chora matka ---
Na 90% kontynuacja poprzedniego snu, choć nie bezpośrednia. Również jest noc, ja i cała moja kompania z poprzedniego snu przebywamy w więzieniu (już od dłuższego czasu!). Więzienie przypomina do złudzenia Sonę z 3 sezonu serialu Skazany na Śmierć, choć wiem, że jest arabskie (!?). Właśnie odbywa się jakaś większa akcja, zdaje się, że bunt kilku więźniów. Wszyscy biegają po otoczonym drutem kolczastym placu, krzyczą, przyjeżdżają jakieś wozy policyjne, generalnie jest jeden wielki burdel. Mój przyjaciel (ten Murzyn ze snu 1. ), chwyta leżący na ziemi pistolet i obezwładnia dwóch zbuntowanych więźniów. Gdy sytuacja się uspokaja, strażnicy doceniają to i pozwalają mu wyruszyć razem ze strażnikami poza więzienie, w celu złapania tych, którym udało się uciec. Murzyn dostaje natychmiast mundur, i ustawia się w szeregu razem ze strażnikami. Wymieniam z nim uścisk dłoni i mrugnięcie, po czym wracam z resztą więźniów do budynku więziennego.
Teraz dowiaduję się nagle
(jak to w snach), że bunt zaplanowałem ja. Wszystko przebiegło po mojej myśli, ogólnie chodziło właśnie o to, by mój przyjaciel zdobył broń i wpływy wśród straży. Ma się to później przydać w ucieczce z więzienia
(jawne nawiązanie do Skazanego na Śmierć, jestem takim jakby Scofieldem )
Wewnątrz budynku idę w górę wąską klatką schodową, aż na jakimś półpiętrze spotykam tę piękną dziewczynę. Jest zapłakana. Gdy pytam, co się stało, pokazuje mi ogłoszenie, wiszące na ścianie. Z tekstu wynika, że matka dziewczyny (która była z nami w więzieniu jakiś czas), ze względu na bardzo ciężki stan zdrowia została przeniesiona do swojego domu, na czas leczenia. Po tygodniu zmarła, nagle przestała oddychać
(co ciekawe, tekst jest po angielsku, mam małe problemy ze zrozumieniem niektórych słów, jak w realu).
Obejmuję i przytulam dziewczynę, stoimy tak dość długi czas, nic nie mówiąc. W pewnym momencie tak ni z d*py zaczynam ją całować w usta i w szyję, zauważam też, że jest naga....
Sen był już na granicy erotycznego, gdy nagle po prostu się skończył xD
Generalnie widzę, że moje sny powoli stają się coraz dłuższe i coraz bardziej logiczne, pamiętam też znacznie więcej szczegółów, po obudzeniu mam wręcz wrażenie, że to się działo naprawdę, i to przez długi czas. Fajowo