Heh, dzięki wampia

Na pewno sobie nie odpuszczę, o to się nie martw

A jeśli chodzi o styl, to od 12 roku życia piszę książki, więc jest wyrobiony, że tak powiem. Chociaż i tak nie uważam tego notatnika za jakiś specjalny wyczyn literacki, wszystko jest nieco chaotyczne. No, ale czego można się spodziewać po opisach snów, z których pamięta się z reguły jedynie strzępki i fragmenty nie powiązane ze sobą w żaden sposób...
A z tą wodą jako symbolem snu może i racja, chociaż w mojej tabelce przodują: Bliscy przyjaciele, Ruiny, Ciemne wnętrza i Gryzące owady
02.04.2015
Dzisiaj wreszcie wolne
Postanowiłem wznowić próby WBTB. Alfa budzik na obudzenie się po 3 fazie REM, (wyszło około 4:16), potem wybudzanie i 2 drzemki po 30-40 minut. Łącznie pamiętam 3 sny.
I jeszcze gwoli wyjaśnienia. Wszystkie dzisiejsze sny, a szczególnie pierwszy, zawierają mnóstwo nawiązań do paru poprzednich dni. Nie będę się rozpisywał na temat tych skojarzeń i interpretacji, bo to i tak nie ma sensu, ale postaram się nakreślić chociaż ich ogólny sens.
--- Wycieczkowa mieszanka ---
Na początku jestem w luksusowym autokarze, jadę gdzieś z rodzicami i babcią. Kierowca w pewnym momencie włącza na telewizorze "Incepcję", zdaje się, że na moje życzenie. Początek filmu jest inny niż w rzeczywistości, strasznie się przedłuża i przynudza brakiem akcji. Po około 15 minutach oglądania babcia... zasypia.
Potem włączają się jakieś reklamy. Razem z ojcem stwierdzamy, że chcemy się nieco przewietrzyć i wychodzimy z autokaru. Wtedy sen gwałtownie się zmienia.
Jestem na jakiejś szkolnej wycieczce. Miejsce jest dość dziwne, nie jestem w stanie dokładnie opisać "ośrodka" w którym mieszkamy. Na pewno znajduje się tam parę dużych budynków, oraz wąska ulica, po której i tak nie jeżdżą żadne samochody. I na pewno jest zima.
Na początku kieruję swoje kroki do kiosku za ulicą. Kupuję coś, i przy okazji zaznajamiam się z bardzo sympatycznym, łysym sklepikarzem. Informuje mnie on, że w jednym z tych wielkich budynków właśnie zaczyna się Pyrkon.
(Pyrkon to wielki ogólnoświatowy konwent miłośników fantastyki, który odbywa się co roku w Poznaniu. Przypada na 24-26 kwietnia).
Wracam do "ośrodka". Jest tam gigantyczny budynek, którego jedna ściana jest całkowicie szklana. Wypisano na niej białymi literami wszystkie atrakcje, na które można sobie pozwolić podczas pobytu tutaj. Znajduję m.in. Muzeum. Postanawiam tam pójść.
Budynek Muzeum okazuje się tak naprawdę czymś w rodzaju składowiska przeróżnych instrumentów muzycznych
(dla mnie prawdziwy raj, od paru lat gram na keyboardzie, gitarze i flecie, zamierzam też zostać kompozytorem muzycznym). W jednym z pomieszczeń, przypominającym komnatę zamkową, stoi na środku pianino. Na początku nie wierzę, że można tak po prostu usiąść i sobie grać, ale okazuje się, że można. Tak więc gram do późnej nocy.
Następnego ranka sypie śnieg. Idę z powrotem do kiosku, by oddać łysemu jakieś puste słoiki (?!), które niby pożyczyłem poprzedniego dnia. Stojąc przy kiosku, muszę trzymać się ścianki, żeby nie upaść. Mam na nogach łyżwy (!), a wszystko wokół jest straszliwie oblodzone, nogi ślizgają mi się i uciekają we wszystkie strony, gdy tylko udaje mi się wyprostować.
Potem podchodzę do samochodu należącego do sklepikarza. Otwieram bagażnik, z wnętrza wysypuje się mnóstwo śniegu, i... dwójka małych dzieci, które twierdzą, że się tam bawiły i się na mnie obrażają (!!!).
Otworzyłem bagażnik dlatego... Że wcześniej zostawiłem w nim swoje koszule, ponieważ traktuję go jak szafkę na ubrania (?!?!). Zdaję sobie sprawę, że to ostatni dzień naszego klasowego pobytu tutaj, dlatego przebieram się i zakładam biało-różową koszulę, w której, jak twierdzę, wyglądam najlepiej
(nigdy w realu nie miałem na sobie czegoś takiego). Zostawiłem tę koszulę na specjalną okazję, teraz chcę ją wykorzystać, żeby zaimponować jakiejś dziewczynie, która bardzo mi się podoba i jest z nami na wycieczce

Wracam do "ośrodka", jakimś cudem jest już późny wieczór. Spotykam tą dziewczynę. Okazuje się, że moi dwaj koledzy, z którymi miałem iść na Pyrkon... Poszli sobie do pobliskiej restauracji, i powiadomili o tym dziewczynę sms-em. No nic. Stwierdzamy, że pójdziemy sami. Dziewczyna rozkłada na ziemi ogromny arkusz z planem konwentu, przeglądamy głównie blok "Manga i Anime" (Chore, nigdy nie lubiłem ani mangi ani anime).
Nie pamiętam, co się działo później, aż do momentu, gdy rankiem następnego dnia czekamy już przy autokarze i mamy wracać do domu. Nagle zjawiają się moi dwaj koledzy, ci, którzy w nocy poszli do restauracji. Widzę, że... Zmienili się w jakieś dzieciaki z Anime (!). Obaj są bardzo niscy i mają włosy w dziwnym kolorze, wyglądają jak wycięci żywcem z kreskówki. Wszyscy śmieją się z nich do rozpuku. I tak też kończy się ten dziwaczny sen.
--- Nerki Princessy ---
Na początku dzieją się różne, dziwne rzeczy, których dokładnie nie pamiętam. Moja babcia jest jedną z osób, które porywają bezpańskie koty i zamykają je w schronisku, które przypomina wielki zamek na szczycie stromej, skalistej góry. Zamykają tam między innymi jakąś kocią rodzinę, z którą bardzo się zżyłem. Oddzielili małe kociątka od rodziców, zamknęli każde w osobnej klatce. Co prawda klatki są wyposażone w różne kocie zabawki, pufy i inne pierdoły, ale za to małe i bardzo ciemne. Chodzę po schronisku, odwiedzam każdego kota w jego klatce i głaszczę uspokajająco. Jedne zdziczały, inne płaczą (dosłownie, jak ludzie), jeszcze inne popadły w depresję. W pewnym momencie spotykam babcię i wściekam się na nią, dochodzi do ostrej kłótni.
Potem jestem niby w tym samym miejscu, ale nie ma już kotów, budynek przypomina tym razem połączenie zamku na skale z moim domem. Jest tam oprócz mnie mój kuzyn (który we śnie gra rolę "Złego", chociaż w rzeczywistości jest spokojnym i sympatycznym człowiekiem), oraz jego koledzy. Kuzyn ma plan, żeby zabić twórcę batoników "Princessa" (!). Ściąga go podstępem w okolice domu. W pewnym momencie, gdy jestem w domu sam, widzę przez okno wspinającego się po skałach grubego mężczyznę. Uznaję, że to na pewno twórca "Princessy" i przywołuję go gestem przez szybę. Podchodzi. Chcę go ostrzec, ale jest już za późno. Kuzyn i jego koledzy wyskakują spomiędzy okolicznych skał i łapią grubasa. Następnie rozbijają mu głowę o kamienną ścianę domu. Kuzyn staje nad jego ciałem z tryumfalnym uśmieszkiem i mówi do mnie: "Brawo, zwabiłeś go w to miejsce dokładnie tak, jak chciałem". Następnie woła do kolegów: "Nereczki!"
Zamierzają zjeść nerki grubasa (!!!). Sen się kończy.
Trzeciego snu nie opisuję, bo był bardzo krótki i nieciekawy, dotyczył zwykłego dnia w liceum.