17-03-2015, 20:35
Witajcie 
To już co prawda mój trzeci prowadzony na bieżąco dziennik snów, ale myślę, że nadmiar nikomu nie zaszkodzi
Postaram się wrzucać sny codziennie, ale raczej nie spodziewajcie się Bóg wie czego - rzadko kiedy zapamiętuję więcej niż 1 sen w ciągu nocy.
Warto wspomnieć, że moje przygody ze snami zaczęły się na dobrą sprawę dopiero niedawno, na początku tego roku. Wcześniej co prawda przywiązywałem jakąś wagę do snów, ale do tej pory traktowałem je wyłącznie jako ciekawe historyjki, tworzone raz na ruski rok przez moją mózgownicę. Teraz, oprócz dzienników prowadzę również "tabelę symboli", w której zapisuję wszelkie elementy pojawiające się w snach i mogące mieć jakieś znaczenie, a także tabelę wszystkich snów, jakie pamiętam. Na te chwilę jest ich niecała setka. To i tak sporo, biorąc pod uwagę, że jeszcze tydzień temu pamiętałem
ich może 50
Ale jak widać, przy odrobinie wysiłku można sobie przypomnieć nawet sny sprzed kilkunastu (!) lat.
Oznaczenia kolorystyczne, których będę używał:
SEN - sen zwykły (nieświadomy)
SEN - fałszywe przebudzenie
SEN - sen świadomy (LD)
SEN - dodatkowe uwagi
Na dobry początek, w ramach rozgrzewki, opiszę baaardzo stary sen, który wyjątkowo dobrze zapadł mi w pamięć. Myślę, że będzie to dobre "Intro" do mojego Dziennika
Miałem max. 6 lat.
Wracałem z przedszkola do domu. Nagle, w oddali ujrzałem wielkie tornado. Było czarne i bardzo cienkie, a wewnątrz niego latały jakieś dziwne punkciki. Jeden z nich spadł na ziemię, i wtedy tornado znikło. W budynku szkoły, przyklejonym do przedszkola, zobaczyłem przez okno paru żywo dyskutujących ludzi. Poszedłem do nich. Okazało się, że to naukowcy. Byli tam właśnie w sprawie dziwnego tornada, odkryli, że coś przedostało się z kosmosu na ziemię.
Teraz nie pamiętam, co się działo, aż do kolejnej sceny tego samego snu.
Był już wieczór, za oknem bardzo ciemno. Leżałem w łóżku, gdy nagle usłyszałem jakiś odgłos. Podniosłem się, i ujrzałem siedzącego na parapecie wielkiego nartnika. Ciało miał długie na pół metra, rozpiętość nóg na około metr. Nie wystraszyłem się go. Podszedłem do niego, a on oznajmił, że chce mnie zabrać w niezwykłą podróż. Nie używał głosu (chyba), to było raczej komunikowanie się telepatyczne. Wyszedłem przez okno i chwyciłem jego tylne nogi. A on wtedy... Poleciał. Sunął przez powietrze tak, jak normalne nartniki po wodzie. Polecieliśmy w kosmos. Byłem niesamowicie oczarowany pięknem otoczenia, wierzcie lub nie, ale do dziś pamiętam niesamowitą magię tego kosmosu ze snu. Nartnik odwiózł mnie później do domu. Całego następnego dnia nie pamiętam, wiem dopiero, co działo się kolejnej nocy (sen był długi na 2 pełne doby!).
Znowu przyleciał po mnie nartnik, ale tym razem nieco większy. Chciałem wiedzieć, co się stało z tym wczorajszym, ale nie uzyskałem odpowiedzi. Do teraz nie wiem, czy to było inne stworzenie, czy to samo. W każdym razie wiedziałem już, co mnie czeka, i z radością wyruszyłem w kolejną kosmiczną podróż. Tym razem zatrzymaliśmy się na jakiejś asteroidzie, a później ukazał mi się widok, który również pamiętam dokładnie nawet dzisiaj. Mała planetka (jak z Małego Księcia), nie kulista, lecz w formie wielościanu foremnego. Na każdej ściance, jak na ekranie telewizora, wyświetlały się sceny z postaciami z bajek Disneya. Planetka była niesamowicie kolorowa i urokliwa, taki tęczowy punkt zagubiony w czarnym kosmosie. Chodziłem po niej i bawiłem się razem z Nartnikiem.
Żaden późniejszy sen nie zrobił na mnie tak wielkiego wrażenia. Rzecz jasna, wrażenie to jest pewnie spowodowane faktem, że byłem jeszcze bardzo mały, nie miałem doświadczenia ani w życiu, ani w ciekawych snach. Mimo wszystko Nartnika do teraz traktuję jako swojego przewodnika sennego i wypatruję go każdej nocy

To już co prawda mój trzeci prowadzony na bieżąco dziennik snów, ale myślę, że nadmiar nikomu nie zaszkodzi

Postaram się wrzucać sny codziennie, ale raczej nie spodziewajcie się Bóg wie czego - rzadko kiedy zapamiętuję więcej niż 1 sen w ciągu nocy.
Warto wspomnieć, że moje przygody ze snami zaczęły się na dobrą sprawę dopiero niedawno, na początku tego roku. Wcześniej co prawda przywiązywałem jakąś wagę do snów, ale do tej pory traktowałem je wyłącznie jako ciekawe historyjki, tworzone raz na ruski rok przez moją mózgownicę. Teraz, oprócz dzienników prowadzę również "tabelę symboli", w której zapisuję wszelkie elementy pojawiające się w snach i mogące mieć jakieś znaczenie, a także tabelę wszystkich snów, jakie pamiętam. Na te chwilę jest ich niecała setka. To i tak sporo, biorąc pod uwagę, że jeszcze tydzień temu pamiętałem
ich może 50

Oznaczenia kolorystyczne, których będę używał:
SEN - sen zwykły (nieświadomy)
SEN - fałszywe przebudzenie
SEN - sen świadomy (LD)
SEN - dodatkowe uwagi
Na dobry początek, w ramach rozgrzewki, opiszę baaardzo stary sen, który wyjątkowo dobrze zapadł mi w pamięć. Myślę, że będzie to dobre "Intro" do mojego Dziennika

--- Nartnik ---
Najstarszy sen, jaki pamiętam. Wywarł na mnie tak wielkie wrażenie, że uznałem za słuszne zapisanie go w postaci historyjki obrazkowej na kartce A4 
Wracałem z przedszkola do domu. Nagle, w oddali ujrzałem wielkie tornado. Było czarne i bardzo cienkie, a wewnątrz niego latały jakieś dziwne punkciki. Jeden z nich spadł na ziemię, i wtedy tornado znikło. W budynku szkoły, przyklejonym do przedszkola, zobaczyłem przez okno paru żywo dyskutujących ludzi. Poszedłem do nich. Okazało się, że to naukowcy. Byli tam właśnie w sprawie dziwnego tornada, odkryli, że coś przedostało się z kosmosu na ziemię.
Teraz nie pamiętam, co się działo, aż do kolejnej sceny tego samego snu.
Był już wieczór, za oknem bardzo ciemno. Leżałem w łóżku, gdy nagle usłyszałem jakiś odgłos. Podniosłem się, i ujrzałem siedzącego na parapecie wielkiego nartnika. Ciało miał długie na pół metra, rozpiętość nóg na około metr. Nie wystraszyłem się go. Podszedłem do niego, a on oznajmił, że chce mnie zabrać w niezwykłą podróż. Nie używał głosu (chyba), to było raczej komunikowanie się telepatyczne. Wyszedłem przez okno i chwyciłem jego tylne nogi. A on wtedy... Poleciał. Sunął przez powietrze tak, jak normalne nartniki po wodzie. Polecieliśmy w kosmos. Byłem niesamowicie oczarowany pięknem otoczenia, wierzcie lub nie, ale do dziś pamiętam niesamowitą magię tego kosmosu ze snu. Nartnik odwiózł mnie później do domu. Całego następnego dnia nie pamiętam, wiem dopiero, co działo się kolejnej nocy (sen był długi na 2 pełne doby!).
Znowu przyleciał po mnie nartnik, ale tym razem nieco większy. Chciałem wiedzieć, co się stało z tym wczorajszym, ale nie uzyskałem odpowiedzi. Do teraz nie wiem, czy to było inne stworzenie, czy to samo. W każdym razie wiedziałem już, co mnie czeka, i z radością wyruszyłem w kolejną kosmiczną podróż. Tym razem zatrzymaliśmy się na jakiejś asteroidzie, a później ukazał mi się widok, który również pamiętam dokładnie nawet dzisiaj. Mała planetka (jak z Małego Księcia), nie kulista, lecz w formie wielościanu foremnego. Na każdej ściance, jak na ekranie telewizora, wyświetlały się sceny z postaciami z bajek Disneya. Planetka była niesamowicie kolorowa i urokliwa, taki tęczowy punkt zagubiony w czarnym kosmosie. Chodziłem po niej i bawiłem się razem z Nartnikiem.
Żaden późniejszy sen nie zrobił na mnie tak wielkiego wrażenia. Rzecz jasna, wrażenie to jest pewnie spowodowane faktem, że byłem jeszcze bardzo mały, nie miałem doświadczenia ani w życiu, ani w ciekawych snach. Mimo wszystko Nartnika do teraz traktuję jako swojego przewodnika sennego i wypatruję go każdej nocy

LD - 15
FA - 21
Wszystkich zapisanych snów - 536
FA - 21
Wszystkich zapisanych snów - 536