08-09-2018, 13:54
Czas na mój dziennik . Będę publikował tylko ciekawe sny, przeciętne zostaną w moim zeszycie.
Dzisiaj miałem dość intesywną noc, obfitującą w dwa głębokie i długie doświadczenia, jedno zakonćzone LD.
Idziemy więc spacerkiem do zakładu jubilerskiego, spotykamy grupę ludzi wśród których rozpoznajemy koleżankę z gimnazjum - Adriannę.
S: cześć Ada, możesz sciągnąć bluzkę??
A: jasne.
Ada zaczyna się rozbierać
S: i spodnie.... i majtki też.
Adrianna staje przed nami całkiem nago
S: i co, niedowiarku?
K: dobra. teraz Ci wierzę.
Sen zaczyna się rozmazywać, traci ostrość.
Stosuje dawno poznaną metodę odzyskiwania obrazu, kręcę się w kółko.
Pomaga tylko na kilka krótkich chwil, wiem, że ten LD jest już stracony.
Budzę się w łózku, od razu zauważam nieprawidłowości. Mam ociężałe ciało i powieki, nie mogę nic ogarnąć...
TR - sukces. Ku*wa, fałyszwe przebudzenie...
Turlam się do krawędzi łózka, spadam z niej z zamkniętymi oczami w ciemność.
Budze się w łóżku.... Dalej nie mogę otworzyć oczu ani wstać.
TR - sukces. Ja pie*dole, znów fałszywka.
Czuje się taki cięzki jakbym był po jakichś środkach nasennych, walczę z podświadomościa.
Budze się i nie muszę już robić TR, wiem, że to koniec.
Dzisiaj miałem dość intesywną noc, obfitującą w dwa głębokie i długie doświadczenia, jedno zakonćzone LD.
Nawilżający superbohater
Znajduje się w strefie przemysłowej, obskurne zakłady i fabryki. Mam nadprzyrodzone zdolności, czuję drgania cząsteczek materii, mogę je dzięki temu niszczyć (zupełnie jakbym znał maksymalną mozliwą amplitudę drgań i ją wykorzystywał do destrukcji). Siłą umysłu potrafię burzyć ściany i całe budynki. Przez kilka chwil bawie się nowo nabytą mocą, niszczę kilka kominów i murów dzielących zakłady.
Podchodzi do mnie starsza pani, prosi o pomoc. Idę za nią po żelaznych schodach do wnętrza jednej z fabryk, mijamy linie produkcyjne i pracujących ludzi.
- w czym ja mogę tutaj niby pomóc?
- spokojnie, za chwilę wszystko się wyjaśni.
Babka wprowadza mnie do niewielkiego pomieszczenia, w środku znajdują sie dwa pojedyńcze łóżka, stacjonarny telefon i niewielki stolik, na którym leży kilka zółtych tubek.
Na łózkach leża dwie kobiety wysmarowane jakąś substancją, babka tłumaczy, że to najnowsza receptura kremu nawilżającego.
Problemem jest krem, który nie chce się wchłaniać, prosi mnie abym wykorzystał swoje zdolności i dopasował częstotliwość drgań kremu z częstotliwościa skóry.
Wydaje mi się to dość po*ebane zadanie ale zgadzam się.
Skupiam się na użyciu niewielkiej siły żeby nie zrobić krzywdy obiektom testowym, po wielu próbach i wysyłkach nie udaje mi się uzyskać żadnych rezulatatów - krem nie chce współpracować.
Jestem bardzo sfrustrowany brakiem efektów, przegrałem z kremem nawilżającym.
Opuszczam budynek z goryczą porażki.
Ghule z piwnic świadomości
Idąc z kolegą Radkiem przez miasto zauważamy duza dziurę w chodniku, z ciekawości schodzimy na dół. Miejsce wygląda na opuszczoną kopalnie lub budowę, strop podpierają prostokątne, drewniane belki, przy suficie wiszą kable i lampy dające ciepłe, żółtawe światło.
Przemierzająć korytarze tracimy orientację w terenie, docieramy do ciemnego, częściowo zawalonego tunelu.
Wchodzimy, w środku zaczynam odczuwać lęk. Po lewej stronie w czarną odchłan prowadzi kilka linowych drabinek.
Podązamy w głąb korytarza z coraz większym niepokojem.
Zza wielkiego, betonowego głazu wychodzi ghul - trupia twarz, strzępy ubrania, oczodoły bijace połyskliwym blaskiem.
- Spie*dalamy!!
Krzyknąłem do Radka w nagłym napadzie paniki. Rozpoczynamy bieg w kierunku z którego przyszliśmy. Mój towarzysz gdzieś znika, uciekam samotnie. Widzę jasne, słoneczne światło wpadające przez dziurę w stropie na końcu korytarza. Potykam się, upadam na zakurzony beton tuż przed granicą światłości. Czołgam się na plecach do plamy oświetlonego terenu wypatrując jednocześnie ghula - tak jak się spodziewałem, stwór zatrzymał sie na skraju cienia, warknął na mnie i zawrócił.
Krzyknąłem do Radka w nagłym napadzie paniki. Rozpoczynamy bieg w kierunku z którego przyszliśmy. Mój towarzysz gdzieś znika, uciekam samotnie. Widzę jasne, słoneczne światło wpadające przez dziurę w stropie na końcu korytarza. Potykam się, upadam na zakurzony beton tuż przed granicą światłości. Czołgam się na plecach do plamy oświetlonego terenu wypatrując jednocześnie ghula - tak jak się spodziewałem, stwór zatrzymał sie na skraju cienia, warknął na mnie i zawrócił.
Pojawił się Radek, miał dwie latarki i dwa chińskie noże do tapet, jeden był już stary i zużyty. Wziąłem oba.
Opuściliśmy bezpieczną, słoneczną przystań i ruszyliśmy w drogę powrotną w poszukiwaniu wyjścia.
Lampy zaczęły migotać aż całkowicie zgasły, wrócił wcześniejszy lęk.
Zostaliśmy zaatakowni przez dwa ghulo-psy, Radek oświetlał je latarkami, a ja atakowałem nożami, to jednego to drugiego.
Doszedłem do wniosku, że źle podzieliliśmy akcesoria, łatwiej byłoby gdybym miał 1 latarke i 1 nóż...
Doszedłem do wniosku, że źle podzieliliśmy akcesoria, łatwiej byłoby gdybym miał 1 latarke i 1 nóż...
W ferworze walki jeden z psów-widmo pożarł mi but, Radek krzyknął żeby uciekać bo nie damy rady tego wygrać.
Po krótkim sprincie znaleźliśmy drabinę prowadzącą do góry, wyszliśmy w środku galerii handlowej.
Przy wyjściu, kiedy otworzyły się automatyczne drzwi, przypomniałem sobie, że nie mam buta.
- Chodźmy do obuwniczego, zgłoszę to do reklamacji.
Zawracamy w głąb galerii, kolega Radek zmienia się w innego znajomego - Kukiego.
Facet w obuwniczym stwiedził, że "zjedzenie przez ghula" to nie wada fabryczna i nie może uznać takiej reklamacji.
Kolejna scena odbywa się u jubilera, który proponuje mi zakup nieśmiertelników.
Szaman: po ile?
Jubiler: 10zł
S: tak tanio? biorę!
J: ale musi pan przynieść trochę złota żebym mógł to panu ozdobić.
S: ile u pana kosztowała by taka ilość złota??
J: 500 złotych
S: no po*ebało, zastanowię się i wróce w poniedziałek.
Wychodzę od jubilera, kuki gada z naszymi starymi koleżankami, podchodzę się przywitać.
Kuki narzeka, że boli go noga, ściaga but. Stope ma całą podrapaną i pokrwawioną.
S: to się stało w tunelach?
K: tak
S: coś mi tu nie gra, Ciebie ze mną tam nie było...
W tym momencie dostrzegam brak spójności otaczającego mnie świata.
Robię TR - sukces!
Całuje ze szczęscia koleżankę, klepie kukiego po ramieniu.
(tutaj warto zaznaczyć, że kuki to też oneironauta z którym 15 lat temu uczyłem się technik LD)
S: Witaj w śnie przyjacielu!
K: taaa, jak ch*j.
S: chodź, udowodnię. Wracamy do tego frajera po mój nieśmiertelnik.
Wchodzę do pierwszego z brzegu sklepu, proszę sprzedawce o złoto, daje mi 3 złote sygnety.
S: widzisz kuki?
K: to żaden dowód.
S: dobra, to biegniemy do jubilera... zaraz, ostatnio na forum kazali mi zachować spokój, nie spieszyć się.Idziemy więc spacerkiem do zakładu jubilerskiego, spotykamy grupę ludzi wśród których rozpoznajemy koleżankę z gimnazjum - Adriannę.
S: cześć Ada, możesz sciągnąć bluzkę??
A: jasne.
Ada zaczyna się rozbierać
S: i spodnie.... i majtki też.
Adrianna staje przed nami całkiem nago
S: i co, niedowiarku?
K: dobra. teraz Ci wierzę.
Sen zaczyna się rozmazywać, traci ostrość.
Stosuje dawno poznaną metodę odzyskiwania obrazu, kręcę się w kółko.
Pomaga tylko na kilka krótkich chwil, wiem, że ten LD jest już stracony.
Budzę się w łózku, od razu zauważam nieprawidłowości. Mam ociężałe ciało i powieki, nie mogę nic ogarnąć...
TR - sukces. Ku*wa, fałyszwe przebudzenie...
Turlam się do krawędzi łózka, spadam z niej z zamkniętymi oczami w ciemność.
Budze się w łóżku.... Dalej nie mogę otworzyć oczu ani wstać.
TR - sukces. Ja pie*dole, znów fałszywka.
Czuje się taki cięzki jakbym był po jakichś środkach nasennych, walczę z podświadomościa.
Budze się i nie muszę już robić TR, wiem, że to koniec.