Ten tydzień jak najbardziej mogę zaliczyć do udanych... Średnio pamiętałem 2/3 sny na dzień!
Niestety z braku czasu rano nie miałem jak ich zapisać (tak nie mogę wstać wcześniej
)
Wczoraj nareszcie się wyspałem od kilku tygodni. Cały byłem zrelaksowany i przez myśl mi nie przeszło, aby chwycić za długopis. Teraz tego żałuję, bo pamiętam dziś tylko, że był to niesamowity sen, ale nic z niego nie pamiętam
.
Choć przypuszczam, że gdyby naprawdę sen byłby taki niesamowity to na pewno od razu bym go zapisał.
Dzisiaj znowu udało mi się osiągnąć ten dziwny stan między jawą a snem. Tym razem było trochę trudniej. Parę razy odzyskiwałem czucie, ale w końcu się udało.
Nie wiem, dlaczego akurat zawsze, gdy używam tej techniki i wchodzę we wczesnej wspomniany stan każdy LD zaczyna się w moim łóżku.
Tym razem oczywiście nie było inaczej.
Leżę w łóżku, na plecach. Pierwsze co zrobiłem to parę testów, aby upewnić się na pewno, że jestem we śnie. Gdy wstałem już i się rozprostowałem, podszedłem do okien. Moim oczom ukazał się malowniczy widok nocnego nieba i padającego śniegu widzianego w świetle latarni.
(Urzekają mnie takie "pierdoły". Czy to pojedyncze spadające gwiazdy na nocnym niebie, delikatny szum fal, prześwitujące promienie słońca czy właśnie padający śnieg, nic nieznaczące "pierdoły" a jak cieszą "astralne oczy"
).
Wychodząc z pokoju, zauważyłem, że reszta domowników śpi. Nie chcąc nikogo obudzić ubrałem się i wyszedłem z domu tak cicho, jak tylko mogłem. (Wiem, dziwnie się zachowuje. Po prostu jestem trochę przytłoczony tym realizmem snu i boję się, się, że to jednak nie jest sen. Gdzieś dopiero pod koniec snu czuje się już bardziej pewnie i swobodnie).
Po dłuższej wędrówce dotarłem do stacji kolejowej.
Usiadłem na ławce i znalazłem jakąś starą gazetę. Całą mokrą od śniegu i deszczu. Nie mogłem nic przeczytać przez rozmazany tusz. W sumie to nawet nie zagłębiałem się i nie starałem się czytać, ponieważ słyszałam nadjeżdżający pociąg.
Pociąg wyglądał jak te międzywojenne.
Postanowiłem przejechać się pociągiem w nadziei, że zawiezie mnie w jakieś ciekawe miejsce.
W środku był elegancki i w całości wykonany z różnych rodzajów drewna.
Wszyscy byli ubrani w garnitury, kapelusze. Damska część przedziału w pięknie zdobione suknie.
Podróż nie była długa. Większość czasu przesiedziałem z dwoma mężczyznami grając w kości. Jeden z nich był naprawdę wysoki i miał fioletowe włosy (Był ubrany współcześnie). Drugi nosił duży kapelusz i był mojego wzrostu. Jedyną rzeczą, która przykuła moją uwagę była butelka wina, z którą nie rozstawał się na krok.
Ten niższy mężczyzna zachowywał się całkiem normalnie jak na projekcie przystało, ten drugi był trochę inny. Dziwnie się zachowywał. Gdy inne projekcie były zajęte "tworzeniem tła" i odgrywaniem sceny ta na siłę starała się wchodzić ze mną w interakcje i czułem jak się na mnie patrzy.
Jak wcześniej pisałem podróż minęła szybko.
Pociąg stanął. Wszyscy wyszli z pociągu, zostałem tylko ja... I fioletowowłosy mężczyzna.
Po chwili usłyszałam pytanie:
- Nie wychodzisz z pociągu?
(Zapytał lekko się uśmiechając)
- Nie.
- To w takim razie gdzie jedziesz?
- Nie wiem.
(Odpowiedziałem)
- Czego ja się spodziewałem...
(Powiedział cicho)
Chwilę czekałem aż pociąg ruszy.
Bacznie się przyglądałem owej projekcji. Wydaje mi się, że robiła test z nosem.
Chciałem ją o to zapytać, ale nie chciałem stracić tego LD, bo zapowiadał się ciekawie.
Gdy pociąg ruszył mężczyzna znowu zaczął mnie wypytywać.
- Naprawdę nie wiesz gdzie jedziesz?
- Nie, nie wiem. A ty wiesz?
- Ja również nie wiem (Zaczął cicho się śmiać).
Jestem sennym podróżnikiem, jadę tam, gdzie mnie zawiezie. Choć przypuszczam, że moja podróż nie długo się skończy...
- Dlaczego tak uważasz?
- Zaraz dojadę do miejsca, gdzie dojechać miałem. Która godzina?
- Nie wiem.
- Oczywiście, że nie wiesz! (Zaczął się śmiać).
- To po co się pytasz?
- Bo mogę! Mogę wszystko...
- To zatrzymaj pociąg!
(Pociąg się zatrzymał a na twarzy "sennego podróżnika" zagościł uśmiech).
- Proszę bardzo! To teraz wysiadamy prawda?
Tak oczywiście, po co się ciebie pytam...
(W tym momencie teleportowało mnie na zewnątrz, powoli czułem, że tracę świadomość).
- jeden plus jeden ile to będzie?! (Krzyknął znajomy głos)
- Dwa???
(Odpowiedziałem niezdecydowanie)
- dwa plus dwa?
- cztery?
- pięć minus jeden?
- cztery!
(Teraz odpowiedziałem pewnej niż ostatnio)
- Doskonale!
Prawie się rozpłynąłeś... (Mówił i śmiał się jednocześnie).
(Po tych obliczeniach jakość snu się poprawiła a sam sen ustabilizował)
- Nie dziękuj!
(Powiedział szczęśliwy)
Dobra tu się rozstaniemy... Choć kto wie może jeszcze się spotkamy!
(Zakręcił się i zniknął)
Byłem teraz na pustyni. Nie było niczego ciekawego, sama pustka. Spróbowałem zrobić coś, co chciałem zrobić zawsze.
Usiadłem, skupiłem się i chciałem się wznieść w powietrze.
Niestety oczywiście nie wyszło, ale tym razem nie było to pośrednio związane z moją osobą.
Zostałem "potrącony" przez ptaka. Tak...
Dużego wręcz ogromnego, fioletowego ptaka...
Zdenerwowany całą sytuacją i tym, że kolejna próba poszła na marne chciałem się wyżyć więc zacząłem biec za ptakiem.
Ptak jeszcze nie zdążył wznieść się w powietrze, najwidoczniej tego nie chciał... Bawił się ze mną w "kotka i myszkę" i najwidoczniej czerpał z tego przyjemność
. W końcu prawię udało mi się chwycić za długi ogon olbrzymie ptaszysko, gdy to nie spodziewanie wzniosło się w przestworza. Bezsensownie biegłem jeszcze za ptakiem i co jakiś czas podskakując starałem się złapać ptaka. Niespodziewanie za którymś razem złapałem ptaka za ogon, choć lepiej opisywałoby tą sytuację zdanie: "Ptak złapał mnie ogonem
".
W pewnym momencie nawet się nie zorientowałen, kiedy byłem już kilkaset metrów nad ziemią.
Ptak chyba nie zwracał na mnie uwagi i leciał coraz wyżej...
Byłem lekko zdezorientowany...
W pewnym momencie ptak mocno szarpnął i odleciał a ja...
Dalej leciałem! Sam!
Czułem jak serce szybko pracuję a mój oddech przyspiesza. Lecą czułem ten chłód, to uczucie oporu powietrza... Całe ciało tego doświadczało.
Wznosiłem się coraz wyżej, aż do samych chmur!
Gdy przeleciałem przez chmury, można powiedzieć, że znalazłem się w zupełnie innym świecie. Same chmury i wschodzące słońce... Na tle Słońca widoczny był klucz ptaków lecących w moją stronę.
Teraz dopiero poczułem, że chmury to tak naprawdę bardzo wygodne i miękkie poduszki! Usiadłem na jednej z wielu chmurek i przyglądałem się lecącym ptakom oraz wschodzącemu słońcu.
Wstałem i postanowiłem podejść trochę dalej... Ku mojemu zdziwieniu "poduszki" zachowywały się jak trampoliny! Nawet nie wiem jak nazwać to uczucie... Coś na wzór adrenaliny takie uczucie świeżości i poczucia komfortu, bezpieczeństwa. Przeskakując z jednej chmurki na drugą ekscytacja wzrastała. Do tego całości towarzyszyły promienie wschodzącego Słońca, które ogrzewały moje ciało.
Na moje nieszczęście ekscytacja była wszechobecna i straciłem świadomość, a potem dalszej części już nieświadomego snu nie pamiętałem
.
2018-12-02