Po kilku dniach bezsensownego próbowania i udoskonalania mojej techniki zacząłem tracić motywację. Można powiedzieć, że zakochałem się w owej technice "od pierwszego wejrzenia". Ten moment, gdy spadasz i jesteś wciągany przez sen... Nie wiem jak to określić nawet, "podnieca mnie emocjonalnie"
.
W każdym razie dziś się udało, zrobiłem sobie dość długą drzemkę i przystąpiłem do "rytuału". Chce wierzyć, że nie był to przypadek i technika działa, ale sam w to powątpiewam
.
(Opis Snu)
Wszystko potoczyło się tak, jak się tego spodziewałem...
Na początku straciłem czucie potem nawet nie słyszałem już pracujących filtrów.
Całość w tym momencie jest trochę dziwna jednak jak najbardziej cała "otoczka" jest można powiedzieć "ekscytująca". Nic nie czuję (nawet mojego ciała), nie odbieram żadnych bodźców z zewnątrz. Wiem, że jestem, jednak czuje, że mnie nie ma
. Nic innego prócz moich myśli "nie ma"... Nawet kolorów. Nie ma czarnego, białego, różowego. Nawet jak to pisze, nie mogę sobie tego wyobrazić. Nie jest to dla mnie do opisania, to po prostu trzeba przeżyć, żeby zrozumieć. Do pewnego etapu jest to nawet przyjemne i nie ma nic w tym "dziwnego". Jednak w takim stanie upływ czasu to coś naprawdę dziwnego. Teoretycznie ciężko mi określić ile w takim stanie przebywam (nawet z mojej perspektywy).
Nie mam nawet do czego się odnieść. Przedwczoraj starałem się odliczać i na tej podstawie określić czas przebywania. Problem jest taki, że gdy tylko w myślach przejawiła się chęć do odliczania, można powiedzieć, że się "obudziłem" (choć nie jest to adekwatne słowo do owej sytuacji).
Dziś wyjątkowo udało mi się dojść do następnego etapu.
Odzyskałem czucie i czułem, jak spadam. W pewnym momencie wylądowałem we własnym łóżku. Na początku nic nie widziałem, przetarłem oczy i powoli jakość obrazu się poprawiała. Teraz tak naprawdę dopiero otwieram oczy, spokojnie podnoszę głowę i wygodnie opieram ją o poduszkę...
Wiem, że coś jest nie tak... coraz szybciej oddycham... Po chwili uświadomiłem sobie, że to sen... Nie mogłem przyjąć tego do wiadomości. Rozglądałem się po pokoju i śmiało mogłem stwierdzić, że to nie jest sen. Wszystko jest za bardzo realistyczne, wątpię, aby ktokolwiek znalazł różnicę między jawą a snem. Głos wewnątrz mnie mówi mi, że to sen. Patrzę na zegar... Pokazuje godzinę 10:10, a po chwili przeskakuje na 10:11. Hmmm wygląda, że zegar działa normalnie. Patrzę na moje ręce.... Są w 100% normalne! Dobra... porozglądałem się jeszcze po pokoju. Promienie słońca pięknie przebijają się przez wolne miejsca między roletami. Co jakiś czas można usłyszeć jak te większe osobniki w akwarium, wyskakują z wody i tworzą odgłos rzuconego kamienia w taflę wody. Jest to na swój sposób relaksujące. Błogą ciszę przerywa również piękny śpiew Skowronka, który przysiadł sobie na parapecie... Widać jego cień, który w zależności od tego, czy jest bliżej, czy dalej jest bardziej wyraźny lub mniej i zmienia swoje rozmiary... Nie da się do niczego przyczepić... Już miałem wstać i kontynuować codziennie życie, gdy jeszcze w tym samym czasie zrobiłem TR z nosem... Tak... Mogę oddychać! Jeszcze kilka razy powtórzyłem ten sam test i wszystko działało, a raczej nie działało, jak powinno... Jestem... Lekko mówiąc zaskoczony (w swoim życiu miałem koło 9 LD, ale "ciężko to nazwać" świadomymi snami, wszystkie były takie jakby oglądane przez mgłę i bardzo krótkie).
Cały czas robiłem jeszcze ten test, aby na pewno upewnić się, że jestem we śnie. Normalnie moje libido "wystrzeliłoby w górę" i w sumie na tym by się skończyła świadomość, ale teraz było inaczej.
Patrzyłem się pusto w ścianę, zacząłem dostrzegać najmniejsze nierówności i chropowatą powierzchnię. Wyszedłem na dwór, usiadłem na miękkiej trawie i wtedy sobie zdałem sprawę z tego, jak bardzo jeszcze początkujący jestem
.
Wykonywałem technikę, wiedząc, że istnieje prawdopodobieństwo, że osiągnę świadomość we śnie i nawet nie miałem planu, co będę robił podczas snu. Byłem trochę przytłoczony całą sytuacją...
Wszytko, było takie "prawdziwe"... Piękne... Wiedziałem, że mogę zrobić wszystko, ale jednak nie robiłem nic.
Po chwili namysłu usiadłem po turecku, ponieważ chciałem lewitować, ale coś mi nie wyszło.
Latanie chyba nie jest dla mnie
. Spróbowałem jeszcze raz trochę innym sposobem. Wdrapałem się na szczyt jakiegoś budynku blisko mnie i skoczyłem. Skończyło się tym, że po prostu spadłem na ziemię... Wiem, że coś robię źle...
To chyba kwestia nastawienia. Cały czas tkwiłem na swoim zadupiu, więc nie miałem nawet jak się zrelaksować. Po chwili pod wpływem impulsu wróciłem do domu i po prostu wszedłem do pełnej wody wanny. Zanurzyłem się cały pod wodą i ku mojemu zdziwieniu... Wanna była "trochę" głębsza niż mi się wydawało. Zacząłem zwiedzać świat pod wodną. Za dużo się nie nacieszyłem "nurkowaniem", bo poczułem, że brakuje mi tlenu. Odruchowo zacząłem płynąć w górę. Wypłynąłem już na powierzchnię jednak w trochę innym miejscu.
Hmmm... Żadnego lądu nie widać. Płynę przed siebie i płynę, i płynę... I na szczęście znalazłem się w końcu na pięknej plaży. Położyłem się na piasku i wsłuchiwałem się w delikatny szum fal przerywany co jakiś czas przez przelatujące mewy.
Jestem na plaży całkiem sam, nikogo nie ma, kto by mi przeszkodził w tym błogim odpoczynku. To uczucie: tej beztroski tej wolności to było coś, czego mi tak bardzo brakowało od dawna. Po woli się ściemniało, po niedługiej chwili na niebie widać było już całe konstelacje gwiazd... Przez chwilę nawet można było pomylić taflę morza z niebem, wygląda to po prostu pięknie.
Wstałem z piasku i postanowiłem popływać sobie w świetle gwiazd. Po kilku minutach położyłem się na plecach i wpatrywałem się w nocne niebo. Co jakiś czas byłem podnoszony przez fale a innym razem ciemne niebo rozjaśniały spadające gwiazdy.
Chyba nigdy nie byłem aż tak zrelaksowany. Niestety po chwili się obudziłem.
Na szczęście udało mu się nie ruszać i szybko wrócić do snu. Tym razem jednak było ciemno, a za oknem padał śnieg. Odruchowo spojrzałem się na zegarek. Wskazywał godzinę 29:43. Uświadomiło mnie to na krótki okres. Potem niestety przy próbie teleportacji starciem świadomość. Potem z dalszej części snu nic nie pamiętam, tylko koniec jak skakałem z mostu.
Miałem jeszcze jedną okazję dzisiaj, aby osiągnąć świadomy sen. Na sam koniec mojej "sennej przygody" pojawiło się fałszywe przebudzenie, a nawet kilka. Obudziłem się we własnym łóżku, zjadłem śniadanie i żyłem codziennością, aż nagle budzę się tym razem w szpitalu, a lekarz stwierdza mój zgon, chwilę leżałem w łóżku szpitalnym i...
Obudziłem się w swoim pokoju...
nawet nie zdążyłem zjeść całego śniadania!
Tym razem się obudziłem w moim łóżku chyba już naprawdę. Zacząłem spisywać moje sny na kartce papieru, zjadłem śniadanie... Poszedłem do szkoły... Czekaj co? Do szkoły? W niedzielę...
JEB, znowu mnie cofnęło do łóżka... Teraz nawet tylko na zegarek spojrzałem i... W końcu się obudziłem. Teraz gdy już się naprawdę obudziłem, akurat zrobiłem TR
.
Widząc, że chyba nie śpię, usiadłem na brzegu łóżka i powiedziałem do siebie: "Huh... Więc tak wygląda to całe fałszywe przebudzenie
"...
2018-11-25