Dziennik snów Onejromanty
#61
Ja tam się za bardzo nie przejmuję, ale to ćwierć pamięci normalnego człowieka brzmi niepokojąco :-)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#62
Agata mówi mi ze śmiechem, że kupiła sobie pokoik w kościele. Dziwi mnie to bo przecież nie jest chrześcijanką, ale jedziemy na wschód do miejscowości gdzie jest ten kościół. Wchodzimy do kościoła, jest to duży, mroczny stary kościół. Skręcamy w lewo w boczną nawę. Jest tam coś w stylu stylizowanego bocznego ołtarza po bokach którego są duże płyty z czarnego marmuru. Kościelny naciska coś przy jednej z płyt i otwiera się tajne przejście do pokoiku. Agata mówi, że tam jest ten pokój i odchodzi.
Idę wzdłuż tej nawy podziwiając detale architektoniczne, wszystko jest niesamowicie wyraziste, trwałe, ale atmosfera jest jakaś mroczna.
 
Zaczynają się zbierać ludzie na nabożeństwo więc chcę iść do tego pokoiku, ale okazuje się, że nie mam pojęcia jak otworzyć przejście. Aby upewnić się, że to ta płyta jeszcze raz przechodzę cała nawę uważnie przyglądając się wszystkim detalom. W końcu dochodzę do wniosku, że musi to być ta płyta przy bocznym ołtarzu, ale nadal nie mam pojęcia jak otworzyć przejście. Jest już dużo ludzi i sytuacja robi się niezręczna. Dodatkowo jest mi zimno w stopy. Przepycham się do tej płyty i siadam przy niej, myślę: Trudno muszę przesiedzieć tu mszę, albo czekać aż Agata wróci i otworzy przejście.
W kościele jest tłum ludzi, przepycha się do mnie otyła kobieta i wprasowuje mnie w róg, normalnie pewnie bym się obruszył, ale przynajmniej jest mi cieplej.
 
Sen był niezwykle wyrazisty i trwały mimo iż trwał długo nie zmienił się w nim nawet najmniejszy detal jak w najwyższej klasy ld. Atmosfera jednak była ciężka i nie czułem się dobrze w tym kościele.0
 
Obudziłem się na chwilkę po tym śnie i nie otwierając oczu zacząłem go powtarzać w myśli aby sobie utrwalić i w pewnym momencie znów znalazłem się w kościele uświadamiając sobie, że śnię. Kościół w którym się znalazłem był inny, jaśniejszy i przypominał kościół z mojego dzieciństwa. Wszystko również było bardzo wyraziste jak to w dobrym ld i czułem się zrelaksowany i wesoły. Jedynie atmosferę trochę psuło to, że byłem w kościele więc musiałem zachowywać się z powagą i takie tam. Obok mnie była moja przyjaciółka z mężem. Również starali się zachowywać powagę choć było to trochę komiczne i przychodziło im z trudem. Podobnie jak we wcześniejszym śnie przeszedłem się nawą podziwiając szczegóły architektoniczne. Kiedy wróciłem do miejsca gdzie stali moi przyjaciele, przy czymś w rodzaju ołtarza ze zdziwieniem stwierdziłem, ze na środku stoi duża butelka wina obrócona korkiem do dołu. Teraz rozumiałem wesołość przyjaciół cieszyli się, ze jak się skończy msza to sobie pójdziemy poimprezować.
Obróciłem butelkę by poprawić korek i wówczas okazało się, ze wino jest gazowane i pryska na wszystkie strony. Koleżanka próbowała to opanować, ale nie dało się więc wszyscy zaczęliśmy się chichrać i skończyła się sztuczna atmosfera powagi.
 
W kolejnym śnie znów znalazłem się w kościele w bocznej nawie. Tym razem był to jakiś kościół w Krakowie, atmosfera nudna, ale musiałem siedzieć bo byłem z bratanicami, które ubrane były w białe sukienki jak do komunii, siedziało tam też wiele ich koleżanek. Siedziałem i nudziłem się zachowując dobrą minę do złej gry kiedy przyszedł jakiś ksiądz. Wśród dziewczynek zaczął się rejwach widać był to nielubiany ksiądz. Pomyślałem, ze zachowują się nieodpowiednio bo nie tylko krzyczały, udawały, że się boją, ale po kolei zaczęły wychodzić z kościoła i zapanowało zamieszanie atmosfera powagi prysła. Miałem nadzieję, że też wyjdę z siostrzenicami, mimo iż nie wypadało.

Mam zagwozdkę bo nie rozumiem znaczenia tych snów a są one odpowiedzią na pytanie jak mam się odstresować.
==============

We wszystkich trzech snach jestem w miejscu w którym nie chcę być ani nie muszę być, jednak jestem w nim przez wzgląd na różne osoby: Sąsiadkę Agatę, przyjaciół, bratanice. Tym miejscem jest kościół, który kojarzy mi się, ze sztywnością, sztucznością, wyrachowaniem, robieniem tego co wypada, co inni od nas oczekują.
Okazuje się, że w każdym tym przypadku to tylko moje myślenie, że uważam, ze inni oczekują, że powinienem tam być i zachowywać się tak a nie inaczej. W pierwszym śnie sąsiadka mnie olewa i gdzieś sobie Idze a ja męczę się w kościele. W drugim śnie przyjaciele ledwo utrzymują powagę, a kiedy tryska wino atmosfera rozładowywuje się i przestajemy udawać. W trzecim śnie bratanice zmywają się z kościoła i tylko ja jak głupek myślę, że nie wypada choć ze wszystkich mam najmniejszą ochotę tam być. Czyli źródłem stresu jest próba zadowolenia innych i robienia tego co wypada a przy tym jest to tylko moje myślenie więc powinienem olać konwenanse i robić to na co mam ochotę a nie tylko uwolnię się od stresu, ale będę się dobrze bawił :-)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#63
Tylko ten pierwszy sen wydaje się mieć związek ze stresem. Ja z niego odczytuje taką  odpowiedź na twoje pytanie " nic nie poradzisz na pewne trudności, więc przeczekaj je i staraj się przynajmniej znaleźć w nich jakieś dobre strony " :)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#64
Jestem w lesie znalazłem wejście do jaskini. Wiedziałem, że ona tu jest jednak znalezienie jej było właściwie kwestią przypadku.
Spacerujemy po lesie z siostrą i Gosią rozmawiamy o czymś pogodnie, jest ciepło i jest ładna pogoda. Spotykam moją przyjaciółkę z podstawówki też Gosię jestem radośnie zaskoczony, że tu mieszka opowiadam jej o jaskini i mówię, że kiedyś warto się tam wybrać.
Spotykam kumpla Jacka okazuje się, że on też tu mieszka, narzeka, że w okolicy nie ma jaskini. Mówię mu, że jest i to bardzo duża. Jest mile zaskoczony i mówi, że musi się tam kiedyś wybrać. Idąc dalej spotykam drugiego Jacka mówię mu o jaskini i swojej chatce on chce abym mu je pokazał. Idziemy wzdłuż starych drewnianych domków szukając dojścia do lasu. Mówię, mu że to kawałek drogi i będziemy musieli poszukać wejścia. Wiadomość o trudnościach zniechęca go. Mówię mu nie jest tak źle jak się wydaje - znajdziemy.
 
Drugi sen to prezentacja specjalnego teleskopu składającego się z dwu części z których pierwsza rzutuje obraz na ekran a druga powiększa ten obraz. To fascynujące urządzenie o wielu możliwościach jestem nim zadziwiony - próbuje zrozumieć jak to działa i jakie ma parametry.
 
Trzeci sen to historia wojenna mówiąca o rozstrzelaniu jeńców w Nankinie, gdzie po raz pierwszy rozstrzelano ich a w drugim etapie dobito. To wstrząsające budzę się z przekonaniem, że to tylko symbol dwuetapowości.
 
Schodzę do potoku i odkrywam, że płynie on tunelami jakby jaskiniami. Idę tym tunelem widząc czystą wodę - w pewnym momencie tunel skręca i zaczyna się drugi etap, za tym zakrętem widzę bijące w potoku źródło, jednak mam wątpliwości czy to drugie źródło jest czyste bo widzę w nim białe kryształki chyba jakiejś soli. Do tego miejsca tunel i potok są czyste i kojarzą mi się jak najlepiej. Wędrówka tunelem powtarza się niemal identycznie dwa razy.

---------------------
Prosiłem o sny, które pomogą mi lepiej zrozumieć dwa wczorajsze sny, które uważam za ważne.
Dzisiejszy trzeci sen mówi o lunecie składającej się z dwu części jednej, która rzutuje obraz a druga która jeszcze bardziej go powiększa, co może być symbolem, że wczorajszy sen coś mi pokazał a dzisiejszy jeszcze to uwypukla. We wszystkich snach wszystko występuje podwójnie - jest powtórzone. W ostatnim śnie idę tunelem, jaskinią którą płynie potok dwa razy. Ten tunel zakrętem, dzieli potok na dwie części w pierwszej woda jest czysta, w drugiej części jest drugie źródło nieczystej wody dołączające się do nurtu.
W pierwszym śnie, pierwsza wyprawa do jaskini jest radosna piękna wszystko jest w porządku, kiedy opowiadam koleżance o tej jaskinie jest też czysto i radośnie. Kiedy drugi raz opowiadam o jaskini Jackowi nie jest to już takie klarowne i czyste a kiedy drugi raz z drugim Jackiem idziemy szukać jaskini też pojawiają się problemy i mam odczucia, że nie jest to tak jak powinno być.
 
Dwie Gosie w tym śnie wiążą się z pozytywnym odczuciami, dwu Jacków z dwuznacznymi odczuciami. Odnosząc to do pierwszego snu o który pytałem zaczynam wyraźnie widzieć w nim tę dwoistość odczuć do którego doskonałym odniesieniem jest drugie źródło zanieczyszczające prąd wody.
Myślę, że odnosi się to do czystości intencji. Kiedy intencja jest czyta jasna i klarowna jest jak ten piękny nurt, kiedy do pierwotnie czystej intencji dołącza się asekuranctwo, wyrachowanie nawet pozornie drobne i niewiele znaczące, zatruwa ten pierwotny strumień czystej intencji i całość ulega skażeniu. Odnosi się to do tego co obserwuję u siebie: wiem co jest dobre i właściwe, zamiast po prostu działać i za tym podążyć szukam uzasadnień tego w kontaktach z innymi, tak jakby miało jakiekolwiek znaczenie co inni o tym sądzą zanim jeszcze zacznę działać.
Jest w tym bezsensowny element manipulacji i wygodnictwa, wynikający z chęci uniknięcia konfliktów, a może niekiedy przerzucenia odpowiedzialności, który wszystko psuje a przy tym jest to sprzeczne z moją naturą i moimi przekonaniami takie chodzenie na kompromisy i doskonale sobie zdaję sprawę, że nic dobrego z tego nie wynika a tylko wikłam się w dziwne sytuacje.
Nie chodzi nawet o to, że nie da się tych dwu rzeczy połączyć bo daje się, chodzi tylko o jasność działań i intencji. Dawniej nie miałem z tym problemów, ale teraz jak widać mam i te sny jasno mi to uświadamiają w szerszym kontekście bo odnosi się to do większości rzeczy, które robię.
Problemem jest brak dyscypliny i przesadne folgowanie swojemu lenistwu co powinienem zmienić. W tym kontekście sny stają się jasne, pełne szczegółów i wskazówek dotyczących różnych aspektów mojego życia gdzie przez to folgowanie sobie i brak zdyscyplinowania wszystko się rozmywa i staje się mdłe.
 
Lekarstwem może być tylko uważność i szczerość w intencjach, przede wszystkim uważne obserwowanie intencji i jasne klarowne działanie.

Przyszła mi do głowy myśl, że sny są jak obrazy do muzyki – obrazy mogą być różne a muzyka jest taka sama i to ona jest najważniejsza - jest ona tłem a zarazem twórcą obrazów snu - tłem i motorem tego co się dzieje na jawie. Obrazy snu pozwalają dostrzec jej akordy, które dominują nasze działania na jawie. Przez te akordy - senne obrazy - możemy dostrzec jej odbicie w życiu na jawie poznając przyczynę naszych problemów i błędnych działań utrwalających je oraz próbować zmieniać brzmienie tego co powoduje dysharmonię.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#65
Piękne porównanie z tą muzyką. Idealnie opisuje moje wrażenia co do tematu. Też zawsze mi się wydawało, że nasze życie z jawy tłumaczy się w snach na konkretny język, którego nie widzimy, ale który dopiero wtórnie jest tłumaczony na sceny i obrazy, które widzimy. Faktycznie więc proces czytania snów przypominałby próby odgadnięcia muzyki z niemego teledysku :)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#66
Postanowiłem zmienić moją formułę dziennika snów stosownie do nazwy :-) Od dziś mam zamiar opisywać tu tylko sny, które są wynikiem praktyki onejromantycznej tudzież same z siebie są takie i te w których słyszę tę muzykę :) 
Będzie więc mniej wpisów, ale za to ciekawszych - przynajmniej dla mnie :))
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#67
Sen po imprezie z dawnymi kumplami ze studiów.
Z grupą kolegów poszliśmy grać na giełdzie. Mój adwokat, który się tym zajmował nie był tym zachwycony ja też jakoś nie czułem do tego entuzjazmu, ale pomyślałem czemu nie zobaczyć jak to wygląda. W budynku giełdy okazało się, że robi się to przy pomocy komputerów grając w jedną z trzech gier. Jedna to była jakaś śmieszna gierka z wałkiem do ciasta i żoną, która z pomocą wałka zdobywała punkty, druga to była chyba jakaś jazda na łyżwach, a trzecia jakaś strzelanka .
Ja wybrałem strzelankę bo pomyślałem, że z tym najprędzej sobie poradzę i będę miał najwięcej szans zdobyć jakieś punkty. Wszyscy chcieli grać przepychali się więc ich puściłem. Wszyscy grali moimi pieniędzmi bo nic nie tracili.
 
W pewnym momencie miałem dość, ich nachalności i amoku pomyślałem trudno dziesięć tysięcy to nie majątek nawet jak stracę, nic tu po mnie i wyszedłem przed budynek. Razem ze mną wyszła dziewczyna, która to wszystko nadzorowała, pozamykała na szyfry pancerne drzwi i włączyła wszystkie zabezpieczenia, powiedziała, że też ma prawo do przerwy. Była młodą blondynką z kręconymi włosami, bardzo sympatyczną. Zwróciłem na nią uwagę jak tylko weszliśmy bo w pewien sposób tam nie pasowała. Wszyscy byli zagonieni mocno związani z finansami, każdego zżerała żądza lub zaangażowanie – ona była tam kimś bardzo ważnym, ale była jakby ponad to, była żywą osobą, nieco smutną, ale kręciła tym, będąc ponad to.
 
Kiedy wyszliśmy ona zaczęła ze mną rozmawiać, powiedziała, że dość dziwny jest mój stosunek do pieniędzy, robi wrażenie widać, że jestem gościem z wyższej półki. Połechtało mnie to, ale zamiast się puszyć powiedziałem jej prawdę, że nie mam zbyt wielu pieniędzy więc nie jestem do nich przywiązany i w ogóle to nie kwestia pieniędzy choć wątpiłem czy to przemówi do szefowej domu maklerskiego. Ona przyjrzała mi się ze smutkiem i powiedziała, że mam klasę co rzadko się widuje, po czym podała mi różę z puklem swoich włosów i spytała się czy się z nią ożenię.
 
W tym pytaniu był smutek i jakaś rezygnacja jakby w ogóle w to nie wierzyła i zadała to pytanie w formie jakiegoś zapomnianego rytuału. Odpowiedziałem w podobnym duchu: czemu nie - myśląc to naprawdę wartościowa kobieta, zasługuje na męża, może nie jestem ideałem, ale zbyt długo już czekała. Podałem jej rękę, po czym zacząłem przyglądać się jej twarzy aby zobaczyć jak wygląda moja żona, kobieta u boku której spędzę resztę życia. Przyglądając się jej twarzy stwierdziłem, że jest o wiele starsza niż myślałem a na jej twarzy widać zmęczenie życiem, nie była też zbyt piękna, ale czułem, że jest w porządku i życie razem z nią będzie dobre dla niej i dla mnie, przede wszystkim dlatego, że oboje darzyliśmy się szacunkiem i mogliśmy sobie ufać widząc siebie takimi jakimi jesteśmy a nie przez pryzmat dziecięcych marzeń, wyidealizowanych wyobrażeń, nierealnych oczekiwań czy jakiś wydumanych lub przyjętych koncepcji. Było tak jakbyśmy się odnaleźli i pojęli, że do siebie pasujemy, tylko tyle i aż tyle.
 
================================
Sny są jak filmy z morałem kręcone specjalnie dla nas i tak jak z filmem możemy je zrozumieć i wyciągnąć wnioski lub oglądnąć bezmyślnie i nic z nich nie zrozumieć.
 
Dziewczyna w tym śnie po sylwestrze zamyka starannie budynek giełdy na olbrzymie stalowe drzwi z zamkami cyfrowymi jak w sejfie lub schronie. To pokazuje mi, że powinienem zamknąć przeszłość, przestać się jej trzymać, tkwić w niej i związanym z tym chaosem. Spotkanie z kumplami pozwoliło mi dostrzec, że nie mam już wobec nich żadnych zobowiązań, oni żyją już w innym świecie i mówią innym językiem niż ja. Ja nic już dla nich nie znaczę więc pora puścić ich w sobie, niech zmierzają swoją drogą, próba podtrzymywania przyjaźni z mojej strony jest już bez sensu bo dla nich już nie jestem przyjacielem, tylko znajomym z przeszłości bez znaczenia.
Nie odnosi się to tylko do nich, ale do wielu znajomych pora abym wreszcie zrozumiał, że są to już obcy mi ludzie, których nic nie obchodzę dlatego nie mają żadnych skrupułów w stwarzaniu mi problemów. Niektóre z tych osób, które uważałem za przyjaciół, a które zachowały się w stosunku do mnie tak jak nie zachował by się żaden przyzwoity człowiek nie mówiąc już o przyjaciołach czy nawet kolegach. To moje przywiązanie do nich uważanie ich za przyjaciół i związane z tym zobowiązania sprawiały, że pogrążałem się w chaosie.
 
W tym śnie, kiedy drzwi zostały zamknięte zapanował spokój i cisza, znalazłem się na czymś co przypominało deptak, tylko na deptaku zawsze jest wielu ludzi a tu panowała cisza spokój, byłem tylko ja i ta dziewczyna. Opadło ze mnie napięcie i byłem wolny zostawiłem wszystko za sobą, ale zarazem było mi smutno, czułem się samotny i pusty bo zrozumiałem, że nie mam przyjaciół – byli tylko złudzeniem.
 
To przejrzenie na oczy i uwolnienie się napełniło mnie goryczą. Oczyściłem się ze złudzeń i poczułem, że jestem sam.
 
Dziewczyna już wewnątrz giełdy zwracała uwagę, ale tam z powodu przywiązań i chaosu nie mogłem do niej podejść, porozmawiać z nią czy poznać jej choć była jedyną osobą wartą uwagi. Dopiero kiedy uwolniłem się od złudzeń mogłem mieć tę szansę, był czas i przestrzeń niezbędna aby to spotkanie mogło zaistnieć. Nie wiedziałem wcześniej, że ona w ogóle mnie zauważyła, nie przyszło by mi to nawet do głowy, dlatego postrzegałem ją jako obcą niezrozumiałą osobę.
Kiedy zacząłem z nią rozmawiać też tak ją postrzegałem i przybrałem postawę obronną gotowy schować się za tarczę pozorów przedstawiając atrakcyjny iluzoryczny wizerunek oparty na fałszu.
 
Ten sen pokazuje, że nigdy nie powinienem udawać kogoś innego niż jestem, kogoś lepszego, przedstawiać się zbyt dobrym świetle. W tym śnie pomyślałem, że po cóż mam kłamać, udawać czyli szpanować zrozumiałem, że tak naprawdę to jest zupełnie bez znaczenia. Powiedziałem jej prawdę choć byłem przekonany, że ona tego nie zrozumie, ale jakie to miało znaczenie. I kiedy tak zrobiłem, ku mojemu zaskoczeniu ona to zrozumiała doskonale i dopiero wtedy ją zrozumiałem ją.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#68
Śniła mi się dziś historia człowieka, którego zaatakował duży kot i omal go nie zabił. W wyniku tego człowiek ten był osłabiony i zrozpaczony, pozbawiony siły. W końcu jednak poszukał przyjaznej mocy i wrócił do miejsca w którym pokonał go kot, odzyskał siłę i posiadł moc kota. Był to pełen mocy szamański sen.
 
Myślę, że miał on związek z koszmarem przyjaciółki i moim tłumaczeniem jej jak wrócić do tego koszmaru, odzyskać utraconą moc. Tłumaczyłem jej to na wielu przykładach moich snów, ale czułem, że ona nie ma ochoty i odwagi tego zrobić. Jednak samo wskazanie na znaczenie tego koszmaru bardzo jej pomogło i przyniosło ulgę.
Kiedy jej to tłumaczyłem pomyślałem, że i u mnie czas dojrzewa aby wybrać się w szamańską podróż by odnowić pozytywne siły i oczyścić ducha, czyli w sumie zmierzyć się ze swoim Chindni. Zastanawiałem się dlaczego wcześniej tego nie zrobiłem jako, że mój Chindi już od dłuższego czasu wzrastał w moc.
 
Myślę, że nie miałem dość mocy aby wyruszyć w tę podróż, a teraz ta moc chyba dojrzewa. Podobnie jak w tym śnie, aby odzyskać utraconą moc i wchłonąć moc kota obracając porażkę w cudowny sukces potrzebna była druga moc. Myślę, że uświadomiłem to sobie rozmawiając z przyjaciółką o jej koszmarze i radząc jej by wyruszyła tam i przywołała przyjazną opiekuńczą moc, która pomoże jej odzyskać utraconą siłę i zdobyć wiedzę związaną z tym koszmarem.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#69
Po śniadaniu jako iż byłem senny postanowiłem sobie jeszcze uciąć drzemkę. Położyłem się, zacząłem się relaksować i przypomniała mi się stara metoda bramy na uzyskanie ld – postanowiłem więc spróbować. Kiedy przestałem odczuwać ciało skupiłem się na moim sennym ciele i stanąłem przed bramą snu następnie zacząłem iść. Na początku szedłem kamiennym korytarzem, później obraz zaczął się zmieniać pojawiły się różne świecące kolory i w końcu znalazłem się w śnie na pięknej górze. Podziwiałem wspaniałe widoki zachwycałem się atmosferą tego miejsca. Jako iż góra była bardzo wysoka blisko przepływały chmury. Miałem zejść z góry, ale przypomniałem sobie czytany sen o chodzeniu po chmurach więc postanowiłem spróbować. Ostrożnie zacząłem wspinać się na chmury. Pod moimi stopami czułem coś jak pole magnetyczne dzięki któremu spokojnie mogłem spacerować po chmurach. Pomyślałem, że fajny ten ld, ale takie spacerowanie po chmurach na dłuższą metę robi się nudne. Pomyślałem, że pojeżdżę na nartach będzie fajniej. Na nartach było super ten pęd, umykający wiatr i do tego ciepło i miło. Dość długo śmigałem tak z chmury na chmurę i było fajnie. Potem jeszcze c oś mi się śniło, ale nie pamiętam dokładnie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#70
Znalazłem się jakby w czasach szkolnych, chodziło o matematykę - jakiś rachunek płaszczyznowy. Miałem jakieś niejasności więc zapytałem kolegę (z którym w podstawówce byłem w kółku matematycznym) czy ten rachunek należy traktować jako wektorowy bo na to wygląda, czy też ze względu na to, że mamy tu do czynienia jednak z wielkościami skalarnymi nie jest to aby błąd.
Kolega odpowiedział, że niby mam rację, ale to nie jest takie proste i na tym etapie trudno to zilustrować ponieważ tu są to pojęcia pierwotne w zasadzie aksjomaty dopiero przy wykorzystaniu tego rachunku na dalszych etapach można zilustrować to przykładami i wtedy przekonam się, że mimo wszystko użyteczny jest tylko rachunek wektorowy.
Pomyślałem, że skoro tak to nie ma problemu, kiedy przejdziemy do dalszych etapów wtedy wszystko sobie powtórzę i będzie to dla mnie jasne.

 Rozejrzałem się po okolicy - znajdowaliśmy się na terenach gdzie spędziłem dzieciństwo. Siedzieliśmy na skarpie w dole był staw z mulistą wodą.
Powiedziałem koledze, że fajne ma to miejsce, gdyby woda w stawie była głębsza, mógłby do niego wskakiwać i kąpać się. Wówczas kolega wskoczył do stawu i okazało się, że woda nie jest ani tak płytka ani mętna jak wyglądało to na pierwszy rzut oka.
 
Przyjrzałem się jeszcze raz stawowi, okazało się, że jest on znacznie większy i obszerniejszy niż pamiętałem go z dzieciństwa - pomyślałem a ciekawe jak zmienił się drugi staw.
Zauważyłem, że ktoś obok siedzi i łowi ryby na wędkę wyciągając je raz po raz - były to małe rybki. Popatrzyłem na staw i zobaczyłem kilka dużych ryb, zapytałem więc wędkarza dlaczego łapie takie małe skoro są tam duże. On odpowiedział mi, że ryby które łowi są duże, takie jak ta, która pokazuję mu. Powiedziałem mu, że nie ma racji owszem kiedy trzyma złowiona rybkę w ręce i porównuje ją z tą którą widzi w stawie z racji perspektywy wydają się one takie same, ale w rzeczywistości ryba w stawie jest o wiele większa, niech porówna ja do wielkości głazu przy którym pływa.
 
Przyjrzałem się wędkarzowi i wydał mi się znajomy, nie tyle jego twarz ile charakterystyczna gestykulacja - pomyślałem, że twarze się zmieniają lecz gestykulacja i sposób wyrażania się są podpisem.
 
Zajrzałem do wanny w której wędkarz trzymał złowione przez siebie ryby - wśród nich znajdowała się jedna całkiem spora o trzech oczach i dziwnym wyglądzie. Wędka ostrzegł mnie abym jej nie drażnił bo wtedy może być niebezpieczna. Zapytałem czy to okoń - odrzekł, że nie ale coś w tym rodzaju. Zaproponowałem by zarybić staw także okoniami, sumami i innymi gatunkami aby zapewnić różnorodność i równowagę. Wędkarz powiedział, że całkiem niegłupi pomysł.
 
Obserwując jego gestykulację nie mogłem przypomnieć sobie jego nazwiska, a pomyślałem, że zaskoczę go tym jeśli sobie przypomnę. W końcu przypomniałem sobie imię i zwróciłem się do niego tym imieniem, próbowałem przypomnieć nam skąd się znamy w końcu poprosiłem go o nazwisko, którego nie mogłem sobie przypomnieć. Wędkarz podał mi jakieś nazwisko ale dalej nie miałem pewności więc odpuściłem to sobie.
 
Tak rozmawiając znaleźliśmy się w domu wędkarza, domu który pamiętałem z dzieciństwa i wiedziałem kto w nim mieszkał, ale znowu nie mogłem sobie przypomnieć nazwiska właścicieli. Wędkarz tez tego nie wiedział i tak nie mogliśmy się dogadać.
 
W końcu wędkarz znaczą gdzieś iść, ruszyłem za nim. Powiedziałem, że musze odszukać przyjaciół z dzieciństwa ponieważ to odległe czasy więc może powie mi jak teraz sprawy stoją. Zapytałem czy moja przyjaciółka mieszka tam gdzie dawniej. Wędkarz znaczą coś mętnie tłumaczyć, ale przypomniałem sobie, że teraz mieszka ona w swoim nowym domu więc zapytałem o kolejną osobę i znów mętne tłumaczenie. Powiedziałem mu: „Ty tu chyba jesteś napływowy i nie za bardzo orientujesz się w czymkolwiek”.
Rozstaliśmy się i pomyślałem, że mógłbym odwiedzić przyjaciela ze szkolnej ławy - o ile oczywiście wrócił z Kanady.
 
Znalazłem się na jakiejś wycieczce, gdzie w autokarze siedziałem obok kolegi ze szkolnej ławy, wiem, że były tam jakieś problemy z kierowcą, ale tej części snów zbyt dobrze nie pamiętam.
 
W pewnym momencie szukając koleżanek z przeszłości znalazłem się przed domem babci i uświadomiłem sobie, że śnie, nie chciałem przerywać poszukiwań zwłaszcza, że teraz będąc w ld miałem większe możliwości.
Od domu babci emanował taki smutek, że pomyślałem iż nie wolno mi tego zignorować więc postanowiłem to zbadać. Ostrożnie zbliżyłem się do domu, rzuciłem okiem przez okno i wydało mi się, że dom jest opuszczony. To zaniepokoiło mnie więc wniknąłem do środka. Spotkałem tam babcię. Spojrzałem jej w oczy i przekonałem się, że nie ma w niej smutku jest radość. Na wszelki przypadek przekazałem jej różnego rodzaju pozytywne energie po czym obudziłem się.
 
Następny sen zaczął się w tych samych okolicach, miała być jakaś impreza, zbierałem drzewo na ognisko które miało odbyć się w palenisku starej kuźni, kręciły się tam jakieś podejrzane typy, ale ogólnie nastrój był pozytywny, choć były tam lekkie cienie - nie pamiętam jednak tego zbyt szczegółowo.
 
W kolejnym śnie znalazłem się znowu w okolicach pierwszego snu, był tam mój brat i była to jakby kontynuacja imprezy z poprzedniego snu. Na początku byłem w domu z dzieciństwa i trzymałem klawiaturę komputera, zastanawiałem się jak ją podłączyć, a nie była to zwykła klawiatura tylko klawiatura microsoftu. "Przypomniałem" sobie, ze tego typu klawiatury maja dwa rodzaje ustawień - dzienną partycję standartową i standard Gatesa, który jednak nie obsługuje każdy komputer. Pomyślałem, że powinienem ustawić ją na rdzenna partycje korzenną przy standartowym punkcie zaczepienia i powinna chodzić.
 
U góry były czarne krążki, kiedy zacząłem im się przyglądać zauważyłem, że są to mikrofilmy z obrazami z przeszłości. Obrazy były jednak bardzo małe tak, że nie wiele można było na nich dojrzeć, pomyślałem więc, że trzeba je wywołać. Znalazłem stary koreks - nie byłem pewny czy jest w nim wywoływacz, ale postąpiłem tak jakby był. Kiedy skończyłem wywoływanie, przechyliłem koreks i zaczął z niego wylewać się żółty wywoływacz co ucieszyło mnie, gdyż oznaczało, że jednak wywołałem film. Zastanawiałem się, skąd wziąć utrwalacz - pomyślałem, że utrwalacza nie wyrzuca się lecz zostawia do dalszego użytku więc może sąsiad będzie go miał.
 
W chwilę potem byłem już na imprezie w innym domu obok stawu, gdzie kiedyś mieszkał mój kolega. Mój brat był bardzo wylewny, jako, że przeszłość darzy sentymentem zauważyłem jednak, że brat mojego kolegi nie podziela jego entuzjazmu. W chwilę później przyszła młodsza siostra gospodarza, która jeszcze z mniejszym entuzjazmem podeszła do wylewności brata. Brat powiedział jej, że była wtedy zbyt młoda aby go pamiętać i zaczął zachowywać się wobec niej bardzo protekcjonalnie - pomyślałem, że jest to z jego strony niegrzeczne i pogarsza tylko atmosferę, zwłaszcza, że on również jest zbyt młody aby ją pamiętać ponieważ w czasach kiedy tu mieszkaliśmy oboje byli nieświadomymi dziećmi. Postanowiłem załagodzić sytuacje grzecznie się żegnając z gospodarzami i prosząc ich o wybaczenie za brata, kiedy żegnałem się z dziewczyną przypomniałem sobie jej imię Ania.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Dziennik snów akaKowalska akaKowalska 35 1,503 7 godzin(y) temu
Ostatni post: akaKowalska
  Dziennik snów Sennego Spacerowicza Dream Walker 308 146,687 27-03-2024, 10:57
Ostatni post: Dream Walker
  Dziennik snów Kilera Jestem Kiler 412 52,464 11-02-2024, 15:38
Ostatni post: Jestem Kiler
  dziennik snów doysoyk Doysoyk 24 1,707 14-01-2024, 08:28
Ostatni post: Doysoyk
  Dziennik snów z całego życia ;] Rulez 50 28,883 28-04-2023, 21:45
Ostatni post: Rulez

Skocz do:

UA-88656808-1