Incestus
Najwyższy czas podzielić się motywem, który bardzo mnie zaintrygował tydzień temu :)

Miałem niespokojny sen i świadomość samoczynnie falowała już w pierwszej fazie REM. Akcja i otoczenie zmieniały się bardzo szybko, tak że w treści pojawiła się myśl, że moje zasypianie jest tak zaburzone, że chaotycznie przenoszę się po ludzkich snach. W którymś momencie pojawiłem się nad ślicznym krajobrazem w postaci rzeki, do której stopniami jej szerokości wpływał lśniący wodospad na kształt schodów prowadzących z chmur. Ale nie o tym.
Pojawiła się projekcja, które domagała się, żebym pomógł jej w czymś w jej śnie, do którego można się było dostać mijając " centrum snów ". Kiedy tam dotarłem fascynacja tym miejscem natychmiast mnie ocuciła i już tam zostałem.

Nie można nazwać tego wizją. Całość składała się z zawieszonego w nicości parkietu drewnianego wielkości może 30 m2. Kiedy mówię nicości nie mam na myśli próżni, sięganie wzrokiem poza czy pod parkiet wydawało się tożsame, nie istniała tam bliż ani dal, tak jak bym przestał rozumieć wymiarowość przestrzeni. Na jednym krańcu parkietu znajdowała się niewielka didżejka przypominająca niebieską pralkę, nikt za nią nie siedział. Wydawało się, że to ona właśnie emitowała to co było rdzeniem tego snu - ciężką, niesamowitą, hipnotyzującą muzykę, trudną do ujęcia w ryzach gatunku, ale może najbliżej jej tu było do trybalnej czy techno ( nie słucham i się nie znam :P ). Przetrzymałem w tym śnie dobre 20 minut i motywy muzyczne gładko przechodziły w kolejne, całkiem nowe, bez cienia monotonii.

Parkiet był " pełen " ludzi. Treściowo byli tam wszyscy ludzie świata, którzy w tym czasie NIE śpią :) Ci, którzy spali znajdowali się rzekomo poza parkietem, czyli w nieskończonym labirencie uniwersum snów. Sen rozwiązał to w taki sposób, że stojąc w miejscu obserwowałem po brzegi wypełniony parkiet tańczącymi w jednym rytmie ludźmi a każda najdrobniejsza zmiana kąta patrzenia, czyli obrót głowy, ruch, cokolwiek, odsłaniała na miejscu poprzedniego kolejny tłum ludzi, na zasadzie mozajki czy kalejdoskopu. Pełen obrót głowy przyprawiał o nudności, bo obraz przechodził z jednego na drugi setki razy, ukazując setki ludzi, często w niepełnych fazach, nakładających się na siebie. W tej całej palecie jeden element był stały - przy każdym kącie widzenia po parkiecie pełznął gęsty taneczny pociąg ludzi w jednym kolorze. Przez gęsty mam na myśli jeden nakłada się na drugiego, jak okienka erroru na pulpicie, który przesuwa się myszką. Pociąg wymachiwał synchronicznie rękami i był plastyczny - każda moja ewolucja na parkiecie była masowo imitowana przez tą dyskotekową gąsienicę.
Tańczący tłum nie mieścił się na parkiecie i wystawał jeszcze w stronę nicości, im dalej od parkietu tym poruszali się wolniej i stawali się coraz bardziej przezroczyści, od stóp do głów, jak by brodzili w nieistniejącym morzu. Tańczący tłum dzielił się z kolei na " parkietowych wymiataczy " oraz tych, którzy wirowali w parze. Magiczną różnicą okazał się stan dłoni. Całkowite jej otworzenie i minimalne oddalenie od ciała powodowało, że w każdym z kątów widzenia materializowały się różne kobiety, niekiedy dwie naraz w różnej pozycji lub niecałkiem zmaterializowane, które jakby od zawsze tą dłoń trzymały.

W tamtym śnie moja świadomość weszła na inne tory. Kierowała nią tylko ta muzyka. W głowie istniała tylko jedna myśl, która według treści była nazwą tego miejsca - " maszyna ". Zdecydowanie było to doświadczenie mistyczne. Mimo to po całej nocy obudziłem się koszmarnie wyczerpany, aż do niemożności funkcjonowania w pracy :P
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Dzisiejszej nocy po raz pierwszy chyba od dzieciństwa mocno się poschizowałem :)

Sen toczył się w typowo nietypowej abstrakcji, aż nagle cała rzeczywistość zawiesiła się i pozostałem w obserwacji bez ruchu, dłuższą chwilę. Pojawiła się informacja z głośnika, że umarłem i to był mój ostatni sen. Głos kontynuował, że mam się nie przejmować, bo następuje procedura wskrzeszenia, przez cofnięcie czasu. Obserwacja przeniosła się w punkt leżącego na łóżku mojego ojca, który tłumaczył, że to on zapoczątkował rytuał wskrzeszenia i że w tym momencie moje ciało znajduję się w łazience, gdzie mnie napadnięto i zgwałcono :) Po głośnym odliczaniu od 5 do 0 nastąpiło rzekome cofnięcie czasu i obudziłem się realnie, w swoim apartamencie.

Poczułem silną potrzebę mikcji, na zegarku 00.40. Po kilku sekundach, ku mojemu przerażeniu, odezwał się budzik przy biurku. Telefon miałem w ręce, dwa metry od biurka :) Okazało się, że włączył się alarm ze starego telefonu, bez karty SIM, który myślałem, że wyłączyłem. Pozbawiony elektronicznej orientacji alarm na jego pulpicie wskazywał Niedzielę, 24.6.17, godzinę 14.00 ..... I to nie było fałszywe przebudzenie.

Pozostaje mi unikać łazienek w przyszłą niedzielę, jak nie będę odpisywał to wiecie, co się stało :P
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Upały i alkohol sprzyjają wizji, choć motywy stają się coraz bardziej powtarzalne. Boje się, że już wszystko w tych wizjach widziałem :)

Tym razem po wylocie przez okno przywitała mnie zawieszona między jedną wartswą kłębiastych chmur a drugą metropolia zbudowana z samych wielopoziomowych pętli autostradowych. Oznakowane ślimaki, zjazdy, mosty i rozjazdy zamiast mieścić asfalt stały się korytami dla leniwych strumieni, nieproporcjonalnie głębokich. Wodą spływali turyści we wszystkich kierunkach a całą wolną przestrzeń zajmowały porozwieszane taśmy ostrzegawcze udekorowane chorągiewkami. W punkcie przypominającym stację benzynową znajdowały się sale z dodatkowymi akwenami, na których grano w pingponga, zamiast stołu piłeczka odbijała się od napiętej tafli wodnej. U dna całego kompleksu spływ kończył się w chmurach, które płynnie przechodziły w siwy piasek wieńczący się plażą. O brzeg uderzały niemrawo ogromne fale morza, którego poziom wzbijał się od szelfu pod kątem 45 stopni tworząc wrażenie drobnego pasma górskiego. Gromady ludzi zażywających w nim kąpieli paradoksalnie próbowało dostać się do brzegu, ponieważ fale wyciągały ich w stronę szczytu.
Trochę dalej na jednym punkcie zatrzymałem się przy robotach drogowych, które składały się z sześciu rolników z wiertarkami na pływającej furmance. Byłem bardzo zdziwiony, ponieważ śpiewali coś zupełnie dla mnie nowego, równymi wersami i wierszem. Wiedziałem, że nie będę w stanie zapamiętać kompozycji, ale podjąłem próbę. Niestety przy trzeciej zwrotce nie udało im się znaleźć rymu, każdy głos rzucił coś niezbyt blisko brzmiącego. Wyrazili swoje zawstydzenie i postanowili pozbyć się świadka, przykładając mi wiertarkę do ucha. To oczywiście spuentowało mój sen :P
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Nie widziałeś jeszcze św. Piotra z kluczem przy bramie w niebie.
Wysłane z mojego Commodore 64


Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Dzisiaj ładny i szybki sen krajobrazowy :) Po wylocie z okna skierowałem się na odmianę na zachód. Oczywisty ciąg skojarzeń spowodował, że gorące letnie popołudnie zaczęło zmierzać gwałtownie ku końcowi. Stepowy teren otoczył się półmrokiem a po ziemi tańczyły tumany lśniącego różem i karmazynem pyłu. Na wrzosowiskach znikąd pojawiły się projekcje, ich wyraz twarzy i zaciekłość miała zapewne przedstawiać motyw zombie. Ogromne wrażenie robiło na mnie niskie rozżarzone słońce niczym przyklejone na kruczoczarnym niebie, którego promienie wydawały się jedynie wpływać na wzbijający się wysoko kurz, tworząc mozajkową kolorystykę zachodu słońca w mgle dymu.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Jedna z bardziej przejmujących wizji ostatnich czasów, w perfekcyjnie realnej jakości.

Obudziłem się fałszywie w moim dawnym domu wakacyjnym w Cieszynie. Umeblowanie i drobiazgowy wystrój rozpoznałem po śnie jako odpowiadające rzeczywistemu z tamtych czasów, choć przed snem świadomie go nie pamiętałem. W każdym razie po FA dobiegł do mnie przytłumiony dźwięk wrzasku wron. Podszedłem bez świadomości do dużego okna w salonie. Dziedziniec był ponury, opruszany delikatną mżawką, niebo przygaszone zamazanymi deszczowymi chmurami. Był wieczór, ale jeszcze jasny, czuć było groźbę burzy. W pewnym momencie przecinające przestworza klucze kruków zaczęły gromadzić się w powietrzu, po jakimś czasie tworząc wirujący krąg ptactwa na środku. Wrzaski zintensyfikowały się i nagle ze wszystkich stron świata zaczęły chmarami nadlatywać kolejne kruki czy wrony i kierować się do wewnątrz ptasiej obręczy. Chmury stały się ciężkie, czarne i kłębiaste, ale przez ogromny już kruczy krąg przezierało piękne, rozświetlone niebo. Po niedługim czasie chmury runęły, rozpadając się na kolejne niebotyczne ilości kruków, które dołączyły do kolistego klucza przekształcając całość w ogromną, mroczną, postrzępioną piórami i skrzeczącą trąbę powietrzną. Ciemne tornado wyjąc wznosiło się powolutku na tle odsłoniętego już letniego sklepienia, aż stopniowo wytraciło moment obrotowy, pozostawiając po sobie kłąb smolistego dymu, jakby po wielkim ognisku.

Przez sporą część snu panicznie próbowałem odpalić aparat w telefonie, który odmawiał posłuszeństwa a senna babcia karciła mnie za wulgaryzmy :D
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
(02-08-2017, 09:22 )incestus napisał(a): Chmury stały się ciężkie, czarne i kłębiaste, ale przez ogromny już kruczy krąg przezierało piękne, rozświetlone niebo. Po niedługim czasie chmury runęły, rozpadając się na kolejne niebotyczne ilości kruków, które dołączyły do kolistego klucza przekształcając całość w ogromną, mroczną, postrzępioną piórami i skrzeczącą trąbę powietrzną.
Skojarzyło mi się ze szpakami: https://www.youtube.com/watch?v=5hYtL5-XKts
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Ha, podobieństwo motywu jest ogromne, ale nie znałem takiego naturalnego zjawiska, nigdy o tym nie słyszałem. Piękna sprawa w ogóle, skoro to szpaki, to i w Polsce powinniśmy móc to obserwować :)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Chciałbym podzielić się dość niepokojącym odkryciem :)

Zasypiałem w półśnie świeżo po budziku, stopniowo zagłębiając się w półsen. Minął jakiś czas jak odzyskałem w nim świadomość. Czułem jeszcze moje ciało na łóżku, ciemność za powiekami powoli wyostrzała się w typową dla kaplicy architekturę. Szum przeradzał się w szepty, następnie w tłumny gwar. Widziałem już wyraźnie zgromadzenie i część kościoła z perspektywy, jakbym leżał na ołtarzu. Nie miałem kontroli, kątem oka widziałem przesuwającą się trawę za wysokimi okiennicami. Trwało to jeszcze chwilę, aż odczuwalne przeciążenie i przesuwający się widok za oknami upewniły mnie, że budowla razem ze mną oderwała się od ziemii i wiruje po coraz większych okręgach. Poczułem jak moje usta same układają się do śpiewu czegoś, co było połączeniem buddyjskich szantów z tanim popem dla nastolatków :) Po około dziesiątej pętli w powietrzu budowla rozpadła się uwalniając mnie z okowów, choć kontrola była tylko częściowa. Zwiedzałem hektary drobiazgowych futurystycznych miast, sunąłem przez korytarze poprzecznych klatek schodowych, podziwiałem z góry i z dołu puszcze wyrastające z kompleksowych dachów. W międzyczasie samoczynny śpiew ustał i próbowałem go już nieudolnie kontynuować samodzielnie. Pojawiły się projekcje zdegenerowanych ludzi czepiające się moich nóg, w końcu wymyśliłem, że pozbędę się ich odprawiając krótki egzorcyzm - ze skutkiem. Mimo to wytraciłem ostatecznie świadomość, projekcja mojej matki wmówiła mi, że na dachu zostawiłem otwarty samochód. Zamknąłem go więc, po czym wstąpiłem do sennego supermarketu, gdzie przemierzałem kolejne półki nie będąc pewnym, jakiego produktu zapomniałem. W końcu obudził mnie dźwięk końca ostatniej drzemki. Puenta jest tak, że...

Minęło 5 minut od zaśnięcia. Na tyle ustawiłem drzemki w telefonie. Cały ten LD, razem z poprzedzającym i kończącym snem nieświadomym, trwał od 7.35 do 7.40.

Oczywiście nie postuluję, żeby nastąpiła jakaś dylatacja czasu. Mój wniosek jest taki, że sny świadome mogą faktycznie tyle trwać, ponieważ nie zwracamy w nich uwagi na czas pomiędzy zdarzeniami. Kiedy pokonujemy jakąś trasę w LD, czy to pieszo, czy lotem, nie tracimy czasu na odgrywanie okresu podróży, przesuwamy się bezpośrednio od doświadczenia do doświadczenia. Nieświadomie wycinamy klatka po klatce nie interesujące nas elemenciki, które w świecie rzeczywistym połączone trwają bardzo długo. To tak jak by wziąć cały film i wyciąć z niego wszystkie klatki, które się powtarzają. Z godziny mogło właśnie by się zrobić kilka minut.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Nie do końca rozumiem. Doświadczałeś okresu podróży z miejsca do miejsca, mimo, że jego "w rzeczywistości" prawie, że nie było, czy doświadczałeś stanu faktycznego, ale interpretacja ile czasu upłynęło, uwzględniała "wycięte klatki"?
Ja myślałem, że to odczucie ciągłości jest skorelowane ze świadomością. Kiedyś napisałem w dzienniku "włączyłem uważność i w końcu krok był krokiem.".
Z drugiej strony czemu sny dobrze zapamiętane, poza większą ciągłością doświadczenia cechują się też innym subiektywnym odczuwaniem długości.
Kiedy przeskoki w śnie są przyczyną niepamięci, a kiedy po prostu nie ma klatek pomiędzy z racji przerzutności uwagi.
Zastanawiam się co dokładnie masz na myśli, skoro jest to dla Ciebie niepokojące odkrycie :)
let's worship cats
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1