Incestus
I kolejna, starym dobrym farmakologicznym sposobem :) Od 5.00 do 6.00 pełne LDki przerywane spłyceniami, wyszło 5 równych sesji, jedna tylko była wizyjna.
Zaczęło się od snu o wniebowzięciu :) W fabule coś poszło Bogu nie tak, że zamiast wnieść mnie w niebiosa prostym strumieniem to miotało mną jak szatan po całej wsi :) Szybko zorientowałem się, że mogę kontrolować lot i uświadomiłem się. Bez przeszkód mijałem ekstremalnie skomplikowane kompleksy upchane masami straganów z dziwacznymi towarami i ceramicznymi zdobionymi staroświecko ścianami, aż w końcu wzniosłem się nad piękną rozległą przestrzenią : jezioro rozmiarów małego morza z półwyspem wielkości Helskiego, z tego lądu uwypuklały się mniejsze półwyspy, na których ziemię od wody odgradzały fortyfikacje wykończone ośmioma futurystycznymi czarno-zielonymi zamczyskami, część z nich rzucała w ciemne noce niebo sztuczną zorzę/ łunę, jak niektóre stacje benzynowe. Całe jezioro jarzyło się zieloną poświatą, pochodzącą z odbitego światła tamtejszego słońca ( mimo, że to była noc ) - przerażająco wibrującej, zielonej planety. Cała przygoda okraszona była soundtrackiem, który przypominał mi " Cykady na cykadach " :)

Podczas tych wszystkich sesji w którymś momencie zaczęły powstawać typowe problemy antagonizmu snu - wyrastały mi dodatkowe dłonie, obrzęk nogi spowalniający lot, wrogie projekcje. Wpadłem na pomysł, że zasieję sobie myśl, że zaraz za mną lecą moi agenci, którzy są odpowiedzialni za wspieranie mnie w kontroli, bez przywoływania ich. To była doskonała idea, okazało się, że nie muszę nawet wydawać im komend, do końca snów wszystkie zdarzenia kończyły się na moją korzyść. Np zamiast dodatkowych dłoni na nadgarstku nagle wyrósł mi wachlarzyk, który przyspieszał mój lot, albo materializował się wyciągnik, gdy utknąłem w ciasnym przejściu. Co więcej, każda napotkana projekcja dawała wrażenie, że jest tym domniemanym agentem, więc nie były już namolne i agresywne.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Cytat:Cała przygoda okraszona była soundtrackiem, który przypominał mi " Cykady na cykadach "
"Morze i niebo ostro lśni"
Mógł ten OST wziąć się z tego skojarzenia? :D
let's worship cats
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
może tak może nie :) Raczej mi się wydaje, że lśniąca powierzchnia wymuszała na fabule ostre źródło tego zjawiska lub na odwrót :) Co do samego podkładu to był motywem przewodnim imprezy kilka dni wcześniej ;)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Zabawne, oglądałem wczoraj kuchenne rewolucje, w których była zaledwie minutowa wzmianka, że dane miasto słynie ze swojej tolerancji i współistnieją w nim kultury żydowska i chrześcijańska. Prawdopodobnie to wystarczyło na podkład wczorajszej wizji. Obszerne miasto zbudowane w bezcelowej architekturze ( np 3 rynki wzdłuż, ratusz na rondzie, kilka studni obok siebie, mur przedzielający główną drogę ), na sporych budynkach mieszkalnych ze wszystkich stron wisiały neonizujące reklamy i bilbordy - wszystkie nawiązywały do jakichś kultur religijnych - gołąb w chmurach, pojedynczy symbol typu Ankh, grafiti w hebrajskim, tablica hieroglifów itd. W głównym dystrykcie królowały piramidy i wieżowce zakończone ostrosłupem lub kopułą jak w meczecie, ale i pomiędzy nimi upchane były liczne puebla, czy piętrowo ustawione azteckie budowle. Znalazły się też kręgi kamienic w stylu chyba XIX wiecznym wokół pojedynczej wielkiej katedry, z której dobywały się dźwięki dziecięcego chóru. Za murem, wysoko ponad niego pięły się ogromne pagody w rzędzie. Miasto otoczone całkowicie wodą, niczym platforma bez styczności z jakimś kawałkiem terenu. Przy brzegach pobudowane były małe ryneczki, których centra stanowiły fontanienki z bardzo skomplikowanym układem hydraulicznym wykonanym z różnych kolorowych kryształów. W niedalekiej odległości od brzegu miasta na tafli unosiły się struktury wielkości tankowców, przypominające gąsienice czołgu połączoną z żurawiem. W każdym dystrykcie słychać było inny motyw muzyczny, chyba bardzo pośrednio związany z hymnami religijnymi. Samo miasto tętniło życiem, najbardziej eklektyczne były właśnie postacie - drobiazgowy ubiór łączący chyba wszystkie możliwe kultury - słomiane azjatyckie szerokie nakrycie głowy, tony biżuterii z różnymi emblemami, ponakłuwane uszy, kolorowe pierścienie na szyjach, lniane bogato zdobione szaty, a także wiele dziwacznych elementów, któych nie mogłem przyporządkować itp.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Przyjemna wizja. Aż mi się przypomniało, istniejące tylko w rzeczywistości wirtualnej, miasto Divinity's Reach. Chociaż eklektyczność Twojego miasta oddałaby chyba tylko pełna mapa tamtego świata, samo Divinity's by nie starczyło.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Dzisiaj wizja w postaci pojedynczego skomplikowanego symbolu. Wyspa zawieszona w kosmosie, w formie stożka wyrwanego lądu o pustynnym klimacie i iglastych drzewach, zwężająca się u dołu na kształt rożka. Większość jej powierzchni zajmowały piętrowe wigwamy, często ułożone po skosach od siebie na podobieństwo domków z kart. Na środku bliżej brzegu wyspy znajdowały się trzy wysokie i grube zdobione totemy, te boczne o klasycznym wyglądzie jak z filmów, środkowy zwieńczony szerokim drewnianym orłem z rozportartymi skrzydłami. Wokół totemów w dziwaczej konformacji opierali się lub grali na bębnach indianie. W samym centrum wyspy sterczał ogromny biały kielich, pnący się smukło bardzo wysoko w przestworza, dużo wyższy niż sama średnica wyspy. Nie da się ukryć, że przypominał z wyglądu umywalkę :) Wokół całej wyspy tańczył lewoskrętnie tabun rdzennych amerykanów. W rytm muzyki w środkowym totemie pojawiały się szybko kolejne segmenty na przemian drewniane i z żywego człowieka, podwyższające jego zasięg wzwyż. Z drewnianego orła ciurkiem ciekła czysta woda, po pewnym czasie totem przerósł formę kielicha. U nasady wyspy tańczyły w przeciwną do indian stronę drewniane postacie na miotłach.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Właśnie wstałem z perfekcyjnego LD z WILDa, który trwał z w miarę stabilnym poziomem świadomości 1h45min. Był poprzedzony drobną libacją alkoholową, pewnie dzięki temu był bardzo drobiazgowy i pełny zmysłów - cały czas towarzyszyła mu muzyka, za której słowami moje usta zmuszone były podążać, dając złudzenie, że jestem gwiazdą teledysku :)
Generalnie przewinęło się bardzo dużo nowych motywów - pociąg z układów scalonych, miasto z plastikowych podłużnych klocków, mecz NBA w zawieszonym na niebie papierowym namiocie, ogromna plaża z gruboziarnistym piaskiem i kilkumetrowymi trzcinami z wielkim basenem na środku, kolorowe okrężne wystawy dewocjonaliów i wiele innych drobniejszych. Znalazłem też czas, żeby udać się z sennymi podróżami do parku rozrywki. Tylko jeden motyw mnie zachwycił i zasługuje na nazwanie go wizją :

Zaczęło się od telewizora, w którym leciał film " Scaramanga ". Opowiadał o nieletnim chłopcu, który na wojnie w wietnamie wyciągał żołnierzy z rzeki za pomocą cienkich i mocnych żyłek przewiązanych wokół żołędzi i napletka :) Wleciałem w TV, żeby osiągnąć trochę orientalnego klimatu. Moim oczom ukazał się las - rolę pni pełniły żyłki i liny, poprzewiązywane między sobą w proste kompozycje lub drobiazgowe koronki, rolę koron spełniały płachty, żagle, kolorowe pościele, szmaty i inne tekstylia, które dzięki wiatrowi utrzymywały całość w pionowej pozycji. Jedne drzewa rogałęziały się na wszystkie strony, żeby wypuszczać liczne pąki z aksamitnych tkanin, inne rosły wysoko w górę powiewając luźno powiązanymi ze sobą lśniącymi skarpetkami. Były też przyziemne rozłożyste kwiecia i grzybnie złożone z pluszowych puf i wygodnych stylowych wielkich poduch. Całość pięknie łopotała na wietrze, który niekonsekwentnie wiał w taki sposób, żeby korony i kwiaty układały się symetrycznie. Zastanawiam się na ile ta wizja mogła być inspirowana kitesurfingiem, który gdzieś mi tam mignął na urlopie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Dzisiaj wskoczyła wyjątkowo rozległa wizja, choć złożona z niewielu elementów. Na tle pasma górskiego położone miasto, w którym drapacze chmur tworzyły podstawę dla kolejnych wieżowców, tworząc konglomeraty mieszkalne szerokości i wysokości skalistych gór wznoszących się na horyzoncie. Podstawa całej piramidalnej urbanistycznej struktury była niejako zawieszona w powietrzu, z poziomu najniższego chodnika można było przez szczeliny w asfalcie ( przypominające koryta rzeczne ) dojrzeć szczyty budynków miasta położonego niżej, tym razem na ziemii, w akompaniamencie akweduktów i zbiorników wodnych. Budynki mieniły się leniwie na zmianę oświetlane przez słońce i zasłaniane kratkowatymi cieniami. Źródłem tego efektu okazały się być kudły gigantycznego bluszczu i jemioły pnące się wokół i przetykające delikatne chmury.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Obawiam się, że zaczynam wpadać znowu w ciąg :) Uświadomiłem się już w momencie lotu z tabunem innych projekcji. Właściwie taborem, bo ich zróżnicowanie i kolorystyka takowy przypominało - różne kolory skóry ( w tym niecieliste odcienie ), wielkość ( od karłów po gigantów ) i przydatki - uskrzydlone kobiety, włochate twarze, centaury itp. Całość zmierzała w stronę pięknej rozległej, głęboko drążącej doliny za pomocą lotu koszącego. Kiedy postanowiłem wyjść z tłumu i wznieść się wyżej musiałem zauważyć, że niebo jest tu tylko iluzją a dolina ograniczona jest stropem wykonanym z kiepskiego lustrzanego materiału. Ten strop zbliżał się do podłoża proporcjonalnie do głębokości doliny, ostatecznie zostawiając tylko wąski przesmyk do lotu. Po odbyciu w taki sposób dłuższego dystansu dno doliny stopniowo zaczęło się piąć stromo w górę aż do pionu - wtedy dopiero stało się dla mnie jasne, że cały krajobraz jest w formie sferycznej - kula z lustra otoczona bogatym lesistym krajobrazem z kawałkiem atmosfery pomiędzy nimi. To jak kula ziemska wywinięta w drugą stronę :)
Zlokalizowałem wejście do lustrzanego globu i popodróżowałem jeszcze trochę przez sieci pstrokatych kiczowatych korytarzy, żeby wydostać się na przeciwległym biegunie. Tam w warstwie zewnętrznej nie było już zielonych klimatów, a cały horyzont ciasno zapakowany był różnymi samochodami i maszynami, gdzieniegdzie wyrastały wieżowce puste w środku, zawierające tylko obmurowane klatki schodowe, windy i poziom mieszkalny na około 6tym i 10tym piętrze. Gdy zbliżyłem się do jednego z okien, w jednym momencie wszystkie silniki z monstrualnego parkingu warknęły i pojazdy odjechały bezkolizyjnie naraz, wzbijając tumany kurzu i pozostawiając po sobie przeoraną oponami błotną pustynię.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Wizja prosta i bez świadomości ale motyw muszę zapisać, co by się utrwalił na mapie snów :)
Gęsty, jesienny las ozłocony na koronach i runie opadłymi liśćmi. Drzewa sprawiały wrażenie płonących a runo przypominało ziemię przeczesaną pęknięciami ziejącymi magmą, za sprawą tego, że duża część liści kolorem i blaskiem udawały płomyki. Bardzo ładne, szkoda tylko, że w zamkniętym pomieszczeniu i przepełnione ogromnymi owadzimi larwami :)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1