Incestus
#91
W koncu cos ciekawego.
Sen zaczal sie od tego, ze babcia taszczyla koszyk z zakupow. W srodku byly 2 opakowane noworodki w ciasteczkach z rodzynkami, i jeszcze jeden w kartonowym pudelku, jak dla transformersow. Bylem jednym z nich i dorastalem. W ktoryms momencie babcia poprosila mnie zebym naprawil wylamana skrzynke z hydrantu. Wyla od niego syrena karetki pogotowia. W srodku znalazlem klucz, ktory otwieral dolna czesc hydrantu, po otwarciu zawyla syrena policyjna i wpakowali mi brata do pierdla. Przez reszte snu rzucalem mu ciete riposty i zartowalem z niego, wydawalo mi sie to takie smieszne, ze rozbudzalem sie i sie chichralem. W rzeczywistosci to byly suchary :P W kazdym razie co mikroprzebudzenie, to w fabule bylem starszy. W koncu byl moment kiedy wchodzilem z kumplem pod wysoka gore, gdzie doswiadczylem kompletnej PORAZKI TR-A Z NOSEM !!!

Wysnilem, ze to moj kumpel sni, a ja jestem tylko projekcja w jego snie. Oswiadczam mu, ze sni i pokazuje mu dluugi dokladny pozytywny TR z nosem. On nie wierzy i sni dalej :) No to, zeby mu udowodnic wzlatuje w powietrze i gdzies latam.

Dopiero po dlugim locie przez jakies kreskowkowe krainy naprawde skumalem, ze to ja snie, kiedy minalem cos znajomego. Tak czy siak latalem dalej i dolecialem do szerokiej jaskinii wypelnionej pochodniami i woda. Tafla woda burzyla sie,, bryzgala tak jakby toczyla sie tam jakas niewidoczna walka. Mozna bylo dostrzec w niej slady powstale po krokach, strzalach, eksplozjach i upadkach. W pewnym momencie od lewej do prawej wylanialy sie wielkie chmury babelkow. Gdy doszly do konca jaskinii, wode gwaltownie zaczelo wsysac, pojawil sie wir a woda opadala jak ekspresowa winda, odslaniajac masy pieter w katakumbowym deseniu. Woda z hukiem opadala spiralnie, tworzac wielgachna spirale wokol szybu, kotlowaly sie w niej syreny, a z gory pikowaly uzbrojone w wlocznie pegazy. Na samym dole szybu znajdowaly sie monstrualne schody, o nie z impetem rozbijaly sie setki pegazow. Calosci towarzyszyla nieznana mi, mrozaca krew w zylach muzyka symfoniczna. To byl jeden z tych snow,w ktorych wzruszenie z zachwytu wyciskalo lzy z oczu, uff :)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#92
Pewnie było to niesamowite uczucie :3
Zazdroszczę. Też bym chciała takie sny ; P
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#93
Epicki sen, też brakuje mi takich. Podobną akcję miałem - powiedziałem koledze w jakimś domku o wysokości 3m, aby się popatrzył i wzlecialem, ale nastapil fail. W ogole się nie zorientowałem i po jakims czasie sen sie zakonczył...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#94
Dzisiaj mialem dziwnie.
Wszedlem z Wilda po pijackim wieczorze i nieprzespanej nocy, zaczelo sie normalnie. Pozwiedzalem lotem pare sennych miejscowek. Byly kurniki z pulsujacymi polaciami ziemi pokrytymi chmurami jak po paleniu gumy na motorze. Byly miasta z kwadratowymi wyrwami w ziemii przez ktore bylo widac brudnoszare niebo, nad miastem bylo z kolei nieskazitelnie biale. Byl tez jakis palac polozony na krysztale o dziwacznym ksztalcie i z wydrozonymi symbolami polksiezycow.
Po ktorejs fazie uslyszalem jeszcze podczas wchodzenia moj budzik. Byl cichy wiec nie zdziwilem sie , ze nie przerwal mi snu. Polatalem troche i postanowilem sie obudzic, zeby zdazyc do pracy. Nie moglem.
Pierwszy raz mi sie to zdarzylo. Zazwyczaj robie tylko ruch podobny do otwierania oczu i sie wybudzam, a dzisiaj czulem jak wciaga mnie do ciala, ale nie do konca, cos blokowalo. Z kazda proba, moje czucie glebokie glowy bylo coraz bardziej zaburzone, w koncu powaznie sie przestraszylem i utracilem troche swiadomosci. W wyniku tego wymyslilem, ze stojac na glowie na stole mam lepsza szanse sie obudzic.
W koncu jakos sie udalo, wstalem dyszacy i z piekacymi oczami, dopiero wtedy uswiadomilem sobie, ze dzwiek budzika byl tylko hipnagogiem i mam 2 godziny do wstania :P
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#95
Jak zazwyczaj wszedlem z Wilda ze snu, w ktorym spalem :)
Ladny wysoki, detaliczny lot nad dolinami, rzekami poszatkowanymi byle jak murami oraz wielkimi zamkami z czerwonej cegly w stylu Malborka. W pewnym momencie sie sciemnilo a po mojej prawej ukazal sie wlasnie taki wielki zamek, na jego frontalnej scianie zawieszony byl ogromny dywan wyszywany w zlocone symbole. Przed nim na rubinowych pretach i lancuchach zawieszony byl kamienny Chrystus w niewygodnej pollezacej pozycji :) Cala kompozycja dookola upstrzona byla zlotymi armatami, filarami, katapultami, zadaszeniami oraz kolorowymi drzewkami ogrodowymi. Na dole plonely setki swiec, zdalem sobie sprawe, ze wyglada jak oltarz. Gdy odwrocilem wzrok, okazalo sie ze w rzedzie stoi 7 takich wielgachnych zamkow, kazdy z inna figura i posagiem, inaczej zdobiony i o odrobine roznej architeturze, a po drugiej stronie doliny rozciagalo sie drugie 7 takich budowli. Na dole, na polach uprawnych mury przechodzily w wielkie lawki, ustawione jak w kosciele, cos kolo 60 na 4 rzedy. Calosc sprawialo oczywiscie wrazenie kosciola oraz 14 stacji drogi krzyzowej, mimo ze Chrystus na podobiznach robil zupelnie dziwne rzeczy :P
W miejscu gdzie faktycznie powinien byc oltarz staly monstrualne ruiny zamkowe, w ktorych srodku rezydowala samotna szescienna baszta, wielkosci zamkowych stacji. Przed nia staly 3 rzedy krat z roznych kamieni szlachetnych, w efekcie zaslanialy symbol w srodku baszty, opd ktorego skrzyly sie tylko plomienie i niebieskie swiatelka.

Calkiem ladne zwiedzanie :) Ale i tak poszedlem w koncu upolowac jakas kobitke :D :D
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#96
Calkiem sliczna wizja w LD:
Mijalem lotem wioske zasypana pastelowo zoltym sniegiem,z okraglymi polami zwyklego bialego sniegu. Wygladalo jak rozlane mleko na zoltym obrusie. Za wioska znajdowalo sie niezabudowane miejsce z niewielkim jeziorkiem. Nad brzegiem, w powietrzu, unosily sie grube korony drzew zlozone z suchych, tegich, srebrnych konarow, wykrecajacych sie we wszystkie strony. Niektore konary piely sie w gore, zakrecaly, i wbijaly sie w ziemie daleeeko od centrum drzewa. Pod tymi koronami, na ziemii, znajdowaly sie roje malych korzonkow, niczym bulwy chrzanu. Gdy podlecialo sie blizej, korzonki wyskakiwaly z ziemii i rozbiegaly sie jak myszy, zeby wkopac sie znowu kawalek dalej. W samej wodzie z kolei, rezydowaly miniaturowe kozice, ktore wyskakiwaly z tafli wody jak zaby :)

Niestety wkrotce potem orientacja zaczela mi sie chrzanic i wszystko zrobilo sie kreskowkowe,a ja sam zaczalem myslec ze jestem sierotka malgosia :P
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#97
Rozrzewniłem się wczoraj na forum o moich problemach z projekcjami, oczywiście musiały mi się znowu przyśnić ;)
Udało mi się otrzymać LD z Wilda na kacu parę minut przed budzikiem. Najpierw zwiedzałem nocą iglastą polanę na którą padał dziwny niebieski śnieg. Gdy się zbliżyłem, okazało się, że nie padają płatki, tylko leciutkie niebieskie lodowe sześciany. Cały las wkrótce wyglądał jak zanurzony w wiadrze z lodem, dopóki te wszystkie sześciany nie rozjarzyły się różnymi kolorami, jak lampki choinkowe.
Potem władowałem się w głowę mechanoida wielkości budynku, i stałem się nim. Ociężałymi krokami tratowałem dęby jak zapałki, miażdżyłem drewniane statki i tamy i zdmuchiwałem budynki.
Na koniec szperałem po jakichś mechanicznych piwnicach gdy napadła mnie moja wieczna zmora - natrętna projekcja ojca. Jak w życiu, łaził za mną namolnie i dopytywał o jakieś pierdoły. Takie jego zachowanie zawsze automatycznie doprowadza mnie do furii, a to kładzie świadomość, udało mi się powstrzymać i próbowałem zbyć go tak miło, jak nigdy w życiu. Obiecałem mu, że spędze z nim trochę czasu w dzień, żeby mi nie przeszkadzał w nocy, byłem pewny, że takie właśnie zachowanie odpędziłogo by w realu :) Projekcja jednak wykrzywiła twarz i stwierdziła, że koniecznie musi mi zająć noc, bo w dzień to go nie ma. Rysy twarzy zamazały się i mówiłem już do małego wynaturzenia z niesymetryczną twarzą i częściami mrówki, który na czole miał żelazny okrąg ze skośnym krzyżem i namalowaną czarną gruszką w lewym jego oczku. To już mnie otępiło i wkręciłem sobie, że to astralna postać. Zapytany o imię, odpowiedział " Burżi "

I sen przeszedł w fazę półświadomą :)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#98
Jak co dzień położyłem się o 21.00 a budzik nastawiłem na 7.00. Przebudziłem się w nocy, nie wiadomo o której i zasnąłem znowu.
W pewnym momencie tego snu tłukłem jakieś wazony na stole i odczułem jakby wyraźniejsze poczucie rzeczywistości i swojego ciała - od razu olśniło mnie, że to musi być sen. Na początku latałem z bratem, bo wymyśliłem, że Milduje, ale wkrótce świadomość przejaśniała całkowicie i myślałem zupełnie trzeźwo.
Latałem szybko, starając się przenieść do jakiejś psychodelicznej lokacji, jednak za każdym razem gdy wylatywałem za róg, widziałem obrazy związane jakimś skojarzeniem z poprzednim miejscem. W ten sposób zwiedziłem górę kompostu, las kapusty, zwykły las, pole sztachet z płotu, zamrożoną rzekę aż w końcu zaczęło się robić trochę ciekawiej - szeroka rzeka z wysokimi mrocznymi falami koloru morza, płynąca pod górę w zamarzniętym, wysokim korycie. Ku górze kończyła się w jaskini, której wielki otwór poprzedzony był zasłoną stworzoną z powiązanych ze sobą korzeni drzew sterczących nad jaskinią. Całość układała się na wzór pajęczyny. Potem trafiłem na pole uprawne, zaorane w ten sposób, że grządki układały się w masy ciasnych koncentrycznych okręgów z jednym środkiem. W tym środku pola leżała porzucona rzecz - żelazny posrebrzany precel, podwójnie zawinięty, z śrubami wkręconymi w uszy :) Podczas snu nie skumałem, że to symbol nieskończoności.
Na koniec pozwiedzałem jeszcze gigantyczny supermarket, po czym wywaliło mnie i nie zostawiło możliwości ponownego wejścia w LD. Spojrzałem na zegarek - 6.59

( Wniosek : sen sam się spłyca koło godziny, o której wiesz, że musisz wstać. Podczas tego spłycenia jest najlepsza szansa, żeby załapać LD )
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#99
Tępy sen o ld. Oczywiście spowodowany wczorajszą gadką o lunatykowaniu :)
Śniło mi się, że zasnąłem nad ranem po ciężkiej domówce i dochodzą do mnie dźwięki pierwszych powstałych imprezowiczów. Ruszam astralną ręką i nagle czuję, że za nią podąża prawdziwa ręka. No to wstałem i podszedłem do grupki osób jak zombi, otwarłem przy nich oczy, a oni w zachwyt, że sen świadomy mam :D Po chwili nie tylko miałem LD z otwartymi oczami, ale na dodatek mogłem rozmawiać z ekipą. W pewnym momencie spostrzegłem, że moje realne ciało pozostało gdzieś w tyle za astralnym, to spytałem kupla:
" ej , gdzie jest teraz moja ręka? "
Zanim odpowiedział spostrzegłem kątem oka, że jego kopia bawi się pare metrów dalej. Stwierdziłem, że pewnie ciało padło na korytarzu zaraz po pierwszej rozmowie i wypadałoby się obudzić. Oczywiście byłem śmiertelnie zdziwiony i zawiedziony, że leżę u siebie na łóżku i jest ciemno :)

Potem miałem drugie LD, ale je także zmaściłem. Kiedy zrobiłem TR otoczenie wyglądało z leksza kreskówkowo. Stwierdziłem, że trzeba je zbliżyć do rzeczywistości. Nastwarzałem meble, ściany, obrazy, tapety, akcesoria, kosze owoców, radio z muzyką i na koniec 3 losowe projekcje, które niby przychodzą w odwiedziny. Czyli trochę nadgorliwie wykonałem plan :P Zaprowadziłem je na górę i żeby było jeszcze naturalniej - zagadywałem je, jednocześnie się rozbierając. Rozmowa wkrótce straciła sens, jako że irytowało mnie, że nie mogłem się roznegliżować : pod każdą koszulą - bluza, pod nią podkoszulka, pod nią znowu sweter :P W pewnym nieoczekiwanym momencie sen rozmazał się na amen, wywalając mnie. Dziwiłem się co zrobiłem nie tak? W odpowiedzi pokazał mi się przed oczami ekran jak w BIOSie z ostatnim wpisem:

Użytkownik usunięty_ Rozmowa z projekcją (1)_ Ostrzeżenie_ rozmowa z projekcją (2)_
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Inces, jak często robisz TRy podczas dnia?
[H]
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1