Codziennie nieudana autosugestia
#41
To wszystko to cielesny przymus. Dwie przeciwstawne potrzeby kłócą się ze sobą, co odczuwamy jako dyskomfort i niepewność. W końcu zwycięży ten wybór, który jest dla nas bardziej komfortowy. Były nawet takie śmieszne badania wykazujące, że ten wybór już zostaje podjęty przed odczuwaniem wątpliwości, ale to pewnie półprawda :)
Spróbuj sobie to przemyśleć nawet z perspektywy duchowej - gdzie właściwie jest granica między ciałem a duszą ? Czy to możliwe, żeby dusza wymagała cielesnych neuronów, żeby nabywać, pamiętać i przetwarzać informacje ? Czy bez neuroprzekaźników dusza odczuwała by emocje i po co by jej były potrzebne bez fizycznego świata ? Moje rozważania zakończyły się na tym, że to co rozumiemy jako duszę, to sama świadomość, jedna informacja " jestem ". Co więc właściwie jest ? Ciało, to ciało wykształciło tą świadomość.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#42
(05-01-2019, 22:02 )incestus napisał(a): Spróbuj sobie to przemyśleć nawet z perspektywy duchowej - gdzie właściwie jest granica między ciałem a duszą ?

Bez wątpienia ciężko jest określić granicę pomiędzy materialnym i niematerialnym, dlatego zagraniczni badacze świadomości często używają pojęcia "bodymind'. Nie wiem, czy to coś ułatwia, czy to coś zmienia. Również pojęcie psychosomatyki staje się coraz bardziej popularne, co mnie bardzo cieszy. Czy znamy jakąś chorobę, na którą w ogóle nie mają wpływu czynniki psychiczne?

Jak by wyglądał świat, gdyby ludzie zaspokajali tylko rzeczywiste potrzeby swoich organizmów?

Skąd mam wiedzieć, czy naprawdę pragnę dziecka, czy tylko ktoś mi to wmówił? Bez tej wiedzy nie mam po co rozpoczynać współżycia.

W ostatnich latach prowadziłam eksperyment, który polegał na tym, że zaspokajałam tylko te swoje potrzeby, od których zaspokojenia nie potrafiłam się powstrzymać. Dzięki temu wiedziałam, że ta potrzeba jest rzeczywista, czułam całą sobą, całym swoim ciałem, że czegoś CHCĘ, a nie, że coś mi narzucono z zewnątrz. Np. wstawałam z łóżka tylko wtedy, gdy czułam, że już nie jestem w stanie dłużej leżeć. Ale żeby wiedzieć, że czegoś CHCĘ, muszę być świadomie obecna w ciele, a nie w myślach, urojeniach, fantazjach na temat tego, co rzekomo jest mi potrzebne do przetrwania i bycia szczęśliwym. Jednak ponad faktyczne zaspokojenie potrzeb stawiam często to, jak wypadnę w oczach innych ludzi, co chroni mnie np. przed wysikaniem się na środku ulicy.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#43
W ten sposób dzielisz potrzeby na wewnętrzne i wynikające z sugestii otoczenia. Te drugie mogą wydawać się nienaturalne, ale też wynikają z jednej potrzeby wewnętrznej - uspołeczniania się, bliskości. Wydaje się, że twój organizm doznaje jakiegoś konfliktu w obrębie tej sfery społecznej, być może próbuje je wypierać lub kompensować z powodu dotychczasowych niepowodzeń w zaspokajaniu potrzeb socjalnych. Problem nie leży chyba w tym, że nie wiesz czego chcesz, ale w tym, że nie wiesz czego się boisz.
 Instynkt macierzyński jest najlepszym przykładem dlaczego nie da się rozgraniczyć potrzeb organicznych, emocjonalnych i społecznych. Natomiast pojęcie szczęścia jest tworem niezwiązanym z organiką, niezależnym od spełniania potrzeb. Szczęście to trwała postawa wobec siebie motywowana tylko własnym rozumieniem tego konceptu. Oczekiwanie na szczęście jako poczucie, utrwaloną emocję jest też fantazją.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#44
Od najmłodszych lat otoczenie podawało mi sugestię, że jestem inna, a zatem gorsza. Mam przez to bardzo niskie poczucie własnej wartości, choć często wywyższam się ponad innych. Marzenia o tym, żeby mieć partnera, przyjaciół, rodzinę są dla mnie równie nierealne jak "chcę być księżniczką" albo "chcę hodować jednorożce". Ten sam poziom. W tej chwili nie jestem już w stanie uwierzyć w coś innego, to negatywne podejście jest tak mocno utrwalone.

Nie wierzę, że da się mnie kochać, czy chociaż lubić. Nawet, jak ktoś życzliwie się do mnie odnosi, ja odbieram to jako jakiś podstęp, fałszywość, i podświadomie dążę do zniszczenia powstającej relacji. W związku z tym jestem skazana na wieczną samotność. To pierwotny stan każdego człowieka, każdej duszy. Na początku bowiem istniało (istnieje?) tylko jedno "ja", które potem rozszczepia się na tysiące drobnych cząstek, tysiące zjawisk, odrębnych bytów. I jeśli nie jestem w stanie poczuć się komfortowo w izolacji od wszelkich bodźców, to nigdy nie będę szczęśliwa. Zawsze będę szukać jakiegoś drugiego "ja", które wypełni moją pustkę. Na razie szukam go wyłącznie w Internecie.

Potrzeba posiadania potomstwa bierze się stąd, że człowiek wierzy, że jedynie dziecko może sprawić, że w końcu poczuje się kochany. Przy dziecku rodzic może być sobą, nie musi nikogo udawać, nie krępuje się, może robić, co chce. Dziecko go nie ocenia, akceptuje go bezwarunkowo, bo nie zna innych ludzi, innej rzeczywistości, innego podejścia do świata. Jest czystą kartą, na której można załadować dowolne paskudztwo, można uformować jego osobowość wedle własnego życzenia, na swoje podobieństwo (najbardziej w pierwszych latach - potem pojawia się coraz więcej czynników niezależnych od rodzica, ale pierwsze lata są kluczowe). I będzie Cię kochać wiecznie, będzie Tobie wierne na zawsze, aż do śmierci. Bo taki ciąży na nim biologiczny obowiązek. Cielesny przymus, jak to mówisz.

Pragnienie bliskości wynika moim zdaniem wyłącznie z potrzeby zaznaczenia swojej odrębnej obecności. Gdy w pobliżu jest drugi człowiek, lepiej czujesz swoje granice, czyż nie? Gdy dochodzi do kontaktu cielesnego, dwie skóry się stykają, czujesz lepiej dzięki temu swoje ciało, prawda? Czujesz, że istniejesz - dzięki temu, że postrzegasz kogoś drugiego, rzekomo odrębnego od siebie. Na tą odrębność składa się zestaw prostych bodźców zmysłowych - ciepło czyjegoś ciała to po prostu doznanie temperatury, rzekoma "bliskość" to zwyczajne bodźce dotykowe i proprioceptywne, zapach czyjegoś ciała lub ubrań również daje wrażenie obecności. A dźwięk czyjegoś głosu to... no cóż, to tylko dźwięk. Widok drugiej osoby - to nic poza doznaniem wizualnym. Wiele osób nazywa to jednak miłością.

Nie ma bodźców zmysłowych - nie ma drugiego "ja". A twoje "ja" jest?
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#45
Bliskość ma polegać właśnie na łamaniu granic, zmniejszaniu dystansu, poczuciu swobody. To właśnie dlatego stosunek seksualny, rzekomo prymitywna czynność prokreacyjna, jest otoczony takim społecznym piętnem tabu - jest symbolem ostatniej granicy, do której można dopuścić drugą osobę, wynikiem pełnej bliskości i komfortu bycia razem. Wciąż to tylko symbol, a nie wykładnik ciasnej więzi.
Twoja frustracja i brak wiary jest zrozumiały dla osoby, która istotnie jest inna od kulturowej normy i napotyka obustronne bariery w życiu społecznym. Wydaje mi się jednak, że gdzieś tam w głębi słusznie podejrzewasz, że należy znaleźć osoby podobne do tej odmienności i z nimi szukać tej bliskości. Podkreślam przy tym, że nie chodzi w tym pojęciu tylko o znaczenie erotyczne, ale każdą więź, która sprawia przyjemność, daje energię zamiast jej wymagać.
A nie do końca rozumiem ostatnie pytanie :(
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#46
(06-01-2019, 20:49 )incestus napisał(a): A nie do końca rozumiem ostatnie pytanie :(

Ja też nie. Przepraszam. Pogięło mnie.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#47
(30-12-2018, 17:11 )Onejronauta napisał(a): Ja uczyłem się relaksacji i praktykowałem Hatha Jogę wg podręcznika Maliny Michalskiej. Ćwiczyłem wieczorem i kładłem się spać zauważyłem wówczas, że budzę się niezwykle wyspany.
Pani z okładki wygląda całkiem sympatycznie.
Mogłabym spróbować opanować te ćwiczenia, jednak nie mogą one stać się celem samym w sobie. Musi się za tym kryć jakiś głębszy sens, wzniosły duchowy cel. Co z tego, że uzyskam sprawne, elastyczne ciało, jak nie będę wiedziała, do czego go użyć?
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#48
(07-01-2019, 22:51 )Isabela napisał(a):
(30-12-2018, 17:11 )Onejronauta napisał(a): Ja uczyłem się relaksacji i praktykowałem Hatha Jogę wg podręcznika Maliny Michalskiej. Ćwiczyłem wieczorem i kładłem się spać zauważyłem wówczas, że budzę się niezwykle wyspany.
Pani z okładki wygląda całkiem sympatycznie.
Mogłabym spróbować opanować te ćwiczenia, jednak nie mogą one stać się celem samym w sobie. Musi się za tym kryć jakiś głębszy sens, wzniosły duchowy cel. Co z tego, że uzyskam sprawne, elastyczne ciało, jak nie będę wiedziała, do czego go użyć?
Hatha Joga służy temu by uspokoić i zrelaksować ciało przygotowując go do medytacji a więc jest w tym głębszy sens, wzniosły duchowy cel.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#49
(09-01-2019, 18:13 )Onejronauta napisał(a): Hatha Joga służy temu by uspokoić i zrelaksować ciało przygotowując go do medytacji a więc jest w tym głębszy sens, wzniosły duchowy cel.

Medytacja zaś przygotowuje do przekształcenia ciała w świetlistą esencję (z wyjątkiem włosów i paznokci, które to są wytworami martwego naskórka).
Nadal jednak nie wiem, co dalej.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#50
"Musisz unikać mówienia o swoich rodzicach, genealogii i przeszłości, jakby to miało robić z ciebie kogoś specjalnego. Nie obnoś się ze swoimi pieniędzmi, pozycją ani nawet ubraniem. Musisz żyć swoim własnym życiem, nagi i szczery. Religia oznacza przeżywanie swojego własnego życia, nago i szczerze.
Wszyscy w tym świecie próbują uczynić się ważnymi poprzez swoje relacje i stan posiadania. Przypomina to próbę nadania smaku potrawie za pomocą talerza, na którym leży.
W ten sposób ludzki świat stracił sam siebie z oczu."
- Roshi Kodo Sawaki
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1