Brudnopis
~14~

- Pani Izabelo, proszę otworzyć oczy… Oddychaj głęboko. Masz 29 lat, jak się czujesz? Co ci teraz wolno?
- Pani od WFu miała rację. Ale motywacji do kontaktu nadal nie ma. Nie motywuje mnie strach przed samotnością. Mama oszukuje, że jest „normalna”. Żeby przetrwać. Ale nie ma innego wyjścia. A ja pozwalam, żeby się mną opiekowała, póki to możliwe. Może gdybym miała większą przestrzeń do bycia sobą, to łatwiej byłoby mi to pogodzić z kontaktami z obcymi. Mogłabym się otworzyć, wiedząc, że będzie mi wolno na jakiś czas zamknąć się z powrotem.
- OK, zostawmy to. Wiemy już, skąd ta fascynacja, ale nadal nie wiem, jak poprawić twoje funkcjonowanie.
- Może usunięcie poczucia krzywdy pozwoliłoby mi na generowanie w dużych ilościach i bardziej spontanicznie.
- Czyli typowa aspergerowska nawijka. Słowotok.
- No, coś takiego. Ale to nadal nie jest normalność.
- Ale daje większe szanse na samodzielność niż milczenie…
- Hm, mogę spróbować. Jeśli zachowam moją bezpieczną przestrzeń, to tak.
- Czego nie wolno ci przy mamie, Izabelo?
- Nie reagować na to, co się do mnie mówi. Nie patrzeć na nią – ale tego akurat wymaga rzadko. Ukołysać swojego ciała. Jarać się przesadnie jakąś tematyką, która jej nie odpowiada i męczy ją w nadmiarze. Wolno natomiast jeść określone produkty w kółko, jeździć na wakacje tylko w znajome miejsca.
Mama nie jest złą mamą. To dla mojego dobra.
- Ale za tymi zachowaniami stoją potrzeby, które zostały zignorowane.
- Wyparte.
- Otóż to. Musimy to naprawić.
- Nie wrócę do szkoły. W szkole byłam bezpieczna. Nie musiałam się martwić, że ktoś mnie z niej wyrzuci albo mnie do niej nie przyjmie tylko dlatego, że jestem niekontaktowa. Owszem, były problemy, panie dyrektor z liceum i przedszkola, postraszyły mnie i mamę, ale… nawet wtedy nie było tak źle, jak teraz. No i poza tym odpowiedzialność w dużej mierze spadała na rodzica. Teraz muszę martwić się o siebie i o swoje utrzymanie sama. Czuję się upokorzona, przyjmując pomoc od mamy.
- Rozumiem.
- Kiedy boję się nowej osoby, muszę się z nią oswoić. Z każdą kolejną osobą muszę rozpoczynać ekspozycję od nowa. Lęk stopniowo się zmniejsza, ale tylko wobec tej konkretnej osoby. Nie potrafię pozbyć się tej neofobii raz na zawsze, w odniesieniu do wszystkich. Jednocześnie wiem, ze nie ma się czego bać. Te lęki są nieuzasadnione, przesadne,  nieadekwatne. Bezsensowne i niepotrzebne. Obcy nie stanowią dla mnie żadnego realnego zagrożenia.
- Kogo mamy dalej? Bogdan: „Opłakuję dziecko, z którego chorobą nigdy się nie pogodziłem. Magda: „Zostałam sama ze swoim problemem (w jej przypadku to choroba syna, porzucenie przez partnera, morderstwo matki). Adam: … Teraz Pani kolej. Wydobądź jego esencję, która jest w Tobie.
- Adam: „Nie życzę sobie, aby podważano moje zdanie.”
- Brawo! Super. Kto teraz? Katja czy Anna?
- Anna: „Jestem niewinną, wrażliwą istotą, niezdolną do agresji, nie mam nic wspólnego z tobą”.
- Wow. To mnie zaskoczyło. Świetnie nawiązałaś do swojego wewnętrznego rozdarcia… Teraz Katja.
- Katja: „Nie wierzę, nie przyjmuję do wiadomości, że to wydarzyło się naprawdę”.
- Och, ale szybko poszło.
- Nie mogę w to uwierzyć, że to wszystko cały czas było we mnie, a nie na zewnątrz. To znaczy wierzę, ale jestem w szoku. Teraz to takie jasne i proste. To wszystko nosiłam w sobie wcześniej, jeszcze zanim zetknęłam się z tymi ludźmi z forum... O matko.
- Musisz zacząć od pogodzenia się ze sobą, a nie z tymi ludźmi. Każdy z nich reprezentuje jakiś fragment ciebie. Ale oni nie wiedzą o tym.
- Czy to działa też w drugą stronę?
- Myślę, że tak. Oni też widzieli siebie w tobie. Poczuli się zranieni bardzo mocno twoją postawą. Zazdrościli ci twojej siły, twojego uporu.
- Boże, ale jestem zmęczona.
- Myślę, że skończymy na dzisiaj. Do zobaczenia w piątek.
- Proszę poczekać… Kira i Anna odnoszą się do dziecka we mnie, Bogdan i Magda do 14-latki tuż po samodiagnozie, a Adam i Katja – do mnie dorosłej.
- Słuszne spostrzeżenie. Może tak być. Ofiary autyzmu, rodzice, znawcy autyzmu. Trzy kategorie.
- Hm… Troje z nich było rodzicami, a znawcą i ofiarą był po trosze każdy. Lecz w każdej parze wspomnianej wcześniej dominował jeden aspekt.
Odrzucenie mojego zachowania jako dziecko, potem odrzucenie mojej interpretacji tego zachowania, następnie odrzucenie z powodu próby obrony tej interpretacji. Trzy odrzucenia… A potem zakodował się we mnie wzorzec – „nie czeka mnie nic innego poza odrzuceniem”. I tak przeszłam przez 37 rozmów kwalifikacyjnych w niecałe 2 lata. Emanowałam przerażeniem. Pracodawcy to czuli. A ja się od tych uczuć odcinałam. Udawałam, że ich nie ma. Jestem nikim i nie zasługuję na akceptację. Można mnie zaakceptować, ale bez autyzmu. Autyzm won.
- I tu chyba dochodzimy do pierwotnej traumy. Żegnasz się z hejterami. Teraz jesteś odrzuconym dzieckiem. Ile teraz masz lat?
- Dziewięć. Nadal płaczę i krzyczę, gdy jest mi źle, ale już nie biję i nie gryzę ludzi. Agresji werbalnej nie było z mojej strony nigdy. A jeśli była, to nie w kontakcie z osobą, której dotyczyła i tylko na piśmie.
Urządziłam swoje dziesiąte urodziny, ale nikogo nie obchodziła moja wspaniała książka, której fragment głośno przeczytałam i potem był quiz do niej. Nie wpasowałam się w oczekiwania społeczne. Myślałam tylko o sobie, o swoich potrzebach. Nie rozumiałam idei WSPÓLNEJ zabawy. Wtedy jeszcze walczyłam o to, by być częścią grupy, ale mój zapał gasł. W końcu zaczęłam wierzyć, że WSZYSTKO ROBIĘ ŹLE. Poruszam się po omacku w świecie, którego nie znam. I na chybił trafił próbuję różnych metod, które dla innych dzieci były za przeproszeniem gównem. Nikt nie rozdawał jedzenia, naklejek ani drobnych gadżetów, by być lubiany. Nikt też nie kupował sobie w tym celu ubrań identycznych jak te, które miały inne dzieci, dokładnie takich samych. Efekt odwrotny do zamierzonego.
Terapeuta podparł głowę ręką.
- To się robi za ciężkie do słuchania. Przepraszam, ale musimy jednak przerwać. Potrzebuję odpocząć przed kolejnym pacjentem. Piątek 18.00 możemy kontynuować.
- Jasne, niech tak będzie.
To była jedna z najdłuższych i najbardziej wyczerpujących sesji.
Wychodząc z gabinetu ogarnia mnie bezradność. Jeśli mnie jako dziecko nie można było pomóc, to czy można mnie dorosłej? „Nie martw się, na pewno cos wymyśli” – uspokajam siebie. „To najlepszy specjalista, jakiego do tej pory spotkałam. Potrzebuje czasu.” Ale przynajmniej nie muszę już się mścić na hejterach. Nie czuję już takiej potrzeby. Potrafię wybaczyć sobie. Nie radzę sobie tylko z bólem dziecka, które przyszło do nich ze swoim problemem… Od hejterów chciałam tak naprawdę tylko pomocy w uzyskaniu diagnozy. Teraz już ją mam, ale co dalej – nie wiem…
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
~15~

Neurotistic or autypical? Does it really matter?
how to be happy & fulfill your dreams


Wszystko kręci się wokół diagnozy. Na każdy specyficzny problem jest konkretna rada. Ale potrzebne jest wsparcie ze strony innych.
Chuja wiem o motylach, rozgwiazdach, parowozach czy układzie słonecznym. Nie pytaj mnie też o terapię autyzmu.
Mam martwy umysł. Żywe umysły interesują się sobą nawzajem. Chętnie fantazjują. Przypisują sobie nawzajem różne cechy, a nie tylko swoje własne, i testują, jak jest w rzeczywistości. Mają silne ja. Moje ja jest kruche i słabe. Jak laleczka z porcelany. Da się nawiązać ze mną kontakt, ale musisz się domyślać moich potrzeb – jak mama.
Niechęć do zmian oznacza brak postępów.
Żywy umysł nasycił się sam sobą. Szuka innych umysłów do zabawy, do towarzystwa.
- Chcę, żeby inni ludzie byli mną, ale nie chcę być innymi ludźmi. Głupie, co? Sama tego nie rozumiem nawet.
- Poproszę cię o definicję osobowości.
- To zbiór stałych cech, które sprawiają, że jestem indywidualną jednostką.
- Niech będzie. A zaburzenia osobowości?
- Nieprzystosowawcze wzorce zachowania, które powodują cierpienie.
Potrzebne są mi nowe szablony funkcjonowania. Umysł jest odporny, zniesie wiele, ale ciało nie.
Nienawidzę siebie za to, że nie jestem samowystarczalna. Brzydzę się sobą, gdy nie jestem samowystarczalna.

- Dlaczego nie mogłaś użyć poduszki albo worka treningowego?
- Bo one nie czują bólu. Nie cierpią. I to nie one zadały mi ból.
Kiedy biłam mojego ojca, to on się uśmiechał. Pewnie umyślił sobie, że jak nie okaże, że go boli, to mi się znudzi, dam mu spokój. No i poskutkowało – zostawiłam starego w spokoju. Ale za to skierowałam agresję na siebie… Teraz okazało się, że ta furia jest we mnie nadal, to dziecko, które biło ludzi, nie zniknęło, nigdzie nie odeszło. Przez lata tkwiło zamknięte w piwnicy mojej psychiki.
- To się czasem zdarza po odstawieniu SSRI.
- Parę tygodni temu zauważyłam u siebie takie impulsy, by kogoś zaatakować, zwłaszcza na dworcu PKP. Nie chcę znów brać leków. One zamieniają mnie w łagodną owieczkę lepiącą się do mamy… To nie jest prawdziwa ja. Prawdziwa ja jest wroga i aloofna.
Mama zakrzyczy mnie swoją obecnością. Nie wytrzymam słuchając jej bełkotu. Chcę ją bić za to, że jej potrzebuję. Za to, że nie jestem samowystarczalna. Tak się czuję bez leków. Swoim zachowaniem sprawia mi ból, więc musze jej „oddać”. Nie potrafi dojrzeć, wyjść z roli matki małego dziecka. Wciąż usiłuje się się opiekować małą dzidzią. Dlaczego? Może nie chce czuć się stara i niepotrzebna, czuć oddechu zbliżającej się śmierci. Ale wiem, że jestem dla niej ciężarem. Jestem dla niej najważniejszą osobą na świecie, ale nie potrafię jej dać żadnego wsparcia. To ja mam być osobą, która pomoże jej pokonać syndrom pustego gniazda? Mama chce, żebym była normalna, samodzielna i dorosła, ale jednocześnie nieświadomie wzmacnia moje zachowanie. Mam się zmienić, a ona sama nie potrafi się zmienić. Mam wrażenie, że ona chciałaby mieć mnie dwie – jedną, która założy własną rodzinę, wyprowadzi się i będzie żyła sobie w normie, a jedna ja zostanie przy niej na zawsze, zawsze będzie blisko… To jakiś nonsens. Muszę odejść, ale jednocześnie nie mogę jej zostawić. W jakiś sposób jestem niezastąpiona. Chce mnie – dorosłą i mnie –dziecko. Nie wiem, jak jest naprawdę, ja tak to widzę. Czuję jak ściska moją rękę do bólu, nie mogę się wyrwać, a ona mnie nie puści, nigdy nie puści… Czuję się brzydka i brudna, nie jestem sobą… Mam bezradne, uległe ciało, z niedojrzałym układem nerwowym. Jest pułapką, która więzi mojego ducha. Ogranicza mnie.
Nie wolno mi akceptować ograniczeń mojego ciała. Nawet nie wolno mi myśleć, że mogę mieć jakieś ograniczenia. Nie mogę się do tego przed sobą przyznać. Zamiast tego wiecznie chowam się za mamą, by ukryć swoją niepełnosprawność. Pozwalałam mamie żyć za mnie, bo moje własne odrębne życie to sam obciach i wstyd…
Moje życie bez mamy to tylko wrzask w samotności, brak kontaktu z otoczeniem… Nikt nie zwraca na mnie uwagi, nikt się do mnie nie odzywa, tylko mama.
Chcę porozumiewać się po swojemu. Chce mieć pusty wyraz twarzy. Chcę milczeć. Nawet mama tego nie akceptuje. Chcę latać po ziemi, biegać machając rękami, kołysać się. Nikt mi na to nie pozwoli. W sumie to ja nawet sama nie wiem, czy naprawdę tego chcę, czy po prostu zmusza mnie do tego choroba.
Mam wizję twarzy, a zamiast oczu jest dwoje ust, szeroko otwartych, pełnych małych, ostrych zębów.
- Widzę, że przechodzisz kryzys. Uwolniło się dużo trudnych emocji. Twoje napięcia w ciele niczym produkt głęboko mrożony.
- Moja samokontrola cofnęła się do poziomy pięcioletniego dziecka. To nie jest fajne.
- Dzięki uwolnieniu emocji miałaś odbudować swoją autonomię, ale to wymknęło się spod kontroli. Przy tak słabym ugruntowaniu… znikomym… trening DBT by się przydał. Coś, żeby nie kierować agresji na innych ani na siebie, lecz przekształcić ja w konstruktywne działanie. Masz w sobie bardzo dużo energii, gdy się złościsz, i możesz to wykorzystać. Trzeba to przekierować jakoś. Możesz transformować świat dzięki twojej mocy. Widzę w tobie olbrzymi potencjał. Tylko do tego potrzeba współpracy umysłu i ciała. Integracji. A to słabe u ciebie jak na razie. Możesz sięgać gwiazd, jednocześnie nie odrywając się od ziemi. Nad tym da się popracować.

Ciało cię woła! Nie ma uciekania w astral! Wracamy do pracy z ciałem, energią, wizualizacji.
Nie dla poklasku, lecz żeby wyrwać się z potrzasku.
Folder „Trudne uczucia z dzieciństwa” zostanie wyczyszczony.
Zmiany są jak śmierć. Każda z nich niesie za sobą żałobę. Każda destabilizuje moje „ja”.
Czy istnieje jakiś sposób na totalny reset psychiki, inny niż samobójstwo?
Mam w sobie dziurę, do której nie pasuje klucz w żadnym kształcie. Ja nie istnieję, ja umieram.
Jestem jak gówno, które spuszczasz w toalecie, zapominasz o nim, przestajesz przejmować się nim.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
~16~

Radykalna akceptacja.
Jestem jedną z nielicznych kobiet 10+ lat po self-diagnozie. Jak się człowiek wtedy czuje?
Uczę się akceptować, że dzień jest za krótki, żeby zdążyć ze wszystkim, co sobie zaplanowałam.
Że zasoby fizyczne i psychiczne nie wystarczają.
Zmysły mają dość i odmawiają współpracy. Nie chcą odbierać bodźców lub domagają się określonych doznań.
Jaki obiekt mogę mieć stale w polu widzenia, aby utrzymać stabilne poczucie własnego „ja”?
Czy odzywam się tylko do ludzi, których obraz jestem w stanie utrzymać w pamięci, kiedy ich nie widzę?
Czy za brakiem motywacji do kontaktu stoi lęk? Czy one napędzają się wzajemnie?
- Jak samopoczucie.
- Czuję się bardziej uporządkowana, spójna wewnętrznie. Mój wewnętrzny autyk lubi układać.
- To teraz wyobraź sobie siebie po odejściu matki do krainy śmierci. Będziesz żyć. Będziesz chciała przetrwać. Ktoś będzie musiał ciebie od nowa oswajać, a ty cofniesz się do poziomu rocznego dziecka. Przeżyjesz, jeśli komuś będzie zależało na tobie. Jeśli miłość zwycięży – przetrwasz.
- Jestem skazana na ludzką dobroć. Zależna od czyjejś opieki. Dlaczego ktoś miałby potrzebować kogoś takiego jak ja? Niespokrewniony ze mną?
- Dlaczego tobie miałby na nim zależeć?
- Jak poruszać się po świecie pełnym niewidzialnych ludzi? – pytam, ale nie otrzymuję odpowiedzi.
- Odkrywam prawdziwą siebie teraz.
- Nieee, ty zawsze byłaś sobą, ale teraz dokopujesz się głębiej… do tego, co było przedtem przed tobą ukryte.
- Sen, książka, internet – to wszystko odrealnienie, brak autentycznego, namacalnego kontaktu z prawdziwym żywym człowiekiem.
Mając 19 lat robiłam sobie jaja z autyzmu.
Mając 14 lat ignorowałam zalecenia dorosłych.
I co mi to dało?
Czy ktoś jest w stanie nawiązać kontakt z trzydziestolatką?
Czy da się wybaczyć Matyldzie grzechy młodości?
Gdzie wszystko miała podane na tacy i nie musiała martwić się o przyszłość?
Gdzie nie znała bólu i dramatu rodzica dziecka dotkniętego autyzmem? Szarpiąca na kawałki rozpacz. Rozpadlina serca.
Nawet, jeśli wierzą w moją historię, to należy mi się wpierdol za przyznawanie się do niej publicznie?
Jakie było inne wyjście oprócz dalszego milczenia? Oprócz samobójstwa? Było jakieś? Powiedzcie mi.
A teraz, z diagnozą czy bez, wsparcie jest takie samo – zerowe.
Gówno podchodzi mi do oczu. Ręce mam we krwi.
Zostawiam krwawe ślady na wszystkim czego dotknę.
Chcę bić siebie po twarzy. Ukarać ciało… za pomocą ciała. Kontroluję ciało, by móc ukarać się za rzeczy, których nie kontroluję. Jakie to absurdalne.



~17~

- Dwie główne traumy już przepracowane. Teraz czas na to, się działo między 7. a 13. rokiem życia. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale nie poddajemy się.
- Przechodzę jakąś głęboką przemianę. Niby nie lubię zmian, ale martwi mnie, że moja rodzina się nie rozwija. Moi rodzice nie ewoluują. Ojciec – co najwyżej w złym kierunku. Mama może i w dobrym, ale nie związanym z relacjami ze mną. Nie dojrzewa w swojej roli matki, jej zachowanie nie jest adekwatne do mojego wieku.
Nie wiem, gdzie kończy się „jej życie”, a zaczyna „moje”. Czy może zrobić coś, żeby zostać babcią? Czy to rzeczywiście jej życie? Ma nad tym kontrolę? Nie.
Czuję, że nie zniosę tego ani minuty więcej. Mam w sobie głęboki czarny garnek, który nie wiem, czym napełnić.
- Wiesz, rozwijać można się wtedy, gdy wyjdzie się z trybu przetrwania. A on dominuje w waszych relacjach. Należy skupić się na umocnieniu poczucia bezpieczeństwa, zwłaszcza w relacji z samym sobą. To podstawa.
- Mam wrażenie, że moje potrzeby wzajemnie się wykluczają.
- Absolutnie tak nie jest. Część pochodzi z wcześniejszego etapu rozwoju, którego nigdy nie przekroczyłaś. Tak się czasem dzieje, gdy intelekt wyprzedza ciało i emocje.
- Zastanawiam się, czy może moje ciało migdałowate nie jest przypadkiem 4 razy większe niż u normalnego człowieka. Lub dwa razy mniejsze. Kto to wie?
- No cóż, tego nie mamy jak sprawdzić, ale będziemy się starać obejść jak najbardziej ewentualne ograniczenia budowy mózgu.
- Rodzice kładą chuja na to, jak spędzam wolny czas. Czy to moja wina, ze nie wiem, jak go sobie zorganizować? W liceum byłam tak odcięta od siebie, że nie wiedziałam, jaki kierunek studiów wybrać. Dawałam sobą kierować… i nadal to robię, chociaż już mniej.
- Dlaczego to robisz?
- Żeby odpokutować moje nieposłuszeństwo w dzieciństwie. Brak kontroli nad sobą.
- Ale de facto nigdy tej kontroli nie uzyskałaś. Pozwoliłaś innym, żeby kontrolowali ciebie. Zrzekłaś się praw do swojej indywidualności.
- Nie zasłużyłam na nią. Moja agresja była zbyt silna. Byłam niebezpieczna dla innych. Chciałam, żeby to znikło. Chciałam zniknąć.
- Znowu tu się rozchodzi o potrzeby… Był jakiś powód, dla którego krzywdziłaś ludzi, ale jak mówisz, nie robiłaś tego ot tak, dla zabawy, z nudów. To miało konkretną przyczynę. To był ból.
- Dorośli tłumaczyli mi później, że chciałam zwrócić na siebie uwagę. Ale co to znaczy? Czy to coś złego? Czy inne dzieci tego nie robiły? Nie szukały uwagi, tyle że w inny sposób? Bardziej akceptowalny? Adekwatny? Prawidłowy?
Dlaczego szukam uwagi? Dziecko autystyczne nie robi tego, zatracone w swoich powtarzalnych czynnościach.
- Jak widać, byłaś zbyt ciekawa świata, żeby utknąć w tym własnym. Wyczuwałaś, że tamci mają coś, czego ty nie masz, i jeszcze do tego przewagę liczebną. A ty? Odludek i wyrzutek. Za dużo docierało do ciebie, żeby to zignorować. Nie dało się. To świadczyło o jakiejś motywacji. Opowiesz mi o niej?
- Jasne.
- Dlaczego inne dzieci zasłużyły na ból? Czy na pewno?
Milczę, szukając właściwych słów.
- Nie radziłaś sobie z tym, co czują, co wyrażają? A może coś więcej?
- Miały coś, czego ja nie miałam. Coś, co mnie fascynowało. Też to chciałam mieć. Nie rozumiałam, jak. Daj mi to… ale to jest nieosiągalne. A dla nich takie łatwe, proste i oczywiste. I niewytłumaczalne.
- Wiedziały, co robić, chociaż nikt ich tego nie uczył.
- Dokładnie.
- A ciebie trzeba było uczyć. Takich zwykłych rzeczy.
Spojrzałam milcząco.
- Ten ból bardzo głęboko w tobie siedzi, Izabelo. Odcięłaś się od niego, ale to się da naprawić. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak cię boli. Zapomniałaś, żeby przetrwać. Ale już nie musisz się tego trzymać. Możesz puścić.
- Jak? Co to znaczy?
- Wystarczy, ze zrozumiesz, że miało prawo boleć.
- Może ból zniknie, ale co z jego przyczyną?
- Zostawmy na razie przyczynę, skupmy się na uświadomieniu sobie i akceptacji tych uczuć.
- Dobrze.
- Powiedzmy, że to rodzaj ubóstwa emocjonalnego. Żyłaś w biedzie, pozbawiona dostępu do zasobów. Niedożywiona. Umierałaś z głodu. Nie dość, że miałaś niezaspokojoną potrzebę, to jeszcze byłaś za to karana.
- To brzydko i źle być niegrzecznym. Grzeczne dzieci się tak nie zachowują. Grzeczne dzieci są normalne.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
~18~

- Wpadłam w dysocjację.
- To już minęło, to przeszłość, tu i teraz jesteś bezpieczna.
- Ale nadal nie mam umiejętności, które powinnam była rozwinąć w tamtym okresie.
Laska na grupie FB pyta: jak poznałyście swoich mężów? Partnerów? Konkubentów? Ja pytam: jak znalazłyście swoich nowych opiekunów? Asystentów? Zastępczych rodziców? To źle świadczy o mnie. Nie ma nikogo, kto zabiegałby o mnie w ten sposób, a ja musiałabym go zaakceptować lub nie. Nikt się nie stara o mnie pod tym względem.
- To musiał być dla ciebie szok, gdy w przeszłości po raz pierwszy zetknęłaś się z postawą, że można ciebie nie lubić. Być złośliwym dla ciebie. Ignorować ciebie.
- Tak. Dorośli tacy nie byli. Nie pojmowałam, dlaczego dzieci traktują mnie inaczej. Dotychczas byłam ja jedna, na której można było skupiać całą swoją uwagę. A dzieci w grupie było bez liku. Nie były skazane na mnie w kontakcie, nie czuły się też w żaden sposób zobowiązane do kontaktu ze mną. Nie można było ich zmusić do interesowania się mną i bycia miłym dla mnie. Mówiono, że to przez jedynactwo, ale… to nie wyjaśniało wszystkiego. Tak mi się wydaje.
- To było wygodne tłumaczenie dla dorosłych. Nie chcieli widzieć innych możliwych przyczyn albo nie mieli pojęcia o ich istnieniu.
- Mogłabym przerwać dysocjację lekami, ale czuję opór.
- I dobrze. Dotknęłaś czegoś bolesnego w tobie, nie odwracaj się od tego. Pozwól bólowi osiągnąć szczyt.
- Czuję, że utknęłam.
- Kiedy miałaś 8-10 lat, nie chciałaś mieć autyzmu. Chciałaś być taka jak inni. Chciałaś być częścią grupy, ale jednocześnie pozostać sobą. To spowodowało niemożliwy do rozwiązania - w owym czasie - konflikt w tobie.
- Tak. Teraz nadal czuję się brudna, gdy muszę cokolwiek udawać. Wiem, że mogłam udawać, że lubię psy, bo inne dziewczynki je lubiły. Albo cokolwiek innego. Konie, jakichś aktorów, muzyków, w liceum – „Zmierzch”… Ale nie mogłam. Czułam do siebie obrzydzenie na samą myśl o tym. Wiem, że jest wiele dziewczyn w spektrum, które to robią. Czy to znaczy, że tak naprawdę nie zależy mi aż tak na kontakcie z innymi? Że wcale ich nie potrzebuję? Nie byłam w stanie posunąć się do czegoś tak wstrętnego, byleby tylko mieć towarzystwo. Byleby tylko mieć kogoś przy sobie. Nie motywował mnie do tego strach przed samotnością.
- Moim zdaniem oceniasz się zbyt surowo. To ważne, żeby żyć w zgodzie ze sobą i swoimi wartościami.
- Ale… wychowawca w liceum mówił, że mam rozmawiać i że „na to są leki”…
- Przypominam, że omawiamy okres 7-12 lat.
- Aha, dobrze. Sorry.
- Więc jednak zależało ci na akceptacji innych.
- Tak. Nie chciałam być niedorozwinięta, downem, ani „tym czymś”. Nie rozumiałam, dlaczego dorośli tego we mnie nie widzą i traktują mnie inaczej.
- Wspominałaś już o tym.
- Tak, pamiętam. Ale teraz w trochę innym kontekście o tym mówię. Im bardziej starałam się o polubienie, tym na większą głupolkę wychodziłam. Nadal nie wiedziałam, jak sprawić, żeby rówieśnicy okazywali mi ten sam stopień zainteresowania, co dorośli. Upodobniałam swój wygląd, swoje gesty do tych, co miały inne dziewczynki, ale efekt był przeciwny do tego oczekiwanego przeze mnie. Najgorsze było jednak niepuszczanie mnie na wycieczki wielodniowe. Dziś wiem, że wróciłabym z takiej wycieczki żywa. Ale czy zadowolona? Tego nie wiem. Może wyrzucono by mnie z pokoju. Może musiałabym spać z nauczycielami. Może mieszkałabym z dziećmi, ale w napiętej atmosferze złośliwości i ciągłego strachu. No i zapewne nie czułabym się na tyle komfortowo, by sięgnąć po cokolwiek „obcego” do jedzenia.
- Tęskniłaś za normalnością. Chciałaś pojechać na wycieczkę, ale jako normalna osoba.
- Myślę, że tak mogło być. Może po dwóch dniach musiałabym wrócić do domu, bo stanowiłabym za duży ciężar. Spłakana, wykluczona, zagłodzona.
- Chciano ciebie przed tym uchronić.
- Tak, ale i też siebie przed tym problemem. Mama i babcia wolały uniknąć odpowiedzialności za to, co może się stać. Mój kolega złamał rękę zjeżdżając późnym wieczorem po poręczy.
- Ooo, to grubo, kiedy to było?
- W szóstej klasie. Trochę głupio było nie być przy tych wydarzeniach i dowiadywać się o nich po czasie, z trzeciej ręki.
Po latach dotarło do mnie, że mieszkałam w dzielnicy dość patologicznej, wprawdzie nie tak jak Praga, ale może w połowie. Nie przypuszczałabym, że jedna z dziewczyn z klasy po skończeniu szkoły (13 lat) zrobi sobie złote pasemka i upije się do nieprzytomności ze starszymi kolegami… Bardzo długo naiwnie wierzyłam, że dzieci były niemiłe dla mnie, bo były patologią i dlatego nie pasowałam do nich. Dla jedynej osoby, która mnie tolerowała, byłam w rzeczywistości „mniejszym złem”. Ona miała bardzo trudne życie i teraz jej się nie dziwię. Ale naszej relacji żadna z nas nie nazwałaby przyjaźnią. Nie wiem, co to przyjaźń. Nie doświadczyłam tego. Fascynowała mnie dojrzałość emocjonalna moich rówieśniczek i wiedziałam, że jest poza moim zasięgiem. Nie umiałam tego wyrobić w sobie. Wewnątrz byłam tylko kilkuletnim dzieckiem. Nigdy nie opanowałam trudnej sztuki panowania nad sobą w stopniu adekwatnym do mojego wieku. Nadal jestem w tyle i mam potrzeby emocjonalne bobasa.
- To już zawiera elementy oceny. Wierzysz, że to nigdy się nie zmieni.
- Tak, bo ciągle pakuję się w sytuacje, które mnie przerastają.
- OK, nad tym trzeba będzie popracować. Opowiedz mi teraz o relacjach z dorosłymi, dobrze?
- Podchodziłam do nich po lekcji, żeby zagadali do mnie. Było milo. Szanowali mnie za dobre oceny i udział w konkursach. Bardzo dużo zrobiła dla mnie wychowawczyni z trzeciej klasy. Dzięki niej wyszłam z najgorszego bagna. Nikt z klasy jej nie lubił, poza mną. Miałyśmy świetny kontakt. Mocno się rozwinęłam przy niej.
- Pozwalała ci być sobą, prawda?
- Tak. Podążała za mną, nie będąc tak złośliwa i surowa, jak poprzednia pani. Tamta dawała mi uwagę do dzienniczka za wypełnianie elementarza naprzód. A nowa przygotowała dla mnie zadania dostosowane do mojego poziomu. Chodziłam na zajęcia dodatkowe dla osób „odstających” w nauce. Lecz reszta dzieci na nich odstawała w dół. Nigdy później nie spotkałam się już z takim podejściem. W gimnazjum bardzo mi go brakowało.
- To brzmi trochę jak indywidualny tok nauczania.
- Tak. Doceniono moją wyjątkowość. A później każdy nieprzeciętniak miał sobie radzić sam. A nauczyciel przypisywał jego sukcesy sobie. To mnie skutecznie zniechęciło do angażowania się w naukę i brania udziału w olimpiadach. Ja wtedy starałam się „dla kogoś”. Nie miałam tej motywacji sama z siebie. A już na pewno nie dla kogoś, kto uważał za swoje zasługi to, co wypracowali swoją ciężką pracą pozaszkolna uczniowie, których akurat miał w swojej klasie, tak mu się trafiło. Wsparcie np. matematyka ograniczało się do wybrania konkretnego zbioru zadań i patrzenia, jak te zadania uczniowie rozwiązują na kółku, które odbywało się w porze będącej zbyt dużym obciążeniem dla mojego systemu nerwowego, tak więc nic nie wynosiłam z niego, poza bezmyślnym przepisywaniem z tablicy, z którym i tak nie nadążałam. Przestałam się rozwijać, mój talent został zaprzepaszczony. Lecz cóż mi po nim i po tych olimpiadach, w których nie wzięłam udziału? Nie marzyłam o zostaniu wybitnym matematykiem w dorosłości. Chciałam po prostu, żeby ktoś mnie lubił… Chciałam być dla kogoś ważna, ale lepiej przystosowane dzieci wygryzły mnie z mojej pozycji. Moje wyniki w nauce plasowały się gdzieś pomiędzy 4. a 8. miejscem.
- Tu zahaczasz już o 14. rok, zbliżamy się do momentu, w którym diagnoza zaczęła być potrzebna.
- Tak. Straciłam już moje paliwo społeczne do życia. Stałam się przeciętniarą, nie robiłam już takiego wrażenia, jak kiedyś. Zniknęłam w tłumie. Gasłam. A dla miłych, spokojnych, niepatologicznych dzieci nadal byłam niewidzialna. Zbyt rzadko ktoś podchodził do mnie, by zagadać, a ja nadal nie wiedziałam, co robię źle. A potem przyszedł przełom, moment oświecenia, w którym zdałam sobie sprawę, że moje milczenie jest czymś niewłaściwym… że nie potrafię inicjować kontaktu i nie umiem doprowadzić, żeby ktoś go ze mną zainicjował. To było jak uderzenie w głowę. Zrozumiałam, że odpowiedź może być tylko jedna… i że to wcale nie fantazja, jak mi się dotychczas wydawało. Środek jesieni 2006 roku. To nie było ani jedynactwo, ani chamskie dzieci. Wszelki dotychczasowe hipotezy okazały się błędne.
- Jest przełom października i listopada. Co robisz?
- Coś złego. Czuję, że nie wolno mi tego robić. Ale nie mam innego wyjścia. Ciekawość jest silniejsza. Nie mogę nikomu powiedzieć. Nie uwierzą mi. Oni myślą, że jestem zdrowa. To nigdy mi nie przejdzie. Nie wolno mi mieć dziwnych zainteresowań. Zabiją mnie, jak się dowiedzą…
- W porządku, teraz wróćmy do podstawówki. Opisz mi pierwsze dwa lata z niemiłą panią.
- Nigdy nie pochwaliła niczego w moim zachowaniu. Za to mój zeszyt od polaka krążył wśród rodziców jako najpiękniejszy na świecie. Co za obłudna suka.
- Czujesz wrogość do tej osoby.
- Opieka nade mną ją przerastała. Zachorowała i po dwóch latach odeszła z pracy. Po przerwie wróciła, by pracować jako bibliotekarka. Zastanawiałam się, czy jakoś przyczyniłam się do jej stanu, ale tego nigdy się nie dowiem. Z kolei nowa pani nie podobała się rodzicom i spędziła w szkole tylko rok. To był najlepszy rok w moim ówczesnym życiu.
Wyczuwałam niechęć pierwszej pani, ale nigdy z tego powodu nie zaatakowałam jej fizycznie. Raz tylko „z premedytacją zrzuciłam na nią pudełko plasteliny” z szafy na tyłach klasy, przy której kiedyś stałyśmy i wpisała mi to potem do dzienniczka. Potrafiła tylko krytykować moje zachowanie, nie podejmując żadnych prób polepszenia mojego stanu. Dla niej byłam tylko niegrzeczna i tyle, a niegrzeczne dziecko to problem rodziców, a nie powód, żeby kierować je do PPP. Po co? Mama kolegi rzuciła kiedyś w szatni tekstem, że „zdolne dzieci są niegrzeczne” i przyjęłam, że tak ma być. Tak po prostu jest i moje zachowanie to moja wina. Były w mojej klasie dzieci cały czas grzeczne, były też takie, które były grzeczne tylko, jak dorośli patrzyli. A ja byłam niegrzeczna przez cały czas. Tak jak niektórzy chłopcy. Byłam jednocześnie cicha, nieśmiała, agresywna i wpadałam w ataki krzyku. Bardzo się wstydziłam swoich wybuchów. Cierpiałam i myślałam o śmierci. Miałam zaledwie 8 lat.
- Przykro mi z tego powodu. Przetrwałaś to. Jesteś silna.
- Po jakimś czasie przywykłam do tego, że te myśli przychodzą i odchodzą, nie mogą mnie skrzywdzić. Czasem dawałam upust napięciu rysując swój własny grób na wewnętrznej stronie okładki zeszytu. Pomagały mi też wizualizacje. Lecz cały czas miałam i mam świadomość, że tak naprawdę nie chcę umrzeć. Chcę tylko przestać cierpieć, a czasem śmierć jawi się jako jedyne rozwiązanie. I tak już żyję z tymi myślami ponad 20 lat. Nie robią wrażenia na mnie. To takie pasożyty, których nie należy karmić i raczej nie mam szans się ich pozbyć. Pilnuję, żeby się nie namnażały, i tyle. Każdy człowiek nosi w swoim ciele zabójcze patogeny, myślę, że to coś takiego.
- Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, co znajduje się w ich własnych organizmach.
- Tak, mają to w nosie, w piździe albo w chuju. Albo w dupie. Wystarczy, że kupa dostanie się do krwi – i po człowieku. Każdy nosi w sobie śmierć, nie wiedząc o tym.
- Zostawmy te dygresje i kontynuujmy. Jednak coś trzymało cię przy życiu.
- Książki (beletrystyczne). To dzięki nim nie miałam czasu na dziwne obsesyjne zainteresowania. Wypełniały mój czas, odwracały uwagę od samotności. Czytałam mniej więcej jedną książkę dziennie. Bez obrazków, normalną dorosłą czcionką. Lektury dla klas od trzeciej do siódmej, choć byłam dopiero w pierwszej. Ale nie tylko. Raz zażyczyłam sobie książkę adekwatną do wieku i okazał się nią tomik wierszy M.Konopnickiej „Co słonko widziało”. Wybitnie nie przypadł mi do gustu.
- Co jeszcze robiłaś oprócz czytania?
- Oglądałam ulubiony serial. Układałam klocki. Chodziłam na plac zabaw. Lubiłam huśtawki i zabawy w piasku. Akrobacje na trzepaku. Towarzyszyłam innym dzieciom, ale bez jakiegoś szczególnego porozumienia. Takie piąte koło u wozu trochę.
- Myślę, że skończymy na dziś.
- Do widzenia.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
~19~

- Boję się, że efekty nie pozostaną na długo. Że znów dopadnie mnie smutek, gorycz i żal, i w kółko będę opowiadać o tym samym.
- Tak się dzieje, jeśli trauma nie została przepracowana na poziomie energetycznym, a jedynie na poziomie myśli. Jeśli nie został usunięty korzeń problemu, to myśli będą wciąż odrastać i zatruwać umysł.
- Nie czuję już żalu wobec hejterów, ale nadal mam niezaspokojoną potrzebę, z którą się do nich zgłosiłam.
- To już postęp. A potrzeba pojawiła się wiele, wiele lat temu i z hejterami nie ma nic wspólnego. Prawda?
- Ma pan rację.
- Wróćmy teraz do twoich zainteresowań.
- Zauważyłam, że u zdrowych liczy się sam fakt robienia czegoś RAZEM, a nie to, czy jaram się czymś równie mocno, jak mój towarzysz. Choć wtedy jest łatwiej.
- Trafna uwaga.
- Jak coś mnie słabo interesuje, to tracę motywację do kontaktu z tą osobą. Bardziej zależy mi na pasji, niż na więzi.
- To powszechne wśród ludzi twojego rodzaju. Nauczymy się budować więzi, ale na razie dokończymy pierwsze lata SP.
- Lubiłam pokemony. Były fajne, kolorowe i można było je kolekcjonować. Ważni byli też dla mnie superbohaterowie ratujący świat przed złem. Stworzyłam swoich, inspirowanych różnymi filmami, serialami. Przez 4 lata napisałam o nich opowiadanie na 30 stron A4. Jeden z nielicznych tekstów, który powstał wtedy samodzielnie, z mojej własnej woli. Pamiętam też, że bardzo chciałam umieć latać, tak jak supermen, pan Kleks, super Świnka, Piotruś Pan i Robert Monroe.
Zachichotałam z powodu tego zestawienia. Ostatnia postać tak bardzo odstawała od pozostałych.
- Opowiedz mi o tym.
- Pod koniec zerówki przeczytałam o takich zjawiskach jak telepatia, telekineza i lewitacja. Kilka miesięcy później kupiono mi książkę dla dorosłych, w której pisano o zjawiskach paranormalnych. Najbardziej przydatne wydało mi się opuszczanie ciała. Chciałam się od niego uwolnić. Być lekka i wolna.
- Czułaś się uwięziona w ciele. Nie panowałaś nad nim. Nie lubiłaś go. Nie akceptowałaś tego, co robi. To zrozumiałe.
- Szukałam ulgi, ale nie odnalazłam jej. Proces separacji ducha od ciała był przerażający i nigdy nie przeszłam go do końca. A dorośli nie umieli mi pomóc. Babcia „pomogła” zabierając mi książkę na ten temat. Potem był płacz, smutek i utrata zaufania do starszych.
W końcu udało mi się opuścić ciało, gdy babcia umarła. Miałam wtedy 20 lat. Byłam bezpieczna, szczęśliwa i wolna, wolna od autyzmu i wszelkiego gówna. Praktykowałam to przez parę kolejnych lat, ale… potem coraz trudniej było mi osiągać stan pełnej relaksacji, niezbędny do osiągnięcia stanu pozacielesnego.
- Czyli na studiach miałaś więcej czasu dla siebie, a potem to się skończyło, tak?
- No, tak było.
- Wrócimy jeszcze do tego. Czy rozmawiałaś o tym z innymi dziećmi? Jak miałaś 7 lat?
- Nie. Bałam się, że nie zrozumieją. Poruszyłam tylko temat telepatii. Ona była dla mnie ważna, stanowiła podwaliny dla mojego rozumienia tego, jak działa ludzki umysł, skąd się bierze wiedza w innych głowach i dlaczego nie jest taka jak moja. Żyłam – nadal żyję – w bardzo ścisłym związku z mamą, która od najmłodszych lat musiała domyślać się, czego potrzebuję. Choćby pić czy siku. Inni ludzie tak mnie nie traktują. A mama nadal tak, w wielu sferach życia. Zdrowe dzieci zdają sobie sprawę ze swoich potrzeb i że trzeba je komunikować, by zostały zaspokojone. Przypuszczam, że kontakt ze mną był trudny, a mama utknęła na etapie odgadywania potrzeb niemowlaka. Jest w tym bardzo dobra, ale ludzie uznają ją za nadopiekuńczą.
- Skąd wiesz, ze tak jest?
- W miejscach publicznych rozpoznaje przyczyny dyskomfortu obcych dzieci w wózku. I jak rodzic już wpadnie na to, o co chodziło, to okazuje się, że moja mama o wiele wcześniej dostrzegła to, co pomogłoby dziecku poczuć się dobrze. Czasem moja mama przemawia do obcego dziecka i ucisza się.
- Widzę, że mama jest dobrą matką, postępuje adekwatne do twojego poziomu rozwoju.
- Ale inni ludzie nie rozumieją tego, krytykują ją z tego powodu. Mówią, że moje zachowanie to jej wina. Że przez nią jestem niesamodzielna. Mylą przyczynę ze skutkiem.
- Są jednak sfery, w których ogranicza twoją autonomię.
- Była ślepo podporządkowana babci – swojej matce. To głównie ona oduczyła mnie radości z cielesności i posiadania zainteresowań.
- Aha.
- Mam wrażenie, że kiedy babcia odeszła, to teraz ja musze trochę mamę wychowywać, urabiać, podporządkowywać ją sobie. Stawiać jakieś granice, co jej wolno, a czego nie. Kiedy zabroniłam jej korzystać z mojego mejla, zagroziła, że wyrzuci komputer za okno. Mojego laptopa, kupionego za pierwsze własne zarobione pieniądze, wyobraża pan sobie?
- Ojej. Widzę, że to trudny układ. Jednak walczysz o swoją autonomię. To dobrze.
- Teraz znam swoje potrzeby, ale mam poczucie, ze są „niewystarczająco ważne”, jeśli mama ich nie „zatwierdza”. Mam problem z nicnierobieniem, bezczynnym leżeniem, odcinaniem się od bodźców. To jest dla mnie bardzo ważne, ale powoduje poczucie winy. Czemu leżę, skoro nie jestem chora? Czemu nie zajmuję się w tym czasie obowiązkami, nie ogarniam życia, jak dorosła osoba? Mamie wolno oglądać TV do trzeciej w nocy, a dla mnie to żaden odpoczynek. Czułabym się jak pijana, gdybym sypiała w tych godzinach, co ona. Do tego nie zaspokajam potrzeby izolacji i wyciszenia w wystarczającym stopniu w ciągu dnia. To mnie wykańcza. Czuję, że nie jestem traktowana poważnie. Że mam dawać sobie radę bez tego, że to wymysł, chory kaprys. Że mam wytrzymać bez tego – a potem i tak się rozpadam, psychofizycznie. I wtedy nie ma rady, muszę leżeć. Nie jeść. Nic nie mówić.
- To trudne akceptować potrzeby, których zdrowi rówieśnicy nie mają. Żyć w zgodzie z własnym ciałem, gdy wszędzie naokoło widzi się „dających radę”.
- Nie wiem, ile wolno mi wymagać od siebie, tak żebym nie wyszła na księżniczkę, rozlazłego leniucha, cackającą się ze sobą, pieszczącą się, itd. Rozczulającą nad sobą… Ja nie wiem, jak zdrowi to wytrzymują.
- Jest wiele chorób, które ograniczają sprawność. Nie tylko autyzm.
- Ale są lepiej wyjaśnione, namacalne, udowodnione naukowo… Co innego, gdy bolą mięśnie z powodu grypy, a inaczej, gdy występują niepotwierdzone przez nikogo problemy z napięciem mięśniowym.
- Jasne.
- Więc przekraczam regularnie granice swojej wytrzymałości, aby udowodnić sobie i innym, że MOGĘ. Już teraz nie mam czasu dla siebie tyle, ile potrzebuję, a gdybym założyła rodzinę, zostałby mi całkowicie odebrany. A podrzucanie wnuków dziadkom to nie mój styl. To dobre dla osób niedojrzałych do macierzyństwa, które uległy presji rozrodczej i zrobiły sobie dziecko dla „świętego spokoju”.
- Pogląd dość radykalny, ale szanuję.
- Jeśli człowiek nie umie ogarnąć w pełni siebie, to dziecka tym bardziej. Dziecku dzieje się krzywda w ten sposób.
- Hm… takich stanów przemęczenia na razie nie wyeliminujemy, ale możemy sprawić, ze będą się pojawiały po sytuacjach trudniejszych niż dotychczas. Będziesz stawiać przed sobą większe wyzwania, a te mniejsze będziesz odreagowywać w inny, łagodniejszy sposób. Twoja wytrzymałość się zwiększy.
- Ale jak?
- Poszukamy sposobów na zwiększenie poczucia komfortu w codziennych sytuacjach. Gdy będziesz silniejsza, łatwiej ci będzie stawić czoło tym niecodziennym.
- Doskonale! Nie mogę się doczekać! Wprowadzi Pan element poznawczo-behawioralny?
- Tak, rozważam to. Ale chciałbym to najpierw omówić z superwajzorem.
- Jak to? Myślałam, że pan sam nim jest!
- Tak, myszko, ale ja też potrzebuję swojego. Czasem przydaje się spojrzenie z innej strony na sytuację. Takim świeżym okiem, rozumiesz. Ja mogę być zbyt stronniczy. Ktoś inny może dostrzec rozwiązanie, które mi umknęło. Zetknął się z innymi przypadkami, niż ja i może odkrył wtedy cos skutecznego. Obaj mamy duże doświadczenie, ale odmienne.
- Dobra, to czekam do następnego spotkania z tym tematem.
- Jest parę technik, które mogą przyspieszyć twoją regenerację, ale ostrzegam, że będą wymagały wyrzeczeń, dyscypliny i zaangażowania. Zapewniam, że są tego warte.
- Teraz bardzo podoba mi się praca z ciałem, którą mi pan zaproponował. Dużo napięcia uwalnia ze mnie. Ale ja wcześniej nie miałam stereotypii. To była tylko zabawa. Zabawa w latanie, bieganie i machanie rękami. Dzieci tak robią.
- Oczywiście. Wszystko zależy od natężenia i wykluczenia innego rodzaju aktywności.
- To sprawiało mi szczególną przyjemność.
- Nie będziemy wszystkiego podciągać pod autyzm, to nie ma sensu.
- Na pewno robiłam to często, ale dorośli nie zwracali na to uwagi. W końcu byłam zdolna, inteligentna i posługiwałam się mową. A bujania się nikt na oczy nie widział. Nikt z rodziny, tylko pani z przedszkola. Zero dowodów.
- Chryste… - terapeuta złapał się za głowę.
- W kryteriach diagnostycznych była mowa o braku relacji rówieśniczych adekwatnych do poziomu rozwoju. Jako 17-latka dążyłam do tego ideału autysty i nawet nie próbowałam rozwijać żadnych relacji. Żeby ktoś wreszcie ten autyzm zauważył. Ale nie, nie udało się… To tylko Zespół Aspergera, to nic takiego… Nie traktowano mnie poważnie.
- Chciałaś uwagi. Żeby ktoś się zainteresował. Zajął się tobą. Ale komunikat nie dotarł.
- Och, tak. Izolacja i obojętność w kontakcie to zwykły nastoletni upór.
- To zadziwiające, jak wielką drogę przebyłaś od 8-latki do 18–latki.
- Tak. Uroiłam sobie, że pragnienie kontaktu z ludźmi jest moją słabością. Wycofałam się z relacji, byleby tylko nie popełniać błędów z nimi związanych.
Chciałam pokazać, że jestem twarda. Nie potrzebuję was.
- A wcześniej byłaś naiwna, garnęłaś się do ludzi, dawałaś się wciągać w dziwne rozmowy ze starszymi dziewczynkami, mające na celu ośmieszenie cię, nie tłumiłaś emocji, zależało ci bardzo na akceptacji innych…
- Szukam relacji dziecko-matka, nie partner-partner. Nie dojrzałam do partnerstwa.
- Ale czy chcesz dojrzeć?
- Nie wiem. Nie da się mnie do tego zmusić. Nie widzę sposobu na to.
- Ponawiam pytanie: czy chcesz być dojrzała? Nie pytałem, czy chcesz sprawiać wrażenie dojrzałej.
- Chcę.
- O to mi chodziło. Musimy usunąć czynniki, które ograniczają twoją dojrzałość.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
~20~

Otworzyłam oczy.
Skąd ta ulga?
- Czy to już? Osiągnęłam szczyt cierpienia? Czy może po prostu mechanizmy obronne zostały odbudowane? Wzniosłam nowy mur?
Etap samodiagnozy, od 13 r.ż. do 30 r.ż. został zakończony. Zamknęłam w końcu ten rozdział w moim życiu.
self-validacja
- Myślę, że potrzebujesz redefinicji autyzmu teraz.
- Tak. Autyzm nie kojarzy mi się z radzącą sobie w życiu wyszczekaną kobietą. To już nie ten obraz autyzmu, co 15-20 lat temu. Nie taki autyzm mnie zafascynował.
- Ten, z którym się stykasz obecnie, odbiega od idealnej wizji ciebie, tak?
- Chciałam być autystą, żeby być samowystarczalna i nie cierpieć z powodu braku kontaktu z ludźmi, ale prawda o autyzmie okazała się być zupełnie inna…
- To normalne, że teraz czujesz się źle. Potrzebujesz ugruntowania. Praca z ciałem jest wskazana, właśnie teraz. Dalsze grzebanie w myślach nic nie da, przynajmniej na razie. Musisz ugruntować w sobie te energie, które przyjęłaś w siebie. To bardzo ważne!
- Czuję, jakby coś wciągało mnie z powrotem.
- No właśnie musisz temu zapobiec. To jedyny sposób. Wrócimy do psychoterapii, jak już będziesz silniejsza. Twoje ciało bardzo się zmęczyło. Daj mu odpocząć. Już nie jest w stanie udźwignąć więcej starych problemów. Odnajdź kontakt z ciałem.
Wróć do TERAZ… Jest w tobie więcej miejsca, niż tylko na Matyldę…
Czym jest moje życie bez leitmotivu?
On rozplenił się jak jakiś chwast, rozpanoszył w moim życiu.
- Chciałabym, żeby moja analiza siebie kogoś obchodziła. Najgorsze, że to można zrobić tylko raz. Raz w życiu i to już więcej się nie powtórzy. Nie na tym poziomie. Nic, co by robiło aż takie wrażenie.
- Jeśli po diagnozie występuje pustka, to znaczy, że są potrzeby, których sama diagnoza nie jest w stanie zaspokoić. Trzeba czegoś więcej.
Na szali przeważają ciężkie doświadczenia życiowe. Doświadczenia korekcyjne stanowiące przeciwwagę to zaledwie okruchy. Zbieram dalej.
Nie jestem jak Sarah Hendrickx, Donna Williams, Liane Holliday Willey, Ewa Furgał, Gunilla Gerland, Dorota Kotas, Dawn Prince-Hughes, Temple Grandin.
Jestem jak ja.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Modlitwa Obgryzacza Dusz

Nieustannie ścinana topolo, która i tak będzie rosła,
Daj mi wytrwałość oraz upór osła.
Naucz mnie po upadku iść dalej od nowa,
Tak jak i ty wciąż odradzać się, mocna i zdrowa.

Tajemnicza ćmo, kryjąca się w mroku,
Pozwól mi moje sekrety zawsze mieć na oku.
Strzeż mych tajemnic cennych jak złoto,
Uchroń przed ludzką zawiścią, obłudą, wredotą.

Pająku, który tworzysz sam z siebie piękne sieci,
Obdarz mnie kreatywnością, taką jak mają małe dzieci.
Sieć kiedyś ginie, tak jak się zaczęła,
Pozwól mi zatem niszczyć swoje własne dzieła.

Agresywna, wiecznie zła oso,
Uczyń mój gniew mocnym jak przy stanięciu na lego boso.
Wznieć we mnie, proszę, ogień dobrej zmiany.
Niechaj moja furia zburzy więzienia ściany.

Chrabąszczu, najbardziej opancerzony ze wszystkich robali,
Uczyń mnie odpornym, mocnym jak ze stali.
Naucz mnie chronić siebie i stawiać granice,
Zapewnij niezniszczalność mojej psychice.

Krwiożerczy komarze, wiecznie nienasycony,
Motywuj mnie do poszukiwania w świecie jakiejkolwiek dobrej strony.
Daj mi siłę, wiarę i nadzieję,
Wspomóż w walce ze złem, które się w nim dzieje.

Nieskazitelna lilio w kolorze bielizny,
Uchroń mnie przez wypłynięciem na duchowe mielizny.
Strzeż moją piękną duszę przed skażeniem,
Przed wszelką ohydą i splugawieniem.

Motylu, mistyczne ogniwo w łańcuchu losu,
Prowadź mnie przy użyciu mojej intuicji głosu.
Poprzez niesłychane zbiegi okoliczności,
Pokieruj mnie w stronę zachwytu i radości.

Modliszko, symbolu uduchowienia,
Pozwól mi odkrywać moją własną drogę do spełnienia.
Zintegrować moje magiczne myślenie
Oswoić symbole, archetypy i cienie.

Wprowadzona na tę ścieżkę poprzez kroplę krwi na krzaku róży,
Podejmuję świadomie dalszą część mej podróży.
To, co mam, umacniam i przyjmuję,
W okruchach krzywego zwierciadła obserwuję.

Jak w oceanie, tak i w najmniejszym dopływie rzeki,
W przeszłości, w przyszłości, teraz, zawsze i na wieki.

a me n
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
*dla Neurocosmica, ze specjalną dedykacją*

Święty Oneirosie, snów moich Panie,
Zwiększ, proszę, ich zapamiętywanie.
Drobne ich szczegóły trwale osadź w mej pamięci
Niechaj dopomogą mi w tym wszyscy święci.
Niech każdego ranka słowa do notatnika płyną
Potem skutkując plusów na forum lawiną.
Spraw, aby noce moje były w sny zasobne, płodne,
A łoże przyjemne dla ciała, miękkie i wygodne.
Nasyć moje sny 16777216-cioma kolorami,
Nakarm mnie niebiańskimi doznaniami.

Dostarcz niezwykłych dźwięków, aromatów, widoków,
Takich, bym po przebudzeniu przez chwilę była w szoku.
Niechaj treść snu będzie bogata
Daj mu blask, światłość nie z tego świata.
Spraw, by sny satysfakcjonowały mnie swoją długością.
Napełnij je, proszę, delikatną błogością.
Daj mi odpoczynek, spokój, rozluźnienie,
Ześlij sen głęboki, a potem senne marzenie.
Zapewnij mi nocną regenerację,
A potem proszę Cię o eksterioryzację.

Pomóż mi swobodnie unosić się pod sufitem,
Biegać po nim, jakby był gumolitem
Wypełniać sobą przestrzeń pomiędzy atomami
Przenikać przez ściany i widywać się z sąsiadami.
Pozwól mi, proszę, podróżować w Kosmosie,
Stąpać po gwiazdach niczym po porannej rosie
Przytulić Gaję do siebie w matczynym uścisku
Spalić wszystkie smutki niczym kiełbasę w ognisku.

Popraw moje dostrojenie do niefizycznej płaszczyzny.
Spraw, abym zaznała rozkoszy porównywalnej do wytrysku mężczyzny,
Niechaj każdy senny dotyk będzie dla mnie ekstazą
Porównywalną jedynie z nocną zmazą.
Popraw o 50% jakość mej astralnej projekcji
Pozwól zaznać korzyści płynących z Twojej protekcji.
Niech LD ukaże mi prawdę o istnieniu
A świadomość "ja" zatraci się w nirwanicznym skupieniu.

Niechaj tak się stanie.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Ciemność, która usuwa traumy

Wiem, że mnie oskarżą o głoszenie herezji,
Lecz faktem jest, iż we śnie każdy doznaje amnezji.
Miarą szczęścia jest zdolność do zapominania złych rzeczy.
Taką stawiam tezę. Któż jej zaprzeczy?

Ocknęłam się w przestrzeni pozbawionej ciała.
Nie mogę powiedzieć, żebym się tego bała.
Nie wiem, w jaki sposób do niej trafiłam.
Nie pamiętam, czy może już się zabiłam?
Nie mam pojęcia, skąd się tutaj wzięłam.
Czy poprzedniego wieczoru za mocno się pocięłam?

Wtem iskra rozbłyska, zalążek sennego marzenia
Pojawia się zarys niefizycznego otoczenia
Wyrastają mi ręce, głowa oraz nogi
Wokół pojawiają się ściany, sufity, podłogi.
A wszystko to z energii jest utkane
Płynne, niestabilne, mocno rozwibrowane.

Muszę jakoś poprawić dostrojenie
Inaczej mi przepadnie do astrala zaproszenie.
Pocieram dłonią o dłoń, a potem o różne rzeczy wokół
Nagle zyskuję wzrok ostry niczym sokół.
Wszystko, co widzę, jest częścią Ja mojego
Wszystko to powstało dokładnie z niczego.

Czuję niezwykłą bliskość z meblami, przedmiotami,
Intymną więź jak u ludzi, kiedy są we dwoje, sami.
Jedność, niedualizm - tak to się nazywa.
Zwykły śmiertelnik bardzo rzadko to przeżywa.
Głównie, kiedy ma orgazm albo gdy jest naćpany,
Młodym mamom ten stan również bywa znany.
Kiedy więcej łączy niż dzieli, to piękne uczucie,
Ego przestaje uwierać niczym kamień w bucie.

Wróćmy jednak do spania. Co się w nim właściwie dzieje?
Dlaczego nocą fantazja tak bardzo szaleje?
Nawet świnie mogą latać, ja to przyjmę bez mrugnięcia okiem,
Największe dziwactwa nie będą dla mnie szokiem.
Zapominam o roli nadanej mi za dnia na jawie
Umysł oddaje się dzikiej, nieskrępowanej zabawie.

Myślenie staje się papką pozbawioną sensu
Niczym experymentalny mix losowych alkoholi z kredensu.
Nauczycielka szczeka na niebieskie pomidory
Myszy polują na smoki i inne potwory.
Z bazyliszkiem bez trudu utrzymuję kontakt wzrokowy,
Choć w fizycznym świecie, z ludźmi, o tym nawet nie ma mowy.

Podwodne oddychanie to najprostsza rzecz pod słońcem,
Mimo, że w rzeczywistości poskutkowałoby szybkim życia końcem.
W śnie mogę mieć siedmioro dzieci, choć nie straciłam jeszcze cnoty
A na jawie od myślenia o tych sprawach zbiera mi się na wymioty.
Treść umysłu - życie codzienne - jakby gumką wymazane,
Na czas snu wszelkie wspomnienia zostają zablokowane.

Pytacie, czemu to służy? Kto to zaprojektował?
Kto tak idiotycznie człowieka skonstruował?
Dlaczego pamięć znika, gdy idę do łóżka?
Z odpowiedzią przychodzi owocówka - muszka.
Ona jedna wam zdradzi wszystkie snu sekrety,
Poniżej link - w nim znajdziecie konkrety.

Bez światła traumatyczne wspomnienia muszek znikają | KopalniaWiedzy.pl

z tomiku  "Rymy częstochowskie"
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Powiedz, co to za wściekły pies,
Co łasi się do cżłowieka, a potem go zagryza?
Powiedz, co to za podła bestia?
Dziecko, to jest Iza.

A co to za wstrętny śmieć,
Co ohydne rzeczy na forum wyprawia?
On władzę nad Travelerem pragnie mieć.
Dziecko, oto Slavia.

A ten jadowity wąż,
Co omal mnie nie ugryzł w udo?
Publikuje jakieś dzieła wciąż.
Dziecko, to jest Sudo.

Kto nasyła armię botów
I na forum robi nam pierdolnik?
On do ataku wciąż jest gotów.
Dziecko, to jest Solnik.

A kto zasypuje mnie plusami?
Kogo boi się mój każdy wróg?
Nie ma go w tej chwili z nami.
Dziecko, to jest Inces-Bug.

Kto jest mistrzem onejronautyki?
O WBTB pieśń szeptem śpiewa.
Kto w LD najlepsze ma wyniki?
Dziecko, to jest Nalewa.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1