29-05-2022, 21:46
~14~
- Pani Izabelo, proszę otworzyć oczy… Oddychaj głęboko. Masz 29 lat, jak się czujesz? Co ci teraz wolno?
- Pani od WFu miała rację. Ale motywacji do kontaktu nadal nie ma. Nie motywuje mnie strach przed samotnością. Mama oszukuje, że jest „normalna”. Żeby przetrwać. Ale nie ma innego wyjścia. A ja pozwalam, żeby się mną opiekowała, póki to możliwe. Może gdybym miała większą przestrzeń do bycia sobą, to łatwiej byłoby mi to pogodzić z kontaktami z obcymi. Mogłabym się otworzyć, wiedząc, że będzie mi wolno na jakiś czas zamknąć się z powrotem.
- OK, zostawmy to. Wiemy już, skąd ta fascynacja, ale nadal nie wiem, jak poprawić twoje funkcjonowanie.
- Może usunięcie poczucia krzywdy pozwoliłoby mi na generowanie w dużych ilościach i bardziej spontanicznie.
- Czyli typowa aspergerowska nawijka. Słowotok.
- No, coś takiego. Ale to nadal nie jest normalność.
- Ale daje większe szanse na samodzielność niż milczenie…
- Hm, mogę spróbować. Jeśli zachowam moją bezpieczną przestrzeń, to tak.
- Czego nie wolno ci przy mamie, Izabelo?
- Nie reagować na to, co się do mnie mówi. Nie patrzeć na nią – ale tego akurat wymaga rzadko. Ukołysać swojego ciała. Jarać się przesadnie jakąś tematyką, która jej nie odpowiada i męczy ją w nadmiarze. Wolno natomiast jeść określone produkty w kółko, jeździć na wakacje tylko w znajome miejsca.
Mama nie jest złą mamą. To dla mojego dobra.
- Ale za tymi zachowaniami stoją potrzeby, które zostały zignorowane.
- Wyparte.
- Otóż to. Musimy to naprawić.
- Nie wrócę do szkoły. W szkole byłam bezpieczna. Nie musiałam się martwić, że ktoś mnie z niej wyrzuci albo mnie do niej nie przyjmie tylko dlatego, że jestem niekontaktowa. Owszem, były problemy, panie dyrektor z liceum i przedszkola, postraszyły mnie i mamę, ale… nawet wtedy nie było tak źle, jak teraz. No i poza tym odpowiedzialność w dużej mierze spadała na rodzica. Teraz muszę martwić się o siebie i o swoje utrzymanie sama. Czuję się upokorzona, przyjmując pomoc od mamy.
- Rozumiem.
- Kiedy boję się nowej osoby, muszę się z nią oswoić. Z każdą kolejną osobą muszę rozpoczynać ekspozycję od nowa. Lęk stopniowo się zmniejsza, ale tylko wobec tej konkretnej osoby. Nie potrafię pozbyć się tej neofobii raz na zawsze, w odniesieniu do wszystkich. Jednocześnie wiem, ze nie ma się czego bać. Te lęki są nieuzasadnione, przesadne, nieadekwatne. Bezsensowne i niepotrzebne. Obcy nie stanowią dla mnie żadnego realnego zagrożenia.
- Kogo mamy dalej? Bogdan: „Opłakuję dziecko, z którego chorobą nigdy się nie pogodziłem. Magda: „Zostałam sama ze swoim problemem (w jej przypadku to choroba syna, porzucenie przez partnera, morderstwo matki). Adam: … Teraz Pani kolej. Wydobądź jego esencję, która jest w Tobie.
- Adam: „Nie życzę sobie, aby podważano moje zdanie.”
- Brawo! Super. Kto teraz? Katja czy Anna?
- Anna: „Jestem niewinną, wrażliwą istotą, niezdolną do agresji, nie mam nic wspólnego z tobą”.
- Wow. To mnie zaskoczyło. Świetnie nawiązałaś do swojego wewnętrznego rozdarcia… Teraz Katja.
- Katja: „Nie wierzę, nie przyjmuję do wiadomości, że to wydarzyło się naprawdę”.
- Och, ale szybko poszło.
- Nie mogę w to uwierzyć, że to wszystko cały czas było we mnie, a nie na zewnątrz. To znaczy wierzę, ale jestem w szoku. Teraz to takie jasne i proste. To wszystko nosiłam w sobie wcześniej, jeszcze zanim zetknęłam się z tymi ludźmi z forum... O matko.
- Musisz zacząć od pogodzenia się ze sobą, a nie z tymi ludźmi. Każdy z nich reprezentuje jakiś fragment ciebie. Ale oni nie wiedzą o tym.
- Czy to działa też w drugą stronę?
- Myślę, że tak. Oni też widzieli siebie w tobie. Poczuli się zranieni bardzo mocno twoją postawą. Zazdrościli ci twojej siły, twojego uporu.
- Boże, ale jestem zmęczona.
- Myślę, że skończymy na dzisiaj. Do zobaczenia w piątek.
- Proszę poczekać… Kira i Anna odnoszą się do dziecka we mnie, Bogdan i Magda do 14-latki tuż po samodiagnozie, a Adam i Katja – do mnie dorosłej.
- Słuszne spostrzeżenie. Może tak być. Ofiary autyzmu, rodzice, znawcy autyzmu. Trzy kategorie.
- Hm… Troje z nich było rodzicami, a znawcą i ofiarą był po trosze każdy. Lecz w każdej parze wspomnianej wcześniej dominował jeden aspekt.
Odrzucenie mojego zachowania jako dziecko, potem odrzucenie mojej interpretacji tego zachowania, następnie odrzucenie z powodu próby obrony tej interpretacji. Trzy odrzucenia… A potem zakodował się we mnie wzorzec – „nie czeka mnie nic innego poza odrzuceniem”. I tak przeszłam przez 37 rozmów kwalifikacyjnych w niecałe 2 lata. Emanowałam przerażeniem. Pracodawcy to czuli. A ja się od tych uczuć odcinałam. Udawałam, że ich nie ma. Jestem nikim i nie zasługuję na akceptację. Można mnie zaakceptować, ale bez autyzmu. Autyzm won.
- I tu chyba dochodzimy do pierwotnej traumy. Żegnasz się z hejterami. Teraz jesteś odrzuconym dzieckiem. Ile teraz masz lat?
- Dziewięć. Nadal płaczę i krzyczę, gdy jest mi źle, ale już nie biję i nie gryzę ludzi. Agresji werbalnej nie było z mojej strony nigdy. A jeśli była, to nie w kontakcie z osobą, której dotyczyła i tylko na piśmie.
Urządziłam swoje dziesiąte urodziny, ale nikogo nie obchodziła moja wspaniała książka, której fragment głośno przeczytałam i potem był quiz do niej. Nie wpasowałam się w oczekiwania społeczne. Myślałam tylko o sobie, o swoich potrzebach. Nie rozumiałam idei WSPÓLNEJ zabawy. Wtedy jeszcze walczyłam o to, by być częścią grupy, ale mój zapał gasł. W końcu zaczęłam wierzyć, że WSZYSTKO ROBIĘ ŹLE. Poruszam się po omacku w świecie, którego nie znam. I na chybił trafił próbuję różnych metod, które dla innych dzieci były za przeproszeniem gównem. Nikt nie rozdawał jedzenia, naklejek ani drobnych gadżetów, by być lubiany. Nikt też nie kupował sobie w tym celu ubrań identycznych jak te, które miały inne dzieci, dokładnie takich samych. Efekt odwrotny do zamierzonego.
Terapeuta podparł głowę ręką.
- To się robi za ciężkie do słuchania. Przepraszam, ale musimy jednak przerwać. Potrzebuję odpocząć przed kolejnym pacjentem. Piątek 18.00 możemy kontynuować.
- Jasne, niech tak będzie.
To była jedna z najdłuższych i najbardziej wyczerpujących sesji.
Wychodząc z gabinetu ogarnia mnie bezradność. Jeśli mnie jako dziecko nie można było pomóc, to czy można mnie dorosłej? „Nie martw się, na pewno cos wymyśli” – uspokajam siebie. „To najlepszy specjalista, jakiego do tej pory spotkałam. Potrzebuje czasu.” Ale przynajmniej nie muszę już się mścić na hejterach. Nie czuję już takiej potrzeby. Potrafię wybaczyć sobie. Nie radzę sobie tylko z bólem dziecka, które przyszło do nich ze swoim problemem… Od hejterów chciałam tak naprawdę tylko pomocy w uzyskaniu diagnozy. Teraz już ją mam, ale co dalej – nie wiem…
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności