Sezon II
Odcinek VI
- Cosmic - usłyszałem otwierając zaspane oczy.
Identyczna sceneria towarzyszyła mi każdego poranka - leżąc pod wytartym kocem na starym, zżółkniętym materacu, ustalałem w głowie podstawowe fakty, pozwalające mi na zrozumienie niedawno zasłyszanego słowa. Powtarzane nieustannie o świcie stało się od pewnego czasu swego rodzaju komendą, czy też personalnym budzikiem, wieńczącym mój sen o niemalże stałej porze.
- Co chcesz? - zapytałem nie ukrywając zirytowania.
- Nie wiem - wybrzmiał znany głos.
Wkrótce sąsiedni korytarz wypełniły oddalające się kroki, stłumione ostatecznie przez trzask przeżytkowych drzwi serwerowni. Gdy w pokoju nastała błoga cisza, obróciłem się na drugi bok i wlepiłem wzrok w niewielkich rozmiarów rtęciową lampkę, stojącą na plastikowym, dziecięcym krzesełku.
Bywały nieliczne dni, gdy prześladowczy głos niósł ze sobą odpowiedzi pokroju "już nic" lub "nieważne", jednak sposób artykulacji tych słów nie zmienił się, odkąd sięgam pamięcią. Rzadziej zdarzały się prawdziwe, lecz podstępne pytania, maskujące prośby o pomoc. Pozbawiony realnej alternatywy ulegałem na każdym kroku.
Moje relacje z Travelerem bywały określane mianem braterskich, choć nasze życiowe drogi nie zawsze się przecinały. Podróżnik pojawił się na forum w tajemniczych okolicznościach i początkowo nie zyskał aprobaty aktywnych użytkowników. Z zewnątrz jego niezmienny wizerunek i ascetyczny sposób komunikacji tłumił wszelkie przejawy człowieczeństwa, przyprawiając rozmówcę o ciarki. Spędziwszy z Travelerem długie lata pracy twórczej, byłem jednak innego zdania niż większość forumowiczów. Wbrew stwarzanym pozorom potrafiłem dostrzec w nim osobę taką jak my - introwertyka o niebywałym sposobie myślenia i zdolności łączenia faktów. Mimo wystawiania mojego zaufania na ciągłą próbę, byłem skory wierzyć jego słowom. Nasz tok myślenia wydawał się spójny w wielu kwestiach, co zaowocowało licznymi kulturowymi dziełami, wzbogacającymi codzienny byt użytkowników.
Dzień za dniem, sen za snem Podróżnik zyskiwał uznanie społeczności. Jego trafne, mimo że oszczędne komentarze, wywoływały poruszenie i zapadały głęboko w pamięć. Każde zdanie wydawało się kwintesencją dłuższej, żarliwej przemowy - skompresowanej do postaci krótkiego, łatwo przyswajalnego przekazu. Najbardziej oddani słuchacze zwykli cytować co poniektóre frazy niczym te z Sennej Biblii Incestusa.
Pomimo wielkiego wkładu w życie społeczne forum, postać Podróżnika wciąż pozostawała nierozwikłaną, zakapturzoną zagadką. Zapytany o swoją przeszłość tracił elokwencję i opanowanie w konwersacji, zastępując je lodowatym, krępującym spojrzeniem - rozmówca szybko zdawał sobie sprawę, gdzie jest zarysowana granica. O podobnych sytuacjach słyszało się, gdy użytkownicy próbowali namówić nowego przybysza do uczestnictwa w corocznych, uroczystych spotkaniach - Zjazdach. Po jednokrotnej próbie nagabywania Podróżnika nikt nie rozważał już jego obecności na naszej największej forumowej imprezie. Nieustannie dystansowani przez Zakapturzonego, próbowaliśmy pogodzić się z jego tajemniczą naturą.
Wśród wszystkich anegdot, którymi zwykliśmy się dzielić w trakcie Zjazdów, wyróżniała się jedna, zasługująca na szczególną uwagę. Pewnego deszczowego popołudnia, zajęty rutynowym przeglądem ostatnio aktywnych działów forum, usłyszałem nieśmiałe pukanie do stalowych drzwi Głównej Siedziby Moderatorów. Zobaczywszy Zakapturzonego na ekranie mrugającego monitora kineskopowego, ochoczo poderwałem się z fotela. Stojąc przy monochromatycznym panelu, dotknąłem przycisk okraszony ikonką drzwi na porysowanym ekranie dotykowym, pamiętającym bodaj czasy gorących dysput o wyjściach poza ciało. W efekcie mechanizm zazgrzytał, a następnie miarowo rozsunął metalowe wrota, zapraszając Podróżnika do środka.
Mimo iż Traveler niechętnie dzielił się swoimi przeżyciami wewnętrznymi, zarówno w gestach jak i w mowie, wyczuwałem coś niezwykłego. Drobne, choć wyjątkowo zauważalne, odstępstwa od jego codziennego sposobu poruszania się świadczyły o dumie rozpierającej Podróżnika. Nie wahając się ani trochę, sięgnął do głębokiej kieszeni znoszonych spodni i wyciągnął z niej kawałek przerwanego papieru. Jego wzrok, choć spowity cieniem kaptura, wydawał się być wlepiony w moje ręce, oczekując na rozpieczętowanie podarunku. Po odlepieniu kawałka zaschniętej plasteliny, moim oczom ukazał się tajemniczy adres oraz godzina spotkania. Zmieszany bezpośrednim przekazem wiadomości, spojrzałem w stronę Travelera, lecz jego już tam nie było.
Po wycieńczającej przeprawie przez opuszczony, górzysty teren, pokryty jałową, wysuszoną, niemalże księżycową warstwą drobnego żwiru, trafiłem do skromnej doliny opasanej potężnymi, mocno zarysowanymi górami. Ten monumentalny triumf matki Natury, mimo że przytłaczająco imponujący, wydawał się nie mieć żadnej skatagolowanej nazwy i jedynie istniał w świadomości użytkowników jako "tamte góry". Nie bez przyczyny - krajobraz, który dane było mi podziwiać, rozciągał się na obrzeżach Sennego Świata, znanego przez większość użytkowników wyłącznie z opowiadań podróżników. Traveler, skrywający pod osłoną kaptura wiele tajemnic, wydawał się wówczas skrywać ich jeszcze więcej.
Przy rozdrożu dróg stał przekrzywiony, drewniany drogowskaz z niedawno przymocowanym za pomocą kilku blachowkrętów kawałkiem płaskiego metalu. Będąc pewien, że to robota Podróżnika, sięgnąłem wysoko dłonią i przetarłem zakurzoną okolicznym pyłem powierzchnię znaku, która w rezultacie odsłoniła swoje oblicze: Senne Podróże - ten wygrawerowany prostą, techniczną czcionką napis stanowił zapowiedź życiowego projektu Travelera, mającego później zmienić bieg historii.
Na tle doliny królował smukły, wysoki budynek, wyróżniający się swoją ciemną kolorystyką. Zdawał się mierzyć kilkadziesiąt pięter, czego nie zdołałem zweryfikować - wieża w wielu jej segmentach była pozbawiona okien, do złudzenia przypominając kolosalny obelisk. Ten typ konstrukcji wzbudzał we mnie wiele wątpliwości i ostrożnie stawiałem kolejne kroki, oczekując na interakcję ze strony Podróżnika.
Wraz z kolejnymi pokonywanymi metrami, białawe słońce skąpane w rzadkich obłokach przybliżało się etapowo do iglicy twierdzy, najpierw obejmując mnie półcieniem, a ostatecznie pozostawiając mnie samego w przejmującej ciemności. Wieża chłonęła światło jak gąbka, a nieprzypadkowe ułożenie słońca utwierdzało mnie o wyjątkowości tej chwili. Nie licząc się ze zdrową podejrzliwością, przyśpieszyłem kroku w pragnieniu zaspokojenia swojej ciekawości.
Głuchy spokój zakłócił doniosły, robotyczny dźwięk, którego źródłem była środkowa kondygnacja budynku. Okrągły kawałek ściany wsunął się do wnętrza wieży odsłaniając układ optyczny sporego projektora. Podążył za tym szum wentylatora chłodzącego cały system, który z racji swoich rozmiarów mógł wytwarzać niebotyczne ilości ciepła. Lampa rzutnika stopniowo się rozjaśniała, a gdy osiągnęła odpowiedni pułap, na stoku pobliskiej góry została wyświetlona projekcja.
Na tle ciemnego, zachmurzonego nieba widniały linie wysokiego napięcia oraz klucz ptaków leniwie sunący w nieznanym kierunku. Przetaczający się biały puch dopełniał klimatu, z którego słynął Podróżnik. Obserwacje przerwał wyjeżdżający zza obiektywu kamery pociąg, obnażając nowe oblicze przedstawionej scenerii. W centrum pola widzenia wyłonił się czarny napis głoszący "Śnij inaczej...". Przestrzeń wokół mnie wypełniła delikatna, mistyczna muzyka, której źródła nie potrafiłem ocenić. Kamera wraz z chwytliwym hasłem obróciła się nieznacznie, prezentując znane pasmo górskie, lecz z perspektywy odległego obserwatora. Równoczesnie dotychczasowy napis zniknął, wymieniając się z zielonym, żywym szyldem "Senne Podróże" oraz towarzyszącym mu logiem w kształcie mózgu.
Światło projektora zgasło, obraz rozpłynął się, a szum chłodzenia rozszedł się echem po księżycowym pustkowiu. Z rozdziawionymi ustami wpatrywałem się w górskie zbocze, zafascynowany minionym widowiskiem. Z transu wyrwał mnie znajomy głos.
- Cosmic.
Zauważywszy Podróżnika tuż obok mnie, podskoczyłem w miejscu i jęknąłem z przerażenia. Towarzysz, niewzruszony moją reakcją, odmruknął coś spod kaptura, a następnie zapytał retorycznie:
- I jak?
O istnieniu Sennych Podróży nadarzyło mi się usłyszeć jako pierwszym, chociaż wieści o nowej lokacji rozeszły się w ekspresowym tempie. Jednocześnie, Podróżnik coraz rzadziej przekraczał próg I-Senu na rzecz swojej samotni w górach. Spodziewając się stałych odwiedzających, Zakapturzony poświęcił całą uwagę swojemu projektowi, angażując mnie w drobne prace przy jego konstrukcji.
[...]
Począwszy od pierwszych poważnych akcji związanych z Atakiem, Traveler stał się skryty i lakoniczny jak nigdy przedtem. Poszukując odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, próbowałem inicjować rozmowy na ich temat, lecz bezskutecznie - Podróżnik każdorazowo zbywał mnie oszczędnymi komentarzami. Pomimo usilnych prób komunikacji, najważniejsze kwestie i spory pozostawały nierozwiązane. Co krok napotykałem solidny, budowany przez lata mur skrywający motywy i wyjaśnienia, których domagał się teraz każdy użytkownik I-Senu. W tym ja.
Wraz z kolejnymi ofiarami bezduszności Podróżnika widziałem wyraźniej, kim jest tkwiąca pod osłoną kaptura postać. Mimo wielu zmian nie dowiedziałem się o niej niczego nowego, a jedynie zrewidowałem dotychczasowe, naiwne poglądy. Wyzbywszy się wszelkich złudzeń zrozumiałem, że owładnął mną amok - Traveler inteligentnie wykorzystał mój kredyt zaufania do realizacji swojego celu. Będąc zaślepiony jego zwodniczymi obietnicami o wspólnym realizowaniu dzieł filmowych, nie byłem w stanie wyjrzeć poza bezpieczną bańkę, którą mi wykreował. Wyczuwał każdą chwilę zwątpienia i odpowiednio reagował, nie pozostawiając pola do zadawania kluczowych pytań. Byłem bezsilny wobec jego nieposkromionych ambicji.
Nie mogąc pogodzić się z działaniami Podróżnika, zacząłem planować odwet. Moje pierwsze próby zniweczenia jego planu miały miejsce zaraz po Ataku. Traveler, jako nieliczny z użytkowników, nie posiadał nigdy własnego dziennika, a co za tym idzie - urządzenia nawigacyjnego, dzięki któremu śniący mogli komfortowo przemieszczać się po Makiecie Snów. Mając na uwadze moją naiwność, Podróżnik poprosił mnie o moje urządzenie zapewniając, że wkrótce je zwróci. Tak się oczywiście nie stało, a wspomniana zdobycz mogłaby pomóc mu dotrzeć do Twierdzy Snów tuż przed wygnańcami z I-Senu.
Mój egzemplarz sennego nawigatora był jednak unikatowy. Będąc technicznie świadomym użytkownikiem forum, pewnego dnia zdecydowałem się umieścić w nim backdoora reagującego na moją komendę. Po przejęciu gmachu I-Senu aktywowałem go za plecami Podróżnika - dzięki niemu miałem nadzieję udaremnić Atak i dać uciekinierom czas na dotarcie do serca działu - Kreatora Snów. Niestety, pozbawieni przewodnika użytkownicy nie mogli konkurować z mocą mózgocyklów.
Śmierć Milekmaga była dla mnie olbrzymim ciosem, który zabolał mnie podwójnie - nie tylko jako utrata świetnego kompana, zapowiadającego się na utalentowanego oneironautę, ale również jako spory wyrzut sumienia wobec własnej osoby. [...]
W momencie schwytania wygnańców z I-Senu w mojej głowie zapaliła się iskierka nadziei. Podążając za swoim planem, Zakapturzony rozkazał botom wywieść użytkowników do Archiwum, będącego swoistym magazynem staroci. Bywały momenty, gdy znałem strukturę I-Sen lepiej niż własny dziennik i zdawałem sobie sprawę z nieprzyjemnych konsekwencji tego wyboru. Po kilku udanych sugestiach udało mi się przekonać Travelera do wyboru innego działu - Partnerów. Zapomniane przejście do siedziby Ruchu Oneironautycznego było ostatnią deską ratunku dla moich kamratów.
Znając swoje granice, Podróżnik zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później spojrzę na sytuację z dystansem i otrzeźwieję. Zauważywszy moją próbę udaremnienia Ataku, uwięził mnie, podobnie jak Incestusa, blisko siebie, w Twierdzy Sennych Podróży.
[...]
Początki dnia należały do najbardziej mozolnych. Zanim decydowałem się podnieść z łóżka, spędzałem długie chwile na przypominaniu sobie snów z minionej nocy. Regularne pobudki organizowane przez Podróżnika wydawały się temu sprzyjać. Często owe sny wydają się odzwierciedlać rutynę codziennego życia - dominują w nich przerywane fragmenty obrazujące nic nieznaczące czynności takie jak wymiana modułu mózgocyklu czy naprawa błędów w oprogramowaniu botów. Suche, bezbarwne, pozbawione emocji.
Umysł nie jest jednak pozbawiony pragnień - wyparte powszednim znojem manifestują się w postaci klarownych i wyciskających łzy z oczu wizji, pozostających po przebudzeniu na długo w świadomości. Widzę w nich twarze moich przyjaciół z i-Senu, przewijające się przed moim polem widzenia niczym przeźrocza. Bywam w miejscach, które codziennie widywałem przed Atakiem. Moje senne ja zatapia się w tych barwnych, idyllicznych wizjach do momentu, gdy sen staje się wystarczająco płytki, dopuszczając do świadomości świeże wydarzenia.
Umysł, karmiąc się wyrzutami sumienia, umiejscawia mnie przed moimi dawnymi kompanami, którzy jeden za drugim oceniają moje ostatnie decyzje. Ich przytłaczający wizerunek, posępne wyrazy twarzy i pełne wzburzenia głosy uderzają we mnie raz za razem, wydobywając ze mnie najgłębsze pokłady frustracji i bezsilności. Z upływem czasu przestrzeń między mną a nimi się rozszerza, zapadam się w leciwym krześle pod ciężarem padającego na mnie wyroku obserwując, jak sylwetki dawnych przyjaciół zataczają nade mną łuk. W rozpaczliwej ucieczce przed nieuniknionym ratuję się szybkimi napięciami mięśni, które, począwszy od dzieciństwa, pomagają mi wybrnąć z dotkliwych wizji.
Każdy dzień poprzedzony tego typu snem jest zupełnie odmienny od pozostałych.
Wstając z łóżka, zazwyczaj wyglądam zza pełne zacieków i smug okrągłe okno obejmujące połowę szarej, betonowej ściany. Szczyty gór sięgające rzadkich obłoków napawają podziwem i niejasnym uczuciem tęsknoty. W dziennym krajobrazie dominuje szarość, bure niebo w połączeniu z monumentalnymi górami tworzy naturalny gradient, który pomimo swojej prostolinijności wyróżnia się czystością. Bywają momenty, gdy spod ciemnych kłębów ospale wygląda przedwieczorowe słońce. Jego promienie rozświetlają biały puch spoczywający na wyższych partiach gór, zmieniając go w lśniący brokat. Spomiędzy dwóch najbliższych szczytów wyłania się również grafitowe morze, nazywane przez nas roboczo Siatką.
Z głębokiej zadumy wyrwał mnie dźwięk powiadomienia dobiegającego z komunikatora Podróżnika. Była to niewielkich rozmiaru skrzynka pełna wystających różnokolorowych kabelków, z wyświetlaczem cyfrowym odpowiedniej długości, zdolnym pomieścić moje imię zakończone kropką. Jej historia sięgała dnia, w którym Traveler podczas rutynowych robótek wpadł na pomysł modułu komunikacyjnego na potrzeby jego Planu. Jego pierwsza implementacja okazała się obiecująca, jednak Podróżnik porzucił swój pomysł zaraz po wyrobieniu dziennej normy. Dopiero niedawno wspomniany wynalazek doczekał się renesansu i pewnej nocy został zainstalowany w moim lokum poza moją świadomością. Od tej pory jego jedynym zadaniem jest okresowe zwracanie mojej uwagi i przekazywanie komunikatów wątpliwej jakości. I tym razem nie było inaczej. Mrugający napis "Cosmic." zapowiadał nadchodzącą transmisję.
- Neuro to idiota, pokazał jakiś czas temu klasę. - rzucił beznamiętnym głosem Podróżnik na tle porannego ambientu.
Zwykłem puszczać większość komunikatów mimo uszu, ale tym razem [...]
Pióra CosmicKida i Travelera