Z dziennika Wolffrazesona
#51
Kiedy dalsza część? Doczekać się nie idzie... Chyba zacznę sam coś pisać
Każdy ma takie sny z których nie chce się obudzić !

"Nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie..."
Julio Cortázar

LD 8

Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#52
Aktualnie nie mam czasu ze względu na zbliżające się matury i konieczność wybrania dalszego kierunku kształcenia. Oprócz tego są istotniejsze sprawy, jak na przykład dokończenie zbliżajacego się kursu świadomego śnienia. Ale bez obaw, przede mną najdłuższe wakacje życia, więc z pewnością pojawią się nowe części. :P
cosmic.checkReality();
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#53
Autorstwa CosmicKida i Travelera.


Sezon II

Odcinek I


Obudziłem się na zimnej podłodze. Z trudem podniosłem obolałe ciało i rozejrzałem się wokoło. Na jednej z odrapanych ścian widniał wyblakły napis "Partnerzy". Dlaczego CosmicKid i Traveler umieścili nas właśnie w tym miejscu?
Uniosłem się, podpierając betonowej ściany i ruszyłem powoli w kierunku korytarza. Rozległy hol prowadził do wielu innych pomieszczeń. Wstąpiłem do sąsiedniego licząc, że odnajdę tam swoich towarzyszy. Instynkt mnie nie zawiódł. W kącie, obok starych kartonów leżał Slavia. Usłyszawszy moje kroki, podniósł się i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. Nie dając po sobie znać skutków wyczerpującej podróży, stanął na równe nogi, poprawił okulary i szorstkim głosem oznajmił gotowość.
Wyszliśmy na korytarz, gdzie spostrzegliśmy Pytkę opierającego się o ścianę. Podeszliśmy do niego. Gdy podniósł swoją głowę, mierząc nas wzrokiem od stóp do głów, zapytałem:
- Wszystko w porządku?
- Tak… chyba tak... - odparł próbując złapać oddech.
- Widziałeś resztę? - zapytał Slavia, nie odrywając wzroku od wystającego ze ściany kabla.
- Nie, ale powinni być gdzieś w pobliżu - oznajmił Pytka, dołączając do naszej dwójki.
Podążyliśmy za odbijającym w lewo korytarzem. Zza zakrętu wyłoniły się drzwi do kolejnych pomieszczeń. Przekopywaliśmy się przez stertę starych, kartonowych pudeł, które zastawiały przejście do następnego pokoju. W jednym z nich znaleźliśmy znajomą postać. To był Solnik ssący własnego kciuka. Podniosłem karton i wywróciłem go do góry nogami. Slavia parsknął śmiechem. Gdy Solnik doszedł do siebie, pomógł nam z uprzątnięciem reszty pudeł. Po oczyszczeniu drogi weszliśmy do następnego pokoju.
W mroku dostrzegliśmy Wampię, która siedziała skulona na przetartej, dziurawej sofie. Nie mogła wstać o własnych siłach, więc solnik ochoczo zaoferował jej pomoc. Korzystając z niepowtarzalnej okazji, naprężył swoje znikome muskuły, chcąc zaimponować starszej koleżance. Wampia z trudem utrzymywała się na nogach, mamrotała coś pod nosem na wpół przytomna. Gdy próbowaliśmy dojść do przyczyny jej złego samopoczucia, zadając kolejne pytania, odparła:
- Słońce świeci, ptaszek kwili, może byśmy się zabili.
Slavia wysunął przekonujące stwierdzenie, iż Wampia wciąż była pod wpływem działania gazu użytego przez sennych podróżników. Pytka zaoferował jej pomoc w dalszej wędrówce i ruszyliśmy dalej.
Przedzierając się przez sterty śmieci i odwiedzając kolejne pomieszczenia, odnaleźliśmy pozostałych towarzyszy. Byli to m.in. Fielx, Badbull, Lajkonik i Madzik.
Spojrzałem wgłąb korytarza i ujrzałem kogoś w ciemności. Była to długowłosa, wysoka postać, wpatrzona ze stagnacją w ziemię. Zbliżyłem się i ujrzałem znajomą twarz - to był Fallen. Zapytałem go, dlaczego do nas jeszcze nie dołączył. Po chwili zadumy zakrył dłońmi twarz i wyszeptał załamany:
- to... to moja wina...
- Ale jak to? Nie rozumiem? Przecież nic nie zrobiłeś, zostaliśmy zaatakowani bez powodu.
- Nie, to nie tak. Siądź koło mnie, opowiem ci prawdziwą historię.
Fallen podniósł głowę i ciężko westchnął. Na pierwszy rzut oka mogłem stwierdzić, że trudno mu jest wydusić z siebie słowa.
- Zaczęło się tak... tak niewinnie... Kiedy Senne Podróże powstawały po raz pierwszy, z ciekawości przeczytałem tamtejsze artykuły. Stwierdziłem, że Traveler pisze trochę gorzej... - w tym momencie Fallen zatrzymał się i zrobił dziwny, krzywy grymas na swojej twarzy. Po chwili wrócił do opowieści. - Mogłem się powstrzymać, jednak napisałem swoją opinię na psajko... Nie zdawałem sobie sprawy, do czego jest zdolny Traveler. Zapewne tłumił swój gniew, aż do tego momentu. Cosmic natomiast wykorzystał tą okazję, pragnąc ostatecznie przejąć stery forum i dołączył do towarzysza.
Opowieść Fallena wstrząsnęła każdym z nas. Chwilę ciszy przerwała jednak Madzik, słusznie zauważając, że wciąż brakowało wśród nas Mieczysława. Slavia bez zastanowienia zaproponował podział grupy, w celu odnalezienia zaginionego kompana.
Poszukiwania przeciągały się, gdy po przeczesaniu najbliższych pokoi nie udało nam się natrafić na żaden ślad, który świadczyłby o obecności Mieczysława. Powoli traciliśmy wiarę, gdy korytarz za korytarzem odkrywaliśmy puste pomieszczenia. Nadzieję przywróciło nam jednak inne znalezisko. Z drugiego końca działu odezwał się Badbull. Czym prędzej zebraliśmy się u jego boku w celu zbadania odkrycia. Naszym oczom ukazała się drewniana barykada. Tuż za nią znajdował się tunel. Na szczęście deski okazały się spróchniałe i Solnik z łatwością rozbił je w pył.
W przeciwieństwie do samego działu, przejście okazało się czyste i zadbane. Gładkie, pomarańczowe ściany przeplatały bambusowe segmenty. Miłym dla oka dodatkiem były również okazjonalnie porozstawiane doniczki z egzotycznymi paprociami oraz podświetlane progi. Pozytywne wrażenie szybko jednak przeminęło, gdyż każdy po chwili odczuwał unoszącą się w powietrzu nutkę tandety. Podróż wgłąb tunelu utwierdzała nas w przekonaniu, że architekt chciał zaoszczędzić na jego budowie, mamiąc wędrowców tanim wystrojem. W tle słychać było monotonną melodię, która po dłuższym czasie stała się wyjątkowo uciążliwa.
Nagle ze ścian wysunęły się masywne ekrany, wyświetlające dziwne reklamy. Ich motywem przewodnim był niedbale przycięty tekst na białym tle, okraszony grafiką ze znakiem wodnym, przedstawiającym jej źródło. Przekaz był prosty, choć chwytliwy. Szczególnie dwie reklamy pojawiały się nagminnie często:
Naukowcy w szoku! Znaleźli prosty sposób na wydłużenie LD nawet do godziny!
Ma 10 LD dziennie, nie wychodząc z łóżka. Poznaj jego sekret!

Niektóre reklamy okazały się szczególnie namolne, prezentując proste, migający animacje. Niestety, ominięcie ich okazało się niemożliwe - od czasu do czasu naszą wędrówkę przerywał szeroki hologram, który blokował drogę i nie ustępował, dopóki nie zapoznaliśmy się z jego treścią. Dręczyło nas nieustające przeczucie ciągłej obserwacji, jakby tunel był świadomy naszej obecności.
Po długiej, męczącej wędrówce dotarliśmy ostatecznie na skraj tunelu. Stanęliśmy przed całkiem zwykłymi, drewnianymi drzwiami z tabliczką. Widniał na niej swoisty napis, jednak niekończący się ciąg liter S utrudniał jego odczytanie. Tylko Slavia potrafił go z łatwością rozszyfrować.
- Wiedziałem od początku. To strona oneirosociety - z dumą wyjaśnił pozostałym towarzyszom.
- Jak mogłem się nie domyślić! Przecież wszystko na to wskazywało - dodał Nalewa.
Dla większości jednak, nazwy te wciąż brzmiały obco i bez sensu. Fallen wyjaśnił, że zbliżają się do Ruchu Oneironautycznego. Wyciągnął ze swojego portfela legitymację i przedstawił reszcie.
Po przekroczeniu progu skrzypiących drzwi, znaleźliśmy się w ciasnym, staromodnie urządzonym holu. Z sufitu zwisała pozbawiona klosza żarówka, a ściany straszyły odpadającym tynkiem. Dobiegał do nas przytłumiony głos, ale z tej odległości trudno było wychwycić pojedyncze słowa. Slavia pewnym krokiem ruszył w stronę schodów, do których prowadził wytarty, turecki dywan. Stopnie skrzypiały przy każdym kroku, sprawiając wrażenie niestabilnych. Lajkonik łapiąc się za poręcz, omal jej nie wyrwał. Po wielu perypetiach, niebezpieczna wyprawa zakończyła się sukcesem i w końcu dotarliśmy na piętro.
Spoglądając w prawo, rzucił mi się w oczy szyld z napisem: Gorzowski Klub Miłośników Kotów, Wina i LD. Tuż przy nim znajdowały się szerokie, oszklone drzwi z dykty. Pytka, próbując je otworzyć, przypadkiem urwał klamkę. Jak można się było domyśleć, ona też okazała się być atrapą, a drzwi uchyliły się za sprawą lekkiego popchnięcia.
Gdy weszliśmy do środka, ujrzeliśmy niewielką salę, w której stały ustawione w równe rzędy taborety, zajmowane przez nieliczną publiczność. Ściany zostały wyłożone płytami paździerzowymi, z których tuż przy suficie wychodziły rury zmierzające do kaloryfera pokrytego złuszczoną farbą. Na samym końcu pomieszczenia, na starym, wysłużonym telewizorze kineskopowym została wyświetlona prezentacja. Tuż przy nim stała drewniana ambona, z której przemawiał charyzmatyczny mówca z bródką.
- Mariusz! - śmiało krzyknął Nalewa.
Mariusz przerwał swoją przemowę. Uśmiechnął się życzliwie i miłym gestem wskazał nam wolne miejsca na widowni. Skorzystaliśmy z zaproszenia, zajmując wyznaczone taborety.
- Teraz pojawia się pytanie: skąd to się bierze? - kontynuował Mariusz - Jak to się dzieje, że zwykły sen, w którym nie zdajemy sobie sprawy z tego, że śnimy, może stać się snem świadomym? Jak możemy aktywować naszą świadomość w czasie snu? Jak to działa z biologicznego, neurofizjologicznego punktu widzenia? Aktywność naszego mózgu we śnie jest znacząco różna od aktywności, jaką przejawiamy w fazie czuwania.
Zerknąłem na moich towarzyszy. Fallen mimowolnie spuścił głowę i zapadł w sen.
- Pewne elementy, takie jak układ limbiczny, są bardziej aktywne. Układ limbiczny odpowiada za emocje, sny są bardzo emocjonalne, bardzo przeżywamy sen. Inne części naszego mózgu jak kora przedczołowa, odpowiadająca za refleksje i za wyższe myślenie, jest nieaktywna. Przez to we śnie nie zastanawiamy się nad tym, co się dzieje. We śnie działamy. We śnie bierzemy aktywny udział w wydarzeniach, tak? Wydarzenia płyną, a my razem z nimi.
Próby szturchania Fallena okazały się nieskuteczne.
- Dlatego jeśli dochodzi nawet do czegoś dziwnego, absurdalnego… gdyby Pan Edward zaczął nagle latać tutaj, we śnie byłoby to dla nas czymś normalnym, zwyczajnym. Nie poddalibyśmy tego refleksji.
Ku naszemu zdziwieniu mężczyzna wspomniany przez Mariusza uniósł się na krześle pod sam sufit. Reszta słuchaczy zareagowała obojętnie.
Wykład był długi i obejmował większość podstawowych zagadnień oneironautycznych. Żywa gestykulacja i nieukrywana pasja Mariusza przyciągały uwagę słuchaczy. Swymi słowami zmusił nas do refleksji nad tym, jak piękne i fantazyjne potrafią być marzenia senne. Natychmiast w mojej głowie pojawiła się wizja rodzinnego i-Senu i Notatnika, którego przyszłość stała obecnie pod znakiem zapytania.
Po skończonej prelekcji Mariusz zgarnął swoje notatki, zszedł z ambony i rzucił nam pogodne spojrzenie. Po chwili dodał:
- Kochani! Na pewno jesteście głodni! Zapraszam was do jadalni.
Mariusz zaprowadził nas przez korytarz do sąsiedniej sali, której wnętrze zakrywały luskfery. Poczuliśmy zapach, który trafnie rozpoznał Slavia.
- Czujecie to? Schabowe z rosołem.
Po wejściu do środka dostrzegliśmy kilka kwadratowych drewnianych stołów, których lakierowane blaty odbijały światło starych kinkietów. Czekały tam na nas rozstawione kubki i talerzyki, wyjęte żywcem ze szkolnej stołówki. Nostalgię wzmagał wypolerowany parkiet, przywołujący obraz starej sali gimnastycznej.
Z okienka kuchennego wyłonił się kucharz ubrany w strój ministranta. Życzył wszystkim smacznego i powrócił do swoich zajęć. Zasiedliśmy wszyscy do swojskiej uczty. Przy moim stole znaleźli się Mariusz, Fielx oraz Slavia, który wciągał właśnie makaron do ust.
Po skończonym posiłku ponownie zjawił się kucharz. Tym razem trzymał srebrną tacę z lampkami wina i raczył gości krwistoczerwonym trunkiem. Przy ostatnim stole, zajmowanym przez najmłodszych użytkowników, kucharz zawahał się i sięgnął po uprzednio przygotowaną butelkę soku truskawkowego. Uradowany Solnik klasnął w ręce na widok przysmaku.
Po degustacji wina przez naszą czwórkę, nie mogłem dłużej ukrywać zaskoczenia gościnnością Mariusza.
- Skąd wiedziałeś o naszym przybyciu? - zapytałem.
- Moi kochani, to bardzo proste. Administrator tunelu w zamian za umieszczanie w nim reklam, umożliwił mi jego monitorowanie.
- Chcesz przez to powiedzieć, że dobrowolnie zgodziłeś się na te paskudne reklamy? - wtrącił się Fielx.
- Wszak musimy się z czegoś utrzymywać - wytłumaczył Mariusz.
Mimo, że odpowiedź gospodarza nie usatysfakcjonowała nas w pełni, to gościna przez niego zaoferowana w pełni wynagrodziła nam męczącą przeprawę przez tunel.
Posiłek dobiegał końca, więc Mariusz wstał od stołu i zwrócił się do wszystkich zebranych.
- Kochani, na pewno jesteście znużeni długą podróżą. Robert zaprowadzi was na górę, gdzie czekają na was wygodne posłania.
Znany już każdemu kucharz w stroju ministranta wskazał nam drogę do sypialni. Powoli odchodziliśmy w kierunku drzwi, gdy Mariusz wstał i zatrzymał Slavię, łapiąc go za ramię.
- W gabinecie mam więcej tego znakomitego trunku. Mam nadzieję, że nie odmówisz.
Następnie spojrzał na nas i dodał z uśmiechem:
- Myślę, że was też tam nie zabraknie.
Nie mogąc oprzeć się propozycji gospodarza, podążyliśmy za nim. Droga do gabinetu wiodła przez kuchnię, wyposażoną w pomalowany na biało kredens. W większości szafek brakowało uchwytów, a kuchenkę zżerała od spodu rdza. Nad skorodowaną płytą kuchenną prezentowały się osmolone kafelki oraz akcesoria kuchenne, zawieszone na plastikowych haczykach. W kącie dostrzegłem również prodiż ze sparciałym kablem.
Wychodząc z kuchni, trafiliśmy do równoległego korytarza, który był węższy od poprzedniego. Naprzeciwko nas stały pikowane drzwi, zdobione bogatą futryną, ukazującą sceny z historii Ruchu Oneironautycznego. Mariusz otworzył je i zaprosił wszystkich do środka. Uderzył nas powiew ciepła i zapach starych książek.
Prywatny pokój oneironauty nie należał do największych, jednak mały rozmiar rekompensował wyjątkową przytulnością. W panującym wewnątrz półmroku widniało pokaźne, dębowe biurko, częściowo oświetlone przez znajdujący się za nim kominek. Dookoła nas stały regały wypełnione po brzegi literaturą. Zaskoczył mnie fakt, że gabinet był pedantycznie czysty. Skłoniło mnie to do przekonania, że Mariusz spędza tutaj większość czasu.
- Rozgośćcie się - powiedział, wskazując na elegancką jak na tutejsze standardy kanapę. Sam natomiast zanurzył się w obszernym, skórzanym fotelu.
Po krótkiej ciszy Mariusz zmarszczył brwi, dając do zrozumienia, że zapomniał o czymś istotnym. Nagle zerwał się z miejsca i podszedł do jednego z regałów. Wyjął z niej obszerną księgę. Ku naszemu zaskoczeniu, Mariusz wyciągnął z niej butelkę wina. Widząc nasze spojrzenie zaśmiał się.
- Rozumiecie, muszę chować je przed członkami, którzy nierzadko buszują w moich zbiorach.
Obrócił butelkę w dłoniach i przyjrzał się dokładnie jej etykiecie.
- 1969 - znakomity rocznik - ocenił, przyjmując niemal ekspercką manierę.
Mariusz wyciągnął kieliszki z szafki, ustawił je naprzeciwko nas i nalał do nich starannie odmierzoną ilość trunku.
- Kochani, a teraz powiedzcie, co was sprowadza w skromne progi Ruchu Oneironautycznego.
- To długa historia - odparłem.
- Nie martwcie się, alkoholu starczy dla wszystkich - uspokoił wszystkich, wskazując na znajdujący się za nim regał.
Wspólnymi siłami udało nam się szczegółowo opowiedzieć o wydarzeniach z ostatnich dni. Wino pomagało rozwiązać języki moim towarzyszom, jednak sam nie czułem jego wpływu. Obserwowałem, jak rozmówcy zbaczali na błahsze tematy, oddalając wspomnienia o tragedii, która dotknęła i-Sen. Godzinę później rozmowa zeszła na zupełnie inne tory. Mariusz śmiejąc się, opowiadał genezę powstania Ruchu Oneironautycznego. Nie szczędził nam również szczegółów ze swojego życia prywatnego. Wspomniał nawet o Cosmicu, który złożył mu życzenia miesiąc po dniu jego urodzin. Nawiązanie do drażliwego tematu zaowocowało jednak przejmującą ciszą. Nikt nie odważył się na wypowiedzenie choćby jednego słowa. Milczenie przerwało wtargnięcie Roberta, który wciąż miał na sobie strój ministranta.
- Mariusz, za godzinę mamy zebranie Ruchu!
Gospodarz siedział rozłożony w fotelu ze spuszczoną głową. Na dźwięk swojego imienia, machnął ręką, dorzucając niedbale:
- Przekładaaamy…
Robert, przeczuwając brak możliwości porozumienia się z zebranymi, opuścił pospiesznie gabinet. Wkrótce trójkę biesiadników zaczęło ogarniać zmęczenie. Jako pierwszy poddał się Fielx, który po usilnych próbach utrzymania się w pionie, opuścił głowę na blat i zasnął. Mariusz również ułożył się wygodnie w fotelu i po chwili zamarł w dziwnej pozycji. Slavia, korzystając z niedyspozycji gospodarza, złapał jego kieliszek i przyjrzał się badawczo zawartości. Po kilku zawahaniach dopił resztkę wina i podzielił los kompanów.
Alkohol nie wpływał jednak na mój organizm, co pozwoliło mi wykorzystać niepowtarzalną okazję do zbadania okazałego księgozbioru Mariusza. Głośne chrapanie moich towarzyszy przerywały trzaski dopalających się polan w kominku. Zbliżyłem się do jednego z dębowych regałów i rozwarłem przeszklone drzwi. Czując się zagubionym wobec ogromu kolekcji rozmaitej literatury, sięgnąłem po pierwszą z brzegu pozycję. Była to książka podręcznych rozmiarów, autorstwa samego Mariusza. Na dwukolorowej okładce widniał niewyraźny, zlewający się z tłem napis: Nasze drugie życie. Przewodnik po fascynującym świecie snu.
Po jej otwarciu, z wnętrza wyleciało barwne zdjęcie. Podniosłem je i zdumiałem, gdy ujrzałem Mariusza uśmiechniętego od ucha do ucha, wpatrzonego we mnie wielkimi, wytrzeszczonymi oczami. Na odwrocie spostrzegłem kawałek tekstu, który brzmiał znajomo:
Cześć! Rozpiera mnie energia, bo właśnie obudziłem się ze świadomego snu! W tym przypływie pozytywnych emocji postanowiłem podzielić się z Tobą pewną niezwykłą historią.
Obejrzawszy fotografię, włożyłem ją pomiędzy pierwsze strony. Przekartkowałem książkę, natykając się na coś szczególnie godnego uwagi - Legendę o Kreatorze Snów.


Za górami, za lasami
Żył se inces z browarami.

Aż razu pewnego
Dnia bardzo pięknego
Walnął se tatrę

Czując niedosyt wyraźny
Sięgał jednak już po drugą

Jak to zwykle tutaj bywa
Piwosz śliskie łapska miewa
Radość już mu w oczach błysła
Gdy butelka na ziemi wnet się rozprysła

Inces płacze, łza mu cieknie
"Co ja zrobię?! Już nie sieknie!"

Tęsknota straszna serce mu rozdarła
Tchnienie radości z serca wydarła

Tatrę ratować inces nasz chciał
Mocy na to wystarczająco miał
Już macha łapami, szkło w powietrzu lata
Miota się na wszystkie strony drewniana jego wiata

Coraz szybciej coraz szybciej
Już nadzieja odzyskana
Już na ustach smak browara

Nagle wszystko gaśnie
Inces już na ziemię praśnie
Dymu wszędzie, co to będzie
Dym opada, inces patrzy:

"Cóż to jest! To kreacja ze snów mych!"


Z wrażenia nie zwróciłem uwagi, że zacząłem czytać na głos. Zobaczyłem Slavię, który niemrawo podnosi się z kanapy i zmierza w moją stronę.
- ja… pamiętam to…
Nie dokończył. Próbując złapać się stołu, przewrócił go, zrzucając puste kieliszki. Sam Slavia runął na podłogę i momentalnie zapadł ponownie w sen. Patrząc na pijanego towarzysza, ogarnęło mnie nagłe zmęczenie. Ułożyłem się wygodnie na kanapie obok Fielxa, który nucił powoli jedną z piosenek Myslovitz. Z pojedynczych dźwięków udało mi się wychwycić spójną melodię. Zaśpiewałem cicho:

Gdy tłum murarzy się upije
Dzień ciężkiej pracy kończąc tak
Alkohol zwróci przeszłe chwile…


W mojej głowie kołatały się myśli dotyczące niedawno przeczytanej legendy. Świat zaczął zwalniać, a przede mną ukazał się Kreator Snów. Jego hipnotyzujący blask oślepiał moje oczy. Pragnąłem z bliska obejrzeć ten legendarny obiekt. Kiedy wyciągnąłem rękę w jego stronę, usłyszałem znajomy głos:
- Nie dotykaj się tego, żeby cię to ratowało!
Błyskawicznie się wycofałem i dostrzegłem Incestusa, stojącego obok mnie. Ze stoickim spokojem wyciągnął z kieszeni papierosa i włożył go do ust. Po chwili zaczął przeszukiwać kieszenie obszernych spodni.
- Powoli, gdzie jest mój ogień...
Wyjąwszy zapalniczkę, podpalił papierosa i głęboko zaciągnął się dymem. Pogładził się po majestatycznej brodzie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Mój synu, obaj wiemy, że wszyscy brniemy w tym samym gównie. Nie możesz tracić cennego czasu. Zbierz swoich towarzyszy i wyruszajcie jutro na Senne Pustkowia. Spotkacie tam pielgrzyma, który wam pomoże. Nie ufajcie fałszywym oneironautom i wystrzegajcie się zgubnych pokus. To niebezpieczne miejsce, w którym łatwo zboczyć z właściwej ścieżki. Pamiętajcie jednak, że nie jesteście sami - będę nad wami czuwał, dopóki pozwolą mi na to siły.
Dopowiadając ostatnie słowo, Incestus rzucił papierosa na ziemię i zgasił go klapkiem kupionym na targu, brudząc nieco swoje śnieżnobiałe skarpety. Niedbale strzepnął popiół i odszedł w dal. Mętna przepowiednia Incestusa nie wyjaśniała zbyt wiele. Zapragnąłem go dogonić i spytać o więcej szczegółów. Nagle zza moich pleców wyłoniły się dwie ręce, które mocno chwyciły mnie za ramiona i zaczęły ciągnąć w przeciwną stronę. Wysiłek okazał się daremny - Incestus oddalał się coraz szybciej, wkrótce znikając za horyzontem. Sfrustrowany niepowodzeniem, odwróciłem się, chcąc zobaczyć nieznajomą osobę.
Ocknąłem się na kanapie, widząc nad sobą twarz Mariusza.
- O, kochany. Ładnie wczoraj zabalowaliśmy.
- Przepraszam, która godzina? - zapytałem zdezorientowany.
- Wszakże jest już ósma rano! - zaśmiał się gospodarz.
- Musimy się natychmiast zbierać!
Wybiegłem z gabinetu, trafiając do jadalni. Towarzysze jedli właśnie śniadanie. Zbliżyłem się do naszego wczorajszego stolika, przy którym Slavia i Fielx sączyli mocną kawę. Obaj mieli zmarnowany wyraz twarzy.
- Mówiłem ci, że po winie jest największy kac. - stwierdził Slavia, trzymając się za głowę.
- Odłóżcie filiżanki, wyruszamy za dziesięć minut - powiedziałem.
- Skąd ten pośpiech? - zapytał Fielx.
Opowiedziałem pokrótce sen, którzy przyśnił mi się minionej nocy.
- Ale jak to, Incestus? W twoim śnie? - nie dowierzał Fielx.
Slavia spojrzał na mnie, marszcząc czoło i odparł:
- Muszę ci uwierzyć na słowo. Znam incesa nie od dziś i jest to bardzo prawdopodobne.
Następnie wstał od stołu i zwrócił się do wszystkich zebranych w jadalni:
- Słuchajcie, musimy wyruszać w drogę! Spotykamy się za dziesięć minut przed gabinetem.
Na sali zawrzało, ale nikt nie raczył kwestionować słów Slavii. Wychodząc z jadalni, natknęliśmy się na Mariusza.
- Co się stało, kochani?
- To długa historia. Miejmy nadzieję, że opowiemy ci ją następnym razem. Musimy natychmiast opuścić twoją siedzibę - wyjaśniłem.
- Nie będę was więc dłużej zatrzymywał. Pozwólcie jednak, że Robert przygotuje wam pyszne kanapki na drogę.
Podziękowaliśmy  Mariuszowi za jego troskę i rozpoczęliśmy przygotowania do drogi. Gdy znaleźliśmy się na korytarzu, podbiegł do nas Robert, rozdając każdemu po papierowej torbie z obiecanymi kanapkami. Następnie gospodarz pokazał nam służbowe drzwi, prowadzące na Senne Pustkowia. Pożegnaliśmy się z osobliwymi mieszkańcami strony, po czym opuściliśmy budynek, zmierzając ku nieznanemu…
cosmic.checkReality();
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#54
Wreszcie :) Arcydzieło ;)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#55
Kwintesencja zajebistości :D
Każdy ma takie sny z których nie chce się obudzić !

"Nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie..."
Julio Cortázar

LD 8

Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#56
Odcinek II


Obudziłem się z potwornym bólem głowy, w ciasnej, ciemnej celi. Wokół mnie leżały sterty starych pudełek i zakrwawionych szmat. Zza obskurnej ściany dobiegały przymulone głosy, brzmiące wyjątkowo znajomo:
- Jesteś pewien?
- Znam Mietka nie od dziś. Może okazać się cennym sprzymierzeńcem.
Naprawdę? Jeśli Senni Podróżnicy traktują w ten sposób swoich partnerów, to wolałbym zostać z tą bandą dzieciaków, uwijającą się po ruinach tego zapchlonego forum.
- Wypuśćcie mnie, śmiecie - krzyknąłem.
Długo nie musiałem czekać. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a huk metalu uderzającego o betonową ścianę prawie rozerwał mi głowę. Do pokoju wdarło się oślepiające światło. Odruchowo zasłoniłem oczy, jednak moje ręce okazały się być przezroczyste. Z irytacją zerwałem się z miejsca, chwyciłem najbliższy karton i założyłem go na głowę, osłaniając się przed uciążliwym blaskiem. Komfort nie potrwał jednak zbyt długo, gdyż po chwili ktoś gwałtownie go ze mnie zerwał. Od razu poznałem jego zakapturzoną mordę. To był nikt inny jak Traveler.
- Co to ma, do cholery, znaczyć? - zapytałem sfrustrowany.
W odpowiedzi usłyszałem jedynie szelest kostki Rubika, którą spokojnie układał Cosmic. Wyglądał na niewzruszonego i w skupieniu obserwował szybkie ruchy swoich rąk.
- Co, będziesz układał sobie kostkę?
Cosmic momentalnie przerwał wykonywaną czynność i spojrzał na mnie podkrążonymi oczami. Zdziwiłem się, kiedy nagle wziął zamach i rzucił swoją zabawką prosto w moją głowę. Upadłem na stertę szmat, co wykorzystał Traveler, żeby zakleić moje usta taśmą izolacyjną. Po chwili pojawiły się boty, które wywlekły mnie na korytarz. Szarpałem się, próbując się oswobodzić z potężnego chwytu. Nie spodobało się to jednemu z botów, który przybliżył się do mnie groźnie. Poczułem chłód i ogarniające mnie wrażenie pustki. Chwilę potem straciłem przytomność.
Ocknąłem się wpatrzony w mocne światło lampy rtęciowej. Zostałem przykuty skórzanymi pasami do szpitalnego łóżka. Gdy skierowałem głowę w stronę sufitu, ujrzałem dziesiątki mechanicznym ramion wychodzących z metalowego koła, przypominającego ogromny czujnik dymu.  Każde z nich trzymało ostre narzędzie - skalpele, szczypce, wiertła.
Obserwacje przerwali mi Traveler i CosmicKid, którzy pochyli się nade mną, bacznie się przyglądając. Obaj byli ubrani w medyczne kitle, a ich twarze zasłaniały częściowo chirurgiczne maski. Śledziłem ze znużeniem ich poczynania.
- Cosmic, podaj mi 5 miligramów Paraliżu Sennego.
Traveler sięgnął po strzykawkę wypełnioną niebieską cieczą i stuknął ją kilkakrotnie. Bez zastanowienia chwycił moją rękę i wbił igłę w jedną z wystających żył. Chwilę po podaniu leku poczułem, jak moje ciało powoli drętwieje. Minutę później całkowicie straciłem czucie. Cosmic spojrzał na ekran komputera i kiwnął porozumiewawczo głową w stronę kolegi.
- Możemy zaczynać - powiedział Traveler, a następnie obaj opuścili salę operacyjną.
Mechaniczne ramiona drgnęły i przystąpiły do zabiegu. Piły tarczowe pocięły mnie na plasterki, którymi prawdopodobnie Senni Podróżnicy planowali nakarmić swoje ciężarne koty. Wkrótce miały urodzić, a jeden z nich potrzebował specjalnego rodzaju mięsa, które znajdowało się w moich kończynach. Nadszedł dzień, a ja wciąż cieszyłem się brakiem ciała. Czułem się jak zbłąkana dusza, która przemierza nieskończone otchłanie sennego wąwozu. Mógłbym trwać w tym stanie wiecznie, zawieszony pomiędzy jawą a snem. Towarzyszyła mi błogość, której nie dane było doświadczyć żadnemu zwykłemu śmiertelnikowi...
Otworzyłem oczy. W mojej głowie pozostało mgliste wspomnienie ostatnich wydarzeń. Wszystko wokół było rozmazane. W moich uszach utrzymywało się dokuczliwe brzęczenie.
Nagle przeszył mnie impuls, który na chwilę pozbawił mnie tchu. Obraz wyostrzył się i poczułem ciało… jednak wydawało się zupełnie obce. Podniosłem ręce i zastygłem w przerażeniu. Moje kończyny zostały zastąpione ich mechanicznymi odpowiednikami. Ze zdumieniem oglądałem, jak każdy staw zgina się z niezwykłą płynnością. Spojrzałem na resztę ciała i zrozumiałem, że przestałem już być człowiekiem. Senni Podróżnicy przekształcili mnie w jednego z ich botów.
Nagle w oddali ujrzałem źródło jasnego światła. W moich uszach rozbrzmiewał rap. Choć nie znałem autora piosenki, utwór wydawał się być najwspanialszym, jaki dotąd słyszałem. Niezwykły flow nakazywał mi bliższą obserwację tajemniczego obiektu. Podszedłem miarowym, mechanicznym krokiem. To był Kreator Snów. Mityczny twór, odnaleziony w wieży Incestusa znajdował się ponownie przed moimi oczami. Było w nim coś hipnotyzującego. Z całych sił pragnąłem go dotknąć. Powoli zatopiłem rękę w nieznanej mi sennej materii. Kreator Snów błyskawicznie wciągnął mnie do środka. Przed oczami jawiły mi się znajome, migające obrazy, którymi niegdyś drażniłem użytkowników I-Senu. Wypełniały całe dostępne pole widzenia, promieniując niezliczonymi, kolorowymi seriami. Każda kolejna wizja wydawała się być ciemniejsza od poprzedniej. To co widziałem, stanowiło odwzorowanie sytuacji w mojej głowie. Z czasem myśli stawały się coraz bardziej ulotne. Schwytanie jednej z nich kończyło się natychmiastowym rozpadem zdobyczy. Moja świadomość przypominała balon, który stopniowo kurczył się aż do pojedynczego punktu. W pewnym momencie ucichły wszelkie myśli i ogarnęła mnie pustka.
Mieczysław przestał istnieć.

- Procedura zakończona - oznajmił chłodno Traveler, spoglądając po raz ostatni na ekran monitora.
- To… co teraz robimy? - odparłem zmieszany.
- To samo, co zwykle Cosmic… wymierzamy sprawiedliwość.
cosmic.checkReality();
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#57
 

Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#58
Odcinek III

Drzwi siedziby Ruchu Oneironautycznego zamknęły się z impetem, a towarzyszący temu huk jeszcze przez pewien czas powracał do nas echem. Gdy dźwięk umilkł, nastała głęboka cisza, przerywana jedynie od czasu do czasu przez wichurę. Przed nami rozpościerała się pusta, jałowa ziemia, która ciągnęła się aż po horyzont, uginając się ostatecznie pod letnim, czystym niebem. Gdzieniegdzie wyrastały uschnięte drzewa. Oto Senne Pustkowia.
Opuściwszy Mariusza, byliśmy zdani wyłącznie na siebie. Początkowo każdy czuł się zdezorientowany, jednak z czasem ogarnęła nas chęć zemsty. Wszyscy zgodnie poparliśmy pomysł powrotu na I-Sen, w celu podjęcia walki przeciwko Sennym Podróżnikom.
Niektóre osoby słusznie zauważyły, że, podobnie jak I-Sen, Senne Podróże są partnerem Ruchu Oneironautycznego. Dlaczego zatem nie wykorzystaliśmy odpowiedniego tunelu, aby dostać się do serca potwornej twierdzy i uwolnić Incestusa? Odpowiedź jest prosta - takie przejście nie istnieje. Żadna ze stron nie dysponowała odpowiednimi środkami do budowy tunelu łączącego ich strony. Ani Mariusz, ani Senni Podróżnicy nie mogli znaleźć sponsora.
I-Sen jest jedną z nielicznych stron, która mogła zapewnić sobie połączenie do Ruchu Oneironautycznego. Użytkownicy zorganizowali zbiórkę na budowę tunelu, która odniosła sukces w niedługim czasie. Plan został zrealizowany, a kontrakt między stronami - podpisany. Administracja I-Senu postawiła jednak warunek, który niemal wyrwał Mariusza z jego sennych kapci wyściełanych miękkim, lecz tanim futerkiem - tunel miał być utrzymywany przez Ruch Oneironautyczny. Oneironauta został postawiony pod ścianą, ale sprytnie wybrnął z tej sytuacji, umieszczając w niej dziesiątki reklam.
Nieopodal budynku znajdowała się stara, przykurzona droga, pokryta popękanym asfaltem. Niegdyś gęsto uczęszczana przez użytkowników, podróżujących do rozmaitych lokacji w Świecie Snu. Teraz leżała odłogiem, opustoszała od wielu lat. Spojrzeliśmy na pobliski znak wskazujący drogę do I-Senu i podążyliśmy za wytyczonym przez niego kierunkiem.
Wędrówkę utrudniał silny wiatr, wiejący od chwili opuszczenia przez nas budynku. Powietrze wyraźnie trąciło chlorem, co wywoływało w nas wrażenie przebywania na basenie. Wystawieni na długoterminowe działanie nieznanej substancji moi kompani zaczęli tracić zmysły. Badbull odpiął skórzany pasek od spodni, a następnie zsunął spodnie z nóg i przygotował się do skoku. Stale zarzekał się, że w pobliżu znajduje się rozległy zbiornik wodny, wypełniony krystalicznie czystą wodą. Slavia ostatkami zdrowego rozsądku starał się odwieść swojego towarzysza od tego pomysłu, ale jego próby okazały się bezskuteczne. Nasz przyjaciel wykonał obiecany skok i w bolesny sposób upadł głową na twardy grunt, tracąc przytomność. Lajkonik westchnął, po czym uniósł kompana i ułożył go na swoich ramionach. Na pierwszy rzut oka wyglądał na zmęczonego, jednak jego wrodzona duma nie pozwalała mu narzekać.
Im dłużej trwała nasza podróż, tym bardziej moi towarzysze odczuwali szkodliwe skutki tutejszego powietrza. Jednocześnie zauważyłem, że tak jak w przypadku gazu Sennych Podróżników oraz wytrawnego wina, jakie serwował nam Mariusz, również tajemnicza substancja nie wywierała na mnie żadnego wpływu. Biernie obserwowałem Slavię ściskającego wyimaginowanego worma i Solnika radośnie goniącego za niewidzialnymi łaniami. Próbowałem przemówić im do rozsądku, jednak halucynacje w pełni pochłonęły uwagę użytkowników. Ostrożnie przyglądałem się każdemu z nich upewniając się, że są bezpieczni. Na szczęście z czasem wiatr stopniowo tracił na sile, powodując widoczne osłabienie działania gazu halucynogennego. Kompani powoli odzyskiwali zmysły i dochodzili do siebie.
Wędrowaliśmy przez długie godziny, aż w końcu na horyzoncie ujrzeliśmy rozwidlenie dróg. Zbliżywszy się na odpowiednią odległość dostrzegłem słup graniczny, znajdujący się przy skrzyżowaniu. Tuż pod nim siedział młody, brodaty mężczyzna ubrany w łachmany oraz słomiany kapelusz. Leniwie obracał znakiem, myląc ewentualnych podróżników. Dostrzegłszy, że powoli zmierzamy w jego kierunku, nieznajomy przywitał nas chrypliwym głosem.
- Co ty tu robisz? - zapytałem zdziwiony.
Nie doczekałem się odpowiedzi. Zamiast tego, mężczyzna wstał i oddalił się od nas na odległość kilku metrów. Ku naszemu zdziwieniu zaczął się obracać wokół własnej osi, zrzucając jednocześnie brodę, łachmany oraz kapelusz. Wokół niego wzbiły się tumany kurzu, zasłaniając nam widok.  Nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom, gdy obraz się wyklarował. To był Artur Wójtowicz!
- Czy uważnie obserwowaliście moje ruchy? To właśnie tak możecie przedłużyć świadomy sen, w przypadku gdy czujecie, że tracicie kontrolę - powiedział, szeroko się uśmiechając.
Moi towarzysze stali jak wryci, wlepiając swój mętny wzrok w postać Wójtowicza. Wyszedłem przed moją grupę i obróciłem się na chwilę w ich stronę, rzucając porozumiewawcze spojrzenie. Byłem pewien, że to zapowiedziany fałszywy oneironauta.
- Musicie być wyczerpani po długiej podróży pełnej intensywnych doświadczeń. Co powiecie na odprężającą i całkowicie bezpieczną rozrywkę w świecie snów? Posłuchajcie - za pomocą kilku, prostych wskazówek zwiększycie częstotliwość występowania świadomych snów, a co za tym idzie, polepszycie komfort waszego życia na jawie!
W tym momencie Wójtowicz wyciągnął zza pleców kolorowe pudełko, na którym widniało jego imię i nazwisko oraz ozdobny napis: “Generator świadomych snów”.
- Mój kurs oferuje trzydzieści lekcji, dzięki którym opanujesz trudną sztukę świadomego śnienia i w pełni zrozumiesz prawa rządzące sennym światem. Ponadto, znajdziesz tutaj bonusowe nagrania MP3, instruktażowe materiały wideo w jakości HD, podręcznik świadomego śnienia, gratisowe kubki i koszulki, oneironautyczne maskotki, breloczki do kluczy z moją podobizną, a także…
Lista nie kończyła się. Solnik wyraźnie zniecierpliwiony odłączył się od grupy w geście zachęcenia towarzyszy do dalszej drogi. Wójtowicz zareagował natychmiastowo, podbiegając do uciekiniera. Następnie przykucnął i spojrzał mu radośnie w oczy.
- Dla najmłodszych - kontynuował Wójtowicz - mamy coś specjalnego. Za niewielką opłatą otrzymasz całą serię gier planszowych poświęconych świadomym snom.
Solniczek zaczął przeszukiwać kieszenie. Wyciągnął z nich kilka monet, jednak na widok niewielkiej kwoty, Artur przecząco pokiwał głową. Do oczu młodego oneironauty napłynęły łzy. Na ten widok Lajkonik wpadł w szał. Zrzuciwszy z ramion nieprzytomnego Badbulla, podbiegł do Wójtowicza i wymierzył mu potężny cios w twarz. Oszust upadł na ziemię, wypuszczając z rąk pudełko. Kartonowe opakowanie uderzyło o asfalt i rozpadło się, obnażając swoje puste wnętrze.
- Tak jak myślałem - skwitował Lajkonik, spluwając z pogardą na leżącego.
Wymierzywszy sprawiedliwość, podniósł z powrotem Badbulla i ogłosił gotowość do drogi.
Wyruszyliśmy w dalszą wędrówkę, próbując zapomnieć o nieprzyjemnym incydencie.  Podróż dłużyła się, gdy po przebyciu kolejnych kilometrów oglądaliśmy ponownie ten sam krajobraz. Towarzyszyło nam poczucie bezsensu. Odnosiliśmy wrażenie, że od dłuższego czasu nie poczyniliśmy żadnego postępu. Ulgę przynosiła nam jednak świadomość, że kolejne godziny upływały w spokoju i bez zbędnych niespodzianek.
Wkrótce zaczął zapadać zmrok, więc wspólnie zadecydowaliśmy o przerwaniu wędrówki i rozpaleniu ogniska. Wyczuwając kolejną okazję do pokazania siły, Solniczek zaoferował  zebranie drewna na opał. Obserwowałem, jak z młodzieńczym zapałem podbiegł do najbliższego drzewa. Roślina okazała się być uschnięta, więc chłopak z łatwością łamał jej gałęzie. Wampia z udawanym zachwytem pochwaliła malca. Zebrawszy odpowiednią ilość drwa, Solnik pragnął dodatkowo zaimponować koleżance, rozpalając ognisko za pomocą znalezionego krzesiwa. Niestety, jego mozolne próby zakończyły się niepowodzeniem, wywołując rumieniec wstydu na twarzy chłopaka.
Slavia z trudem opanowując śmiech podszedł do ogniska i z pomocą zapalniczki, podarowanej przez Incestusa, wzniecił momentalnie płomień. Blask metalowego przedmiotu zwrócił moją uwagę. Spojrzałem zaciekawiony na jego posiadacza, który w tym samym momencie obrócił się w moją stronę i przekazał mi zapalniczkę. Widniał na niej obraz brodatego mężczyzny trzymającego piwo w butelce o szkarłatnej barwie. Jego postura sugerowała zadumę, chwilę kontemplacji nad smakiem trunku. Malowidło zaskoczyło mnie swoją dokładnością i starannością wykonania. Przypominało miniaturą wizję, która pomimo swoich niewielkich rozmiarów przykuwała wzrok i wypełniała serce ciepłem oraz niezmąconym spokojem.
Zapadła noc, a blask ogniska powoli przyciągał do siebie wszystkich moich towarzyszy. Po raz pierwszy od chwili opuszczenia siedziby Ruchu Oneironautycznego, mieliśmy szansę na chwilę odpoczynku. Stopniowo ogarniał nas głód, więc zajrzeliśmy do plecaków, w poszukiwaniu pożywienia. Wyciągnęliśmy z nich pękate, papierowe torby, podarowane nam przez Roberta. Ku uciesze starszych użytkowników, każda zawierała po kilka kanapek ze smalcem oraz słoniną. Bez zbędnych ceregieli przystąpiliśmy do spożywania kolacji.
Nagle wszyscy skierowali wzrok na Madzik, przyglądającą się badawczo swojej kanapce. Pod warstwą słoniny dostrzegliśmy ozdobną kartkę w kształcie serca. Otworzywszy wiadomość, ujrzeliśmy krótki napis stworzony za pomocą dobrze znanej czcionki “Cosmic Sans”:
Najlepsze prezenty ukryte są w sercu.

Wasz kochany Mariusz.

Po przeczytaniu Slavia wybuchnął śmiechem, omal nie dławiąc się swoją kanapką. Ja natomiast uśmiechnąłem się na myśl, że na świecie wciąż żyją dobrzy i uczciwi ludzie, tacy jak Mariusz i jego poczciwy ministrant.
W międzyczasie Nalewa dumnie wyciągnął ze swojego plecaka lśniący, aluminiowy termos. Długa wędrówka wywołała w nas pragnienie, więc bez zastanowienia przystaliśmy na propozycję poczęstunku gorącą herbatą. Technik podał każdemu z nas równą porcję pysznego napoju, który roztaczał wokół silny zapach, przynoszący na myśl wakacje w babcinym domu. Moją uwagę przykuł dziwny dźwięk, dochodzący od strony naszego rannego towarzysza. Badbull pociągnął głośno nosem, a następnie otworzył oczy. Niezdarnie podniósł się z ziemi, trzymając się za głowę. Chwyciłem plastikowy kubek, dołączony w zestawie do termosu, nalałem do niego aromatycznej herbaty i podałem Badbullowi. Uraczony gorącym napojem, podziękował, po czym zapytał:
- Co się stało?
Do pytania dołączyli się pozostali członkowie grupy. Zadziwił mnie fakt, że żaden z nich nie pamiętał dziwnych wydarzeń, jakie przytrafiły się nam na początku podróży. Postanowiłem opowiedzieć kompanom o ich ekscesach pod wpływem gazu. Widziałem zdziwione wyrazy twarzy towarzyszy, gdy szczegółowo opisywałem te niezwykłe wyczyny. Mimo tego nikt nie zakwestionował prawdziwości moich relacji. Jedynie Slavia, wyraźnie zażenowany, próbował wyprzeć się wstydliwego czynu.
Opowieść przerwał dotąd nieobecny Lajkonik, który trzymał w rękach niewielką, kolczastą kulkę. Solnik trafnie rozpoznał znalezisko:
- Masz jeża!
- Co to, jakaś nowa choroba? - zapytał zdezorientowany Pytka.
- Nalewa, podrzuć patelnię, upieczemy tego zwierzaka - zaproponował Lajkonik, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
- Nie! - pisnął przerażony Solnik.
W wyrazie sprzeciwu wobec brutalności Lajkonika, malec skoczył do bezbronnego jeżyka i wyrwał go z rąk silniejszego kolegi. Rzucił mu gniewne spojrzenie i oddalił się w stronę Wampii.
- Nazwę go Stefan! - oznajmił dumnie.
- Idź się z nim pobaw. Tylko go nie zamęcz - powiedział pobłażliwie Slavia.
Solnik zasiadł na kolanach starszej koleżanki. Dziewczyna czule pogładziła chłopca po głowie, gdy ten bawił się ze swoim nowym towarzyszem. Korzystając z okazji, dokończyłem swoją opowieść. Zhańbiony Solnik słysząc o rozpaczliwej pogoni za łanią, wtulił twarz w miękki biust urodziwej opiekunki. Opowieść pobudziła wyobraźnię moich towarzyszy, którzy dyskutowali nad możliwym pochodzeniem szkodliwego gazu.
Robiło się już naprawdę późno i młodszych użytkowników powoli ogarniała senność. Fielx z konspiracyjnym wyrazem twarzy spojrzał na Slavię, po czym dyskretnie wyjął z plecaka butelkę wytrawnego wina.
- Mariusz nie zostawił nas z pustymi rękoma - szepnął.
Upewniwszy się, że młodsza gwardia zapadła w sen, sięgnął do plecaka chrapiącego Nalewy i wyciągnął czyste kubki. Pospiesznie nalał trunek do każdego z nich i podał pozostałym kompanom. Atmosfera stopniowo się rozluźniła. Obecnych przy ognisku towarzyszy ogarnął wesoły nastrój oraz chęć do śpiewania. Utalentowany muzycznie Fallen zaczął nucić znaną przez starszych użytkowników melodię. Na odzew nie trzeba było długo czekać. Slavia załapał chwytliwą nutę i zaczął śpiewać słowa legendarnej pieśni. Chwilę później do chóru przyłączyli się pozostali zebrani.

Tam gdzie chłód i gdzie zamglona iglica
Skarb naszego forum się ukrywa
Dalej niż nadmorska Pogorzelica
Czuję, jak Incest po Zolpidem się zrywa

Przysłuchiwałem się z zaciekawieniem obcej mi ballady. Nie mogłem ukryć podziwu dla zapału, z jakim biesiadnicy oddali się śpiewaniu. Wczułem się w klimat pieśni, a po pewnym czasie zacząłem nucić słowa refrenu.
Z transu wyrwał nas grzmot, którego głośne echo niosło się przez zimną równinę Sennych Pustkowi. Śpiący towarzysze zbudzili się z głębokiego snu, rozglądając się w zdezorientowaniu. Spojrzeliśmy w stronę źródła dźwięku i dostrzegliśmy w oddali snop światła, w szybkim tempie zbliżający się do naszego obozowiska. Rykowi silnika akompaniował odgłos przytłumionej muzyki trance. Z podekscytowaniem oczekiwaliśmy dalszego rozwoju wydarzeń.
Gdy tajemniczy obiekt zbliżył się na odpowiednią odległość, Fielx rozpoznał w nim busa swojego ojca. Pojazd zahamował gwałtownie z piskiem opon tuż przy ognisku. Ciemna szyba opuszczając się powoli, odsłoniła przed nami twarz kierowcy.
- No co tam, lamusy? Podwieźć was gdzieś? - zapytał High Contrast.

Pióra CosmicKida i Travelera
cosmic.checkReality();
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#59
Wow!! Świetny odcinek :D Z przyjemnością się czytało i było kilka śmiesznych momentów! Gratulacje, oby tak dalej! :D
"Pomyliłeś niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu"
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#60
Odcinek IV

Turbina wydawała z siebie ogłuszający huk. Przerażony solniczek pisnął i zatkał uszy. Hałas nie trwał jednak długo, gdyż HC zgasił silnik pojazdu widząc, że wywołuje dyskomfort u towarzyszy. Na twarzach zebranych pojawiły się uśmiechy, a u niektórych nawet łzy wzruszenia. Większość cieszyła się z faktu, że lubiany przez wszystkich moderator wciąż żyje. Jedynie Fielx wyglądał na wyjątkowo niezadowolonego. Podbiegł do drzwi busa i gwałtownie je otworzył, chwytając zdecydowanie za klamkę.
- Ojciec mnie zabije, gdy zobaczy, że nie ma busa! - krzyknął oburzony Fielx.
- Uspokój się! Nie miałem innego wyjścia. Gdybyś zobaczył, w jakim stanie znajduje się obecnie I-Sen, gadałbyś inaczej.
- Ale co ma do tego Mercedes mojego ojca?
- Stał zaparkowany w pobliżu Opla Astry Incestusa. Wybór był chyba prosty, co?
Fielx westchnął i z niechęcią przyznał mu rację. HC stwierdziwszy, że absurdalny konflikt został zażegnany, zwrócił się do pozostałych.
- Słuchajcie, nie mamy czasu do stracenia. Gdy wyruszałem z I-senu, Senni Podróżnicy wysłali za mną kilku zwiadowców. Zgubiłem ich, ale obawiam się, że prędzej czy później i tak nas znajdą.
- Myślałem, że po wykradnięciu Kreatora zostawią nas w spokoju - odpowiedział zmartwiony Slavia, ściskając jednorazową torbę z Lewiatana.
- Wyraźnie zależy im na czymś więcej - wtrąciłem się do rozmowy.
- Możesz mieć rację. To nie zmienia faktu, że czym prędzej musimy stąd uciekać. Nasz plan powrotu do cytadeli legł w gruzach.
- Zatem na co czekacie? Ruszamy! - powiedział HC, klepiąc drzwi busa.
Fielx przewrócił oczami.
- Nie porysuj lakieru! - warknął.
- Nie rozumiem. Nie zmieścimy się wszyscy - rzekłem zakłopotany.
Fielx jednak z uśmiechem zlekceważył moje obawy. Kiedy otworzył tylne drzwi pojazdu, bus okazał się znacznie większy, niż można było przypuszczać, patrząc na niego z zewnątrz. Wnętrze zdawało się być niewielkim mieszkaniem, które oprócz prostego, ale w pełni wyposażonego salonu zawierało niewielką łazienkę i kuchnię. Przyglądałem się każdemu pomieszczeniu z nieukrywanym podziwem.
W pewnym momencie Slavia pociągnął nosem, a na jego twarzy pojawił się krzywy grymas. Czym prędzej zacisnął palce na nosie. Byłem przekonany, że mój towarzysz nie mógł uwierzyć własnym oczom i postanowił wykonać test rzeczywistości. Nagle w całym pomieszczeniu rozległ się nieprzyjemny, duszący zapach. Podążyłem za Slavią w stronę w łazienki. Na kafelkach leżał grudkowaty, solidny kał tuż przy kuwecie, w której dumnie siedział czarny kot.
- Kocie - prychnął zirytowany Slavia, a następnie wziął zwierzaka pod pachę.
Czując się zobowiązanym do posprzątania po swoim pupilu, sięgnął po mosiężną szufelkę leżącą nieopodal i nagarnął z obrzydzeniem leżące na podłodze odchody. Spuszczając je w muszli klozetowej, zmarszczył czoło na widok dziwnego wzoru widniejącego na papierze toaletowym. Sięgnął po jeden listek i energicznie oderwał go od reszty rolki. Poprawił okulary i przyjrzał mu się z bliska. Okazało się, że znajdowała się tam podobizna Incestusa, z dumą jadącego Oplem Astrą. Slavia uśmiechnął się na wspomnienie najlepszego przyjaciela.
- Jedziemy po ciebie brachu - szepnął po cichu.
Gdy wróciłem do salonu, zobaczyłem, że młoda gwardia przygotowywała się już do snu. Wampia powolnym ruchem kołysała Solniczka otulonego kocykiem w śpiące misie. Madzik leżała na miękkiej sofie, a jej długie włosy drażniły chrapiącego na podłodze Nalewę. Widok ten sprawił, że sam poczułem się senny. Siadłem na fotelu i wygodnie się ułożyłem. Z półsnu wyrwał mnie krzyk z kuchni.
- Nie!
Zerwałem się z miejsca i pobiegłem w stronę jego źródła. Ujrzałem Slavię z przerażeniem przyglądającemu się pustej lodówce.
- Zapomniałem o piwie! - powiedział, ocierając łzy z oczu.
Bez zastanowienia udał się do kabiny kierowcy, a ja podążyłem za nim. Otworzywszy przeszklone drzwi, ujrzałem Fielxa, wpatrującego się ze skupieniem w bezkresne równiny. Jedną ręką prowadził samochód, natomiast w drugiej trzymał puszkę taniego napoju energetycznego. W fotelu obok siedział drzemiący HC.
- Musimy jechać na stację benzynową! - krzyknął Slavia, łapiąc za ramię kierowcę.
- Mamy wystarczająco paliwa - odparł zdziwiony Fielx.
- Nie chodzi mi o benzynę, durniu! Piwo się skończyło!
Fielx wytrzeszczył oczy i gwałtownie zahamował pojazdem. High Contrast nieświadomy tego manewru, uderzył głową w deskę rozdzielczą.
- Dobra, to po części moja wina. Gdy wyruszałem z biedronki, miałem wystarczająco browarów. Wypiłem część z nich, ale obawiam się, że reszta gdzieś zaginęła. - przyznał, rozmasowując obolałe czoło.
- Mam wrażenie, że gdzieś już to słyszałem - odparł pogrążony w zadumie Fallen, opierając się o futrynę drzwi.
Wszyscy spojrzeli na niego ze zdumieniem. Speszony wyszedł z opuszczoną głową.
- Towarzysze, I-Sen stoi w obliczu ogromnego niebezpieczeństwa, a wy ubolewacie nad brakiem alkoholu? - zapytałem zaskoczony.
- Są rzeczy ważne i ważniejsze - odparł oburzony Slavia.
Fielx milcząco potwierdził jego słowa i skręcił w boczną drogę. Chwilę później dostrzegłem w oddali światła stacji oraz ogromny znak z jej logiem. Tuż obok znajdowała się tablica informująca, na której widniały ceny paliw.
- 10 złotych za litr? Co za zdzierstwo! - burknął zbulwersowany Fielx.
Stacja benzynowa okazała się być wyjątkowo pusta, więc podjechaliśmy do jednego z pierwszych dystrybutorów. Kierowca wysiadł z busa, a następnie przystąpił do tankowania paliwa.
- Skoro już tu jesteśmy, lepiej zatankować do pełna. Nie wiadomo, czy natrafimy jeszcze na taką okazję. Idźcie zapłacić i przy okazji kupcie browary - zwrócił się do nas.
Nie tracąc czasu, udaliśmy się we trójkę w stronę przeszklonych, automatycznych drzwi. Po wejściu do środka wyczuliśmy zapach ciepłych hot dogów i kawy z automatu. Nasze oczy skierowały się jednak w innym, jedynym słusznym kierunku - ku największej lodówce wyładowanej po brzegi piwem. Na samej górze widniał napis Incesowe Mocne. Slavia sięgnął po plastikowy koszyk i wypełnił go po brzegi puszkami ze złocistym napojem. Moją uwagę przykuła również chłodziarka obok, okraszona napisem Efekt Niespecjalny. Widząc moje zainteresowanie, Slavia pokiwał przecząco głową, mówiąc o niskiej jakości tego piwa.
- Pamiętam, gdy Inces wypił całą puszkę na raz, a po chwili wymiotował w konwulsjach.
Zaopatrzywszy się w produkty pierwszej potrzeby, udaliśmy się do kasy. Spotkaliśmy się tam z najdziwniejszym jak dotąd zjawiskiem. Za ladą stał wysoki mężczyzna w roboczym ubraniu o kontrastowych barwach.
- Hej! To ja z przyszłości! - krzyknął z niedowierzaniem HC.
Istotnie, sprzedawca wyglądał zupełnie jak nasz towarzysz. Na jego twarzy nie jawiło się jednak jakiekolwiek zaskoczenie. Wszystko wskazywało na to, że mieliśmy do czynienia z projekcją stworzoną w makiecie snów. Senni Podróżnicy musieli naruszyć jej delikatną strukturę, nieświadomie wypuszczając mieszkańców tej dziwnej krainy.
- To będzie razem 510,50. Może kawę do tego?
- Ty, mówi zupełnie jak ja! - zauważył zdziwiony HC.
- Lej tę kawę - powiedział zniecierpliwiony Slavia, poganiając pracownika stacji.
Niespodziewanie spod lady wynurzyła się znajoma, zakapturzona postać, trzymająca w ręce plastikowy kubek z gorącym napojem. Fielx rozdziawił usta, a HC poczynił krok w tył, nie spuszczając z oczu swojego sobowtóra. Wtem do naszych uszu dotarł krzyk Wampii dochodzący z busa.
- Uciekajcie! To pułapka!
W pośpiechu wybiegliśmy na zewnątrz. Slavia przystanął w połowie drogi i zawrócił, przypominając sobie o pozostawionym koszyku z piwem. Na horyzoncie ujrzałem koszmarną wizję. W naszą stronę pędził patrol Sennych Podróżników. Smugi mózgocyklów rozświetlały głębokie mroki nocy. Kontakt wydawał się nieunikniony i w osłupieniu obserwowałem nadciągające boty.
Nagle zza moich pleców rozbrzmiał metalowy zgrzyt. Obróciłem się i dostrzegłem chłodziarki, które zmieniały swoją strukturę w majestatycznym, lecz diabolicznym tańcu. Ostatecznie połączyły się, tworząc prawdziwą machinę zagłady - sennego transformera, który miał niebawem zmieść nas z powierzchni ziemi.
- Wolf, na co czekasz? Chodu! - wrzasnął HC.
Słowa towarzysza otrzeźwiły mnie i pobiegłem do busa, nie zważając na panujący wokoło terror. Fielx błyskawicznie zamknął za mną drzwi i pędem udał się do kabiny kierowcy. HC nerwowo przekręcił kluczyk, ale ku zaskoczeniu wszystkich silnik nie zapalił.
- Dlaczego ten złom nie chce ruszyć? Głupia maszyna! - parsknął, uderzając pięścią o deskę rozdzielczą.
- Uspokój się! Daj, w trzy sekundy to ustawię - odparł Fielx, przejmując fotel kierowcy.
W lusterku bocznym spostrzegłem kolosalnego robota, który powoli zmierzał w stronę busa. Potwór wyciągnął swoją mechaniczną łapę i chwycił nią pojazd. W środku rozległ się dźwięk gniecionej stali. Zlany potem Fielx usilnie próbował uruchomić służbowy samochód.
- Ojciec mnie zabije, ojciec mnie zabije - powtarzał pod nosem.
Zza przeszklonych drzwi wydobywały się krzyki przerażonych pasażerów. Robot raz za razem uderzał w opancerzone ściany busa, próbując dostać się do jego wnętrza.
Nagle ciosy ustały. Zaniepokojony wyjrzałem przez okno. Monstrualny twór oddalił się na kilkadziesiąt metrów, co nie zwiastowało niczego dobrego. Z pewnością nie zamierzał nam odpuścić, więc podejrzewałem najgorsze. To była szarża. Moje przypuszczenia okazały się prawdziwe, kiedy dostrzegłem jak robot zbliża się do nas z zatrważającą szybkością.
- No dalej! - krzyczał przerażony Fielx.
Pojazd odpalił na moment przed tragedią. Kierowca bez zastanowienia wcisnął gaz do dechy, jednak dystans jaki dzielił nas od potwora wciąż się zmniejszał. Do kabiny wpadł zdyszany Fallen z twarzą pokrytą tanim sprayem.
- Co ty wyrabiasz? - zapytał zdumiony High Contrast.
- Świadkuj mi - odpowiedział krótko.
Po tych słowach otworzył właz w suficie i wspiął się na dach po drabince. Wychyliłem się przez okno, chcąc obserwować niebezpieczne wyczyny towarzysza. Fallen zaczął odczepiać pokaźnych rozmiarów zbiornik ze spirytusem, który niegdyś ukradł Fielx.  
Robot zbliżył się już na wyjątkowo niebezpieczną odległość. Dostrzegłem jak szalony długowłosy towarzysz powoli spycha plastikowy pojemnik z dachu pojazdu. Kiedy zbiornik znalazł się na krawędzi, sięgnął po kawałek zakrwawionej szmaty. Włożył materiał do niewielkiego otworu, a następnie podpalił go za pomocą zapalniczki Slavii z wizerunkiem Incestusa. Kiedy potwór znalazł się już na tyle blisko, aby wyciągnąć w naszą stronę mechaniczną łapę, Fallen kopnął zbiornik, zrzucając go tuż pod jego nogi. Huk eksplozji chwilowo nas ogłuszył, a bus ogarnęła fala ognia. Obawiałem się najgorszego, kiedy nagle z dymu wyłoniła się sylwetka bohatera. Fallen błyskawicznie wskoczył do kabiny i pospiesznie zamknął za sobą właz. Na jego osmolonej twarzy widniał uśmiech euforii.
- Zwariowałeś? Mogłeś tam zginąć! - krzyknął wściekły Slavia.
Obserwowaliśmy z niepokojem ciemną chmurę, którą pozostawiliśmy po wyczynie Fallena. Trwaliśmy w nadziei, że rozprawiliśmy się z mechanicznym tworem raz na zawsze. Myliliśmy się. Wkrótce obraz się wyklarował, a naszym oczom ponownie ukazał się robot, wyłaniający się z rykiem spośród kłębów dymu. Wybuch rozerwał jego mechaniczne ramiona, jednak wciąż był zdolny do nieustannego pościgu. Pędząc na swoich masywnych nogach, zbliżał się nieuchronnie w naszym kierunku. Slavia z przerażeniem w oczach poganiał kierowcę.
- Zrób coś Fielx! Zaraz nas dogoni!
Fielx westchnął i otworzył klapę, znajdującą się tuż przy kierownicy. W niewielkiej komorze znajdował się rząd przełączników.
- Prędkość warp 2, kapitanie - rzucił ostentacyjnie, naciskając największy przycisk, z symbolem turbosprężarki.
Pojazd uzyskał niesamowite przyspieszenie, które wcisnęło każdego z nas w fotele. Kątem oka zauważyłem licznik prędkości i wskazówkę zbliżającą do 300 kilometrów na godzinę. Spoglądając w lusterko, widziałem jak z łatwością dystansujemy stalowego giganta oraz towarzyszący mu patrol botów. HC zerknął z zakłopotaniem na kierowcę.
- Dlaczego wcześniej tego nie zrobiłeś?
- Musiałem mieć jakiegoś asa w rękawie - odparł, wzruszając ramionami.
Slavia odetchnął z ulgą i rozsiadł się w miękkim fotelu pasażera. Nieświadomym ruchem ręki wyciągnął z plastikowego koszyka puszkę piwa i otworzył ją, rozkoszując się dźwiękiem uwolnionego dwutlenku węgla. Smakosz przybliżył otwór do nosa i zaciągnął się wspaniałym aromatem. High Contrast również sięgnął po Incesowe Mocne. Obaj podnieśli w górę puszki i radośnie wznieśli toast.
- Za Fielxa i maszynę jego ojca. Zdrowie!
Slavia poklepał kierowcę po ramieniu, a następnie wstał z fotela i otworzył drzwi prowadzące do sekcji mieszkalnej.
- Chodźcie. Czas na odrobinę rozrywki po takiej dawce stresu - zwrócił się do nas.
Nie daliśmy się dłużej namawiać i ruszyliśmy za towarzyszem. Po drodze spotkaliśmy Nalewę, popijającego mleko z kartonu ozdobionego wizerunkiem małego cielaka.
- Dobra robota chłopaki! Było naprawdę gorąco! - pogratulował nam technik.
Wchodząc do salonu, ujrzeliśmy pozostałych towarzyszy wpatrzonych w nasze postacie. Niektórzy ośmielili się również klaskać, a Solniczek radośnie podskakiwał, trzymając w ręku tabliczkę czekolady. Wampia uśmiechnęła się na widok rozochoconego malca i również nie ukrywała swojego podziwu wobec bohaterskiej postawy Fallena.
- Ja umiem rzeź - zaśmiał się, cytując słowa znanego piosenkarza, Dawida Nadsiadło.
Slavia z uśmiechem rozdał starszym kompanom puszki piwa i rozsiadł się wygodnie na skórzanej sofie. Wziąwszy głęboki łyk złocistego trunku, ostentacyjnie beknął. Następnie przechylił się lekko w stronę starej komody i otworzył jedną z szuflad.
- Gracie czy nie? - zapytał, wyciągając zestaw dwukolorowych kart.
Wszyscy przytaknęli na propozycję Slavii. Usiedliśmy w kółku na starym i wytartym dywanie o wyjątkowo wyblakłych kolorach. Gospodarz powierzył mi karty i polecił rozdać je pozostałym uczestnikom gry. Gdy każdy otrzymał swój zestaw, wylosowałem czarną kartę i umieściłem ją na środku.
- Jedynym ratunkiem dla I-Senu jest X.
Towarzysze przeglądali swoje teksty, śmiejąc się do rozpuku. Wkrótce wszystkie białe karty zostały wyłożone, więc zacząłem odczytywać zestawienia.
- Jedynym ratunkiem dla I-Senu jest chory obieracz do macior.
 Jedynym ratunkiem dla I-Senu jest lobotomia lodowym szpikulcem.
 Jedynym ratunkiem dla I-Senu jest…
- Eureka! - wykrzyknął Slavia, gwałtownie zrywając się z miejsca.
- ...Przyjaciel Noni - dokończyłem.
Poczułem ukłucie w klatce piersiowej po przeczytaniu na pozór obcego imienia. W mojej głowie pojawiły się strzępki dziwnych wspomnień. Usłyszałem dziecięcy śmiech przerwany przez zamgloną wizję Kreatora lśniącego w mrokach Wizyjnej Twierdzy. Tuż przy nim stały dwie niewyraźne postacie, przyglądające się mi z uśmiechem - Incestus w medycznym kitlu oraz tajemniczy mnich o hipnotyzującym spojrzeniu.
- Jak go nazwiemy?
- Nadaję Ci Synu imię…
Nagle wizja zmętniała. Towarzyszące mi osoby rozpłynęły się. Wystawiłem przed siebie chłopięce ręce, próbując złapać fragmenty rozpadającego się obrazu, jednak wspomnienie roztrzaskało się na miliony drobnych kawałków zawieszonych w bezkresnej pustce. W pewnym momencie drobiny zaczęły podskakiwać w rytmie znajomych głosów.
- Co mu jest?... Chyba się budzi… Hej Wolf, nic ci nie jest?...
Slavia stał nade mną i szarpał mnie za rękę, sącząc Incesowe Mocne. Powoli dochodziłem do siebie.
- Kim jest Noni? - zapytałem słabym głosem.
- Noni? Jest trochę stuknięty, ale w gruncie rzeczy to dobry chłopak - odparł Slavia. - Musimy go znaleźć. Czuję, że on może nam pomóc.
- Odszedł z I-Senu wiele lat temu. Może być teraz wszędzie! Rozumiesz? - krzyknął rozpaczliwie High Contrast.
- Myślę, że wiem, gdzie możemy zaciągnąć języka.
Slavia sięgnął za słuchawkę interkomu i wybrał na panelu kabinę kierowcy.
- Fielx! Obierz kurs na Senny Klub. Czas się trochę zabawić...

Pióra CosmicKida i Travelera
cosmic.checkReality();
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1