06-04-2021, 16:52
31 marca 2021
Środek, który zażywam, zmusza mnie do sikania w nocy. Było jeszcze ciemno, gdy wróciłam z toalety. Ułożyłam się w łóżku i zaczęłam odczuwać wznoszenie się i opadanie, silne jak nigdy dotąd, będąc jednocześnie świadoma ciała fizycznego. Nie było to nieprzyjemne.
Nawet nie wiem, kiedy usnęłam.
Znalazłam się w drodze do szkoły. Pani dyrektor z mojego dawnego gimnazjum otworzyła płatny High School dla bogatych ludzi. Wielu mogło tylko o nim pomarzyć. Przyjęto mnie tam. Poszłam na angielski, ale nie odzywałam się. W podręczniku wymieniono jakieś potrawy i kazano je podać. Jak to zrobić? "Here you are"? Czy to wystarczy? Czy to na pewno jest dobrze? Nie powiedziałam ani słowa.
W kolejnym zadaniu trzeba było odczytać na głos jedną z trzech możliwych odpowiedzi na pytanie. Która jest poprawna? Normalny człowiek strzeliłby, ale dla mnie to było bez sensu. Po co nauczycielowi bezrozumnie wybrana losowa odpowiedź, nawet, jeśli okaże się prawidłowa? Jak ma zweryfikować, czy uczeń coś umie? Nadal milczałam.
- Co to za nowa moda?
Nauczycielka skomentowała kawałek złotego łańcuszka, który trzymałam w buzi. Chciałam jej wytłumaczyć, że tak się teraz nosi. Nie pamiętam, czy mi się udało.
Baba miała dość mojego braku współpracy. Odesłano mnie do dyrekcji. Wystraszyłam się na myśl o kontakcie z oschłą, surową wicedyrektorką, ale okazało się, że jest tam także pani dyrektor, ciepła i milusia osoba. Oprócz nich czekała tam na mnie pani psycholog i jakaś dziewczynka. Próbowano mi pomóc. Otrzymałam bardzo podstawowe rozmówki angielskie oraz parę czystych majtek. Niewiele mi pomogły te prezenty w mojej sytuacji, ale doceniłam miły gest i zmieniłam bieliznę. Pomyślałam, że muszę wyjaśnić, że biorę leki i to one są przyczyną mojego zachowania, sprawiają, że wszystko mi jedno i nie chce mi się reagować na nic, bo nie martwię się konsekwencjami mojego braku reakcji. Bez leku byłabym bardziej trzeźwa.
Musiałam zanieść jakiejś pani na przerwie dość sporą, grubą brązową kopertę ze znaczkiem i adresem szkoły zawierającą dokumenty potrzebne do mojego przyjęcia. Zaproszono mnie do gabinetu. Tam list został otwarty. Okazało się, że widniałam w danych jako Ania Trzesińska, ale obiecano mi skorygowanie tej pomyłki.
Okazało się, że ta pani jest nauczycielką, z którą będę miała kolejną lekcję. Dała mi pół szklanki wody w klasycznym, bezbarwnym, bardzo prostym naczyniu z uchem, często spotykanym na stołówkach. Napiłam się, ale dno szklanki pękło i odleciało. Przeprosiłam panią i wyszłam, zabierając uszkodzone naczynie ze sobą na szklanym spodeczku. Liczyłam na to, że szkolna kucharka wymieni mi je na nowe i będę mogła je oddać nauczycielce. Podeszłam do kateringu na korytarzu. Na parapetach stały pojemniki z plastikowymi sztućcami, szklanek nigdzie nie widziałam. Kobieta wskazała górną część ciała i spytała, jaki rozmiar noszę. M? Zdziwiło mnie to. Przecież nie zamoczyłam sobie stanika, chciałam tylko wymienić szklankę.
Udałam się w kierunku łazienki. Wyszło z niej kilkadziesiąt osób obu płci. Stałam i zastanawiałam się, czy wyglądam jak "Atypowy" z popularnego serialu, tylko że bez nausznych słuchawek.
Poczekałam, aż wszyscy się wysypią, po czym weszłam do środka. Ze mną został tylko jeden chłopak.
- Ile miałaś lekcji dzisiaj?
Phi, co za pytanie! A ile mogłam mieć lekcji do tej godziny? Przecież nie dziewięć!
Byłam przekonana, że mamy południe (miałam cztery lekcje), ale chłopak uświadomił mnie; że jest za piętnaście siódma. Ciężko mi było w to uwierzyć.
- A jakie miałaś przedmioty?
Hmm, angielski i jeszcze coś, jakieś obliczenia, rysowanie kwadratów, S=... Nie wiem, co to było, ale całkiem OK.
Mama zobaczyła w domu te majtki, które przyniosłam ze szkoły.
- Co to za gacie?
- To stare, jeszcze z podstawówki - skłamałam. Miały taki wzór, jak te z 4 klasy. Mama jednak nie dała się nabrać, gdyż były tak wielkie, że pasowały na nią. Również takie nosiła w tamtym czasie, ale kilka rozmiarów większe od moich.
Środek, który zażywam, zmusza mnie do sikania w nocy. Było jeszcze ciemno, gdy wróciłam z toalety. Ułożyłam się w łóżku i zaczęłam odczuwać wznoszenie się i opadanie, silne jak nigdy dotąd, będąc jednocześnie świadoma ciała fizycznego. Nie było to nieprzyjemne.
Nawet nie wiem, kiedy usnęłam.
Znalazłam się w drodze do szkoły. Pani dyrektor z mojego dawnego gimnazjum otworzyła płatny High School dla bogatych ludzi. Wielu mogło tylko o nim pomarzyć. Przyjęto mnie tam. Poszłam na angielski, ale nie odzywałam się. W podręczniku wymieniono jakieś potrawy i kazano je podać. Jak to zrobić? "Here you are"? Czy to wystarczy? Czy to na pewno jest dobrze? Nie powiedziałam ani słowa.
W kolejnym zadaniu trzeba było odczytać na głos jedną z trzech możliwych odpowiedzi na pytanie. Która jest poprawna? Normalny człowiek strzeliłby, ale dla mnie to było bez sensu. Po co nauczycielowi bezrozumnie wybrana losowa odpowiedź, nawet, jeśli okaże się prawidłowa? Jak ma zweryfikować, czy uczeń coś umie? Nadal milczałam.
- Co to za nowa moda?
Nauczycielka skomentowała kawałek złotego łańcuszka, który trzymałam w buzi. Chciałam jej wytłumaczyć, że tak się teraz nosi. Nie pamiętam, czy mi się udało.
Baba miała dość mojego braku współpracy. Odesłano mnie do dyrekcji. Wystraszyłam się na myśl o kontakcie z oschłą, surową wicedyrektorką, ale okazało się, że jest tam także pani dyrektor, ciepła i milusia osoba. Oprócz nich czekała tam na mnie pani psycholog i jakaś dziewczynka. Próbowano mi pomóc. Otrzymałam bardzo podstawowe rozmówki angielskie oraz parę czystych majtek. Niewiele mi pomogły te prezenty w mojej sytuacji, ale doceniłam miły gest i zmieniłam bieliznę. Pomyślałam, że muszę wyjaśnić, że biorę leki i to one są przyczyną mojego zachowania, sprawiają, że wszystko mi jedno i nie chce mi się reagować na nic, bo nie martwię się konsekwencjami mojego braku reakcji. Bez leku byłabym bardziej trzeźwa.
Musiałam zanieść jakiejś pani na przerwie dość sporą, grubą brązową kopertę ze znaczkiem i adresem szkoły zawierającą dokumenty potrzebne do mojego przyjęcia. Zaproszono mnie do gabinetu. Tam list został otwarty. Okazało się, że widniałam w danych jako Ania Trzesińska, ale obiecano mi skorygowanie tej pomyłki.
Okazało się, że ta pani jest nauczycielką, z którą będę miała kolejną lekcję. Dała mi pół szklanki wody w klasycznym, bezbarwnym, bardzo prostym naczyniu z uchem, często spotykanym na stołówkach. Napiłam się, ale dno szklanki pękło i odleciało. Przeprosiłam panią i wyszłam, zabierając uszkodzone naczynie ze sobą na szklanym spodeczku. Liczyłam na to, że szkolna kucharka wymieni mi je na nowe i będę mogła je oddać nauczycielce. Podeszłam do kateringu na korytarzu. Na parapetach stały pojemniki z plastikowymi sztućcami, szklanek nigdzie nie widziałam. Kobieta wskazała górną część ciała i spytała, jaki rozmiar noszę. M? Zdziwiło mnie to. Przecież nie zamoczyłam sobie stanika, chciałam tylko wymienić szklankę.
Udałam się w kierunku łazienki. Wyszło z niej kilkadziesiąt osób obu płci. Stałam i zastanawiałam się, czy wyglądam jak "Atypowy" z popularnego serialu, tylko że bez nausznych słuchawek.
Poczekałam, aż wszyscy się wysypią, po czym weszłam do środka. Ze mną został tylko jeden chłopak.
- Ile miałaś lekcji dzisiaj?
Phi, co za pytanie! A ile mogłam mieć lekcji do tej godziny? Przecież nie dziewięć!
Byłam przekonana, że mamy południe (miałam cztery lekcje), ale chłopak uświadomił mnie; że jest za piętnaście siódma. Ciężko mi było w to uwierzyć.
- A jakie miałaś przedmioty?
Hmm, angielski i jeszcze coś, jakieś obliczenia, rysowanie kwadratów, S=... Nie wiem, co to było, ale całkiem OK.
Mama zobaczyła w domu te majtki, które przyniosłam ze szkoły.
- Co to za gacie?
- To stare, jeszcze z podstawówki - skłamałam. Miały taki wzór, jak te z 4 klasy. Mama jednak nie dała się nabrać, gdyż były tak wielkie, że pasowały na nią. Również takie nosiła w tamtym czasie, ale kilka rozmiarów większe od moich.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności