NeuroWonderland
#51
Sen we śnie
12.07.2016


W telewizji była reklama laptopa niewiadomej marki. Reklamowała to jakaś kobieta. Mama mnie namawiała, abym go kupił. Byłem niezdecydowany, bo na pewno to badziewie, szybko się rozwali. Po jakimś czasie przyszła ta kobieta z reklamy i okazało się, że to jest niby moja żona. Dziwiłem się temu, bo nie pamiętałem ślubu, a poza tym ona była taka okropnie brzydka, że nie wiem jak do tego doszło. Położyliśmy się na materacu rozłożonym w dużym pokoju. Dziwne było to, że tata także się obok nas położył. Zasnęliśmy. Teraz to chyba następny sen był we śnie. Z dużą grupą jechaliśmy (uciekaliśmy?) doliną po piaskowej drodze, łąki po dwóch stronach. Nie jestem pewien czy każdy miał pojazd czy jednak biegł. W naszą stronę toczyły się wielkie głazy i musieliśmy je przeskakiwać. Dobiegliśmy do domku zanurzonego w wodzie, tylko potrójny dach wystawał. Z dachu tego stoczył się największy głaz, ale udało się nam go przeskoczyć. Wszedłem na dach. Niebo zachmurzone jakby chciało padać. Widziałem pomarańczową albo żółtą wodę morską, była toksyczna pomieszana z kwasem, więc nie wchodziłem. Wszyscy zawrócili. Widziałem jedną dziewczynę całą ubraną na kolor zielony morski, wstała z ziemi ze swojego wyimaginowanego pojazdu. Próbowałem coś zagadać do niej, ale nie ogarniała. Poszliśmy na miasto. Wszędzie było pusto, nie jechał żaden samochód, ani nikt nie szedł chodnikami. Słonecznie. Grupka osób, za którą podążałem jakoś dziwnie się poruszała. Biegli jeden za drugim w lewą stronę, a potem nagle znowu się pojawili obok mnie i biegli w tą samą stronę. Jeden widzę schował się za latarnią. Podchodząc do niej zauważam, że się rozszerza. Okazało się, że to teleport. Wchodząc w lampę przechodziło się przez jakieś białe firanki i prysznic. Było to przejście do budynku szkolnego. Biegliśmy na górę schodami i dalej drugimi na dół. Inni bezmyślnie biegli, ja z kilkoma osobami zawróciliśmy na piętro. Była tam biblioteka. Oddałem książkę i pytałem się bibliotekarza czy nie mógłby zakupić jakieś książki do biblioteki to je bym wypożyczył. Później był domek, nie wiadomo gdzie, pierwszy raz taki widzę. Weszliśmy po schodach. Tamci próbowali odczepić jakby żaluzje po prawej stronie. Otworzyłem normalnie drzwi po lewej. Przy oknie stała moja mama i rozmawiała z kimś o mnie przez telefon. Rozejrzeliśmy się po tym wielkim pokoju. Spojrzałem przez okno. Wiedziałem, że znaleźliśmy się w przyszłości w rzeczywistości postapokaliptycznej. Na zewnątrz wszystko było takie szare, zniszczone. Widziałem jakiś opuszczony kiosk i przystanek.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#52
Agenty?
22.07.2016


W moim pokoju na łóżku siedzi dwóch gości. Zastanawiam się kim oni są i po co przyszli. Trzymają mojego laptopa. Jeden z nich go rozkręcił i wyjął dysk twardy, mówią, że zrobią sobie kopię dla siebie. Każę im oddać laptop i mówię im, że i tak nie znajdą tak żadnych przydatnych plików. w końcu oddali i poszli sobie. Stoję w progu pokoju, krzyczę i bluzgam kto im pozwolił tu wejść i grzebać w moich rzeczach. Zaważam na dodatek, że źle skręcili laptopa, ekran się nie trzyma. Przy okazji patrzę do środka czy czysto. Laptop zrobił się jakiś szerszy jak stacjonarny PC. Zaglądam do środka, a tam pełno kurzu, pająk zrobił pajęczynę, narosło pełno zielonej trawy, wyrywam ją...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#53
Szczelina
23.07.2016


Był zbiornik wodny, jezioro połączone z morzem albo wielki basen. Tata miał niby płynąć w tej wodzie, gdzieś. Razem z mamą ukryliśmy jedzenie w szczelinie, w jakimś materiale czy siatce. Szybko poszliśmy, aby nikt nie zauważył, że tam coś ukrywaliśmy. Wydawało mi się, że to się nie utrzyma spadnie do wody. Tata miał, jak będzie płynąć tamtędy, wziąć to jedzenie ze sobą. Za tą szczeliną można było zejść niżej i tam wskoczyła kotka. Wskoczyłem za nią i wyciągnąłem szybko. Ktoś tam prawie nas zauważył, stały tam skrzynie. Wdrapałem się na górę. Ktoś znalazł to jedzenie i zajadał się tortem. Nie wiem skąd ten tort, bo tam było za wąsko, aby coś takiego zmieścić i by się na dodatek pogniotło. Potem mam płynąć z tatą pod wodą. Wiemy jednak, że oprócz ryb jest tam zwierzę, które potrafi poruszać się z ogromną prędkością. Jest niezauważalne dla człowieka, jakby było w innej fazie czasowej. Stworzenie to mogło każdego spowolnić, mogło opleść całe ciało jak meduza. Poza tym z jego brzucha wystaje kolec jadowy, jak u dziobaka. Mieliśmy szczepionki i zrobiliśmy sobie zastrzyki. Chyba płyniemy.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#54
Baloniki, nuda, błędy
30.07.2016


Szedłem z mamą chodnikiem przy ulicy, chyba do cioci. Trzymałem trzy baloniki napełnione helem. Puściłem jeden. Byłem zdziwiony, ponieważ zamiast polecieć do góry poleciał ukosem i zderzył się głową mamy, zabolało ją. Chodnik zmienił się w szkolny korytarz. Za karę miałem cofnąć się do trzeciej klasy podstawówki. Przed drzwiami tłum dzieci czekających na wejście do klasy. Pokazywałem im te balony, bo było to bardzo dziwne, że unosiły się cały czas ukosem, zamiast pionowo. Przyszedł ksiądz z ministrantami. Wypuściłem te balony. Uderzyły w drzwi z dużą siłą jakby były piłkami lekarskimi. Leżały tam sflaczałe. Sięgnąłem po nie, i nie wiem po co, uklęknąłem razem ze wszystkimi i się przeżegnałem. Myślałem, że to będzie lekcja religii. Na szczęście ksiądz i ministranci, gdzieś zniknęli. Do sali weszły dzieci i pani nauczycielka od polskiego albo angielskiego. Przez okna wpadało mocne światło. Pokazywałem znowu uczniom i nauczycielce jak te balony się unoszą pod kątem, raz do przodu, a potem zmieniły kierunek i pochyliły się do tyłu. Myślałem, że pewnie zmienił się środek magnetyczny. Nauczycielka kazała mi się przestać bawić i siadać. Wypuściłem te balony, usiadłem przy ławce po środku. Widziałem dwie, może trzy osoby w moim wieku, była tam dziewczyna i chłopak. Pewnie też za karę. Przesiadłem się do ostatniego rzędu do tego chłopaka obok okna. Podłoga była drewniana, a ten rząd ławek był trochę oddalony i umieszczony na także drewnianym podwyższeniu. Miałem talerz z jedzeniem, obiad pewnie, ziemniaki, zapewne też kotlet schabowy. Zacząłem jeść i śmiałem się, że ugniatam te ziemniaki jak na plastyce. Miałem ze sobą trzy książki (albo cztery, nie wiem), jedna już otwarta. Ta otwarta to były ćwiczenia, trzeba było odpowiednio uzupełnić słówka. Druga zatytułowana "nuda", to była książka z odpowiedziami, wszystko tam było uzupełnione ta jak powinno być poprawnie. Trzecia z tytułem "błędy", wszystko było źle wpisane, pokazane jak nie powinno się tego robić, np. zamiast h było ch lub odwrotnie, błędy gramatyczne i inne. Przypomniało mi się, że matematyczka kazała nam nie zapisywać błędnie działań dla pokazania błędów, aby potem tego tak nie zapamiętać. Powiedziałem to koledze obok. I w ogóle myślałem, że to głupota i nie będę uzupełniać tych głupich ćwiczeń skoro mam całą książeczkę wypełnioną poprawnie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#55
Wokół jeziora
08.08.2016


Siedziałem na wannie i wlewałem zimnej wody. Ta woda była dostarczana przez mafię, skądś to wiedziałem. Po chwili poleciała cieplejsza i było wiadomo, że mafia przestała dostarczać tą swoją mafijną wodę. Widziałem, miałem przed sobą jakby wielki ekran i był tam widok na ścieżkę. Przeszedłem przez ten ekran. Byłem z kimś, ale tak jakby ten ktoś mną kierował. Myślałem, że skręcimy w prawo za kępę trawy, jednak nie. Poszliśmy prosto trawiastą ścieżką. Obejrzałem się w prawo i tam było jezioro przedzielone na dwie części. Przez środek biegła dróżka, a woda, chociaż nie było tam niczego co mogło by jej zatrzymać, nie mogła przez nią przepłynąć. Na tej dróżce były dwie osoby, chyba kobieta i mężczyzna, odpoczywały tam, bawiły się. Szedłem dalej po trawie. Kicał tam biały królik. Trochę przyśpieszyłem za nim.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#56
Zombie w Sopocie
09.08.2016


W okolicy ponoć grasowała grupa zombie, ale gdzieś się wyniosła. Razem z tatą wiedzieliśmy, że przenieśli się do Sopotu. Szliśmy właśnie na przystanek. Mieliśmy pojechać do Sopotu, ponieważ trzeba było powstrzymać zombie przed rozprzestrzenianiem się na inne miasta.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#57
Monety w średniowiecznym mieście
11.08.2016


Znalazłem się w średniowiecznym mieście. Szedłem zabłoconą wąską uliczką pomiędzy ceglastymi ścianami. Na żwirze, na czymś co wyglądało jak bardziej rozwalony próg niż krawężnik, leżało 20gr (lub 50). Nie podnoszę i idę dalej, skręcam w lewą stronę. Patrzę, a tam leży na ziemi pełno monet groszowych, najwięcej było tych brązowych jak 5gr. Pomyślałem, że nikt z ludzi nie zbiera tych monet, bo nie powinno się tego robić, więc nic nie ruszałem, poszedłem dalej za jakąś panią. Jakaś starsza pani siedziała pod murem. Było coś o tym, że ona coś tam udawała. Idąc tak trafiłem do sklepu. Kasjerką była dawna koleżanka z gimnazjum. Uśmiechała się i coś tam gadała, nie wiem o czym, ale długo. W pewnym momencie zaczęła literować mój nick z forum i się pytała czy taki mam. Ja się pytam skąd zna skoro nikomu w tym sklepie o tym nie mówiłem, nigdzie tego nie pisałem. Ona poszła na chwilę dokądś i przyszła. Sprawdziła, że na jakiejś tam tablicy ponoć było napisane jaki mam nick. W sumie jak już wiedziała to podałem jej adres i-Senu. Weszła na isen i po isen.pl/ był jeszcze bardzo długi kawał adresu. Strona była o jakichś niciach i włóczkach. Zwróciłem jej uwagę, że przecież tam powinien być jeszcze myślnik. Weszła tym razem na prawdziwe forum. Otworzył się forumowy kalendarz z przypisanymi awatarami użytkowników do każdego dnia.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#58
Kontrola umysłu
13.08.2016


Przed wejściem do budynku ktoś stał na krótkim jasnym chodniku. Zbierali na coś, pewnie na biednych, trzeba było dać 50zł. Weszliśmy do środka. Była mama i zmarły dziadek. Stali chyba w poczekalni do czegoś. Miałem dać niby od dziadka te pieniądze, ale wziąłem z portfela mamy. Z drobnych wyszło prawie te 50zł. Dziadek wyszedł. Nie pamiętam części. Dalej byłem jako obserwator. Byłem w domu nieznanego mi starszego pana. Było wiadomo, że obcy z kosmosu przybyli zajmowali ciała ludzi, kontrolowali ich. W kuchni była jego żona i inna kobieta. Był pewien, że jego żona jest jeszcze niekontrolowanym człowiekiem i chciał zabić tamtą drugą. Znalazł stołek. Było mu ciężko, jednak dał radę, chciał nim rzucić. Żona mówiła coś do niego. Z tego wywnioskował, że w nią też wlazła obca istota, tylko udawała. Zostawił stołek i wybiegł z domu. Biegł aż trafił do tunelu. Od tunelu odchodziły różne korytarze i schody do nieznanej mi szkoły. Śmiały się tam i bawiły dzieciaki. Dziadek krzyknął na nich, aby uciekały, bo obcy gonią go i ich też mogą złapać. Pobiegły, pewnie do tej szkoły. On pobiegł na sam koniec tunelu. Przed końcem był jeszcze korytarz zastawiony ławkami. Byłem pewien, że tam mi się coś kiedyś śniło i był to raczej koszmar, zapewne z zombie. Wybiegł na zewnątrz. Trafił do wielkiego centrum handlowego, galerii. Zbiegł białymi schodami na dół. Zauważył przyjaciółkę swojej córki. Spytał się czy jest tu, gdzieś blisko lotnisko, ponieważ chciał uciec jak najdalej. Odpowiedziała, że nie. Objął ją i zaczął płakać.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#59
Zarażone dziewczyny
19.08.2016


Coś działo się w budynku szkolnym, może w łazience, ale za bardzo nie pamiętam. Wiem, że miałem plecak. Widziałem jakby takie klatki filmowe ułożone pionowo, które można było przewijać i oglądać w umyśle. Potem to komuś tłumaczyłem, że miałem już taki sen i każda klatka jest jak ząb. Biegłem korytarzem i znalazłem się na zewnątrz, nie wiadomo gdzie. Była metalowa brama i trzy dziewczyny, jedna ciemnoskóra. Później przed łazienką był zawieszony obraz z tymi dziewczynami, ta po środku miała zakrwawioną dłoń. Zastanawiałem się w tym śnie czy nie opowiedzieć o nich tacie, postanowiłem jednak, że lepiej nie. No więc, jedna z tych dziewczyn pocierała ręką krocze innej dziewczyny potem oblizała rękę. Stwierdziła, że zaraziła się wirusem HIV i pozostałe też chciały być zarażone, więc się "podzieliły". Śmiały się i myślałem, że chcą mnie też zarazić i uciekłem.

Biegłem przez trawniki, przeskoczyłem ulicę, aż znalazłem się przed drzwiami klatki schodowej. One mnie wcale nie goniły, ale przybiegł taki wielki pies, na oko wysoki na dwa metry, ale pewnie trochę niższy. Panowałem nad emocjami i się nie przestraszyłem. Otworzyłem drzwi kodem i wszedłem po schodach. Wszedłem do domu, zupełnie nie poznałem mieszkania. Zdjąłem plecak na środku korytarza. Była szatnia jak w szkole, siostra się przebierała. Mama oznajmiła, że gdzieś wychodzą. Powiedziałem, aby uważały na tamtego strasznego psa, który tam czeka na zewnątrz. Wyszły. Byli Sudo i Slavia. Mieli tam dodatkowy pokój, który przeznaczyli na materiały zbierane na ich stronę wyśmiewającą się z ezoteryki. Leżały tam stosy papierów, a także jakieś ludziki złożone z harmonijkowego kartonu. Sudo i Slavia wyszli i wpuścili do środka tego wielgachnego psa. W tym samym momencie też wyszedłem i zamknęliśmy drzwi. Była tam papuga, która odwróciła uwagę psa, było słychać, że została zjedzona. Chciałem wrócić po plecak, ale wiedziałem, że lepiej tam nie wchodzić, a miałem w tym plecaku kanapki, które pewnie też zeżarł. Potem ten pies dobijał się się do drzwi, ale mu nie otworzyliśmy.

Następnie biegłem między drzewami i znowu spotkałem się z tymi trzema dziewczynami. Pobiegły do tej bramy. Tym razem pobiegłem za nimi. Był tam park. Słoneczny dzień. Dwie z nich przebiegły przez strumyczek. Jedna usiadła na huśtawce zawieszonej na drzewie, a druga to nie wiem. Trzecią zatrzymałem i pytałem o imię. W myśli usłyszałem imię Sylwia, ale pomyślałem, że to ja wymyśliłem to i jeszcze raz się spytałem. Ona tylko się uśmiechała. Robiło się coraz jaśniej. Ona i wszystko dookoła zniknęło, zobaczyłem tyko biel i się obudziłem.

Pamiętam jeszcze inny sen, w którym chodziłem za Japonką, była modelką. Najpierw ją widziałem w gazecie, niby urządziła jakiś konkurs. Od kogoś się dowiedziałem, abym lepiej się z nią nie spotykał, bo przyjdą jacyś bogaci zazdrośni ludzie i mnie zabiją. Potem znalazłem się niedaleko niej. Wiedziałem, że to miało być za lasem. Ktoś jej powiedział, że aby dostać się tam gdzie chce to musi objechać ten budynek trzy razy i coś tam po drodze zrobić. Jechaliśmy więc samochodem, ale tylko raz, bo powiedziałem jej, że przecież to tutaj. Były tam drzwi ukryte za materiałową zasłoną, chyba błękitną. Wyskoczyła z samochodu, także pobiegłem za nią. Trafiliśmy do jakiegoś budynku, taki ni szkolny ni teatr. Biegliśmy po schodach, ledwo nadążałem za nią. Był tam korytarz z podłogą wyłożoną czerwonym materiałem. Krzyknąłem, aby tam nie szła, ponieważ tam już byłem, w którymś koszmarze. Jednak pobiegła i nic złego się nie stało. Miała kupić bilet na coś, chyba jakieś przedstawienie. To ja też chciałem iść z nią. Kosztował trzy grosze. Już sięgałem do kieszeni po pieniądze, gdy ona wyłożyła za mnie kilka japońskich monet i dała mi ten bilet.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#60
Jazda w deszczu
20.08.2016


Wyszedłem przez balkon. Od razu ciągnęło mnie do klatki A, a ja chciałem do B. Chwilę się tak siłowałem i udało mi się tam dostać. Otworzyłem drzwi i poszedłem chyba na pierwsze piętro. Chciałem wejść do czyjegoś mieszkania. W obu drzwiach było ciemno, ale chyba przeszedłem przez któreś.

Szedłem chodnikiem albo trawą, aż dotarłem do szkoły, gdzie było gimnazjum. Przeszedłem przez cały korytarz i przez szklane drzwi prowadzące do sal gimnastycznych. Wszystko było tam pozmieniane. Po lewej, gdzie powinny być schody (może były) widziałem uczniów czymś zajętych. Kierowałem się na salę sportową, ale wszystko się transformowało, a drzwi się przesuwały i zbytnio pomniejszyły, więc przeszedłem przez drugie prowadzące na zewnątrz. Padał bardzo silny deszcz, tak silny, że każdego by chyba ścięło z nóg. Mi to jednak nie przeszkadzało, było nawet przyjemnie. Próbowałem, za pomocą energii z rąk, rozwalać kafle chodnikowe. Chyba trochę się udawało. Poszedłem dalej.

Jechałem z kilkoma osobami w samochodzie (z tyłu chyba siedziała jakaś dziewczyna), ciemno, nadal deszcz pada. Nie ja kierowałem, ale jednak siedziałem a siedzeniu kierowcy i chciałem się przesiąść. W końcu się zatrzymaliśmy i wysiadłem. Gdzieś szedłem, widziałem budynki, zniosło mnie niestety do jakiejś ciemnej wnęki, jakiejś budki czy ruin budynku. Wiedziałem, że są tam straszne postacie, ale ich nie widziałem. Nie bałem się tego co tam było. No to idę, będzie może bijatyka, ale za chwilę zmieniłem zdanie i chciałem się wrócić. Niestety senna siła dalej mnie popychała w ciemność i się obudziłem.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1