Noc 02/03 kwietnia 2024
Spontaniczne WBTB ~5h snu. Zapamiętałem 2 dłuższe fragmenty snów nieświadomych kiepskiej jakości.
Robię MILD'a, mam problem z zaśnięciem. Po ~10 minutach wizualizacji uświadomień i znaków sennych odpuszczam, bo nie mogłem zasnąć. Relaksuję się koncentrując się na punktach na ciele (61 points relaxation).
Mam jeden sen nieświadomy, potem uświadamiam się w trakcie paraliżu sennego.
Po paraliżu wstaję z łóżka, jestem w domu rodzinnym. Wołam ex, chciałem z nią porozmawiać.
Mój tata wychodzi z łazienki i mówi
- Tej nocy jej nie wezwiesz
Pytam dlaczego - twierdzą, że ma urodziny i z tego powodu mi się nie uda. Przechodzę do innego pokoju, wołam dalej. Siostra mówi
- Odpuść sobie.
Ja mówię:
- Ale ona nie ma urodzin, mamy kwiecień. Pamiętam, że ma urodziny dnia ...
Całkiem szybko przypomniałem sobie kiedy ma urodziny w rzeczywistości. Senne postacie dalej się upierały i mówiły, abym odpuścił, więc odpuściłem. Przechodzę do pokoju z komputerem, chciałem na niego wejść i poszukać inspiracji. Obok komputera stoi wielka puszka z napisem "MENTOS". W tej puszce jest mnóstwo mentosów. Biorę kilka, jem. Mają smak owoców leśnych, całkiem przyjemne. Potem zdaję sobie sprawę, że mają nikotyne. Przez następne kilkanaście sekund czuję przypływ energii jak po wzięciu potężnego bucha e-fajki. Zmysły mam wyostrzone, czuję orzeźwienie. Stoję i pomyślałem
- Koniec czasu na pierdoły.
Przypominam sobie, że chciałem wykonać obrzęd duchowy w swoim śnie, pytam więc taty
- Tato, poszukuję maski starożytnych ludów, chcę wykonać obrzęd.
Dostaję maskę, jest bardzo podobna do kominiarki, ma szary kolor. Gdzienigdzie ma wszyte dodatkowe pomponki, dzięki czemu maska wygląda na straszną. Ubieram maskę, mój wzrok jest ograniczony, fragment mojej wizji jest przysłonięty przez materiał. Poziom mojej uważności spada. Przyglądam się sobie w lustrze, wyglądam jak rabuś. Zaczynam krzyczeć i tańczyć. Do mieszkania z kopniaka wbiega jakiś bandyta z kałachem. Orientuję się, że mam pod ręką broń. Zaczynamy strzelanine, jest jeszcze kilku jego towarzyszy. Strzelają do mojej rodziny, ja ich po kolei wyklikuję z mojej giwery. Po wszystkim ostrożnie obserwuję mieszkanie i szukam nieścisłości. Widzę, że telewizor jest inny niż w rzeczywistośći
Doszedłem do wniosku, że ciężko jest mi znaleźć coś, co może mnie we śnie zaskoczyć. Sen był calkiem stabilny.
Wychodzę na parapet, otwieram okno, chcę wykonać skok. Robię ADA i testy rzeczywistości. Wszystkie są fałszywe, jestem zaskoczony, ale jakaś część mnie mówi, że to sen. Zeskakuje, ląduje pod blokiem. Robię sobie spacer, mijam auto, myślę
- Może spróbuję się nim przejechać?
Gdy wchodzę do auta, teleportacja
Jestem w tramwaju, mrugam do jakiejś laski, ona mi odmruguje. Potem widzę, że obok stoi moja młodsza siostra, rozgrywa się fragment snu nieświadomego. Potem w tramwaju sięgam po książkę. Czytam jej treść, ale literki mi przeskakują. Jestem zaskoczony, bo treść wydaje mi się rozsądna. Z tego co zapamiętałem to treść książki podkreślała rolę rozsądku w teraźniejszości w kształtowaniu swojej przyszłości. Było w niej coś jeszcze o jakichś filozofach. W skrócie to o czym czasem myślę za dnia.
Zamykam książkę, szukam autora i tytułu: "NULBI NULBI" - tytuł książki. Szukam autora, nie ma. Okładka książki była dosyć specyficzna - miała trzy wytłuszczone paragrafy, jedynie tytuł był na środku, a dwa pozostałe paragrafy nijak rozmieszczone. Na okładce książki były jakieś rozciągnięte plamy na zielonym tle. Obserwuję książkę, obracam ją kilka razy, zamienia się w pudełko. Obracam pudełko po raz kolejny i widzę na nim obrazek na czarnym tle, który jest animowany. Jest to obrazek mężczyzny w stroju Stalkera z bronią. Stój jest z powieści Metra Dmitriego Glukhowskiego. Za bohaterem widzę białe paski, jakby deszcz kul, które lecą w lewy dolny róg okładki, wszystko się rusza, ma utopijny charakter. Widzę prawy górny róg, czerwony, tłusty napis:
- "Metro 2934, Dmitry Glukhowski"
Obracam pudełko po raz kolejny, widzę drugi obrazek, zupełnie inny niż pierwszy. Również jest animowany, jednak gdy go obserwuję, stwierdzam, że ciężko mi będzie to spamiętać, więc rzucam magiczne pudełko za siebie.
Znowu jestem w paraliżu, tkwię w nim chwilę. Próbuję oobe. Podnoszę lewą nogę do góry, czuję opór jakbym pchał worek foliowy. Obracam się, udaje mi się wstać z ciała.
Widzę ciało na łóżku, z którego wstałem, przypomina mnie, jednak ma płaską twarz bez oczu. Siedzę na łóżku, w mieszkaniu (to nie było miejsce, w którym zasnąłem) jest szaro i ciemno. Wszędzie są zasłonięte okna. Za oknem słyszę rozmawiających ludzi. Mówię na głos
- Czy to jest oobe?
Wykonuję ruch ręką i udaje mi się wypchnąć kulę światła, która leci przez mieszkanie, by potem zgasnąć. Próbuję to powtórzyć, nie udaje mi się. Gdy wstaje z łóżka słyszę szelest, widzę w kącie pokoju Slendermana, krzyczy, jest cały najeżony. Biegnie w moim kierunku, ja się wycofuję. Czekam, aż sobie pójdzie, jednak bezskutecznie. Zaczynam się obawiać, czy jest jakimś demonem z zza światów. Próbuję wrócić do "ciała", (które mocno przypominało manekin) leżę na nim. Zamykam i otwieram oczy, połowę mojego obrazu wypełnia "rzeczywistość", w której jest jasno i widzę jakby inne łóżko, a druga połowa obrazu to dalej jest ten senny świat. Próbuję wcisnąć się do ciała, nie wiem jak się obudzić. Slenderman mija przejście do pokoju, rozgląda się, ja tylko mam nadzieję, że mnie nie widzi. Nagle patrzy w moim kierunku, otwiera usta i krzyczy, rzuca się na mnie, a ja się budzę.
Ogólnie jest dobrze. W samym LD było łatwo mi się utrzymać, badałem stabilność snu i poczucie zanurzenia, które były przyzwoite. Poza spadkami świadomości chociażby podczas tego obrzędu z kominiarką, jest okej. Ten obrzęd to nie było to czego poszukiwałem, szukałem czegoś mistycznego, a to była tylko senna fabuła narzucona przez luźne skojarzenie z kominiarką. Trzy rzeczy mi się spodobały - książka, karton z animowanymi obrazkami (te obrazki były na prawdę ciekawe) oraz końcówka LD z "oobe". Oobe to nie było, myślę, że zwykłe LD, ale poczułem delikatny dreszczyk w trakcie tego snu. Trochę niepotrzebnie uciekam przed sennymi postaciami, ale one zawsze mnie gonią i atakują...