Wczorajszy poranny sen był strasznie spłycony przez gorąc w pokoju. Po przebudzeniu już o piątej rano miałem kłopoty z dalszym snem mimo zmęczenia ale nie dawałem z wygraną i próbowałem dalej. Wpadły dwa LD, ale opiszę jeden.
Uświadomiłem się spontanicznie idąc za swoimi kolegami na nieznanym mi osiedlu. Od wpadła myśl: "to jest sen". Ładna słoneczna pogoda. Nic specjalnego.
Gdy tylko zrobiłem TR projekcje znajomych obróciły się do mnie i stały mi się wrogie. Było widać to po ich twarzach
Zatrzymałem się, bo wiedziałem co zaraz będzie się święcić. Zacząłem cofać się do tyłu, a brat automatycznie i agresywnie złapał mnie za rękę. Reszta próbowała mnie zagadać:
-"chodź z nami", "nie zatrzymuj się" itp...
Odgoniłem się od nich, a oni ruszyli za mną całą grupą. Od początku chodzenie sprawiało mi pewne problemy, więc ruszałem się ślamazarnie i czułem, że projekcje mnie doganiają. W biegu robiłem TR'y i krzyczałem "wszystko jest okej"...''wszystko jest okej" oczywiście słowa wypowiadałem z wiarą i dobrym nastawieniem.
Pomogło
Sen zyskał na jakości, a ja na mobilności.
Bieg okazał się nieskuteczny, więc musiałem ratować się lotem. Udało się za pierwszym razem ale projekcje poleciały za mną. Wyleciałem wysoko zostawiając osiedle daleko za sobą tak, że że stało się niewidoczne. Po chwili widzę, że znajomi odpuszczają i zostaję sam wśród tak gęstych chmur, że nie widać słońca tylko pomarańczowe refleksy.
Poleciałem dalej ale ten lot był chyba połączony z teleportem, bo znalazłem się w strasznie dziwnym miejscu.
Przypominało to ogromny, pusty pokój zabaw, który sięgał daleko po horyzont. Dzieci często mają takie spore gumowe maty z różnymi kolorami i wzorami, które da się składać jak puzzle. To miejsce było właśnie z nich zrobione. Stałem na jakiejś platformie i rozglądałem się dookoła. Wszędzie te maty o rozmaitych kolorach i kształtach. Kuło to aż w oczy i ciężko się było połapać w terenie, bo wszystko się zlewało. To miejsce jest przyciemnione, ponieważ niebo było ciemnopurpurowe z dziwnymi wyładowaniami elektrycznymi i czarnymi chmurami. Zresztą w tym miejscu jest coś dziwnego i mrocznego podobnie jak w przypadku klaunów
Wszędzie te maty i platformy. Zero ludzi czy roślinności.
Zleciałem na dół, rozejrzałem się wokół. Zobaczyłem kilka korytarzy i wleciałem w pierwszy lepszy. Nic szczególnego nie napotkałem, więc się zatrzymałem. Zobaczyłem stolik. Oczywiście wykonany z mat, którego barwa komponowała się ze ścianą, więc był ledwie dostrzegalny. Uwagę moją skupił piórnik który na nim był. Chodzi mi o taki dziecinny piórnik-jeżyk w który wpinało się flamastry, kredki i długopisy. Podszedłem bliżej i wpatrywałem się przez dłuższy czas, aż obraz po bokach zaczą się rozmazywać a piórnik "wsysać" mnie do środka
To mu się udało. Znalazłem się w środku tego piórnika tylko, że ten piórnik stał się miastem, a ja stałem po środku alejki która była zwyczajnie przerwą między igiełkami. Flamastry, kredki i reszta zaś były ogromnymi drapaczami chmur różnych wielkości. Coś w stylu Nowego Jorku tylko wywalić wszystkie wieżowce, budynki i powstawiać przybory szkolne rozmaitych kolorów. Z barw dominował róż, a niebo zaś było identyczne jak w poprzedniej lokacji
Tyle...niedługo później się wybudziłem. Wpadło jeszcze jedno LD po fałszywym przebudzeniu, ale nic szczególnego w nim nie było. Strasznie chaotyczne, bez kontroli i płytkie.