30-09-2017, 15:11
Chętnym do czytania polecam przygotowanie sobie kawki bo wpis będzie rozbudowany.
Istnieje ten koncept istot żyjących w świecie snu, w LD, OOBE, podczas medytacji, ogólnie doświadczając odmiennych stanów świadomości. Istoty te są nazywane na różne sposoby, "Przewodnicy", "Niefizyczni przyjaciele", "Moje Najwyższe Ja", "Nad-świadomość". Krąży to w szeregach ludzi którzy badają sny już od dawna i jest to temat który obecnie wzbudza moje największe zainteresowanie, ale... również największe wątpliwości. Po kolei. Na początku zacznę od streszczonego opisu sytuacji na których chciałbym bazować resztę swoich przemyśleń:
1: Pierwsza sytuacja miała miejsce gdy miałem około 10-14 lat. Dokładnej daty nie pamiętam, minęło już zbyt dużo czasu. Był to zwykły sen, bez świadomości, ale sytuacja która miała w nim miejsce werżnęła mi się w pamięć i nie wyjdzie z niej do końca życia. Leżałem w czymś podobnym do metalowej wanny, po szyję zanurzony byłem w jakiejś białej, świetlistej cieczy a dookoła tej "wanny" stał krąg również świetlistych istot. Znacząca większość, a może nawet wszystkie te istoty to były kobiety. Widziałem tylko ich sylwetki. Jedna z nich kucała obok i po prostu trzymała mnie za dłoń. Nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że czułem się w tym momencie tak niesamowicie, że jest to nie do opisania. Gorące dreszcze, przeszywające całe ciało. Gotująca się energia, wewnątrz mnie, rozsadzająca mnie od środka. Na jawie zrozumiałem, że jestem w stanie to uczucie odtworzyć. Muszę wyrwać się ze snu, zaspany udać się do łazienki bądź kuchni i włożyć dłonie pod gorącą wodę z kranu. Dreszcze które to wywołuje są podobne do tego czego doświadczyłem we śnie ale jest to jedynie ułamek, 1/1000 tego co czułem w tamtym śnie.
2: Druga sytuacja, już będąc w LD. Zwiedzałem miejsce w którym odzyskałem świadomość i znalazłem wyrwę w ścianie zza której biło światło. Wleciałem do środka żeby to zbadać. Wtedy, poczułem się jakbym został obdarty ze wszystkich umiejętności jakie posiadam we śnie i upadłem na kolana. Nie byłem w stanie już wzbić się wyżej, oderwać od podłogi. Pomieszczenie w którym się znalazłem było oślepiająco jasne. Wszędzie było światło. Nie widziałem kompletnie nic. Po krótkiej chwili poczułem, że razem ze mną w tym pomieszczeniu jest ktoś jeszcze i powoli zmierza w moim kierunku. Nie czułem strachu, tylko ciekawość. Wtedy ta istota uklękła naprzeciwko mnie i mnie objęła. Ponownie, te same dreszcze które sprawiły, że poczułem się totalnie otwarty, na wszystko, 100% ufność której nigdy nie doświadczyłem na jawie, uczucie przenikliwej paraliżującej miłości. Najciekawszy jest fakt, że w momencie trwania tej sytuacji, byłem za nią gotów oddać własne życie. Pomyślałem wtedy: "Chce żeby tak już zostało, chce żeby to trwało wiecznie."
3: Najświeższe wydarzenie, z 26 czerwca tego roku. Będąc w LD, na otwartym polu, z niecierpliwości zacząłem krzyczeć na cały głos: "MTJ (Tak, ten skrót, czytałem książkę D. Sugiera), gdzie jesteś?!". Poczułem, że moje pytanie poniosło się z wiatrem, zupełnie jakbym chciał żeby przeszyło ono sen na wylot. Nie było ono jednak wypełnione jakąkolwiek agresją, było po prostu dosadne w swoim przekazie ale nie oczekujące odpowiedzi. Jakkolwiek dziwnie to brzmi. Wtedy, w mojej klatce piersiowej rozbrzmiały takie słowa: "Jestem tutaj." Był to głos w połowie męski, w połowie kobiecy, słowa te poczułem w sobie, wibrowały wewnątrz mnie. Poczułem drżenie. Wiem, że w LD można tworzyć również takie sytuacje ale moje zmysły podpowiedziały mi, że to nie był wytwór mojej wyobraźni. Czułem, że te słowa napłynęły "spoza mnie". Poczułem radość i zapytałem żeby się upewnić: "Czy to na pewno TY?", nie uzyskałem już na to żadnej odpowiedzi. Obudziłem się bardzo zadowolony, uśmiech cisnął mi się na usta. ALE...
...teraz zaczyna się właśnie wątpliwość. Po wybudzeniu z tego snu i po przetrawieniu wszystkiego na spokojnie, doszedłem do wniosku, że był to tylko i wyłącznie zwykły sen, że był w całości wyreżyserowany przeze mnie. Na tym polega mój największy problem. Wszystko konfrontuje ze swoim logicznym umysłem. Jeżeli coś jest dla mnie nielogiczne, mocno traci na wiarygodności. W mojej głowie cały czas trwa konflikt pomiędzy tym czego doświadczam w snach, pomiędzy świadomością tego, że żyję w świecie którego powstania nie potrafię wytłumaczyć a tym, że powinienem się kierować logiką bo wszystko to co nielogiczne nie ma prawa istnieć. To samo tyczy się "Przewodników". Skąd mam mieć pewność, że wszystko to co opisałem wyżej nie jest wytworem mojego własnego umysłu? Sny bywają tak kuriozalne, tak pomieszane i odrealnione, że wytworzenie w nich czegoś co zdaje się żyć własnym życiem nie jest wcale takie nieprawdopodobne. Nie o to mi chodzi, to mnie nie satysfakcjonuje. Super, że mogę kreować własny sen ale to za mało. Pragnę dowodu który uświadomi mi, że Przewodnicy to realni mieszkańcy snu którzy są poza moją kontrolą. Czy jest tutaj na tym forum chociaż jedna osoba która jest w stanie w pełni szczerze, otwarcie i bez cienia wątpliwości stwierdzić, że nawiązała w snach kontakt z tymi istotami i nie był to kontakt "ustawiony"?
Jest jeszcze jedna sytuacja która mocno mnie zastanawia, ale nie chce żeby wpis był za długi. Poczekam aż może rozwinie się dyskusja i jeżeli będzie odpowiednia chwila to o tym też opowiem. Mam również nadzieje, że temat jest w odpowiednim dziale. Nie lubię robić zbędnego zamieszania.