9 maja 2020
-Tata, mam obe! - uradowana wleciałam do kuchni, ostentacyjnie lepiąc się do sufitu. Było mrocznie, bardzo ciemno, co oznaczało pierwszą fazę REM. (To się później potwierdziło, o trzeciej obudziłam się po raz drugi, za pierwszym nie chciało mi się sprawdzać godziny). Podłoga była dziwnie pofalowana, złożona z płytek, które trzeba było podlewać.
Udałam się do swojego pokoju. Cieszyłam się, że mogę się zapoznać z nowym podręcznikiem do polskiego dla II kl. szkoły podstawowej. Zawierało opowiadanie, którego bohaterka cierpiała na autyzm. Autorką była jakaś Porazińska, czy tam Papuzińska. Zaburzona dziewczynka próbowała odrobić pracę domową. Tworzony przez nią tekst był pełen agramatyzmów, zawierał dziwne zlepki sylab, dziwaczne słowo-twory. Nic z tego przekazu nie zrozumiałam, ale obrazował problemy z komunikacją i odrabianiem lekcji.
Znalazłam się w dużej sali, nie wiedziałam, czy to rozpoczęcie roku, zakończenie, czy może wykład. Okazało się, że połowę wspomnianego wyżej podręcznika zajmuje "Słownik mistycznych symboli". Gdy to się wydało, połowa zebranych opuściła salę (osoby o nazwiskach zaczynających się na litery z drugiej połowy alfabetu). Pod hasłem "Autyzm" znajdował się obrazek z rudą dziewczynką, prawdopodobnie tą z opowiadania.
Poczułam, że coś mi przeszkadza w ustach. Wyrwałam sobie zęba, ale nadal było coś nie tak. W pysku miałam dużo czegoś suchego, nie wiedziałam, czy to otręby, czy może coś innego.
Opuściłam salę. Próbowałam przepłukać jamę ustną wodą, ale nie wiedziałam, gdzie ją wypluć. Wrzuciłam do ulicznego kosza zafoliowany papier toaletowy, 1 rolkę. Zadzwoniła moja komórka. Odebrałam i słyszałam, jak mamy koledzy z pracy się śmieją ze mnie, że szukam pracy za 2600 zł.
Na schodach koło bloku leżały modelki w szpilkach. Również nie były zadowolone z wysokości swoich zarobków.
Obudziłam się, prawdopodobnie koło pierwszej. Tą suchą rzeczą w moim pysku był mój własny język. W pomieszczeniu było za gorąco.
Usnęłam ponownie. Byłam w wydziałowej bibliotece i pracowni komputerowej. Potrzebowałam prezentu na urodziny. Pomyślałam, że wyniosę z czytelni pisma "Bravo" i "Bravo Girl". Był tam też "Playboy", ale zostawiłam go. Spotkałam pana z małą Murzynką, na oko 10-letnią. Powiedział, że z powodu sepsy spędziła 10 dni w szpitalu i straciła mowę. Na półce stały pudełka z życzeniami urodzinowymi oraz szuflada konfetti.
Jechałam na rowerze bez kierownicy. Jakieś laski powiedziały mi "cześć", ale nie zareagowałam. Zastanawiałam się, czy mama załatwi małpkę do wznoszenia toastów.
Sen był dość przygnębiający.