28-01-2018, 22:49
Witam.
Dziękuję za to że odwiedziłeś/aś ten temat, postaram się wszystko wyjaśnić, od początku do końca (z góry przepraszam za dziwactwo w tej wypowiedzi).
Zacznijmy od ogólnego przedstawienia mojego świata snów:
Od małego miałem sny, które były nie do zrozumienia dążąc drogą logiki i sensu... W świecie rzeczywistym jestem typem "samotnika" co ogranicza moje przeżycia. Symbolizm, zabójstwa z mojej ręki (nawet tych których kochałem), śmierć (często brutalna), przejawy strachu, czasami nostalgia- te czyny i uczucia towarzyszyły mi odkąd pamiętam... Jednak w ostatnim czasie kolej rzeczy się zmieniła.
Kilka dni temu miałem sen, byłem w jakimś autobusie z bodajże moją klasą (nikogo tam nie znałem), wyszedłem i ujrzałem czerwone jak krew niebo i czarne chmury, nie było widać chociażby poszlaki słońca. Wszedłem wtedy do autobusu innej klasy (oczywiście poczucie przestrzeni w snach u mnie nie istnieje), gdzie tuż za drzwiami było coś w rodzaju klubu, a raczej klimat spotkania znajomych gdzie wszystko otaczało różowe światło. Zobaczyłem tam dziewczynę, w życiu jej na oczy nie widziałem chociaż w śnie poczułem ogromny napływ... przyjaźni, po czym ona podeszła, podała mi z szerokim uśmiechem rękę. Wiedziałem, że ma na imię lub pseudonim "Nana", czułem do niej szczerą miłość a ona wyglądała jakby to odwzajemniała. Dała mi jakiś rodzaj deseru, to był pierwszy mój sen w którym czułem smak.
Wyhaczyła mnie wtedy piękna dziewczyna o blond włosach, która była w złych stosunkach z ww. Naną, wzięła mnie za rękę i pobiegła, druga dziewczyna opuściła wzrok i odeszła. Z blond dziewczyną wpadłem w relacje seksualne, nie byłem do tego chętny ale po chwili straciłem poczucie wartości i kontynuowałem stosunek. Ta dziewczyna zaczęła płakać i krzyczała żebym przestał.
Obudziłem się i zamiast podniecenia poczułem ogromną tęsknotę, żal, nostalgię i ogromny smutek, te uczucia doskwierały mi aż do następnej nocy, gdzie wszystko się pogorszyło.
W następnym śnie znalazłem się na pustkowiach osianych trawą i wielkim pół martwym drzewem na którym powiewało zaledwie kilka liści, niebo i wtedy było czerwono- czarne, lecz biło od niego każdym złym uczuciem jakie jest mi znane... Po chwili usłyszałem zdeformowany głos mówiący "Czym Ty jesteś?" "Kim ty się stałeś?" (agresja i rozczarowanie niosły mi te pytania z narastającym tonem)...
Po czym nadszedł najgorszy moment.
Zacząłem się zapadać pod ziemię i przeniosło mnie w "inny wymiar?" gdzie zobaczyłem rzeczy z prawdziwego świata, sytuacje których żałuję, których się wstydzę... Widziałem to, czego nie powinienem robić ale zrobiłem, narastające poczucie terroru, wstydu i goryczy pogarszał stan rzeczy i głos który zainicjował wszystko zaczął na mnie krzyczeć obelgi, mówił mi coś co faktycznie zrobiłem i o czym chciałem zapomnieć. Ostatni krzyk tego czegoś głosił... "JESTEŚ NIKIM"
Ponownie znalazłem się na tym pustkowiu, w śnie już płakałem i błagałem żeby się to już nie powtórzyło, że wystarczy. Lecz teraz sytuacja była inna...
Pod drzewem stała dziewczyna o tajemniczym wyglądzie, ubranie miała jak normalna dziewczyna. I zamiast pytać mnie tak jak zdeformowany głos powyżej "Czym ty jesteś?" "Kim ty jesteś?" zapytała mnie ze spokojnym głosem "Czym chcesz być?" "Kim chcesz być?", na co ja odpowiedziałem że nie mam ochoty żyć (spokojnie, nie zamierzam się zabić), chcę wszystko i wszystkich zostawić i uciec. Na co mi odpowiedziała:
"Nawet najgorszy żywot jest w stanie zmienić świat na dobre."
Odetchnąłem z ulgą, byłem pewien że zaraz wyjdę spokojnie... Podszedłem do tej dziewczyny, jej twarz i skóra zrobiły się fioletowe, wyglądała na strasznie zdenerwowaną i z jej nienaturalnie otwartych ust pojawił się ten okropny głos co wcześniej, krzyczał niezrozumiałe wyrazy, wszystko było takie szybkie i straszne a nagle... Ciemność
I głos tej spokojnej na początku dziewczyny mówiący:
"Zło to nie jest nic innego jak obojętność."
I sen się skończył. Tak jak w przypadku pierwszego snu czułem nostalgię... Jakbym tam był w rzeczywistości, jakbym znał te dziewczyny, czuję tęsknotę i żal, straciłem "poczucie wartości", od kilku dni czuję się jak życiowy wrak, kiedy przypominam sobie o tym duecie sennym łza mi się w oku kręci... Czuję się okropnie.
Dlatego tutaj napisałem, w ostatnim czasie (wcześniej od tych) miałem dziwne sny które mogły być wprowadzeniem. Mam nadzieję że ktoś to przeczyta i pomoże mi odnaleźć znaczenie kryjące się za tymi wizjami.
Jeśli przeczytałeś/aś to proszę, skomentuj, powiedz co myślisz...
Dziękuję.
Dziękuję za to że odwiedziłeś/aś ten temat, postaram się wszystko wyjaśnić, od początku do końca (z góry przepraszam za dziwactwo w tej wypowiedzi).
Zacznijmy od ogólnego przedstawienia mojego świata snów:
Od małego miałem sny, które były nie do zrozumienia dążąc drogą logiki i sensu... W świecie rzeczywistym jestem typem "samotnika" co ogranicza moje przeżycia. Symbolizm, zabójstwa z mojej ręki (nawet tych których kochałem), śmierć (często brutalna), przejawy strachu, czasami nostalgia- te czyny i uczucia towarzyszyły mi odkąd pamiętam... Jednak w ostatnim czasie kolej rzeczy się zmieniła.
Kilka dni temu miałem sen, byłem w jakimś autobusie z bodajże moją klasą (nikogo tam nie znałem), wyszedłem i ujrzałem czerwone jak krew niebo i czarne chmury, nie było widać chociażby poszlaki słońca. Wszedłem wtedy do autobusu innej klasy (oczywiście poczucie przestrzeni w snach u mnie nie istnieje), gdzie tuż za drzwiami było coś w rodzaju klubu, a raczej klimat spotkania znajomych gdzie wszystko otaczało różowe światło. Zobaczyłem tam dziewczynę, w życiu jej na oczy nie widziałem chociaż w śnie poczułem ogromny napływ... przyjaźni, po czym ona podeszła, podała mi z szerokim uśmiechem rękę. Wiedziałem, że ma na imię lub pseudonim "Nana", czułem do niej szczerą miłość a ona wyglądała jakby to odwzajemniała. Dała mi jakiś rodzaj deseru, to był pierwszy mój sen w którym czułem smak.
Wyhaczyła mnie wtedy piękna dziewczyna o blond włosach, która była w złych stosunkach z ww. Naną, wzięła mnie za rękę i pobiegła, druga dziewczyna opuściła wzrok i odeszła. Z blond dziewczyną wpadłem w relacje seksualne, nie byłem do tego chętny ale po chwili straciłem poczucie wartości i kontynuowałem stosunek. Ta dziewczyna zaczęła płakać i krzyczała żebym przestał.
Obudziłem się i zamiast podniecenia poczułem ogromną tęsknotę, żal, nostalgię i ogromny smutek, te uczucia doskwierały mi aż do następnej nocy, gdzie wszystko się pogorszyło.
W następnym śnie znalazłem się na pustkowiach osianych trawą i wielkim pół martwym drzewem na którym powiewało zaledwie kilka liści, niebo i wtedy było czerwono- czarne, lecz biło od niego każdym złym uczuciem jakie jest mi znane... Po chwili usłyszałem zdeformowany głos mówiący "Czym Ty jesteś?" "Kim ty się stałeś?" (agresja i rozczarowanie niosły mi te pytania z narastającym tonem)...
Po czym nadszedł najgorszy moment.
Zacząłem się zapadać pod ziemię i przeniosło mnie w "inny wymiar?" gdzie zobaczyłem rzeczy z prawdziwego świata, sytuacje których żałuję, których się wstydzę... Widziałem to, czego nie powinienem robić ale zrobiłem, narastające poczucie terroru, wstydu i goryczy pogarszał stan rzeczy i głos który zainicjował wszystko zaczął na mnie krzyczeć obelgi, mówił mi coś co faktycznie zrobiłem i o czym chciałem zapomnieć. Ostatni krzyk tego czegoś głosił... "JESTEŚ NIKIM"
Ponownie znalazłem się na tym pustkowiu, w śnie już płakałem i błagałem żeby się to już nie powtórzyło, że wystarczy. Lecz teraz sytuacja była inna...
Pod drzewem stała dziewczyna o tajemniczym wyglądzie, ubranie miała jak normalna dziewczyna. I zamiast pytać mnie tak jak zdeformowany głos powyżej "Czym ty jesteś?" "Kim ty jesteś?" zapytała mnie ze spokojnym głosem "Czym chcesz być?" "Kim chcesz być?", na co ja odpowiedziałem że nie mam ochoty żyć (spokojnie, nie zamierzam się zabić), chcę wszystko i wszystkich zostawić i uciec. Na co mi odpowiedziała:
"Nawet najgorszy żywot jest w stanie zmienić świat na dobre."
Odetchnąłem z ulgą, byłem pewien że zaraz wyjdę spokojnie... Podszedłem do tej dziewczyny, jej twarz i skóra zrobiły się fioletowe, wyglądała na strasznie zdenerwowaną i z jej nienaturalnie otwartych ust pojawił się ten okropny głos co wcześniej, krzyczał niezrozumiałe wyrazy, wszystko było takie szybkie i straszne a nagle... Ciemność
I głos tej spokojnej na początku dziewczyny mówiący:
"Zło to nie jest nic innego jak obojętność."
I sen się skończył. Tak jak w przypadku pierwszego snu czułem nostalgię... Jakbym tam był w rzeczywistości, jakbym znał te dziewczyny, czuję tęsknotę i żal, straciłem "poczucie wartości", od kilku dni czuję się jak życiowy wrak, kiedy przypominam sobie o tym duecie sennym łza mi się w oku kręci... Czuję się okropnie.
Dlatego tutaj napisałem, w ostatnim czasie (wcześniej od tych) miałem dziwne sny które mogły być wprowadzeniem. Mam nadzieję że ktoś to przeczyta i pomoże mi odnaleźć znaczenie kryjące się za tymi wizjami.
Jeśli przeczytałeś/aś to proszę, skomentuj, powiedz co myślisz...
Dziękuję.