1. XII
16:30
Bolała mnie głowa, wziąłem tabletkę i poszedłem spać.
Sen:
Jestem w jakimś pradawnym lesie, dookoła roztaczają się lekkie wzniesienia, a na ich zboczu rosną olbrzymie drzewa. Rozglądam się tak po tym świecie, kiedy naglę zdaję sobie sprawę, że patrzymy sobie prosto w oczy. Ja i 10 metrowy pterodaktyl. Zaniepokoiło mnie to trochę, więc zacząłem się wycofywać. Niestety - za późno, skrzydlate monstrum już się do mnie zbliża, rozpędzając się z każdym ruchem. Czuję ciężkość na plecach, obracam głowę, a tam jet-pack
Teraz to już wiedziałem co mam robić. Odpalam silniki i wzbijam się w powietrze. Olbrzymi ptak za mną, zaczyna się dramatyczny pościg. Lecę między drzewami, to zaś wzbijam się wysoko w górę, ciągle odwracają się raz po raz. Pterodaktyl cały czas siedzi mi na plecach...
...budzę się.
Czuję się bardzo zmęczony, oczy same mi się zamykają. Nie wiem która jest godzina, ale jest już całkowicie ciemno na dworze, nie chce mi się dokładnie sprawdzać. Leżę dalej, zaczynają się pojawiać hipnagogie słuchowe. Moje ciało jest bardzo ociężałe, przechodzi przeze mnie fala energii. Myślę sobie - Oho, paraliż się zbliża. Niestety byłem strasznie niewygodnie ułożony. Szczęka była pod tak dziwnym kątem, że autentycznie zaczęły mnie boleć od nacisku przednie zęby. Paraliż dotarł już prawie do głowy, nie wytrzymałem i się oswobodziłem. Myślę sobie, "szit, tyle czekałem a teraz zmarnowany...". Aż tu nagle, czuję następną falę. Tym razem o wiele mocniejszą, szybko opanowała całe moje ciało. Chwila nie minęła, a tu nagle, sru! Odcięło mnie prawie natychmiast, od świata zewnętrznego, tak jakby coś mnie wsysnęło... Widzę ciemność, czekam tak chwilę i... cofka, znowu w ciele ;/
Wstaję do pozycji siedzącej, poprawiam poduszkę. Ku mojemu zdziwieniu, nadal mam omamy wzrokowe O_o, latają mi przed oczami jakieś wzorki, abstrakcyjne kształty. Dobra, teraz to już przesada... czuję, że znowu nadchodzi paraliż (w pozycji pół siedzącej ?!). Jak na hardkora przystało, poddaję się mu i staczam się na podłogę. Czuję twardość podłoża. Po chwili, prawie od razu mnie wciąga, tak jak poprzednio. Kolejny raz widzę nieprzeniknioną ciemność. Dobra, myślę, tej szansy nie zmarnuję. Zaczynam wizualizować sobie jakieś miejsce, padło na dworzec pkp (nie pytajcie się mnie skąd mi to przyszło do głowy, sam jestem zdziwiony). Kształty budynków, wydają się być coraz bardziej wyraźne, wizualizacja nie jest już potrzebna, podświadomość przejęła pałeczkę i zaczyna sama ładować tekstury (że się tak wyrażę
. Podchodzę do jakiegoś Azjaty, witam się z nim. Coś mi tu nie gra, coś jest nie tak... grafika wygląda na taką prosto z GTA IV. (WTF ?!) Wpadłem na genialny pomysł, zacząłem pocierać rękami. Poprawił się trochę kontrast, ale to wciąż nie było to. Wtem, stoi przede mną, na środku chodnika wysoki na 1 metr słup, a na nim pokrętło. Domyśliłem się do czego służy. Powoli obracam... #@&#% !!! To był dopiero piękny widok... Cały widnokrąg zmienia się w przepiękny świat a'la Pandora z Avatara. Przechadzam się polaną, podziwiam widoki. Oczom nie wierze, ale za wzgórzem na polanie, wyłania się ten sam pterodaktyl, który mnie ścigał niedawno
Pomyślałem, fajnie będzie się z nim pościgać, powkurzam go trochę
Wzbijam się w powietrze, podlatuję do niego, a on za mną. Wymijam przeszkody, lecę coraz szybciej. Rozpędziłem się już do dosyć dużej prędkości, obraz zaczynał mi się rozmazywać, niestety jakbym utracił kontrolę, nic nie mogłem już z tym zrobić...
...budzę się.
A teraz największy zonk. Zamiast na podłodze, leżę sobie smacznie w łóżku
Mam taki mętlik w głowie, że nie wiem, czy to pierwsze przebudzenie było prawdziwe czy fałszywe
18:20
Wszystko trwało jeden cykl snu.