Katastrofy spod poduszki
#1
I
Zaczęło się niewinnie. Czekałem na autobus na przystanku, w centrum mojego miasta. Pogoda była że tak to ujmę ni w dupe ni w oko. Zwykły szary dzień...
Wiadomości przerwały wszystkie programy. Została nadana pilna wiadomość o zbliżającej się katastrofie. 'W kierunku Euroazji leci bomba atomowa o ogromnej sile rażenia'.
Na zachmurzonym horyzoncie, można było dostrzec lecący pocisk wyłaniający się nad blokami. Poruszała się zadziwiająco szybko. Zaraz była nad centrum i wszyscy ją zauważyli. Pierwsza jednak wybuchła panika. Nie daleko przystanku były schody wiodące do przejścia podziemnego. Tam miałem szanse na przeżycie. Zerwałem się do biegu. Rakieta kierowała się na Rosję. Przed chwilą była nad moją głową ale mknęła po nieboskłonie niczym piorun. Byłem zaledwie kilka kroków od schronienia kiedy poczułem falę uderzeniową na plecach. To był mój koniec. Moje ciało umarło. Jednak to nie był koniec snu. Nie straciłem świadomości, nie czułem bólu. Unosiłem się powoli do góry. Miałem świadomość tego że umarłem. Nie czułem żalu, nie czułem nic. Jedyne co mi pozostało to ciekawość. Ciekawość jak tam jest...
II
Ocean był jaki był. Błękitny, ogromny i niósł na plażę nieustający wiatr. Szedłem promenadą ze swoją córką. Wszyscy byli beztroscy i uśmiechnięci jak to na wakacjach. Nagle na błękitnym niebie pojawiła się wielka skała. Meteoryt? Kometa? Nie wystraszyłem się. Wziąłem córkę na ręce i zwróciłem jej uwagę na zjawisko. Wiedziałem że miał uderzyć daleko od nas. Gdzieś w okolice Maroka. Tak wynikało z jakichś danych podawanych w wiadomościach. Niestety wiadomości się myliły. Meteor był ogromny, leciał majestatycznie na tle niebieskiego nieba nie zostawiając za sobą żadnej smugi. Jednak był za blisko. Wiedziałem, że zaraz uderzy w ziemię. Pobiegłem z córką na rękach w przeciwnym kierunku. Ucieczka była, krótka bo zaraz nastąpił wybuch. Zasłoniłem pierworodną ciałem by uchronić ją od fali uderzeniową...
Wszystko dookoła było zniszczone. Molo obok nas się rozpadło. Jednak my przeżyliśmy...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#2
Dwa sny o identycznym motywie. Obstawiałbym, że jest to odbicie zainteresowania wydarzeniami militarnymi ostatnich czasów. Czy przed tymi snami nie uderzyła cię jakaś informacja w wiadomościach właśnie?
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#3
Pierwszy sen śnił mi się bardzo dawno temu ale będę go pamiętał do końca życia. Nie mam pojęcia czym był spowodowany. Co do drugiego śnił mi się nie dawno. Co ciekawe kilka dni po tym śnie usłyszałem o meteorze w Czelabińsku. Może jakiś sen proroczy? :P Nie wykluczone że gdzieś mi się obiło o uszy i podświadomość zakodowała.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#4
Ja też miałem kiedyś bardzo podobny sen, też o meteorze. Przypomnij sobie, czy z tego snu nie obudziło cię coś w momencie wybuchu.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#5
Dzisiaj zrelacjonuję wam sen z mojego dziennika, który można przypisać do kategorii katastrof. Mam nadzieje, że podzielicie się ze mną kilkoma uwagami na jego temat. No to zaczynamy.

III
Jakiś chłopak przepowiedział katastrofę.
Na oceanie szalał huragan a ja płynąłem łodzią podwodną. Nikt jednak nie obawiał się tego zjawiska atmosferycznego. Z jakichś obliczeń wynikało, że nie stanowi ono dla nas zagrożenia. Płynęliśmy dalej obserwując trąbę powietrzną tańczącą na powierzchni wody. Nagle pojawił się drugi huragan. Ten jednak zrodził się tuż obok nas. Nie mieliśmy najmniejszych szans wybronić się z katastrofy. Łódź została wyrwana z wnętrza oceanu. Dwie trąby jakby zaczęły tańczyć ze sobą. Na powierzchni zrodził się totalny chaos, który nagle zgasł.
Na błękitnym niebie świeciło wiosenne słońce. Tafla wody była płaska niczym powierzchnia lustra. Unosiliśmy się wpław. Cieszyliśmy się, że nic nam się nie stało. Nawet trochę drwiliśmy z tego, że tyle zamieszania a nic nikomu się nie stało.
Nagle niebo znowu zaszło granatowymi chmurami. Zrobiło się przeraźliwie ciemno. Z nieba uderzył w ocean potężny piorun. Pomyślałem wtedy, że to sam bóg wywołał to wyładowanie aby nas upomnieć. Zwrócić nam uwagę byśmy skromnie się cieszyli, że nikomu nic się nie stało a nie byśmy drwili z natury. Na szczęście to był tylko jeden grzmot upomnienia. Wszyscy przeżyliśmy i wydostaliśmy się na ląd.

Jestem pewien, że sen się wtedy nie urwał. Historia ciągła się dalej. Oczywiście nie miało to już nic wspólnego z katastrofą. Gdyby nie to że długopis mi się wypisał w trakcie spisywania snu może bym zapisał nieco więcej i więcej bym też zapamiętał. Jednak to co zapamiętałem wydaję się być ciekawe i dosyć symboliczne :).
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1