Brudnopis
#81
(20-08-2019, 18:51 )Isabela napisał(a): Fałszywe szczęście spowodowane odwróceniem uwagi od przykrych myśli poprzez silną koncentrację na ciele, jakimś powtarzalnym ruchu. Postrzegam to jako ogłupiające, zwierzęce.
A co w tym złego, że chcesz uciec od przykrych myśli i wyciszyć umysł?
Do tego jeszcze robisz coś pożytecznego dla organizmu...




Zresztą nie mówiłem konkretnie o bieganiu. 
Pisałem o szeroko pojętym wysiłku fizycznym. 
Wybór jest tak ogromny, że każdy na pewno znajdzie coś dla siebie ;) .



Poza tym... Jak nie chcesz ćwiczyć to nie.
Rób, co chcesz. 
Tylko się nie dziw, że potem tak organizm reaguje, a nie inaczej :P .
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#82
Nie mam czasu na wysiłek fizyczny. Wolę siedzieć przy kompie, wtedy mogę się porozumiewać z ludźmi.

(20-08-2019, 19:00 )Dreamer napisał(a): Zresztą nie mówiłem konkretnie o bieganiu. 
Pisałem o szeroko pojętym wysiłku fizycznym. 
Wybór jest tak ogromny, że każdy na pewno znajdzie coś dla siebie ;)

Zacytowany przez Ciebie fragment mojej wypowiedzi odnosi się właśnie do szeroko pojętego wysiłku fizycznego.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#83
Nie widziałem tego dużego posta :(

Można powiedzieć, że naturalnym etapem w życiu każdego człowieka jest zrywanie kontaktu z rodzicielami, szczególnie zaznaczone wobec matki. Słusznie jest to porównywane do odcinania pępowiny albo wyskakiwania z gniazda, ponieważ musi przebiec z pewną dozą bólu i pewnym ryzykiem. Zdrowa relacja z matką jest więc sztywna, ale krucha. Niestety w obecnej kulturze ogromna rzesza ludzi kultywuje niezdrową ścisłą i desperacką relację z dziećmi, co często kończy się tak jak odpisałem Kysowi. Bardzo często. Jednak może być i tak, że pępowina jest tak sztywna, że nie da się jej ściąć jednym ruchem, a trzeba mozolnie rwać. Nie każdy ma na to siłę, ale można to zrobić na spokojnie. Zgromadź najpierw rzeczy i potrzeby, które powinny być wyłącznie twoje i uniezależnij je. Dokumenty, konto bankowe, umowy i gwarancje, w tym samodzielny dostęp do instytucji ci potrzebnych ( własny lekarz, własny stomatolog, księgowy itd ). Najpierw nabądź umiejętności i wiedzę w zakresie tych powyższych ( co, gdzie i kiedy trzeba płacić, kontrolować itp ). Potem zastanów się jakich umiejętności samoopiekuńczych ci brakuje i ćwicz je pod okiem mamy ( gotowanie, pranie, ubiór, samochód itd ). To zazwyczaj najgorszy element, bo na tym etapie ostatnie czego się potrzebuje, to powrót do relacji mentorskich z rodzicem. Samodzielne mieszkanie jest ostateczną formą odcięcia pępowiny, ale absolutnie nie najważniejszą ! Możesz być samodzielna, zorganizowana i spokojna o swoją przyszłość jednocześnie mieszkając z rodzicami.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#84
W naturze żadne zwierzątko nie zatrzymuje młodych przy sobie. Dlaczego więc u ludzi rozwija się taka patologia? Czym można zastąpić relację z dzieckiem? Jakie potrzeby ona zaspokaja?
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#85
Intensyfikacja opieki przy zmniejszeniu liczby potomstwa to zdobycz ewolucyjna. Patologia rozwija się z lęku, który wydaje się być kosztem tempa cywilizacji. Większość przypadków nadopiekuńczości wynika jednak z nadmiernego poczucia zagrożenia i potrzeby ochrony dziecka. Do rzadkości należą przesłanki egoistyczne, związane z samotnością lub dominacją.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#86
19 sierpnia 2019

Ups, coś poszło nie tak. Wybudziłam się o 4.48 i chuj z dalszym spaniem. Usnęłam o szóstej i znów się spóźniłam. Znów się spóźniłam. Znów się spóźniłam. Kurwa, cholera.

Szesnaście godzin później. Godzina dwudziesta druga trzydzieści. Ledwo żyję, a przez otwarte okno wpada przeraźliwy krzyk dziecka, to trwa już kilka minut. Nie zamknę, bo w końcu przewietrzyć trza, nocą, gdy cała ta stęchła zupa w końcu opadnie. Tymczasem uszy krwawią, a serce zamienia się w ołowianą bryłę.
Nie da się uspokoić malucha. Ten płacz coś komunikuje, a nie że „dziecko pokrzyczy sobie i przestanie, one tak mają, nie wiadomo, o co im chodzi, to takie małe i głupie”. Ludzie decydują się z własnej woli na takie wrażenia. Nawet ciążę z gwałtu da się usunąć, wystarczy tylko chcieć. Ale nie, ważniejsze jest epatowanie miłością, poświęceniem, wyrzeczeniem się samego siebie. Stało się nieszczęście – doszło do zapłodnienia, trzeba to zaakceptować i już.
Wrzask i pisk rozrywa mi czaszkę. Nie ustaje. Tym gorzej, bo małe dzieci są okrutnie szczere w swoim cierpieniu, nie potrafią go jeszcze ukrywać, udawać że wszystko jest OK jak dorośli chorzy na depresję. To przecież mały człowiek, maleńka istota, która kiedyś dorośnie i również będzie musiała się zmierzyć z tą całą patologią. Przekaże dalej ziarno niespełnienia.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#87
Mój umysł więzi mnie, zarówno na jawie, jak i we śnie. Za dnia i w fazie REM można jeszcze odwrócić od niego uwagę, ale podczas NREMu zostaję z nim sam na sam. Boję się tej piekielnej otchłani.
W mojej podświadomości istnieją tylko moi rodzice i nikt więcej. Kiedy umrą, już nikt mnie nie będzie kochał, nikt nie będzie zwracał na mnie uwagi. W moim umyśle nie ma miejsca na innych ludzi, jest tylko smolista pustka, w której tonę. Nawet miłość mamy i taty (do siebie nawzajem i do mnie) nie była prawdziwa i bezwarunkowa, to tylko rodzicielski odruch umożliwiający przedłużenie gatunku.
Zostałam sama w swojej kamiennej samotni. Czas nie płynie, nie mam pojęcia, kiedy to przeminie. Brak mi cierpliwości, chcę stąd wyjść. To nie-miejsce jest tak surowe i bezlitosne. Tu nie wierzę w realność ciała, śmierć zaciska me dłonie na nieistniejącej szyi, duszę się. Ale zaraz, skoro nie mam formy, to za pomocą CZEGO odczuwam strach?
Kiedy się obudzę rano, nie będę nic z tego pamiętać. Spotyka mnie to każdej nocy, ale wszystko zapominam, gdyż w mózgu nie działają wtedy neuroprzekaźniki umożliwiające zapamiętywanie. Zresztą nawet pamiętanie snów jest trudne, a co dopiero tak pustego stanu...

I znowu dzień. Odlepiam plecy od kojącej powierzchni materaca. Wynurzam się spod kołdry dającej mi poczucie bezpieczeństwa, wyznacza przecież granice mojego bytu. Przez jakiś czas siedzę skulona na łóżku, po czym kładę się ponownie. Za jakiś czas to samo. Po kilkunastu minutach w końcu wstaję. Przekroczyłam już dozwoloną godzinę.
Po co mi ta mięsna otoczka? Ogranicza mnie. Czuję, że wszystko robię za wolno. Denerwuję się. Powinnam być szybsza. Ciało nie reaguje tak szybko, jakbym tego chciała. Rezultaty moich działań nie są widoczne z prędkością myśli albo chociaż scrollowania czy kliknięcia na jakiś link w sieci. Nie wiem, ile czasu powinny mi zajmować poszczególne czynności. Nie wiem, jak szybko płynie czas.

Wychodzę z domu. Boję się. Na zewnątrz są ludzie. Nie lubię, jak na mnie patrzą. Nie chodzi o to, że wstydzę się swojego wyglądu czy coś. Oni mnie widzą - a to oznacza, że wiedzą, że istnieję. Zauważają moją indywidualność. Dostrzegają moją jednostkowość. Nie podoba mi się to, chcę być wszystkim, a oni uważają mnie za coś odrębnego od ich bytu i wymuszają to samo na mnie. Niektórzy z nich nawet próbują wejść ze mną w interakcję. To jest najgorsze. Chcę być tylko obserwatorem, a nie czynnym uczestnikiem rzeczywistości. Wykonawcą. Robiącym. Sense of doership kłóci się z mistycznym oglądem świata. Dlatego tak trudno zadbać mi o siebie samą -siebie, czyli co? Niemrawy mięsny kloc, przez który płyną impulsy elektryczne. Kto albo co generuje tą elektryczność?
Za dużo myślę, zamiast zacząć działać.
Zauważyłam, że czasami łatwiej mi posprzątać czy ugotować, gdy robię to dla KOGOŚ. Swoje własne ciało natomiast ignoruję, jakby nie było dostatecznie warte uwagi. Nawet jak sobie coś robię, to zazwyczaj z myślą o mamie - ucieszy się, jak coś zjem.

Nieobecna w świecie, nieobecna w sobie. Widzę innych, ale dla siebie samej jestem niewidzialna. Niech ktoś inny zaopiekuje się moim ciałem. Nie wiem, jak w inny sposób można okazywać komuś miłość, niż poprzez robienie różnych rzeczy za niego, płacenie za niego itd.
Kiedy będę robić sama wszystko to, co powinnam w moim wieku, poczuję się niekochana. To bardzo bolesne. Dlatego tak bardzo boję się odejść od rodziców, porzucić ich, zostawić. Podejrzewam, że świat nie kończy się na mamie i tacie. Nie powinnam tak żyć, to głupie i upokarzające. Ale zamykam się na inne możliwości, gdyż wydają mi się zbyt fantasy, zbyt urojone. Związki męsko-damskie, seks, wypady na zakupy z koleżankami, kawa z przyjaciółką, kino, rolki, basen, imprezy (domówki, wyjścia do klubu, urodziny, śluby/wesela, chrzciny itp.), wyjazdy ze znajomymi - to wszystko to mit, kreowany przez Internet, telewizję, książki. Nawet jeśli te zjawiska naprawdę istnieją, to jestem pewna, że nie dają szczęścia, a jedynie ułatwiają przetrwanie, pozwalają na chwilę zapomnieć o bólu odłączenia od wszechobecnej wiecznej boskiej Jedności.

Ludzie, którzy wydają się najzdrowsi psychicznie, spełnieni, pozbierani, zaradni, życiowo, to zapewne ci, którzy stosują najefektywniejsze metody ucieczki przed cierpieniem, przed tym, co Nieświadome i co może w każdej chwili wychynąć z jakiejś dziury i wszystko zepsuć. Jestem zdania, że im bardziej poukładane życie, tym większy ból po stracie tego wszystkiego, na co się ono składało.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#88
O, Czerni, uwolnij mnie od splamień, oczyść z niedoskonałości moją duszę, uzdrów moje ciało.
Spraw, żeby znowu żyć mi się zachciało.
Sprowadź na mnie odżywczy sen, który jest mi do życia niezbędny jak tlen.
Usuń zmęczenie z mojej powłoki, wzmocnij me włosy i zrób mi loki.
Spraw, by moja skóra nabrała blasku, ale nie chcę się czuć w Tobie jak w potrzasku.
Wzmocnij miednicę, splot słoneczny, okolice mostka, spraw, by z pleców zniknęła każda krostka. Nareperuj wszystkie moje neurony, lecz nie pozwól, by mój umysł czuł się w Tobie uwięziony.
Napraw moje mięśnie, stawy i kości, poczęstuj mnie przy tym odrobiną błogości.
Odżyw moje tkanki mistyczną siłą, pragnę się poczuć naprawdę miło.
Wlej w moje ciało energię wigoru, lecz nie katuj mnie doznaniami jak z horroru.
Siadam sobie teraz w pozycji lotosu z zamiarem usłyszenia Twego głosu.
Zamykam oczy i patrzę na Ciebie, już za chwilkę poczuję się jak w niebie.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#89
Pioseneczka dla ciebie


[ ]
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#90
Piosenka nawet śmieszna, ale chyba nie jest ze mną aż tak źle, skoro przełamuję powoli różne blokady. Np. w tym roku spotkałam się z kolegą z internetu, choć zabierałam się do tego kilka miesięcy.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1