20-09-2019, 21:14
16.09
Była noc, chodziłem w ciemnicy po swoim domu. Bez szczególnej przyczyny zorientowałem się, że śnie.
LD
Z racji tego, że mój dom w nocy od zawsze jest miejscem akcji moich najgorszych&najlepszych koszmarów od razu przyspieszyło mi tętno i ani myślałem o wykorzystaniu świadomości tylko o jak najszybszym obudzeniu. Poszedłem do mojego pokoju, położyłem się na łóżku, zamknąłem oczy i skupiłem się najmocniej jak potrafiłem na wyjściu ze snu. Poczułem lekko jak gdybym wracał do swojego ciała w rzeczywistości, ale sen okazał się zbyt głęboki. Jak na razie nie działo się nic niepokojącego, uspokoiłem się trochę. Wbiegłem w ścianę. Tak jak się spodziewałem za nią była tylko pustka w którą powoli spadałem. Po chwili ku mojemu niezadowoleniu cofnęło mnie z powrotem do pokoju. Wybiegłem jeszcze raz i tym razem świat za domem pojawił się.
Był słoneczny dzień a ja wpadłem w metrową zaspę śniegu którym zasypane było całe moje podwórko. Nie utrudniał on jednak w ogóle poruszania się, był prawie tak mało gęsty jak powietrze. Na szczęście mój podjazd był odśnieżony. Cała atmosfera niepokoju znikła, ustałem w miejscu i pomyślałem, że teraz można cieszyć się świadomym snem. Rozejrzałem się dookoła. Na moim podwórku było pełno ulepionych ze śniegu postaci. Wszystkie stały nieruchomo oprócz dwóch figur które uprawiały sex. Od razu przypomniało mi się jakie możliwości oferuje świadomy sen. Następnie przypomniało mi się też, że dążenie do zaspokajania swoich potrzeb w moich ldkach zawsze kończy się absurdalnymi zdarzeniami-przeszkodami i przedwczesnym wybudzeniem. Pomyślałem, że więcej się na to nie dam i pierwszy raz postaram się pozostać jedynie w roli obserwatora. Nie zacznę też latać czym zawsze rozpoczynam swoje ld. Wyszedłem z mojego podwórka, na podjeździe czekał na mnie samochód. Nie wiem kto w tamtym momencie był kierowcą. Wsiadłem do samochodu na tylne siedzenie. Okazało się, że siedzę na lodowym foteliku, po kilkunastu sekundach zaczął odmrażać mi się tyłek i nogi. Skupiłem swoje myśli na wytworzeniu ciepła i stopiłem fotel. Zapiąłem pas, odjechaliśmy.
Jechaliśmy dłuższą chwile, zorientowałem się że siedzę teraz na przednim siedzeniu, była wiosna a kierowcą była moja mama. Ustaliśmy na parkingu obok sklepu, powiedziałem, że muszę iść kupić tabakę. Wyszedłem na chodnik, następnie do sklepu schodami w dół. Pomieszczenie wyglądało bardziej jak bar niż sklep, przy stole siedziało kilku mężczyzn którzy patrzyli na mnie bez słowa. Pomyślałem, że nie mogę za dużo o nich myśleć i przewidywać ich potencjalnie wrogich intencji wobec mnie, bo mój mózg zaraz faktycznie je zrealizuje. Odwróciłem się i powiedziałem pani na kasie że chcę tabakę typu 3C. Ewidentnie musiało mi się pomylić z ładowarką, w każdym razie nie miała takiej. Kupiłem jakąś inną, losową i jeszcze coś, nie pamiętam co. Wróciłem do samochodu. Jeździliśmy po mieście. Przyglądałem się miastu, w jaki sposób świat tworzy się i modyfikuje na moich oczach. Zacząłem rozmawiać o jakiś przyziemnych rzeczach z moją mamą, świadomość znowu mi odpływała. Obudziłem się.
Po tym śnie mogę stwierdzić, że totalny brak ingerencji w sen pozwala na dużo dłuższe jego utrzymanie (niewykluczone, że był to mój nadłuższy ld w życiu, niestety długo ociągałem się ze wpisem i dużo już mi umknęło, jednak pozornie krótko opisane fragmenty jazdy po mieście trwały naprawdę długo). Z drugiej strony trzeba być czujnym bo łatwiej o utratę świadomości gdy w śnie brakuje abstrakcyjnych działań, elementów.
20.09
Pamiętam tylko samą końcówkę snu. Byłem w jakimś wielkim, nowoczesnym mieście. Spostrzegłem się, że śnie. Wyjąłem pistolet trzymając go w obu rękach, posłużył mi on do unoszenia się w powietrzu. Leciałem tak i leciałem, kontrola lotu wychodziła mi znakomicie. Byłem przekonany, że to wszystko zasługa tego gnata, to on nadaję jakieś optymalne właściwości latania. Nagle przede mną wyrosło kilka betonowych ścian ustawionych w rządku. Nie było opcji na wyhamowanie, ale pomyślałem, że jeśli się tym nie przejmę i wyobrażę sobie jak przez nie przenikam to tak właśnie będzie. Udało się przez pierwsze trzy. Czwarta boleśnie zderzyła się z moją głową. Konkretnie zabolało, obudziłem się trzymając się za głowę. Po przebudzeniu wciąż czułem ból ale nie przejąłem się tym zbytnio i szybko zasnąłem z powrotem. I wychodzi na to że na prawdę w tamtym momencie zapierdoliłem w coś łbem bo mam dzisiaj takiego guza z prawej strony głowy że hej.
Była noc, chodziłem w ciemnicy po swoim domu. Bez szczególnej przyczyny zorientowałem się, że śnie.
LD
Z racji tego, że mój dom w nocy od zawsze jest miejscem akcji moich najgorszych&najlepszych koszmarów od razu przyspieszyło mi tętno i ani myślałem o wykorzystaniu świadomości tylko o jak najszybszym obudzeniu. Poszedłem do mojego pokoju, położyłem się na łóżku, zamknąłem oczy i skupiłem się najmocniej jak potrafiłem na wyjściu ze snu. Poczułem lekko jak gdybym wracał do swojego ciała w rzeczywistości, ale sen okazał się zbyt głęboki. Jak na razie nie działo się nic niepokojącego, uspokoiłem się trochę. Wbiegłem w ścianę. Tak jak się spodziewałem za nią była tylko pustka w którą powoli spadałem. Po chwili ku mojemu niezadowoleniu cofnęło mnie z powrotem do pokoju. Wybiegłem jeszcze raz i tym razem świat za domem pojawił się.
Był słoneczny dzień a ja wpadłem w metrową zaspę śniegu którym zasypane było całe moje podwórko. Nie utrudniał on jednak w ogóle poruszania się, był prawie tak mało gęsty jak powietrze. Na szczęście mój podjazd był odśnieżony. Cała atmosfera niepokoju znikła, ustałem w miejscu i pomyślałem, że teraz można cieszyć się świadomym snem. Rozejrzałem się dookoła. Na moim podwórku było pełno ulepionych ze śniegu postaci. Wszystkie stały nieruchomo oprócz dwóch figur które uprawiały sex. Od razu przypomniało mi się jakie możliwości oferuje świadomy sen. Następnie przypomniało mi się też, że dążenie do zaspokajania swoich potrzeb w moich ldkach zawsze kończy się absurdalnymi zdarzeniami-przeszkodami i przedwczesnym wybudzeniem. Pomyślałem, że więcej się na to nie dam i pierwszy raz postaram się pozostać jedynie w roli obserwatora. Nie zacznę też latać czym zawsze rozpoczynam swoje ld. Wyszedłem z mojego podwórka, na podjeździe czekał na mnie samochód. Nie wiem kto w tamtym momencie był kierowcą. Wsiadłem do samochodu na tylne siedzenie. Okazało się, że siedzę na lodowym foteliku, po kilkunastu sekundach zaczął odmrażać mi się tyłek i nogi. Skupiłem swoje myśli na wytworzeniu ciepła i stopiłem fotel. Zapiąłem pas, odjechaliśmy.
Jechaliśmy dłuższą chwile, zorientowałem się że siedzę teraz na przednim siedzeniu, była wiosna a kierowcą była moja mama. Ustaliśmy na parkingu obok sklepu, powiedziałem, że muszę iść kupić tabakę. Wyszedłem na chodnik, następnie do sklepu schodami w dół. Pomieszczenie wyglądało bardziej jak bar niż sklep, przy stole siedziało kilku mężczyzn którzy patrzyli na mnie bez słowa. Pomyślałem, że nie mogę za dużo o nich myśleć i przewidywać ich potencjalnie wrogich intencji wobec mnie, bo mój mózg zaraz faktycznie je zrealizuje. Odwróciłem się i powiedziałem pani na kasie że chcę tabakę typu 3C. Ewidentnie musiało mi się pomylić z ładowarką, w każdym razie nie miała takiej. Kupiłem jakąś inną, losową i jeszcze coś, nie pamiętam co. Wróciłem do samochodu. Jeździliśmy po mieście. Przyglądałem się miastu, w jaki sposób świat tworzy się i modyfikuje na moich oczach. Zacząłem rozmawiać o jakiś przyziemnych rzeczach z moją mamą, świadomość znowu mi odpływała. Obudziłem się.
Po tym śnie mogę stwierdzić, że totalny brak ingerencji w sen pozwala na dużo dłuższe jego utrzymanie (niewykluczone, że był to mój nadłuższy ld w życiu, niestety długo ociągałem się ze wpisem i dużo już mi umknęło, jednak pozornie krótko opisane fragmenty jazdy po mieście trwały naprawdę długo). Z drugiej strony trzeba być czujnym bo łatwiej o utratę świadomości gdy w śnie brakuje abstrakcyjnych działań, elementów.
20.09
Pamiętam tylko samą końcówkę snu. Byłem w jakimś wielkim, nowoczesnym mieście. Spostrzegłem się, że śnie. Wyjąłem pistolet trzymając go w obu rękach, posłużył mi on do unoszenia się w powietrzu. Leciałem tak i leciałem, kontrola lotu wychodziła mi znakomicie. Byłem przekonany, że to wszystko zasługa tego gnata, to on nadaję jakieś optymalne właściwości latania. Nagle przede mną wyrosło kilka betonowych ścian ustawionych w rządku. Nie było opcji na wyhamowanie, ale pomyślałem, że jeśli się tym nie przejmę i wyobrażę sobie jak przez nie przenikam to tak właśnie będzie. Udało się przez pierwsze trzy. Czwarta boleśnie zderzyła się z moją głową. Konkretnie zabolało, obudziłem się trzymając się za głowę. Po przebudzeniu wciąż czułem ból ale nie przejąłem się tym zbytnio i szybko zasnąłem z powrotem. I wychodzi na to że na prawdę w tamtym momencie zapierdoliłem w coś łbem bo mam dzisiaj takiego guza z prawej strony głowy że hej.