sen1
Weszłam przez bramę na plac starego budynku szkoły. Wiele ludzi chodziło po placu. Ktoś mówił, że można tu spotkać żyjących i nieżyjących. Zebraliśmy się z grupą ludzi w jednej klasie. Mieliśmy zakończenie jakiegoś projektu. Starsza kobieta z czarnymi włosami poprosiła, żeby każdy z nas zrobił sobie zdjęcia dziwnym aparatem rozwieszonym na zasłonie parawanu. Trzeba było tylko unieść rękę ale nie wiedziałam o tym i machałam przed czujnikiem i wyszło kiepsko. Ktoś poprosił, żebym poszła po jakieś dane. Miałam na sobie dzwonowate spodnie i lekko mnie denerwowały. Po drodze spotkałam młodszego chłopaka i chwilę graliśmy na korytarzu w coś jak pingponga, tylko bez stołu. Coś opowiadał i na chwilę przeniosło nas do jego pokoju. Za oknem był jakiś warzywniak i pełno kur. Wyjrzałam bliżej i dalej w jakiejś uprawie czaiło się kolejne mnóstwo indyków, a potem podeszła dziewczyna z długimi ciemnymi włosami. Kolega tłumaczył, że jego sąsiadka wróciła z zajęć i jest w niej zakochany. Tłumaczyłam, żeby nie bał się podejść bo to dobra dziewczyna. Wróciliśmy do grania, ale wszyscy się rozchodzili gdzieś więc wystraszyłam się, że nie zdążę po te dokumenty więc pożegnaliśmy się i poszłam szukać kogoś kto mi je da. Bładziłam po zawiłych korytarzach. Gdzieniegdzie były wysokie stropy, gdzieniegdzie półpiętra, dziwne zejścia. Spotkałam wysoką blondynkę, której trochę się bałam, że wyśmieje to moje zagubienie, ale powiedziała, że pomoże mi znaleźć to miejsce. Poszłam za nią aż do drewnianej drabinki prowadzącej z jednego dolnego półpiętra na wysoki korytarz. Przebiegła po niej z taką siła, że szczeble popękały i bałam się wchodzić. Doszłam do ostatniego szczebla i jakaś kobieta poprosiła czy nie pomogę jej znieść dziecka. Pomogłam jej, była zadowolona i dała mi gałazkę ze światełek. Poszłam dalej i znalazłam gabinet tego kogo szukałam. Trochę ze mnie kpił, że tak długo nie mogłam trafić, nagrał gumową płytkę cd kablem USB i mi ją podał. Wszystko w międzyczasie pustoszało. Poszłam w górę budynku do małego pomieszczenia na rogu. Trzeba by było tu posprzątać i byłoby super pomyślałam i że jutro doniosę te dokumenty bo jestem śpiąca. Zostawiłam świecącą gagałazkę na oknie i rozejrzałam się trochę. Miasto wokół było urocze ale jakieś takie przykurzone. Na wprost widać było żółty budynek w formie beczki z obłymi krawędziami, otoczony pasem jak Saturn. Jedne budynki były starymi kamienicami inne były nazbyt futurystyczne ale całość chociaż chaotyczna, miała swój urok. Zobaczyłam na dole gościa w angielskim kapeluszu z teczką jak idzie w stronę szkoły i od razu pomyślałam, że nie będzie spokoju. Coś przyniesie ważnego do zrobienia i wszystko się zmieni. Postanowiłam nie dramatyzować tylko jak najwięcej zapamiętać. Słońce zaszło i jakoś tak łagodnie zasnęłam.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Wychodziłam z pokoju jak zwykle i wpadłam na niedawno zmarła osobę. Przypatrywałam się dokładnie przez chwilę bo byłam bardzo zaskoczona, że tu jest ale nie myślałam o tym że już jej nie ma pośród nas. Mina była poważną, smutna, czarne ubranie. Przywitałam się i zezłoscilam się na domowników, że nikt mi nie powiedział, że będą odwiedziny. 
Dopiero jak się obudziłam to miałam zgrzyt w głowie bo twarz mi się wyryła strasznie w pamięci.
Kolejny sen z wypadającym zębem. Bardzo realistyczny, tak że jeszcze na połswiadomce szukałam utraconego uzębienia. Najgorsze wspomnienie trzaskania jak pękały.
W następnym weszłam do dużego obskurnego budynku gdzie mieszkała mała piegowata dziewczynka. Żyła w kiepskich warunkach, opowiadała jak chodzi na stację do toalety bo tam jest lepiej. Chciałam ją do siebie przekonać ale była jak gdyby zła na mnie a do tego pyskata i bezczelna Ale rozumiałam powody takiego jej zachowania. Chciałam ją przytulić i coś zrobić dla niej ale było ciężko. Mówiła, że ona musi tak żyć a ja sobie pójdę. Postanowiłam, że zostanę i zrobię co w mojej mocy, ale gdy tylko usiadłam pod ścianą i się rozejrzałam to dopadła mnie depresja, poczucie niemocy i zdruzgotania i takiego czegoś, że już się stąd nie wydostaniemy ani ona ani ja. Bardzo wyraźny namacalny sen i silne emocje ale nie potrafię tego do niczego przypisać ani do własnych doświadczeń ani do tego co dociera z innych źródeł. Dom był jakby sierocińcem z czerwonej cegły, obskurnym i pustym.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Składam wyrazy pocieszenia.
Wysłano z mojego Samsunga F41.2
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Dziękuję, niech Ci się darzy Isa.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Noi następna osoba odeszła. Kiedy mi się śniła nakrzyczałam na nią i kazałam jej iść spać. Nie wiem co ja jestem taka niedobra dla martwych ludzi w snach. 
Dzisiaj śniło mi się zbieranie różnych grzybów w zdziczałej hali basenu. Bardzo ciekawe tekstury. Z tych grzybów wróciłam na strych i nie mogłam z niego zejść mimo, że potrafiłam latać. Nie dziwne jednak było wylecenie przez okno ciągnikiem rolniczym. Mowiłam sobie ze trzeba powoli obniżać lot, żeby kąt podejścia był jak najmniejszy bo ciągnik z przyczepą jest długi. Mimo glupoty tej idei lot był całkiem dobrze wykończony z dotykiem kierownicy wiatrem we włosach, szczegółami krajobrazu. 
W kolejnej części sterowałam jakby pewnym serialem o grupie naukowców. Wymyślałam im koleje losów. 
Jak już się wkręciłam w jedną postać znalazłam się na przystani  gdzie opalali się ludzie. Pomosty zamiast do statków prowadziły do stacji kolejowych. Można było jeździć nie tyle do jakichś miejsc co do pewnych zdarzeń. Z koleżankami wybrałyśmy się do jednego. Był tam niby mój ojciec. Rozkopał całe piaszczyste ogromne podwórko. Miało ono taki ogromny pochył, z jednej strony dno z drogiej górka. Na rozkopanym piasku leżało pełno młodzieży. Znalazłam ojca w domu letniskowym, gdzie też było pełno młodych. Krzyczałam na niego, że mu odwaliło i co on wyprawia, ale tylko się glupio uśmiechał. Pomyślałam, że zwariował i miałam ochotę go trzasnąć, ale stwierdziłam, że nie ma co z chorymi ludźmi dyskutować. Ani ja nie byłam sobą ani ojciec nie miał nic z prawdziwego. Wracając pociągiem do przystani wszystko wracało do normalności. Przyjrzałam się ludziom leżącym nq przystani i pomyślalam że jestem zmęczona tymi podróżami chcialabym trochę poleżeć i pogrzać się w słonću, tylko jakoś tak nie czuje, że już zasłużyłam.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
W domu trwała jakaś impreza ale było równocześnie przed nią i po niej. Goście mi się nie podobali i tylko donosiłam jedzenie żeby wszystkich unikać. Weszłam do pokoju i czas się zmienił. Za oknem była jesień a las się przybliżył. Wyniosłam przed okno jakąś jakby wielką donicę smar i drucianą szczotkę żeby coś tam majsterkować (pokłosie filmików o restauracji rzeczy) ale nie miałam siły i wróciłam do domu z myślą że zaraz do tego wrócę. Jednak rzeczami zainteresował się zupełnie zmyślony brodaty sąsiad i zinterpretował to jako jakieś insynuacje żeby zrobił porządek i wyczyścił tą donicę, odniósł ją przed mój dom po czym zaczął palić gałęzie i liście więc zaczęłam krzyczeć do niego żeby się rozejrzał, bo wszędzie jest pełno liści i jak się ogień rozejdzie to nie będzie sposobu żeby to ugasić. 
Przyjechał po mnie jakiś facet ciężarówką. Jechaliśmy szeroką drogą w kolumnie innych ciężkich pojazdów. Droga stała się rzeką ale nadal nią jechaliśmy. Nagle postanowiłam, że ucieknę. Wyskoczyłam, wpadłam do brudnej rzeki. Myślalam jak bardzo jest zanieczyszczona. Bardzo realistyczne pływanie z odczuciem zimna. Zobaczyłam że zaczynają mnie gonić. Weszłam na drzewo i skakałam z jednego na drugie, na wpół latając i to była super zabawa. Trafiłam do jakiegoś internatu dla dziewczyn. Pytały co robiłam, ale tylko położyłam się i patrzyłam na wiszący nad łóżkiem, które stało pod oknem, karnisz. W końcu karnisz spadł mi na głowę. Rozebrałam go do końca i złożyłam porządnie. Za łóżkiem znalazłam jakiś niby cenny przedmiot, coś ozdobnego o kształcie kołowrotka. Cały sen czułam tylko takie znudzenie i bezsens poza momentem skakania po drzewach. Chyba skrycie marzę o zostaniu małpą.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Latałam sobie między regałami zawalonymi książkami które by trochę wewnątrz pomieszczeń a trochę niby przed stara zamkoszkołą. Na stoliku leżały jakieś papiery i podlecialam zobaczyć co to z ciekawości. Okazało się, że to jakieś odpowiedzi do ważnych egzaminów. Myślalam chwilę czy nie zrobić z tego użytku, ale postanowiłam zostawić sprawy uczciwemu biegowi. Niby ktoś mnie obserwował. Za rogiem nie wiem czego bo krajobraz był pływający i nieokreślony ale w jednym tonie, spotkałam dwie siedzące na murku kobiety. Postanowilam się skupić na twarzy jednej z nich żeby się przekonać jak to jest z tymi twarzami w snach chociaz nie byłam do końca świadoma. Najpierw zobaczyłam twarz siostry ale rysy twarzy tez zaczęły się przekształcać jak krajobraz więc się skupiłam mocniej i krzyknęłam czym jesteś pokaż twarz. Najpierw twarz się coraz szybciej przekształcała potem rysy na chwilę całkiem znikły i pokazała się prawie gładka w złotym kolorze. Wkurzyło mnie to jakoś i skupiłam się jeszcze bardziej. Całe tło znikło i pokazała się piękna twarz kobiety że wszystkimi szczegółami i ozdobami we włosach. Biegałam wzrokiem po detalach, jakoś mnie to zszokowało i wystraszyło. Kobieta zaczęła wypowiedać imię złożone z tyłu sylab, że przestałam ogarniać po 3. Na końcu dodała w skrócie Ne Gai. Powtarzałam wciąż te sylaby, żeby nie zapomnieć kiedy się obudzę. Ten wizerunek był taki piękny jak dzieło sztuki i było mi jakoś tak przyjemnie i radośnie. Bardzo płynnie przeszłam do stanu jawy. Jeszcze chwilę miałam wyryte detale przed oczami. Jasnozielone galazki z bladoróżowymi kwiatami w brązowych lekkoupiętych włosach, ikoniczną twarz i przeszywające uczucie przy spotkaniu się wzrokiem. Nie sądziłam, że da się złością wymusić na mózgu taką kreatywność. Szkoda, że nie mam daru do rysowania bo aż by się chciało przenieść tą wizję na obraz.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Razem z matką i siostrą mieszkałyśmy w domu, który często mi się śni. Dom był piętrowy z balkonem ale jakby brakowało mu okien i wyposażenia. Nosiłyśmy chusty na głowie a siostra miala wygląd Romki. Śpiewałyśmy jakaś pieśń z jeszcze jedną dziewczynką. Chcialam z nią jeszcze poćwiczyć na balkonie ale matką i siostra były na mnie złe, coś ze nie mogę się pokazywać. Wkurzyłam się i zaczęłam głośno śpiewać. Tym bardziej krzyczały i chciały mnimnie wciągnąć do środka więc skoczyłam z balkonu i zaczęłam latać między czubkami drzew i było super. 
Dluga podróż samochodem. Po niej dostałam pracę w jakiejś niby bibliotece. Szefowa była wysoką blondynką i wkurzała się na mnie. Nie rozumiałam do końca co mam robić. Nie byłam w stanie się skupić i wkurzało mnie to. Wszystko było jeszcze nie całkiem doorganizowane. Nie mogłam zrozumieć dlaczego ta biblioteka jest taka mała. W końcu wbiegło mnóstwo dzieci i okazało się że to ma być coś w rodzaju świetlicy. Nie podobało mi się to. Nie chciałam pilnować dzieci. Jedenchłopczyk się przewrócił na schodach więc mu pomogłam, pogadaliśmy i bardzo go polubiłam. Potem znów więcej jazdy samochodem tym razem po ciemności. Coś się walało po drodze. Raz wysiadłam zastanawiając się czy skrecić w prawo i uderzył mnie realizm odczuć, zapach powietrza, nierówności asfaltu i dostalam takiej zwiechy co ja tu robie, że aż się przebudziłam.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Plus za:
- latanie między czubkami drzew
- polubienie chłopczyka
- realizm odczuć.
Wysłano z mojego Samsunga F41.2
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Koszmary... Leżę na leżance w korytarzu, czuje się sparaliżowana, oczy same mi się zamykają, walczę z tym, bardzo się boję. Dwoje osób z rodziny chwilę stoi nade mną, ale odchodzą a ja krzyczę i krzyczę ale nikt mnie nie słyszy. Strach był wielki. Przez jakiś czas coś mi się pokazywało strasznego, coś jak białe baterie paluszki z kablami zatopione w rozerwanych zwłokach, jakaś straszna kobieta, tak okropnie się bałam i nie mogłam z tego wyjść. Kiedy to ustało myslalam tylko nigdy więcej to najgorsze, ale nie pamiętam wiele szczegółów tylko to odczucie strachu. Po tej myśli jakbym była na łóżku otworzyłam oczy i podeszłam do okna. Świecił jasny księżyc ale było ponuro. Wszystko było zahaszczone, paletały się jakieś psy czy wilki, wiał ponury, dziwny wiatr. Chciałam wyjść ale ocknełam się znów w korytarzu, podeszłam do sypialni a tam dwoje mi bliskich razem nago w łóżku. Załamałam się. Gdyby wiedzieli jakie miałam przejścia a teraz to. Wyrwało mnie z butów. Stwierdziłam, że dość wszystko wyrzucam. Przeniosło mnie na ławkę w parku w słoneczny dzień. Na rękach miałam małego chłopczyka. Był taki śliczny i robił miny, pomyślałam że jest taki cool. Właśnie cool, że taki mały chad i rozśmieszyło mnie to. Posdszedł jakiś facet z długimi blond włosami i stwierdził, że się nami zaopiekuje. Byliśmy w jego mieszkaniu. Sufit że skosem, drewniana boazeria. Zamknał drzwi na klucz, przestraszyłam się, zauważył to i stał tak z nożem w ręce bo coś przygotowywał w kuchni. Wiedziałam, że myśli że coś nam dał i myśli że ma nas na własność. Trzeba uciekać. Za chwilę byłam w ogromnym szpitalu i czekałam przed drzwiami jakiegoś gabinetu. Czułam się już zmęczona i zagubiona. Zaraz niedaleko była wyspa z jakimiś niby filmami, grami, nie byłam pewna. Poczułam, że muszę mu oddać nagranie na płytce CD. Podałam ją niepewnie a jakiś lekarz to zobaczył, wziął mnie za rękę, wyprowadził na dziedziniec i coś mi tłumaczył, ale nic nie spamiętalam.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1