23-03-2021, 15:48
5 - 12 dzień kuracji
Działanie anhedonistyczne ustępuje, jednak obniżona wrażliwość zmysłów utrzymuje się. Czuję się, jakby część mojego mózgu cały czas spała, ale jednocześnie nie jestem zamulona. Tak postrzegają świat normalni ludzie i muszę to zaakceptować. Doznania synestetyczne praktycznie zniknęły. Brakuje mi tych miłych, ale nie tęsknię za tymi, które mnie torturowały.
Nastrój stabilny. Nie mogę zaznać już ani niesamowitej extazy, ani niewyobrażalnego cierpienia. Jestem cały czas w ochronnej bańce, która chroni mnie przed extremalnymi emocjami i silnymi doznaniami zmysłowymi.
Metaforyczna mentalna kastracja, chemiczna lobotomia.
Lek nakręcił mnie i pobudził do działania. Przekroczyłam granice swoich możliwości, zamęczyłam ciało, które zaliczyło w weekend poważny kryzys. Byłam zmęczona, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy, gdyż byłam znieczulona. Powoli dochodzę do siebie i staram się oszczędzać. Nie mogę być potulnym, uległym barankiem, który zgadza się na wszystko i myśli, że zniesie wszystko, bo to fizycznie NIEMOŻLIWE.
Blokowanie wychwytu serotoniny nie rozwiązuje wszystkich problemów. Byłam zmuszona ponownie zastosować melisę i walerianę.
Faza REM nie resetuje mnie wystarczająco, jest emocjonalnie mdła. Jest odbiciem jawy, przypominającej teraz nieświadomy sen, w którym nic nie robi na mnie wrażenia. Nawet, gdyby teraz koło mnie przejechałaby żyrafa na rowerze, nie zaskoczyłoby mnie to. Trudno więc mówić o możliwości uświadomienia się we śnie. Zanikła moja nadzwyczajna czujność, nadwrażliwość na elementy "niepasujące" do mojej rzeczywistości, zarówno na jawie, jak i we śnie. Wiele rzeczy jest mi teraz obojętnych.
Działanie anhedonistyczne ustępuje, jednak obniżona wrażliwość zmysłów utrzymuje się. Czuję się, jakby część mojego mózgu cały czas spała, ale jednocześnie nie jestem zamulona. Tak postrzegają świat normalni ludzie i muszę to zaakceptować. Doznania synestetyczne praktycznie zniknęły. Brakuje mi tych miłych, ale nie tęsknię za tymi, które mnie torturowały.
Nastrój stabilny. Nie mogę zaznać już ani niesamowitej extazy, ani niewyobrażalnego cierpienia. Jestem cały czas w ochronnej bańce, która chroni mnie przed extremalnymi emocjami i silnymi doznaniami zmysłowymi.
Metaforyczna mentalna kastracja, chemiczna lobotomia.
Lek nakręcił mnie i pobudził do działania. Przekroczyłam granice swoich możliwości, zamęczyłam ciało, które zaliczyło w weekend poważny kryzys. Byłam zmęczona, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy, gdyż byłam znieczulona. Powoli dochodzę do siebie i staram się oszczędzać. Nie mogę być potulnym, uległym barankiem, który zgadza się na wszystko i myśli, że zniesie wszystko, bo to fizycznie NIEMOŻLIWE.
Blokowanie wychwytu serotoniny nie rozwiązuje wszystkich problemów. Byłam zmuszona ponownie zastosować melisę i walerianę.
Faza REM nie resetuje mnie wystarczająco, jest emocjonalnie mdła. Jest odbiciem jawy, przypominającej teraz nieświadomy sen, w którym nic nie robi na mnie wrażenia. Nawet, gdyby teraz koło mnie przejechałaby żyrafa na rowerze, nie zaskoczyłoby mnie to. Trudno więc mówić o możliwości uświadomienia się we śnie. Zanikła moja nadzwyczajna czujność, nadwrażliwość na elementy "niepasujące" do mojej rzeczywistości, zarówno na jawie, jak i we śnie. Wiele rzeczy jest mi teraz obojętnych.
Wysłano z mojego Samsunga F41.2