08-03-2024, 17:39
Wracałem ze szkoły z koleżankami i kolegami. Skręcaliśmy na prawo obok torów. Nagle pojawiło się trzech niewidomych panów ubranych na czarno. Próbowali mnie zatrzymać swoimi kijkami. Zaczęło się jakieś poruszenie. Ludzie uciekali. Tam przy torach były rury z gazem i mogło to wybuchnąć. Wziąłem dwa kijki od tych niewidomych i odsuwałem nimi te rury na tory. Jeden z tych niewidomych płakał, a drugi coś do mnie mówił. Mówił, że mieli dwie teczki. Powiedziałem, że pewnie zostały w szkole albo je gdzieś zgubili. Szedłem przez tłum ludzi. Wszedłem do jakiegoś budynku. Okazało się, że to szpital psychiatryczny. Lekarz położył dwie czarne teczki na stoliku na korytarzu. Otworzyłem jedną i przeczytałem pod imieniem "w zamkniętym pokoju". Doszedłem do tego, że to nie są te teczki niewidomych. Szybko stamtąd uciekłem zanim lekarz miałby mnie zauważyć. Dwóch jakichś kolegów weszło do windy, a ja z nimi. Stało się wtedy coś niewytłumaczalnego. Nie wiem jak to nazwać, ale poczułem się dziwnie. Potem jakoś jakby wypadłem z tej windy i spadałem. Cały czas dziwnie się czułem.