17-04-2017, 16:24
Wychodzę balkonem na dwór, wszędzie biało od śniegu. Skądś tam wiem, że ksiądz proboszcz robił coś tam (w sumie nie wiem co) i też mam to robić. Idę, więc pod balkon sąsiadów i szpadlem przekopuję niewielką ilość ziemi ze śniegiem. Idę z powrotem, zatrzymuję się przed żywopłotem i tak przez chwilę stoję. Przechodzę na trawnik i idę przed swoje okno, ale nie wiem po co, to się wracam na balkon. Mama pyta się co ja tak długo tam robiłem. Odpowiadam, że co najwyżej trzy minuty byłem na dworze. To musiało się zdarzyć, gdy zatrzymałem się przed żywopłotem, zasnąłem na stojąco, a gdy się obudziłem wydawało mi się, że to była krótka chwila.
Potem miałem coś takiego, że leżę w łóżku i napiera na mnie jakaś bezkształtna, ciężka do zidentyfikowania ciemna istota. Wyglądała jak czarna plama. Próbuję ją odepchnąć ręką, wcale się jej nie boję, wyobrażam sobie, że tworzę wokół siebie pole ochronne i każę jej odejść. Nagle czuje raczej irracjonalny niepokój, gdy zauważam, że moje ciało się tak na prawdę nie porusza, a ja poruszam fantomowymi, przezroczystymi rękoma. Wydaje mi się, że widzę jeszcze inne przezroczyste istoty (duchy?) i się wtedy budzę.
Potem miałem coś takiego, że leżę w łóżku i napiera na mnie jakaś bezkształtna, ciężka do zidentyfikowania ciemna istota. Wyglądała jak czarna plama. Próbuję ją odepchnąć ręką, wcale się jej nie boję, wyobrażam sobie, że tworzę wokół siebie pole ochronne i każę jej odejść. Nagle czuje raczej irracjonalny niepokój, gdy zauważam, że moje ciało się tak na prawdę nie porusza, a ja poruszam fantomowymi, przezroczystymi rękoma. Wydaje mi się, że widzę jeszcze inne przezroczyste istoty (duchy?) i się wtedy budzę.