11-02-2016, 21:23
<<================== 11 Lutego ==================>>
Sporo napięcia zaserwował mi ten sen bo wkręcili znajomemu, że ja zabiłem kogoś z jego rodziny. Zawsze jak miałem się na niego natknąć to zaczynałem odczuwać masakryczne napięcie co zresztą było uzasadnione. Znajomy kroczył w moją stronę z pianą w pysku. Jego intencje nie były tajemnicą, chciał mnie zamordować. Tych prób było kilka, ani razu nie udało mu się zbliżyć bo sen przeskakiwał.W pewnym momencie w bardzo napiętej sytuacji, gdzie ukrywaliśmy się z siostrą w domu a ktoś lada chwila miał tu wparować, zadawałem jej bardzo ważne pytania w celu zwiększenia szans na przeżycie, ale jej odpowiedzi były niezrozumiałe. Pytałem dalej i coraz mniej rozumiałem. Wpadłem w panikę, że jestem chory i przez to nie rozumiem odpowiedzi a tym samym tu nie przeżyję, ale olśniło mnie i dzięki TR przerwałem te napięcie.
Wyleciałem z domu i znalazłem się w ciekawej, aczkolwiek ubogiej lokacji. Ciekawej bo nie przypominam sobie, żebym był kiedyś w podobnej. Skamieniałe żółte pustkowie przez które przebiegała jedna wąska rozwalona droga. Jedynym elementem wyróżniającym się były identyczne lub podobne namioty cyrkowe z uciętym wierzchołkiem, średniej wielkości, które co trochę stały przy drodze. Myślenie było dość senne i nieuważne. Z trudem wydrążyłem myśl, żeby zapamiętać tą okolicę. Patrząc na te namioty wpadła mi myśl, że były w kształcie graniastosłupa, który ma w podstawie pięciokąt nieforemny. W sumie racja, z tym, że był bardzo spuchnięty. Poza tym uwaga chyba słuszna. Namioty były w dwu-kolorowe poziome paski. Między namiotami były jakieś małe elementy, których nie udało mi się dostrzec.
Akcja dzieje się na holu podstawówki do której kiedyś uczęszczałem. Jesteśmy tu uwięzieni. Nie wiem przez kogo, ale żołnierze są praktycznie w każdym miejscu. Są ubrani na czarno i nieco futurystycznie, jak w jakieś kombinezony z SW. Przez cały sen próbujemy stąd ze znajomym uciec. Jedynym sensownym dla nas planem, z powodu żołnierzy na każdym kroku nas pilnujących, było przebranie się w ich kombinezon.
Nie wiem jak, ale zakatrupienie jakiegoś żołnierza i zajumanie mu ubrania było dla nas stosunkowo proste. Druga część - przedostanie się do wyjścia nie budząc zastrzeżeń - już nie. Głównie przeze mnie. Znajomemu niejednokrotnie udało się przedostać między wartownikami, ale mi nie, bo zawsze trafiałem na takiego jednego, wyższego rangą, który nigdy nie mógł mnie skojarzyć.
Nie wspomniałem, że próby ucieczki były częste i gęste i inni uciekinierzy również się przebierali. Wobec tego strażnicy byli wyczuleni na "nieznajomość" twarzy (dziwne, że rozpoznawali każdego żołnierza choć byłą ich masa, heh..) i zawsze rozwiewali każde wątpliwości. Kiedy uciekinier nie identyfikował się, bądź zachował się podejrzanie to żołnierze zakuwali w kajdanki. Kiedy uciekał, gonili go razem z psami gończymi. Pieski lubiły sobie trochę poharatać ciało uciekiniera, ew. zeżreć w całości.
Niejednokrotnie po próbie rozpoznania twarzy i pytaniach uciekałem w marnej nadziei, że mi się uda. Nigdy się nie udało, ale w przeciwieństwie do innych, nic mi nie robili tylko respawnowałem się razem z kolegą w miejscu, w którym zawsze staliśmy i próba zaczynała się od początku.
<<==============================================>>
let's worship cats