SnówCzar
#1
"Po drugiej stronie?"
10.03.18r.

    Był pewien lewitujący wagonik o nowoczesnym wyglądzie nie pasujący do otoczenia. Przypominał myląco te z kolejek górskich, ale ten po prostu sobie lewitował nad ziemią bezszelestnie. Wewnątrz był elegancki mężczyzna przewożący pasażerów kojarzący mi się z Charonem przewożącym duszę na drugi brzeg w mitologii. Zawiózł i mnie co brałem z początku jako wycieczkę gdzieś tam tak po prostu. Znalazłem się w miejscu pełnym bardziej skojarzeń i odczuć niż świata widzialnego zwłaszcza biorąc obraz jako widziany po zmroku(przynajmniej na podstawie pozostałej pamięci snu). Czułem się tam za to dobrze. Byłem z jakąś przyjaciółka z którą dużo zwiedzałem, rozmawiałem, przy której dobrze się czułem. Okazało się że zamieszkaliśmy u pewnej Pani w pałacu i nawet był jakiś bal, a właściwie raczej dobra impreza, która mnie nie zaciekawiła. Cały czas zwiedzaliśmy z przyjaciółką, aż zorientowałem się o obecności tego mężczyzny w "wagoniku". Znów się z nim zabrałem tym razem z przyjaciółką rozmawiając z nim inteligentnie o czymś. Wydaje mi się, że rozmawialiśmy o tym świecie do którego nas zawiózł - jak w nim jest i jak funkcjonuje. Wątek się urwał i znalazłem się na jakimś tarasie przy dużej powierzchni dachu jakiegoś budynku, lub stodoły. Tam rozmawiałem z jakimś gościem, któremu się zwierzyłem o czymś co kiedyś mi powiedziała w rzeczywistości Róża - miłość mego życia. Strasznie mnie to rozczuliło, płakałem i było to przekonujące czując jak mam zmoczone policzki łzami. Chciałem to odreagować i wszedłem na ten dach, tym bardziej kiedy uważano tam przechadzkę po dachu jako rozrywkę. Strach przed upadkiem mnie obezwładniał chodząc już na czworo po szczytach. Podszedł do mnie wojskowy, któremu to chodzenie tam nie sprawiało problemu i zamiast mi pomóc poganiał mnie i upokarzał. Mówił coś o małej dziewczynce która sobię tu chodziła, a ja nie potrafię. Wrócił na taras i wywrócił się o stoły z zastawą kolegi kelnera. Znalazłem się u niego i mu dziękowałem za to że tam był.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#2
"Powrót do szkoły"
11.03.18r.

   Na początku przed byciem w szkole było pewnego rodzaju inne jakby wstępne marzenie senne o którym wspomnę, ale z którego nastąpiło bezpośrednie przeniesienie. Chwilę czasu spędzałem z jakąś znajoma i jej dzieckiem za swym domem w ogrodzie. Rozmawialiśmy na jakiś temat pochłonięci rozmową, chodź prócz rozmowy w tle w moim umyśle miałem sprawę huśtawki na której huśtała się ową znajoma z dzieckiem. Była to huśtawka drewniana wykonana przeze mnie i nie miałem pewności czy wytrzyma pod ciężarem ze względu na wiek i ubytki tej hustawki. Teraz w rzeczywistości nie istnieje ona parę lat już. Był bardzo ładny, słoneczny i ciepły dzień. W trakcie rozmawiania zorientowaliśmy się, że nie ma lodów, a byliśmy z dzieckiem (przypuszczając z dziewczynką) szkoda wiec by nie było lodów. Miałem już wyjeżdżać do sklepu kiedy znalazłem się gdzie indziej. Była to dość duża sala szkolna i niestety lekcja matematyki której nigdy nie lubiłem. Dobrze chociaż, że nie bałem się się akurat czegokolwiek, a wręcz przeciwnie czułem się lekko i dobrze. Wibracja tej szkoły była zupełnie inna niż z rzeczywistości, zupełnie jakby było się w domu, lub nawet w świecie bez bólu.. Lekcję matematyki prowadziła jakaś nie za stara normalna Pani profesor, chodź lekcja z nią przebiegała jakoś bez namiętnie jak typowa matma. Będąc tak na tej lekcji trochę rozmyślałem, że prócz pracy mam zajęcia w szkole i doszedłem do wniosku, że uczę się zaocznie. Sala była realistyczna - duże okna na całej długości ściany z roletami, światło słonecznego dnia, kolory, duża biała tablica.. Pani profesor przepytywała uczniów i przywoływała do tablicy. Nikt nie wrzeszczał, nikt nie rozmawiał, nie hałasował. Zupełne skupienie tylko na przebiegającej lekcji matematyki. Było mi duszno i gorąco mając już na myśli zapytać się czy mogę otworzyć okno, ale zorientowałem się, że wszystkie są uchylone. Pomysł z otworzeniem okna więc oddalilem i po chwili zaraz także ja zostałem wezwany do tablicy. Miałem rozwiązać jakieś równanie z podstawianiem do wzoru z xem, a ja sparaliżowany tworzyłem jakieś malutkie nie czytelne znaczki pisząc to co mi Pani profesor dyktowała. Było to dla mnie niezwykle realistyczne, bardzo wiarygodne zmysłowo. Sytuacja rozeszła się po kościach po czym nastąpiło przeniesienie na korytarze szkolne. Tutaj znaczniej odczuwałem przyjazną energię tego miejsca, gdyż zupełnie nie była to typowa betonowa "buda". Sam budynek był bardzo duży, korytarze były przestronne, ściany zdobione płaskorzeźbami, łuki i sklepienia, nie bagatelne poręcze i schody. Przypominało to pałac, zwłaszcza kiedy nie było tłoczno, choć mógł być to czas trwania lekcji. Przebywanie tam wyciszało i uspokajało, zwłaszcza kiedy jeszcze było te przyjemne światło słonecznego, popołudniowego dnia...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#3
"Laboratorium"
12.03.18r.

   Była zima, zalegał mokry śnieg, otoczenie przypominało niewielką osadę i  las. Byłem pracownikiem jakiegoś wojskowego laboratorium w którym dużą uwagę przykułem do wewnętrznego transportu. Składał się on z niewielkich futurystycznych wagonów osobowych, czystych i sterylnych. Przy każdym wieździe na terenie laboratorium przechodziły dezynfekcję, którą zresztą później sam wykonywałem. Coś tam jeszcze robiłem jakieś drobne prace, lecz zapamiętałem najbardziej przy ogrodzeniu jakiś intrygujący przedmiot i jakiegoś golfa bez nadkoli. Przedmiot przy ogrodzeniu kojarzył mi się z pachołkiem, ale z bliska było to jakieś urządzenie ze sferą na wierzchołku. Chciałem zabrać to do miejsca pracy sobię, lecz niestety ktoś powiedział mi, że do niczego mi się to nie przyda, więc pozostawiłem ten ciekawy mi przedmiot. Co do golfa był to typowy golf dwójka bądź trójka, coś w ten deseń. Z tego co mi świta zaopiekował się nim mój znajomy mechanik i nastąpiło przeniesienie.
  Byłem u siebie w domu w towarzystwie moich najczęściej widzianych znajomych siedząc z nimi i gawędząc. Pogoda tutaj była jak w rzeczywistości obecna. Przez okno wpadało światło wczesno wiosennego słońca. To co się wydarzyło zaliczam do jednych z topowych teorii spiskowych, chodź od dłuższego czasu nie podążam za świadomością o nwo. Zorientowaliśmy się, że coś niepokojącego dzieję się na niebie. Będąc na zewnątrz zaobserwowaliśmy zmasowane działania powietrzne mające na celu przysłonić niebo szarą zasłoną tzw kondensacyjnymi smugami. Na pierwszy rzut oka wykonywały to typowe samoloty rejsowe, ale było ich dużo, latały blisko siebie i na podobnej wysokości. Niebo stawało się coraz bardziej zanieczyszczone, coraz bardziej przysłaniające słońce. Emocje stawały się intensywne jak przy poczuciu wybuchu wojny. Na koniec nieopodal nas tuż nad ziemią przeleciał boeing 747. "Dym" jaki za nim był przypominał nieuniknioną katastrofę lotniczą, lecz najgorszym zmartwieniem było umknąć toksycznej chmurze tego dymu niosącego się jeszcze przez wiatr w naszym kierunku. W ostatniej chwili schowaliśmy się wewnacz domu po czym sen się skończył..
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#4
Rozpadająca się stodoła, kładka, jezioro
13.08.2018r.

  Byłem ze swoim bratem na naszym podwórku na wsi wieczorną porą. Widoczność pozwolila jeszcze na orietacje tego co się dzieje, a byla dość mocna akcja. Zerwał sie straszliwie silny wiatr podchodzacy pod huragan zrywając deski i dachowki ze stodoły. Po zdarzeniu naszlo zmartwienie strat widząc dziury i przeswity... Rozmyślałem ile będzie trzeba teraz naprawiac zniszczenia i mielismy z bratem zabrac się za to zaraz, ale wszedl inny sen.
 Teraz było cos o czasie wakacyjnym i dwoch chlopakach, których ktoś zaganiał do jakiś dodatkowych zajec szkolnych. Wzbudzało to we mnie poirytowanie. Mieszkali wioske obok do której chodziło sie przez kladke. Zapamietalem, że była zalamana w polowie i gdy wracalem wieczorem miałem trudności z przejściem. Bardzo ostroznie wykonywalem każdy ruch, gdyż i tak już byłem po kolana w wodzie. Nastapilo znów przejscie w inne otoczenie.
  Wybrałem się rowerem nad swoje jezioro. Kolory były cudownie nasycone, wszystko było realistyczne. Cała falna i flora była taka żywa.. Zachwycajac sie rozposcierającym widokiem jeziora postanowiłem szukać rower, który gdzieś schowałem w krzakach. Podrodze łapałem koniki polne i wrzucałem do wody patrzac czy moze ryby będą się rzucać. Niestety nic nie bylo widac i sen się skończył.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#5
"Relacja kolezanki odnosnie pokazu lotniczego"

13.08.2018r.

   Na początku słyszałem w telewizji czy w radiu dotyczacym spolecznosci szkolnej, że w danym czasie odbędzie sie specjalna atrakcja. Dotyczyła ona latania czymś co przypominało tratwę z balonem. Po tym był jakiś ładny poranek skapany w blasku słońca, a ja robilem coś przed swą wsią i idąc po postoju naszło mnie, że został mój plecak, który był czymś wypchany. Atmosfera była jakaś taka inna, przekonujaco nie pasujaca do perspektywy dorosłego czlowieka zupelnie jakbym cofną sie w czasie i znow chodził do 2 lub 3ej klasy podstawowki.
Spieszyłem się po ten plecak, bo to był czas w którym niedługo miala ladowac tą "tratwą" moja kolezanka
 z klasy Edyta. Natrafiłem na kolegę Piotrka i znalezlismy się za Straza Pozarna w miejscu gdzie miało byc ladowanie i było jakby jakoś w krzakach. Cała glowna akcja zeszła na bok i z tym Piotrkiem i jakimiś innymi kolegami zaczelismy włamywać się do straży. Miałem jednak poczucie, ze dotyczylo to takze wydarzen z "tratwą". Na początku burzylismy mur, ale jednak wybiliśmy szybę gdzie dalej wewnątrz okazalo się że mało co przypomina wyposażenie Straży. Wszystko było jakieś takie opuszczone i zaniedbane przypominające warsztat z dużą ilością rupieci. Zaczą wyć alarm i szukalem po starych monitorach, kineskopach wyłącznika, ale alarm w końcu ucichł samoistnie. Na koniec w jednym z tych starych telewizorów włączyła się relacja Edyty z jej lotu jaki przeprowadzila i dodam, że dostrzeglem ją na boisku szkolnym naszej szkoły.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#6
"Zbiór winogron"
15.08.2018r.

  Na poczatku było ogrodzenie z  jakimiś fioletowymi winogronami, lecz nie były dojrzale. Byłem tym troche zasmucony co sprawiło chyba pojawienie się obraz pagorkowatego terenu z całymi rajami białych winogron.
Pogoda była tylko jakaś taka ponura, ale nie na długo. Znowu mnie przenioslo w winogrona tym razem na same zbiory, gdzie udało mi sie chwycić jeden z ograniczonej już liczby koszykow. Myślalem ze naprawde jestem na zbiorach, bylem tym zupelnie pochloniety. Pogoda była teraz przyjemna, a pole było niewielkie w jakimś zagajniku. Nie wiele czasu zbiory tam trwały i wszyscy ludzie i ja zaczęliśmy iść na inne pole ulicą. O dziwo nie skosztowałem żadnego winogrona i nie było już zbierania nawet. Zastąpiły to wydarzenia znacznie wciągajace. Ulica była hałaśliwa, wiele rozpedzonych pojazdow, lecz nie gdy idąc nia. Na ulicy było inaczej jakoś tak cicho, a obok niej głośno. Idąc tym asfaltem w poczuciu kolejnego pola z winogronami zorientowałem się o obecności waznej mi osoby. Okazała się nią moja mama, której niema już pare lat. Przepełniony cudowną radością i zaskoczeniem widząc swą mamę pełną uśmiechu, wigoru i życia jak dawniej byłem przekonany, że cofnełem się w czasie, i znów jesteśmy na jakiejś sezonowej pracy. Wszystko bylo takie wyrazne i przekonujace. Pamiętam, że odezwałem się do niej cos w stylu - Mamusiu! Dalej mowiac - cieszę się że jesteśmy tutaj razem. Było to przepełnione mocną wiązką emocji wyzwalające łzy.. Szliśmy razem ulicą tego pięknego, słonecznego dość gorącego dnia jakiś kawałek razem i nie mogąc się już powstrzymać zapytałem: jak się czczujesz mamo? Czy wszystko dobrze? Na co odrzekła z pełnią entuzjazmu wznosząc zacisnietą dłoń - Tutaj jest moja siła. Bardzo było to do niej ppodobne. Nie pamiętam co było dalej, prócz tego, że doszliśmy do jakiegoś festynu. Był jakiś dmuchany wysoki słup i grill pod nim, samoobslugowy bufet z jedzeniem i tanim alkoholem. Byłem wciąż z mamą cały czas w wzruszeniu, które coraz bardziej mnie obezwładniało. Nie dajac rady rozpłakałem się i przepraszałem ją, że nie byłem przy niej, gdy tego potrzebowała. Gdzie niegdzie pojawiały się jeszcze osoby z pracy i dalszej rodziny. Po przebudzeniu byłem jeszcze długo oszołomiony..
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#7
"Dron Kot"
23.11.2018r.

 Byłem w jakimś leśnym obozie w którym się ukrywałem z pozostałymi przed jakimiś wrogami.
Przyleciał biały, nowoczesny dron zwiadowczy którego kamieniami strąciłem na ziemię, ale bez uszkodzenia go. Wyglądał bardzo realistycznie, lecz co do samej fizyki to była mało wiarygodna. Urządzenie schowałem w namiocie do jakiegoś kufra w którym był drugi taki sam. Przyszły dzieci i zachciały się pobawić tym dronem
na co się zgodziłem, ale ostrzegając aby nie włączały go całkowicie. Miał jakieś dwa ustawienia aktywności - autonomiczną i zdalną. W ostatniej chwili zauważyłem, że dziecko włączyło dostęp do urządzenia wrogom i 
zabrawszy, oraz dezaktywując owe połączenie nastąpiło przekształcenie. Dron nie był już dronem, a słodkim kotkiem który był bardzo realny i taki przyjemny w dotyku jak dla wzroku. Chodził po moich i dzieci rękach oraz ramionach, był bardzo towarzyski.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#8
"W potrzasku bandytów"
25.11.2018r.


  Mało udało mi się zapamiętać, aczkolwiek spróbuję początek przybliżyć. Świta mi, że chodziłem po lesie z jakąś dziewczyną szukając grzybów. Zanosiło się na nagłe oberwanie chmury i ulewę. Sprawdziłem w jakiejś aplikacji w telefonie czy rzeczywiści tak będzie. Miałem jakieś zobrazowanie dwóch przestrzeni atmosferycznych i mam wrażenie, iż udało mi się zmanipulować tę pogodę dzięki tej aplikacji. Pełen entuzjazmu dziewczynie spacerującej ze mną zakomunikowałem jak nam się poszczęściło, gdyż chmura przejdzie obok nas.
 Nastąpiła zmiana i nie byłem już w jakimś lesie, choć było tam naprawdę przyjemnie. Odnalazłem się w jakimś drapaczu chmur na granicach najwyższych piętr, prawdopodobnie w sumie niedaleko lasu. Byłem w bardzo nieprzyjemnej sytuacji którą można porównać do napadu na jubilera. Inaczej jednak odczuwałem to wszystko. Było ze dwóch oprawców i głównie trzech pojmanych wraz ze mną. Reszta wydawała się być neutralnymi pracownikami biura, ale też wmieszani jakoś w to wszystko jakby elity rządzące w usuwanie niewygodnych sobie ludzi. 
Kazano nam wejść do windy towarowej dosyć dużej w której to nadchodziły nasze ostatnie chwile. Oprawca trzymając broń automatyczną jednoręczną ku przerażeniu z zimną krwią pozbył się jednego, następne drugiego.. Będąc skoncentrowanym obserwatorem w ostatniej chwili gwałtownie zareagowałem po czym jakąś techniką samoobrony odebrałem mu broń i po chwili życie... Sen się zakończył pozostawiając wrażenie jakbym grał w filmie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#9
"Senny mix"
26.11.2018r.

  
  Zaczęło się od szarżowania rejsowym samolotem z jakimś youtuberem. Obok mojego domu mieliśmy na polu twarde przyziemienie i dopiero po uderzeniu kadłubem wysunęliśmy podwozie. Na szczęście nic złego się nie stało, zupełnie i bez szkód. Po tym wszystkim nawet śmiesznie się zrobiło, bo wspominaliśmy coś o potrzebie w końcu wyrobienia licencji pilota. 
  Pojawiłem się w jakiejś zatoce rybackiej. Dostrzegłem wiele kutrów rybackich i bardzo ciasnych kanałów. To dawało mi do myślenia, że wiele musi tu być w tych wodach ryb. Kojarzę jeszcze jakieś konstrukcje stalowe dachów bez poszycia...
  Teraz zostałem maszynistą z moim starszym bratem pociągu towarowego długiego na gdzieś 4km. Mój brat był maszynistą przewodzącym w pierwszej lokomotywie, ja zaraz w drugiej za nim. Zapytałem się go jeszcze czy na końcu składu także mamy lokomotywy. Do stacji Marcinkowo mieliśmy niespełna z 20 m i podrywając się do pociągnięcia składu tylko jeden wagon przemieściliśmy, gdyż okazało się, że reszta była odpięta. Brat stał się z nagła wzburzony, podenerwowany pewnie z powodu tłumu ludzi na stacji. Pamiętam wyraźnie czyjeś perfumy o delikatnym, słodkim zapachu najwyraźniej jakiejś kobiety.
  Na koniec znalazłem się na swoim dorodnym klonie obok domu i co jeszcze ciekawsze chodziłem po konarach ściętych 10lat temu. Przynajmniej próbowałem chodzić. Był ze mną jakiś chłopiec, który chodził bardzo zwinnie i to tam co nikt by nie wszedł, chociażby bez sprzętu alpinistycznego. Byłem w takim miejscu w którym bałem się ruszyć. Jak pokazał mi chłopiec musiałem zejść niżej na gałąź i z niej na niższą po linie z której w ostatnim etapie na murek. Głową do przodu zsunąłem się jakoś dziwnie w dół rozpoczynając to. Dalej po najbardziej stresującym początku poszło łatwo. Zaraz i znalazłem się na ziemi, a tam chwyciłem jaką butelkę i broszurę o lotnictwie mając zamiar dalej iść już do domu.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#10
"Odwiedziny mojej szkoły średniej"
27.11.2018r.


  Byłem najpierw u kolegi Igora na podwórku wieczorem. Miał on piłę spalinową i jakoś spektakularnie nią hałasował co przykuło mą uwagę jak jeszcze wchodziłem na jego podwórko. Pojawił się niedosyt, bo bardzo chciałem pochodzić sobie u niego w stodole, ale wyszedł jego tata.
 Znalazłem się przed jakąś dużą szkołą co kojarzyłem z moją dawną szkołą średnią elektryczno-energetyczną. Była ze mną koleżanka Iwona, której opowiadałem co kiedyś się tu wyprawiało i jakie ja afery z tej szkoły pamiętam. Szkoła wydawała się być opuszczona, ale to się zmieniło jak przyjechał dziwny pojazd przewożący paczki i coś tam jeszcze. Z wyglądu przypominał dużą makietę jaszczurki z geometrycznych brył. Był sporych wymiarów jak jakiś dźwig, a ogon mógł regulować na dół albo w dół i do tego był zwinny jak na tak gabarytowy pojazd. Kierowca kiedy potrzebował wyciągnąć paczkę kładł ogon pojazdu. Wjechał do szkoły jakoś tyłem zahaczając ogonem o górę przejścia. W szkole widziałem panią od podstaw elektrotechniki i unikałem ją z początku z powodu przykrych wspomnień. Spieszyła się odebrać paczkę doganiając mnie by też ze mną porozmawiać. Okazała się być nie oschła jak z moich wspomnień i do tego przejęta sytuacją z tą paczką. Nie pamiętam o czym rozmawialiśmy, aczkolwiek były to jakieś neutralne tematy. Znalazłem się z powrotem przed szkołą widząc, że kurier zaparkował obok pod jakąś wielką altankę ogrodową. Dwóch mężczyzn rzucało piłkami do nogi. Jedna poleciała bardzo daleko w stronę jakiegoś lasu, a druga w coś uderzyła po czym była już niezdatna po równie nieziemsko silnym rzucie. Pojawiły się na trawie jeszcze małe piłeczki do tenisa i golfa, które podniosłem by pobawić się z jakąś dziewczynką. Pogoda była nawet jakaś przyjemna, słoneczna.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1