Od zera do Dominika Cobba
(09-05-2019, 22:57 )Howolf napisał(a): Wow pająk z głową ptaka, chyba rysowałem kilka takich kiedyś
 Jak już się pochwaliłeś sprawnymi rączkami to nie ma opcji żebyś nam jakiegoś rysuneczka nie pokazał. :D


09-10.05.2K19
Czas snu ok. 7h

-

WBTB

Sen 1) Byłem wraz z dużą grupą ludzi (gdzieś z 50 osób) na górzystej zielonej łące. Wędrowaliśmy nie wiem gdzie i po co. Naglę w oddali pojawiło się plemię czarnych ludzi. Wyglądali jak zulusi. Było ich trzy razy więcej niż nas. Biegli w naszą stronę. Wiedzieliśmy ,że nie mają wobec nas dobrych zamiarów. W końcu nas dopadli. Rozpoczęła się bitka której nie mogliśmy wygrać. Podczas gdy reszta była zajęta walką mi udało się wyprowadzić ok. dwadzieścia osób. Uciekliśmy jakieś sto metrów od reszty po czym znów byliśmy gonieni. Uciekaliśmy najpierw przez łąkę ,potem na naszej drodze staneły duże kamienie ,następnie rzadki las ,a na koniec taki wypalony ogniem. Dopiero tam dzikie plemię postanowiło sobie odpuścić...


Sen 2) Znalazłem się w lesie. Wyglądał jak polski las tzn. rosły w nim rodzime gatunki jedna były ogromne niczym sekwoje. Najpierw jakiś dzieciak opowiadał mi jak grał jakąś trzecioplanową rolę w Harrym Portfelu ale potem gdzieś zniknął. Wziąłem więc linę i zacząłem się huśtać w koronach drzew wysoko nad ziemią. Superowo skakało się od drzewa do drzewa ,obkręcało w okół jego gałęzi i wylatywało dalej. Tylko trochę za krótko...


Sen 3) Oglądałem z góry walkę dwóch drużyn na arenie miejsko wiejskiej. Wyglądało to jak typowa multikowa strzelanka. I to własciwie tyle nic ciekawego. Na koniec uslyszałem jeszcze komunikat "komu mało LD ten ma WBTB" i się obudziłem...


Próbowałem jeszcze raz zasnąć ale jest zbyt jasno a ja zbyt mocno się wyspałem.
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
10-11.05.2K19
Czas snu ok. 11h


W końcu przyłożyłem się i już po trzech dniach widoczne są większe efekty. 


WBTB

Sen 1) Druga wojna światowa. Noc. Byłem agentem polskim i aktualnie znajdowałem się wewnątrz wielkiej łodzi podwodnej nazioli ,gdzieś na Atlantyku. Wracała ona właśnie do bazy z jakiejś misji. Była eskortowana przez kilka większych jednostek nawodnych. Dodatkowo goniła ją flota angoli ,jednak nie miała szans jej dogonić dlatego do akcji wysłano mnie (a raczej kogoś o kim napiszę zaraz). Moją misją było zatopienie owego okrętu. Przeskoczyłem z niemieckiego niszczyciela na okręt podwodny ,płynący dla zapewnienia sobie większej prędkości w wynurzeniu. Dostanie się do środka nie było problemem zwłaszcza ,że miałem niemiecki mundur. Przeszedłem do sterowni i już chciałem ustawić kurs na dno morza gdy spostrzegłem ,że ktoś już to za mnie zrobił. W tym momencie za mną pojawiła się piękna brytyjska agenta i powiedziała "Spóźniłeś się polaczku". Odgryzłem się mówiąc "Ja przynajmniej zrobiłbym to bez użycia przemocy" i przewróciłem oczami w stronę wystających z cienia oficerek jakiegoś niemiaszka. 
  Pobiegliśmy w stronę jedynego wyjścia szczęśliwi ze wspólnego sukcesu ,lecz drogę zastąpił nam wielgachny kapitan statku. Wyglądał jak uosobienie zła. Chciał chyba powiedzieć ,że wycieczka skończona i dalej nie uciekniemy czy coś w ten deseń ale nie daliśmy mu dokończyć. Chwilę później siedział przywiązany do drabinki po której weszliśmy na kiosk statku. Oczywiście zostawiliśmy właz otwarty tak by woda miała którędy dostać się do środka. Po wyjściu na zewnątrz nadal słyszeliśmy niemieckie przekleństwa którymi raczył nas pożegnać wkur*wiony fryc. Poza tym pamiętam doskonale wiatr we włosach ,lekką słoną bryzę oraz napięcie jakie wzrastało z każdą chwilą. Okręt coraz bardziej znikał w odmętach oceanu. Nie było chwili do stracenia. Był tylko mały problem. Niszczyciel z którego dostałem się na okręt podwodny zdążył już odpłynąć od niego na tyle ,że niemożliwością byłoby w tej sytuacji dostać się na jego pokład. Na szczęście mój mózg poradził sobie z tym problemem. Po prostu ominął tę sekwencję i przeszedł dalej.
  Stałem wraz z brytyjką na rufie jednego z niemieckich niszczycieli. Opieraliśmy się o barierkę i wpatrywaliśmy w aliancki pościg ,który miał taką samą szansę nas dogonić jak Don Kichot pokonać wiatraki. W pewnym momencie dziewczyna powiedziała ,że fajnie byłoby tak zostać pełnoprawnym żołnierzem a nie tylko agentem. Zamyśliłem się na chwilę po czym rzekłem "Nom ,fanie by było". 
  W tym momencie akcja przeniosła się jakiś miesiąc do przodu. Wszedłem wraz z mą koleżanką agentką do biura rekrutacyjnego ,które mieściło się w ... zwykłej kawalerce ,w zwykłym bloku ,na przedmieściach. Niezrażeni tym faktem weszliśmy do pomieszczenia i zapisaliśmy się. Mieliśmy przyjść za jakiś czas.
  Kolejny przeskok czasowy. Wróciliśmy w to miejsce ponownie po jakichś 2-3 tygodniach. Przywitało nas trzech facetów w garniakach. Porozmawialiśmy trochę z nimi. Powiedzieli nam ,że musimy wykonać 3 albo 4 zadania aby zostać żołnierzami. Ostrzegli nas ,że wyzwanie pisemne jest najtrudniejsze albowiem można je wykonać jedynie w języku angielskim. Zwątpiłem w swe umiejętności posługiwania językiem angielskim i już miałem wyjść po HE HE angielsku (proszę o brawa za ten suchar) ale powstrzymała mnie przed tym moja HE HE angielska przyjaciółka. 
  Przystąpiliśmy więc do pierwszego zadania. Zmieniliśmy się (nasza dwójka i jeszcze kilkunastu innych aplikantów na stanowiska żołnierzy) w małe niebieskie kuleczki. Wrzucono nas do podwodnego toru przeszkód. Musieliśmy umiejętnie używać strumieni wody aby nie trafić w pułapki. Przeszedłem to bez większego problemu. 
  Z drugim wyzwaniem było już gorzej ale nie poddałem się. Miałem przed sobą dwa zadania opisowe. Treść była po angielsku tak więc nawet na nią nie spojrzałem i przeszedłem do odpowiedzi. A wypełniłem je tak.

Zadanie numer 1. Coś tam coś ,nwm co.

Zadanie numer 2. Jakieś coś w nieznanym mi języku.

Wpisz numer zadania: A 

Rozwiązanie: ABABABABABABABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABAB.

Wpisz numer zadania: B
ABABABABABABABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABAABBABABABABABABABABABAABABABABABABABABABABABABABABABABABABABABAABBABABABABABABABABABA.


O dziwo mi to zaliczyli. Trzecim Zadaniem był test sprawności w walce. Myślałem ,że test będzie się odbywać w realu a oni posadzili mnie przed komputerem i odpalili jakąś strzelankę. Siedziałem i czekałem na jakąś komendę aż mam zacząć. W międzyczasie zobaczyłem w ciemnym monitorze swoje odbicie. Wyglądałem tak jak w realu (czyli zajebiście :D ). Po jakimś czasie rozejrzałem się. Okazało się ,że wszyscy już są w grze. Pośpiesznie odwróciłem się w stronę kompa i kliknąłem start. Ekran wsiąknął mnie do środka i pojawiłem się w...STOP o tym później

  Minął jakiś czas. Ukończyliśmy wszystkie zadania. Udało nam się je zaliczyć. Urządzono z tego powodu przyjęcie w biurze rekrutacyjnym. Długi stół przykryty obrusem. Dużo kadetów którzy zaliczyli zadania i tyle samo gości w garniakach którzy przyszli nam pogratulować. No i oczywiście się napić. Po kilku głębszych atmosfera bardzo się rozluźniła. Gadaliśmy ,śmialiśmy się a niektórzy nawet próbowali tańczyć. Dałem się nawet skusić na papierosa albo cygaro. Zamiast filtru miało coś co konsystencją przypominało piankę ale nie było do jedzenia. W końcu usiadłem i zacząłem zauważać ,że z każdą chwilą widzę coraz więcej znanych twarzy a coraz mniej nieznanych. Goście w garniakach zaczęli zastępować wujkowie ,babcie i ciocie. Stół się tak jakby zwęził. Aż w końcu całkowicie przyjęcie zmieniło się w święta w domu jednej z babć. Tylko rodzina ,nikogo nieznajomego. Musiało mnie to dość mocno skonfundować ponieważ zrobiłem TR. Kurcze. Nie działa. Powtórka .Nic się nie dzieje. Nagle przeszło mi przez myśl ,że to jednak jest sen. Szczęśliwy wstałem od stołu. Rzuciłem się na ziemię i zacząłem wymachiwać rękami chcąc zadziałać na senny świat rozwalając go lub robiąc z nim inne fajne rzeczy. Wiedząc ,że wszyscy obecni są tylko sennymi postaciami ,tak więc bez wstydu robiłem to na ich oczach. Zacząłem krzyczeć "Minerwo przybądź!" XD. Lecz po chwili okazało się ,że nic się nie dzieje. Ja leżę na ziemi rzucam się jak paralityk albo jakbym miał atak padaczki. Do tego drę ryja jak pojebany. Wzywam pogańskie bóstwo na przyjęciu z okazji innego Boga. Rodzina patrzy się na mnie jak na idiotę a ja myślę sobie wtedy "Oooooooooo kur*wa to jednak nie jest sen ale zjebał*em". Odchrząkuję (ekchem) ,wstaję ,siadam przy stole. Wszystkie spojrzenia skierowane są na mnie. Już mam coś powiedzieć ,gdy nagle... Budzę się. Dwie sekundy. Zasypiam... Wiem o tym ,że się ,obudziłem i wiem o tym ,że zasnąłem. A skoro zasnąłem to oznacza ,że ...o kur*wa. Robię TR. Wdycham i wydycham powietrze bezproblemowo. A więc jednak śnię. Czuję się jakbym wygrał w totka. Gaśnie światło. Podnoszę rękę ,mówię "światło" pstrykam palcami a światło magicznie się zapala. 
#MojaMina

  Postanowiłem jeszcze nie wysadzać świata i zrobić coś bardziej przyziemnego. Spojrzałem na regał ,na górze którego babcia trzyma duże i cenne wazy oraz flakony. Uknułem iście szatański plan.  muahaha Gdy mój brat tamtędy przechodził machnąłem ręką i sprawiłem ,że waza spadła. Bracik dostał soczysty opierdziel od matki i babci za jej zbicie. Następnie zrzucałem inne po kolei patrząc jak bratek się gimnastykuje aby je wszystkie złapać. Gdy już skończyłem swoją zabawę zauważyłem kicające w rządku białe króliki. Trzy dorosłe i kilka małych. Złapałem jednego z nich i zacząłem ozdabiać go różnymi wzorami z leżącej książki. Podczas tej czynności zacząłem powoli tracić świadomość...


Sen 2) Niedawno miałem sen o czym na podobieństwo serialu "Totalna porażka" ,no i właśnie się powtórzył. Tylko ,że ludzie byli jeszcze dziwniejsi na różne sposoby. 
  Tym razem naszą siedzibą był stary obskurny ,ciemny bunkier ,z którego na zewnątrz można było się dostać dwoma betonowymi korytarzami. Nie pamiętam naszego pierwszego wyzwania ale pamiętam okolicę na której to robiłem. Byłem na oddalonej o jakiś kilometr od bunkra piaszczystej pustyni i coś robiłem z innymi uczestnikami. Było dziwnie ,tyle pamiętam. Oraz ładny widok z dużej wydmy.
  Drugie zadanie było dziwniejsze ,zwłaszcza ,że nie potrafię go umiejscowić na osi czasu snu. Wydarzyło się po pierwszym zadaniu oraz przed przyjęciem sprzed pierwszego snu ale to oznacza paradoks. Mózg wysyła mi sprzeczne informacje.
 Rozpoczyna się tam gdzie wcześniej napisałem "STOP" Zostałem wsiąknięty do monitora. Znalazłem się w hipermarkecie. Miałem w rękach dużą futurystyczną ,czarną broń. Strzelałem z niej świetlistymi pociskami. Prędko na mej drodze pojawili się przeciwnicy. Pokonałem trzech z nich w widowiskowej walce. Zauważyłem czwartą konkurentkę. Skończyła mi się amunicja ,postanowiłem więc pokonać ją wręcz. Wytrąciłem jej broń z rąk i zacząłem ją okładać piąchami. Nie pozostawała mi dłużna i odwdzięczała się tym samym. W końcu złączyliśmy się w uścisku i próbowaliśmy się przepchnąć. Pojawiły się nad naszymi głowami paski zmęczenia. Poradziłbym sobie z nią bez trudu gdyby nie pomogła jej przyjaciółka. Nadal się siłowaliśmy. Dwie baby kontra jeden przystojny facet. Postanowiłem nie zmarnować wszystkich sił od razu. Opłaciło mi się to ponieważ po jakimś czasie pasek zmęczenia jednej z nich zapełnił się ,zmienił kolor na szary a jego posiadaczka zemdlała. Siłowałem się jeszcze trochę z drugą oponentką ale coraz bardziej opadałem z sił. Byłem już na skraju wytrzymałości gdy usłyszeliśmy w głośnikach głoś Chrisa "Gra skończona ,macie minutę na przybycie do miejsca zbiórki inaczej odpadacie". Puściłem dziewczynę i próbowałem pobiec do wskazanego miejsca ale byłem tak wyczerpany ,że co chwila przewracałem się o jakiś regał. Byłem jak pijany a sekundy uciekały. Jakimś cudem doczłapałem się na czas. 
  Przenieśliśmy się do bazy w bunkrze. Chris ogłosił ,że następne zadanie to gra w zamki i piaski. Nie miałem pojęcia co to oznacza ale wziąłem z podłogi przygotowane na to zadanie siatkę foliową oraz plastikowy worek. Wybiegłem z grupą z bunkra i przyjąłem kurs ,tak jak inni ,na zbudowany przez nas duży zamek z piasku ,na skale. Próbowałem kogoś wypytać o co chodzi w grze zamki i piaski ale ,że byłem zmęczony po poprzedniej konkurencji to zostałem z tylu peletonu. Nie pomagał również fakt ,że byliśmy obrzucani kulami piachu przez jakichś ludzi. W końcu dobiegliśmy do zamku z piasku na skale. Wbiegliśmy na szczyt. Zebraliśmy się. Spytałem czy ktoś wie o co chodzi w tej grze. Nikt nie wiedział albo nie chcieli powiedzieć ,skurwy... Ustaliliśmy ,że wracamy do bunkra. W czasie biegu powrotnego jakiś czarnoskóry typek pobił jedną dziewczynę ,która wszędzie taszczyła ze sobą swój dmuchany kajak na sznurku jakby to był pies. Dowiedziałem się o tym dopiero w bunkrze. Tam chris dał nam kolejne zadanie. Stanęliśmy w kole. Mieliśmy podawać sobie piłki do koszykówki zębami. Przegrywał ten co musiałby odebrać piłki od dwóch osób po bokach. Było przy tym trochę śmiechu ale i niesmaku gdy ktoś obleśny przejmował od kogoś piłkę. Ja stałem obok jakiejś laski i murzyna który pobił wcześniej dziołche. No cóż ,mogłem trafić gorzej. 
  Gdy skończyliśmy weszliśmy do korytarza który zamieniony został na to przeszkód. Startowałem pierwszy. Przy wejściu zamieniłem się tygrysa. Udało mi się uniknąć pułapek. Bez większych niedogodności trafiłem do wyjścia. Tam czekało na mnie stado tygrysów. Postanowiłem wtopić się w nie by nie musieć robić kolejnego zadania. Jednak szybko zostałem rozpoznany ,bo zamiast pasków miałem kropki jak u pantery. Zacząłem się sprzeczać z jakimś typem o to ,że nie jestem lwem tylko tygrysem... Obudziłem się ,lecz po kilku chwilach udało mi się zasnąć... Tak jak poprzednio od razu byłem świadom ,że to sen jednakże i tak zrobiłem TR'a ,który wyszedł pozytywnie. Niestety sen był już bardzo płytki i zdążyłem się tylko rozejrzeć po czym... obudziłem się już na dobre.

Enjoy
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Świetne LD! Gratuluję. Spora dawka motywacji dla mnie, oraz świetna fabuła, która całkiem trzyma się kupy. Podoba mi się motyw 'Totalnej porażki', miłe wspomnienie z dzieciństwa. Element kajaka mnie rozwalił :D
Feet don't fail me now
Take me to the finish line
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Bella x 
 Cieszę się twoim szczęściem spowodowanym przez moje szczęście


Kiedyś kiedyś

Daleki wschód albo bliski. Dużo piachu miasto itd.  Wszyscy spedalają przed isis ja jak zwykle mam wyjebongo na to i liczę że jakoś to będzie. Taki ch*uj. Terrorysty wbijają do mieściny. Ja obsrany czekam na powolną brutalną śmierć. Jednak ku swemu wielkiemu zdziwieniu dostałem możliwość odkupienia swych win służbą ku chwale Kallaha. Zostałem wcielony do ich młodzieżówki. Wysłali mnie i jeszcze 6 innych złapanych w mieście młodych chłopaków do byłej szkoły gdzie mamy uczyć się torturowania ,zabijania i wysadzania się. Naszym instruktorem jest Szamachal (nazwa własna jakiegoś typa). O dziwo nie jest tak źle. Pijemy herbatkę ,rozmawiamy i ogólnie czil. Potem nie było nic ciekawego. 


Wczoraj wczoraj


Uratowałem miasto a może i nawet planetę. Miałem zajebioza strój. Coś jak u iron mana tyle że lepszy. Cały czarny itd. 
  Ktoś znalazł jajo czy kij wie co to było. Zawieźli to do ośrodka wojskowego na pustynii. Ja tam byłem w swoim metalowym kontenero baraczku. Ogónie cziluję itd. Nagle słyszę krzyki wybuchy za ścianami. Ubieram swój strój wiedząc że coś się kroi a tu nagle JEB. Uderzenie w moje domiszcze. Patrzę w jedyne małe okienko jakie mam a tam stwór patrzy się na mnie jak na obiad. W pierwszym momenvie się obsrałem ale potem ogarnąłem się. Nie będzie mnie jakiś tam kosmita straszył w nocy. Wyskakuję z kontenera i zaczynam walkę z alienem. 
  Stwór miał gdzieś z 2 i pól metra. Cały czarny oprócz kilku fluorescencyjnych elementów. Wielkie pazury ,wielkie zębiszcza. Wydawał z siebie oprócz warczenia dziwne przerażające basowe dźwięki. 
  Rozpoczęliśmy fajta. Walczył dzielnie. Bitwa była epicka ale w końcu go przemogłem. Wpakowałem go do jakiejś specjalnej klatki po czym dowiedziałem się ,że w mieście grasują jeszcze dwa. Pobiegłem w zwolnionym tępie ,jak zwykle gdy gdzieś się spieszę. W końcu postanowiłem polecieć. Miałem kambaki z przeszłości ale za długo by pisać nie chce mi się. Zlokalizowałem stwory. Posłałem swojego przydupasa by zajął się tym większym he he a sam zająlem się mniejszym zagrożeniem. Tak mi się wydawało. Już miałem polecieć spuścić manto niemilcowi gdy przyleciały dwa myśliwce które wzięły mnie za zagrożenie. Musialem przed nimi uciec. Stwór tymczasem wjebbbal się do rzeki. Poleciałem za nim walka w wodzie. W końcu zaciągnąlem bestię która okazała się dinozaurem pod rzekę. Położyłem ją obok jakichś meneli ekologów którzy zaczęli pierdolić do mnie farmazony że chce zabić wymierający gatunek itd. Na chwilę się odwróciłem a ci uwolnili bestięnspowrotem do rzeki. Zresygnowany poleciałem gdzieś. 


Sen był bardzo długi nie zapisałem wszystkiego co w nim było . Poza tym miałem ze 3 razy przebłyski świadomości ale się nie uświadomiłem bo spałem jak kamień. Jo
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
04-05.06.2K19
Czas snu ok. 10h


1) Pamiętam jedynie ,że sen dział się w uniwersum S.T.A.L.K.E.R'a.


WBTB?
 Chciałem zrobić FILD'a ale sekundę po obudzeniu się od razu zasnąłem.


2) (...)
Wypłynąłem z plaży małym ,czarnym ,wojskowym pontonem wraz z pięcioma innymi komandosami. Była noc ,nad lekko wzburzonym morzem unosiła się niewielka mgła. Po kilkudziesięciu przepłyniętych metrach krajobraz nagle się zmienił. Ciemna noc przemieniła się w świetlisty ranek. Czarna ,falująca woda stała się spokojna i przejrzysta. Przed nami rozstąpiła się mgła ,za którą ujrzeliśmy lotniskowiec. Był bardzo mały jak na ten typ okrętu. Co nie znaczy ,że był maciupki. Podpłynęliśmy do niego. Zobaczyłem wielu kąpiących się marynarzy. Sam postanowiłem się wykąpać w lazurowen wodzie. Wszedłem po drabince na pokład lotniskowca i od razu wskoczyłem do wody. Była bardzo przejrzysta dlatego zanurkowałem sprawdzić jak wygląda podwodny świat. Okazało się ,że jestem na rafie koralowej ,bardzo kolorowej. Cielsko stalowego potwora spoczywało w ciszy na dnie nieniepokojąc jego mieszkańców.
(...)
  Nie mam pojęcia jak ale znalazłem się w środku okrętu. Dostałem się do trzech złączonych ze sobą pokoi dla kobiet marynarzy. Były bardzo przestronne i luksusowo urządzone ,w ogóle nie pasowały do wojskowej sypialni.
  Trafiłem akurat na moment w którem panie marynarze się przebierały. Niby fajnie ale nie wiedzieć czemu nie życzyły sobie mojego towarzystwa w ich kajutach. Kazały mi się wynosić ,sęk w tym ,że nie wiedziałem gdzie są drzwi. Biegałem od pokoju do pokoju nie widząc nigdzie wyjścia. W końcu je dostrzegłem. Były w kolorze otaczających je ścian dlatego stały świetnie zamaskowane. Wyskoczyłem z nich na pełne ludzi trybuny. Jakieś dwadzieścia metrów niżej odbywał się właśnie wyścig samochodowy po torze zrobionym w porcie. Większość marynarzy z lotniskowca przyszło zobaczyć darmowe widowisko. 
  Ja również zacząłem przyglądać się różnokolorowym wyścigówkom pędzącym po asfalcie. Pomyślałem sobie ,że fajnie byłoby nagrać spektakl na telefonie. Jednak nie uczyniłem tego. Po kilku chwilach pożałowałem swojej decyzji gdyż czerwony ,wyglądający z tej wysokości jak zabawka ,samochód wypadł z toru na zakręcie. Skosił dwóch ludzi na poboczu i zostawiając za sobą ścieżkę krwi przekoziołkował kilkanaście metrów by w końcu zatrzymać się na jednym z kontenerów i stanąć w płomieniach. Po chwili większość pozostałych wyścigówek wypadła z drogi bądź rozbiła się w śmiertelnie widowiskowych kraksach...
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
05-06.06.2K19
Czas snu ok. 10h


WBTB

Chciałem zrobić FILD'a. Wydaje mi się ,że już byłem dosyć blisko wejścia w sen. Ciężko opisać to uczucie ale ujmę to tak: zagłębiałem się w ciemność. Niestety cały plan wziął w łeb gdy pulsujące skronie w rytmie serca zaczęły mnie rozpraszać. Przerwałem próbę i spróbowałem ponownie. Także tym razem skronie szumiały odbijając sie od poduszki. Oczywiście mogłem położyć się np. na plecach co zniwelowałoby problem ale w nocy nie pomyślałem o tym. Zasnąłem dopiero gdy zarzuciłem próby FILD'a.


1) Po obudzeniu się pamiętałem ten sen ale kilka minut później wypadł mi z pamięci. Nie był na szczęście jakis szczególnie warty zapamietania.


Obudziłem się. Było już widno. 


2.1) Byłem tak jak w realu w Lublinie. 
(...)
  Postanowiłem wrócić do warszawy. Wysiadłem z busa przed Pałacem Kultury i Nauki. Wsiadłem do pierwszego lepszego autobusu. Na jednym z siedzeń przy przegubie zobaczyłem Mia Khalife i jeszcze jakąś blond aktorkę o nieznanym mi imieniu. Spytałem czy mogę sobie z nimi zrobić zdjęcie. Odpowiedź była pozytywna. Nieudolnie próbowałem zrobić selfie. Nie mogłem uchwycić wszystkich osób w kadrze.

Obudziłem się.

2.2)  Znów byłem w Lublinie. Szedłem po chodniku wzdłuż wysokiego ceglanego muru. Dostrzegłem idącego z przeciwka kolegę z gimbazy. Miał na sobie śmieszne ,okragłe ,niebieskie okulary. Po przywitaniu się chciałem z nich zażartować oraz nawiązać do pewnej sytuacji z jego udziałem ,która miała miejsce w dniu wczorajszym. Może bym się wtedy uświadomił ale ni stąd ni z owąd nadszedł kolejny znajomy i kolejny. Aż w końcu zrobiło się  gimbusiarskie spotkanie. Zaczęliśmy rozmawiać o pierdołach stojąc w kółki. W pewnym momencie na środek wyszedł gość z którym miałem dość cięte relacje. Podszedł do mnie i z uśmieszkiem na twarzy kazał znajomemu stojącemu obok ,mnie uderzyć. Udało mi się sparować cios i powalić agresora na ziemię kilkoma silnymi ciosami. Gdy skończyłem z jednym zabrałem się za drugiego. Zmazałem uśmieszek z jego twarzy kilkunastoma uderzeniami. No przynajmniej w snach jestem kozak.

Obudziłem się.

2.3) Nadal byłem w lublinie. Zastanawiałem się czy nie pojechać do warszawki na noc. Poszedłem na dworzec autobusowy. Była już noc. Spotkałem powiedzmy ,że kolegę z którym chwilę porozmawiałem. Doszedłem do wniosku ,że nie jadę gdyż musiałbym własciwie od razu wracać żeby zdążyć na coś ważnego następnego dnia. Przeszedłem obok kiosku i trafiłem na otwarty magazyn. Dostrzegłem na jednej z półek smakowite ciasteczka. Próbowałem je dosięgnąć. Zaczepiła mnie jakaś dziewczyna. Nie pamiętam czego ode mnie chciała...


Obudziłem się już ostatecznie bardzo przymulony choć spałem bite 10 godzin. Poza tym pościel i kołdra były porozrzucane na wszystkie strony tak jakbym w nocy rzucał się na wszystkie strony.
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Chyba w realu też jesteś kozak - wobec pościeli :)
Przy WBTB mogłeś wykorzystać tętnienie jako kotwicę. Ciekawy czy wtedy irytowałby cię oddech :P
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
(06-06-2019, 17:23 )incestus napisał(a): Przy WBTB mogłeś wykorzystać tętnienie jako kotwicę. 
  Raczej nie gdyż skronie pulsowały mi tak intensywnie jakbym właśnie przebiegł kilka kilometrów. Zapamiętałem to jako nie subtelne ruchy a jak dudnienie młota pneumatycznego.


13-14.06.2K19
Czas snu ok. 3+7h


1) Ogólnie w tym śnie nie było niczego ciekawego ,nie wartego czasu na pisanie przeze mnie i czytanie przez was ,oprócz tego ,że się zesrałem w czasie lekcji. A ,że sen był nieświadomy to było to bardzo traumatyczne przeżycie gdyż myślałem ,iż dzieje się to naprawdę. Prawdopodobnie mózg podchwycił taki he he gówniany pomysł na sen z książki którą czytałem w tamtym dniu a gdzie była dość podobna scena.


14-15.06.2K19
Czas snu ok. 8h


1) Noc. Podszedłem do kolegi rozmawiającego ze swoją blond dziewczyną bądź przyjaciółką. Stali oni na szerokim chodniku obok zamkniętego o tej porze kiosku zasłoniętego brudno zielonymi ,pordzewiałymi kratami. Przywitałem się i podałem memu znajomemu smoliście czarny pistolet. Powiedziałem żeby mnie zastrzelił. Spytał dlaczego chcę się zabić. Nie był ani zaskoczony ani przestraszony ,po prostu chciał w znać powód. Dziewczyna obok tak samo. Wyjaśniłem mu pokrótce w dwóch zdaniach ,nie pamiętam co dokładnie. Ten odrzekł tylko suche "okej" po czym wyciągnął rękę dzierżącą broń w stronę mej skroni i nacisnął spust. Wszystko zadziało się w ułamku sekundy ale usłyszałem huk wystrzału i poczułem śrut wdzierający mi się obok ucha do mózgu ,przecinający kolejne zwoje po czym wylatujący z tyłu mej głowy. Upadłem do tyłu. Pędzący metal urwał mi jakąś jedną trzecią tyłu i prawego boku głowy. Czułem we łbie ziejącą dziurę. Jednak zamiast przekręcić się na drugą stronę wstałem po chwili leżenia i otrzepałem się z piachu. Nie pamiętam o czym myślałem ale zrobiłem TR'a ,który wyszedł negatywnie ,jakbym miał nos zatkany katarem. 
  Kolega powiedział ,że pora ruszać. Zacząłem za nim biec wraz z dziewczyną. W pewnym momencie przebiegaliśmy w pobliżu niewielkiego portu. Właśnie z jednego z drewnianych galeonów wysiadała chmara dzieciuchów. Nie wiem czy aby utorować sobie pomiędzy nimi drogę czy ,żeby je po prostu nastraszyć obróciłem głowę dziurą w ich stronę i zacząłem krzyczeć. Przedszkole gdy tylko mnie zobaczyło poczęło wrzeszczeć ze strachu i biegać we wszystkie strony w bezładzie. Pobiegłem dalej.
(...)
  Znaleźliśmy się obok jakiejś góry na pustyni otoczonej płotem obok drogi.

  Coś podobnego do tego ,tylko mniej pomarańczowa. Była bardziej w kolorze piaskowca.
  Spytałem się kogoś ,chyba tego kolegi co wcześniej ,dlaczego nie umarłem skoro palnął mi w łeb. Ten zaczął gadać o jakimś czasie przejściowym czterdziestu dni potem jeszcze coś tam trzydzieści. Nie bardzo kumałem o czym on pieprzy ale zrozumiałem ,że jeszcze trochę pochodzę po ziemi zanim ostatecznie kopnę w kalendarz. 
(...)
  Biegliśmy po mieście a raczej jakimś rozległym placu. Przypominał plac Piłsudskiego w Wawie. Na środku stało coś podobnego do grobu nieznanego żołnierza ,lecz bardziej zdobne. Ktoś a była nas już większa grupka ,powiedział mi ,że jest to wejście do jakiegoś podziemnego pomnika coś tam upamiętniającego. W pierwszej chwili chciałem tam zejść jednakże ze środka tego czegoś wydobywał się nieprzerwanie duży strumień wody. Po chwili wszyscy staliśmy najpierw po kostki a potem po kolana w wodzie. Trzeba było zmykać.
(...) 
  Usadowiliśmy się ,ja ,mój brat ,matka ,babcia ,kolega i może ktoś jeszcze ,na dachu niewielkiego sześciennego budyneczku zrobionego z piaskowca.

  Ów domeczek zbudowany był na porośniętym trawą lekkim wzniesieniu a okalała je droga szybkiego ruchu. Siedzieliśmy na leżakach racząc się zimnymi drinkami w świetle gorącego słońca podczas gry w karty. Rozmawialiśmy ,śmialiśmy się aż nagle naszła mnie myśl ,że może jest to sen. Zacisnąłem palce na nozdrzach i wziąłem głęboki ,niczym niezmącony wdech jakbym właśnie wynurzył się po długim pobycie pod wodą. Oznajmiłem wszystkim "Słuchajcie to jest sen ,patrzcie". Wziąłem krótki rozbieg po czym wyskoczyłem z dachu i spadłem na ulicę pełną rozpędzonych maszyn. O dziwo ,żadna mnie nie trafiła jednak nie chciałem wieńczyć skoku bez puenty. Skoczyłem pod najbliższy rozpędzony samochód i poszybowałem kilka metrów do przodu. Przeżyłem.
(...)
  Przenieśliśmy się do pokoju podobnego do tego z domu babci. Nadal byliśmy w świetnych humorach. Nagle do okna przykleiła się pomarańczowa dziewczyna z białymi pasami na policzkach. Zdziwiło mnie jak ona tu wlazła w końcu byliśmy na dziewiątym piętrze. Z rozmyślań wyrwał mnie jej przeraźliwy krzyk "Pająki uciekajcie!". Po chwili znikła. Do szyby przykleiło się coś brązowego. Pomyślałem ,że to może być kawałek pająkowego ciała. Jak na zawołanie okno powiększyło się kilka razy i przesunęło tak ,że było centralnie przed nami. Wszystko zmieniło się tak ,że siedzieliśmy teraz w kinie a za ekran robiło okno do którego przyklejony był ogromny włochaty ptasznik kombinujący jak się do nas dostać. Wszyscy zaczęli panicznie krzyczeć. Tylko ja zachowałem zimną krew złapałem za pilot i zmieniłem kanał. Naszym oczom ukazał się piękny ,wielki ,płynący nieśpiesznie ,majestatyczny płetwal błękitny. Patrzyliśmy przez chwilę na ten cud natury. Zauważyłem prawie w ostatniej chwili ,że szyba ekranu pęka od oceanicznej masy wody jaka na niego napiera. W końcu szkło pękło i do naszej sali zaczął wlewać się strumień wody ,który niechybnie by nas zalał. Na szczęście już miałem w rękach pilota.
 
  Ponownie zmieniłem kanał. Ukazał nam się krajobraz podbiegunowy. Na tafli lodu pokrytej gęstym śniegiem chodziły niedźwiedzie polarne. W oddali majaczyły jakieś góry lodowe. Jednak tym co najbardziej przykuło naszą uwagę była niewielkich rozmiarów dziura w lodzie ,mająca kilka na kilkanaście metrów. Z wody przed nami wyskakiwały foki oraz delfiny. Robiły w powietrzu zmyślne figury akrobatyczne ochlapując nas lodowatą wodą ,po czym spadały niesione siłą grawitacji. Na koniec wpadały do wody i po chwili znów się pojawiały w powietrzu...


Obudziłem się bardzo szczęśliwy. Niestety nie zapamiętałem wszystkiego z tego snu. Wiele widzę jak za mgłą i czuję ,że już raczej nie odzyskam tych wspomnień a przydałyby się gdyż nie mam pewności czy to był świadomy sen. Niby zrobiłem TR i wszystko wygląda na pierwszy rzut oka prosto ale zaraz po obudzeniu się miałem całkowita pewność ,że był to tylko sen o LD. Teraz natomiast po długich rozmyślaniach mam mętlik w głowie. Możliwe ,że część była LD a reszta snem o LD. Możliwe też ,że wszystko było LD'ekiem ale wspomnienia zacierają świadomość. 
  Pamiętam ,że gdy biegłem by skoczyć pod samochody miałem przez chwilę lekkie wątpliwości czy aby najlepszą rzeczą jest próbować się zabić ,może powtórzyć TR ale nie było już odwrotu poza tym byłem podekscytowany.  hmmm
  Przydałyby się utracone wspomnienia do lepszej oceny sytuacji. Obecnie mam mętlik w głowie.
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
15-16.06.2K19
Czas snu ok. 9h


1) Chciałem kupić samochód. Padło na białą Toyotę Yaris.

Gość chciał mi ją wcisnąć od razu ,lecz zarządziłem jazdę próbną. Był tym bardzo niepocieszony ale ,że w końcu klient nasz pan to nie miał wyboru. Przez całą zresztą trasę był z tego powodu naburmuszony. Trochę mnie to stresowało podczas jazdy ale bez większych problemów przejechałem kilka nieciekawych ulic po przedmieściach. Nie pamiętam ile dokładnie zażądał za autko ale wtedy w mym mniemaniu była to astronomiczna kwota. Zacząłem się targować...


2) Południe. Słonecznie. Byłem jakieś dwieście metrów od plaży. Coś robiłem. Szedłem gdzieś długim ,dość stromym chodnikiem. Po drodze zauważyłem idącego na czworakach ,prawie ,że czołgającego się faceta. Poza tym wyglądał fatalnie. Miał śliwę pod prawym okiem i ogólnie sprawiał wrażenie jakby przebiegło po nim stado antylop. W lewej dłoni dzierżył nóż którego nie zamierzał puścić. Widząc w jakim jest stanie spytałem czy by mu nie pomóc. Ten jednak odpowiedział z bólem ,że nie. Jednak już po chwili walną się plackiem i stracił przytomność. Zawołałem jakiegoś napakowanego typa w pobliżu. Pomógł mi go znieść niżej. Gdy go położyliśmy na ziemi okazało się ,że nie oddycha. Mój pomocnik próbował go reanimować ale wychodziło mu to kiepsko więc do akcji wkroczyłem ja. Gdy klęczałem obok trupa powiedziałem napakowanemu żeby zadzwonił po karetkę. Kilka szybkich uciśnięć później typ znów był wśród żywych. Nadjechała również pomoc. Podbiegłem do ratownika siedzącego za kółkiem ,już miałem wytłumaczyć mu stan poszkodowanego ,lecz ten zaczął mi gadać ,że po co my ich wezwaliśmy skoro obecnie odbywa się coś tam już nie pamiętam dokładnie co ,przez co wszystkie jednostki są zaangażowane gdzie indziej. Oczywiście nie miałem o tym pojęcia ale i tak się sfrustrowałem i zacząłem teraz ja ględzić ,że po kiego chu*a oni w ogóle tu są skoro nie mogli przyjechać itd. Chyba go w końcu przekonałem żeby nam pomógł...


3) Szkoła. Lekcja wdż. czy coś w ten deseń. Naszym zadaniem na ocenę było pisanie tudzież mówienie tego co znajduje się na obrazkach np. nauczycielka mówił imię ucznia i obrazek nr 6 na którym był nietoperz i dany uczeń musiał powiedzieć nietoperz. Gdy zobaczyłem co mamy robić opadły mi ręce. Powiedziałem sobie ,że pedole to i nie robię tego gófna. Po jakimś czasie nauczycielka myśląc ,że wszyscy mają to już zrobione zaczęła pytać się po kolei. Gdy wypadło w końcu na mnie powiedziałem ,że nie mam ochoty robić tego dziadostwa ,jesteśmy w liceum a mamy robić zadania dla przedszkolaków. Zaczęła się spina pomiędzy mną a tą jak się po chwili okazało ,skurwi*łą szmatą. Tak mnie wkur*iła ,że nie mogłem wytrzymać. Pewnie myślicie ,że ją zabiłem czy przynajmniej torturowałem ale nie wyszedłem z sali.
(...) 
Szedłem po korytarzu ze znajomymi z klasy. Zaczynała się lekcja z wychowawczynią. Tylko ,że nie było wychowawczyni. Cała klasa zaczęła gadać ,wygłupiać się i takie tam. Nagle do klasy wpadło stado wikingów. Zaczęła się walka. Zrzuciłem jednego z nich ,z konia i ujeżdżając wierzchowca zacząłem ciachać kolejnych wojów dzidą. Po chwili walka się skończyła. O dziwo nikt z klasy nawet nie był nawet ranny. Wszyscy usiedli w ławkach i jak zahipnotyzowani zaczęli pisać coś w zeszytach. Przez chwilę na nich patrzyłem a następnie usiadłem na podłodze obok porozrzucanych owoców i warzyw. Zacząłem konstruować rakietę. Od góry. Położyłem końcówkę ogóraska ,niżej dwa plasterki pomidorka ,słoik musztardy pięć plasterków marchewek a na sam dół większy kawałek ogórasa. Gdy uczyniłem ostatnią czynność rakieta zaczęła niemrawo lecieć ku górze ,zatrzymała się jakiś metr wyżej chwiejąc się na boki. Złapałem swe dzieło i zacząłem udoskonalać. Zacząłem nożem kroić owoc tak by zrobić przejściówkę dla większej ilości ogórczanego napędu. W międzyczasie wiele się zmieniło. Twarda szkolna podłoga przemieniła się w biały wygodny dywan. Me spodnie przemieniły się w żółte ,piżamowe. Do tego zionęła w nich wielka dziura na kroczu tak ,że było widać genitalia. Jednakże nikomu to nie przeszkadzało nawet mi. Poza tym szkoła przemieniła się w dom babci. Gdy ja skrobałem w plonach ziemi z łóżka obok wstał mój brat. Wytrzasnął skądś kwiaty i zaczął składać życzenia babci z okazji dnia wnuka. Burknąłem ,że na dzień wnuka to chyba ona nam powinna dawać prezenty. Nie mogąc słuchać słodzenia brata wyszedłem z pokoju i zacząłem czegoś szukać w nienaturalnie dużych szufladach...
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Duży plus za sen numer trzy.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1