01-04-2019, 18:09
30-31.03.2K18
Czas snu ok. 10h
1) Sen jakoś tam się zaczął (...) Oglądałem nagranie z monitoringu ,z jakiejś imprezy na ekranie. Co warto zaznaczyć był to chodzący monitoring tzn. zamiast kilku kamer rozmieszczonych na ścianach w różnych miejscach była jedna ,którą trzymał jakiś gość i chodził z nią po całym klubie. Ogólnie nagranie było ważne gdyż w tym czasie odbywała się rozprawa dotycząca niejakiego aktu pedofilii ,do którego miało dojść na owej imprezie. Dodam ,iż nagranie oglądałem wraz z dwoma kolegami z realu (tzn. nie ,że oglądaliśmy wszyscy razem w jednym śnie tylko oni jako postacie wytworzone w mej wyobraźni ,mam nadzieję ,że wiecie o co chodzi. Jeszcze nie potrafię z nikim wspólnie śnić. ) ,którzy uczestniczyli w tej balandze. Przez większość nagrania było widać niewiele. Dym i masę bawiących się ludzi. W pewnym momencie monitoring skręcił w stronę toalet i w jednym z kątów zobaczyliśmy to co nas interesowało (#źle powiedziane). Otóż przez jakieś dwie sekundy kamera skierowana była na dwóch chłopaków. Jeden miał gdzieś ze dwadzieścia ,drugi dwanaście lat. To co tam się działo bezsprzecznie można nazwać brutalnym gwałtem ,jednak co nas zdziwiło to to ,że ofiarą wcale nie był młodszy a starszy chłopak (nie pytajcie o szczegóły). Monitoring nie zwrócił zbytniej uwagi na to co się tam działo i poszedł dalej. W jednym z korytarzy zauważyliśmy tych dwóch ziomeczków z którymi oglądałem nagranie jak przechodzili gdzieś. Gdy tylko pojawili się na ekranie jeden z nich ,taki typowy śmieszek powiedział 'Pa ,pa na to Paweł ,to my ,na nagraniu iksDEEE". Wyjąłem płytę z komputera i zawiozłem ją do brata ,który w tym śnie robił za sędziego czy kogoś tam związanego z tą sprawą ,aby miał dowód na to co się tam działo.
Później coś się działo gdzieś tam jeździłem po nocy samochodem i coś robiłem. Niewiele pamiętam ale w sumie to niezbyt wielka strata ,bo nie było w tym fragmencie snu niczego ciekawego.
(...)
Zaczyna się ta fajniejsza część
Nie pamiętam dokładnie jak ale zmieniłem się w afroamerykanina. Stałem się również gangsterem i miałem wspólnika również czarnego. Tworzyliśmy razem dobry zespół. Nasze relacje mogę porównać do tych z typowego Buddy movie gdzie dwóch typów ma odmienne charaktery i na początku nie mogą się dogadać ,lecz pod koniec rozumieją się bez słów. No to właśnie my byliśmy na etapie końcowym ,idealnej współpracy. On (zapomniałem jak się nazywał ale miał angielsko brzmiące imię więc przyjmę ,że miał na imię John i tak go będę nazywał) wysoki ,porywisty i mówiący bez ogródek ,ja niższy mający chłodną głowę. Od tego momentu czułem się jakbym był uczestnikiem dobrego filmu akcji.
Jechaliśmy samochodem na spotkanie z grupą wrogich nam gangsterów aby coś uzgodnić. Była noc. Zajechaliśmy na prawie pusty parking na środku którego stał kontener. Dodam ,że na tylnym siedzeniu siedziała kurtyzana mająca za zadanie stworzyć przyjemną atmosferę podczas targu. Weszliśmy do środka metalowego kontenera. W środku przy stole czekało na nas pięciu bądź sześciu rosłych facetów z konkurencyjnego gangu. Zaczęliśmy prowadzić rozmowy a babeczka która z nami przyjechała poczęła wszystkim po kolei ,naszym rozmówcom ,strugać pingwina. Rozmowy zaczęły iść w dobrym kierunku i wszystko wskazywało na to ,że dojdzie do porozumienia satysfakcjonującego obie strony. Jednak trzeci bądź czwarty klient ,któremu nasza kapłanka miłości doiła krowę zaczął brutalnie ją traktować. Popatrzyłem na Johna a on na mnie. Przekazaliśmy sobie bez słów "ooo nie ,tak to być nie będzie". Dokończyliśmy w spokoju rozmowy. Zgodziliśmy się na wszystkie postawione nam warunki pożegnaliśmy się i potulnie wyszliśmy z kontenera. Tylko po to aby chwilę później wparować do niego na pełnej K z piłami łańcuchowymi zabranymi z autka ,w rękach. Wyrżnęliśmy wszystkich po kolei. Rzeź była okrutna i krwawa. Rozczłonkowywaliśmy ich kawałki do czasu aż nie skończyło się paliwo w piłach. Całe wnętrze kontenera było we krwi i flakach ,tak jak i my. Wyrzuciliśmy bezużyteczny już sprzęt i w pośpiechu udaliśmy się do samochodu. W radiu usłyszeliśmy ,że policja poszukuje dwóch groźnych przestępców ,którzy zabili sześć osób piłami mechanicznymi. Nie było czasu do stracenia. Udaliśmy się w stronę wyjazdu z parkingu. Już mieliśmy skręcać w ulicę gdy z dwóch przeciwnych stron nadjechały dwa radiowozy. Przejechały blisko nas ale policjanci nie zauważyli ,że mamy na sobie krew i inne wnętrzności sześciu typów. Pojechaliśmy więc.
Na ulicach roiło się od policji. W pewnym momencie ktoś nas przyuważył i zaczął się pościg. John prowadził więc mi przypadła rola strzelca. Pod długiej i epickiej walce odgoniliśmy od siebie gliny. Następnie uzgodniliśmy ,że jedynym wyjściem z sytuacji jest uciec do Danii.
O dziwo przez granicę przez granicę przejechaliśmy bez większych problemów. Odjechaliśmy kilka kilometrów od przejścia granicznego ,po czym nasz ostrzelany samochód odmówił dalszej jazdy. Wysiedliśmy i zaczęliśmy biec po wąskim tarasie widokowym nad brzegiem morza. Był już poranek. Na jednym z zakrętów stało kilku typów ,gangsterów uzbrojonych po zęby. Co gorsza należeli do tego samego gangu co goście których poćwiartowaliśmy niedawno w kontenerze. Udało mi się jakoś przejść obok nich nie zostając wykrytym aczkolwiek Johna przyuważyli i zaczęli pruć do niego z wszelkiej dostępnej im broni. John zaczął uciekać tam skąd przybył ale w pewnym momencie wyrolował pościg przeskakując barierkę i spadając w dół kilkanaście metrów ,do miejsca w którym stałem. Spadł mi na ręce ,które ułożyłem w taki sposób aby wyhamować jego upadek ,dzięki czemu nie zmienił się w krwawy naleśnik. Teraz znowu byliśmy razem ścigani. John aby zmylić pościg przestrzelił sobie obie stopy. Powiedział mi ,że ślady krwi zmylą wrogów. Nie mam pojęcia jak miało by to nam pomóc ,w tej sytuacji strzelanie do samych siebie. Na szczęście mój partner nie stracił zdolności motorycznych ,bo ,że tak powiem chu*a dało to jego strzelanie w swe własne nogi i nadal byliśmy gonieni. Jako ,iż zastępy ścigających z każdą chwilą się zwiększały postanowiliśmy udać się do pobliskiego hotelu. Oczywiście cały czas ostrzeliwaliśmy się z pościgiem. Hotel był koloru białego ,zbudowany na planie kwadratu z pustą przestrzenią w środku. Wewnątrz budynku prowadziliśmy epicką walkę z nadciągającymi zastępami niemilców. Strzały ,wybuchy ,latające wszędzie potłuczone szkło oraz co chwila rozwalające się drogie hotelowe mienie. Coś pięknego. Jako iż czułem się jak uczestnik zawadiackiego filmu akcji to nie bałem się a przynajmniej nie tak mocno jak powinienem ,za to czerpałem dużą przyjemność z destrukcji. W końcu jednak zostaliśmy zagnani na ostatnie piętro pięciopiętrowego budynku hotelowego. Zamknęliśmy się w jednym z przestronnych pokoi ,co dało nam chwilę odpoczynku. Był jednak nie lada problem. Mogliśmy jedynie albo wrócić się tam skąd przybyliśmy ,co raczej nie było najlepszą opcją ,albo wyskoczyć przez okno. John chciał przeskoczyć nad pustą przestrzenią i dostać się na drugą stronę hotelu. Ja gdy tylko wyjrzałem przez okno poczułem lęk wysokości. Nie pomagał fakt ,iż do drugiego końca budynku było ze 20 może 30 metrów. Dlatego ostro oponowałem i próbowałem przekonać Johna ,że lepiej będzie wrócić i próbować przebijać się przez napastników.
(W tym miejscu warto zauważyć ,że istniała pewna nadzieja na przeskoczenie nad przepaścią albowiem pomiędzy nami a oknami po drugiej stronie wisiały trzy żyrandole z czego jeden wyglądał jak morgensztern wiszący do góry rękojeścią. Tak więc była szansa żeby z okna przeskoczyć na żyrandol a z niego do drugiego okna. Jednak i tak było dosyć daleko. A i byłbym zapomniał. Otóż żyrandole wisiały na ... właśnie nie wisiały na niczym gdyż dziedziniec w środku budynku nie posiadała dachu. Jednak z poziomu pokoju nie widzieliśmy tego ponieważ szerszą perspektywę zasłaniał nam sufit.)
Wynikła z tego dosyć zabawna kłótnia. John próbował mnie namówić wszelkimi sposobami abyśmy skoczyli ,lecz ja byłem nieugięty. W końcu powiedział ,że jeśli chcę tu zginąć to mogę sobie zostać ile chcę ale on skacze. Wziął leżącą na ziemi czerwoną deskorolkę rozpędził się i wyskoczył przez okno. Doleciał do żyrandolu w kształcie morgenszterna ale deskorolka zatrzymała się na jednym z kolców a John spadł jak decha w dół. Wyjrzałem przez okno i zauważyłem leżącego i nieruszającego się Johna na posadzce. Myślałem ,że zginął. Pobiegłem do niego na dół ,nikogo po drodze nie spotkałem. John leżał obok kobiety rezydent która przeprowadzała jakieś zajęcia dla gości hotelowych. Okazało się ,że na szczęście byłem w błędzie. Mój wspólnik jedynie trochę się poobijał. Pomogłem mu wstać. Powiedziałem "już myślałem ,że zginąłeś" na co usłyszałem "Upadek to nic przy tej gównianej muzyce od której zaraz umrę". Podszedł do magnetofonu stojącego przy jednej ze ścian wyjął płytę i włożył własną ,którą wyciągnął z kieszeni. Zamiast jakiegoś popowego szajsu usłyszeliśmy spokojny ,solowy występ wokalistki. Refren brzmiał tak "Jeśli kochasz mnie ,ściągnij gacie swe. Jeśli kochasz mnie ,ściągnij gacie swe ". (XD) Oburzeni goście zaczęli wychodzić a wkurzona rezydentka podeszła do radia aby zmienić nutę ale zrezygnował z tego gdy zobaczyła gnaty w naszych rękach. Pomyślała przez chwilę czy może coś zrobić ale nic nie wykminiła więc powiedziała "aaaa pier*olę to" i wyszła. A my zostaliśmy sami na zdewastowanym dziedzińcu ,zdewastowanego przez naszą walkę hotelu. John odpalił peta i uśmiechnął się do mnie...
Enjoy
Czas snu ok. 10h
1) Sen jakoś tam się zaczął (...) Oglądałem nagranie z monitoringu ,z jakiejś imprezy na ekranie. Co warto zaznaczyć był to chodzący monitoring tzn. zamiast kilku kamer rozmieszczonych na ścianach w różnych miejscach była jedna ,którą trzymał jakiś gość i chodził z nią po całym klubie. Ogólnie nagranie było ważne gdyż w tym czasie odbywała się rozprawa dotycząca niejakiego aktu pedofilii ,do którego miało dojść na owej imprezie. Dodam ,iż nagranie oglądałem wraz z dwoma kolegami z realu (tzn. nie ,że oglądaliśmy wszyscy razem w jednym śnie tylko oni jako postacie wytworzone w mej wyobraźni ,mam nadzieję ,że wiecie o co chodzi. Jeszcze nie potrafię z nikim wspólnie śnić. ) ,którzy uczestniczyli w tej balandze. Przez większość nagrania było widać niewiele. Dym i masę bawiących się ludzi. W pewnym momencie monitoring skręcił w stronę toalet i w jednym z kątów zobaczyliśmy to co nas interesowało (#źle powiedziane). Otóż przez jakieś dwie sekundy kamera skierowana była na dwóch chłopaków. Jeden miał gdzieś ze dwadzieścia ,drugi dwanaście lat. To co tam się działo bezsprzecznie można nazwać brutalnym gwałtem ,jednak co nas zdziwiło to to ,że ofiarą wcale nie był młodszy a starszy chłopak (nie pytajcie o szczegóły). Monitoring nie zwrócił zbytniej uwagi na to co się tam działo i poszedł dalej. W jednym z korytarzy zauważyliśmy tych dwóch ziomeczków z którymi oglądałem nagranie jak przechodzili gdzieś. Gdy tylko pojawili się na ekranie jeden z nich ,taki typowy śmieszek powiedział 'Pa ,pa na to Paweł ,to my ,na nagraniu iksDEEE". Wyjąłem płytę z komputera i zawiozłem ją do brata ,który w tym śnie robił za sędziego czy kogoś tam związanego z tą sprawą ,aby miał dowód na to co się tam działo.
Później coś się działo gdzieś tam jeździłem po nocy samochodem i coś robiłem. Niewiele pamiętam ale w sumie to niezbyt wielka strata ,bo nie było w tym fragmencie snu niczego ciekawego.
(...)
Zaczyna się ta fajniejsza część
Nie pamiętam dokładnie jak ale zmieniłem się w afroamerykanina. Stałem się również gangsterem i miałem wspólnika również czarnego. Tworzyliśmy razem dobry zespół. Nasze relacje mogę porównać do tych z typowego Buddy movie gdzie dwóch typów ma odmienne charaktery i na początku nie mogą się dogadać ,lecz pod koniec rozumieją się bez słów. No to właśnie my byliśmy na etapie końcowym ,idealnej współpracy. On (zapomniałem jak się nazywał ale miał angielsko brzmiące imię więc przyjmę ,że miał na imię John i tak go będę nazywał) wysoki ,porywisty i mówiący bez ogródek ,ja niższy mający chłodną głowę. Od tego momentu czułem się jakbym był uczestnikiem dobrego filmu akcji.
Jechaliśmy samochodem na spotkanie z grupą wrogich nam gangsterów aby coś uzgodnić. Była noc. Zajechaliśmy na prawie pusty parking na środku którego stał kontener. Dodam ,że na tylnym siedzeniu siedziała kurtyzana mająca za zadanie stworzyć przyjemną atmosferę podczas targu. Weszliśmy do środka metalowego kontenera. W środku przy stole czekało na nas pięciu bądź sześciu rosłych facetów z konkurencyjnego gangu. Zaczęliśmy prowadzić rozmowy a babeczka która z nami przyjechała poczęła wszystkim po kolei ,naszym rozmówcom ,strugać pingwina. Rozmowy zaczęły iść w dobrym kierunku i wszystko wskazywało na to ,że dojdzie do porozumienia satysfakcjonującego obie strony. Jednak trzeci bądź czwarty klient ,któremu nasza kapłanka miłości doiła krowę zaczął brutalnie ją traktować. Popatrzyłem na Johna a on na mnie. Przekazaliśmy sobie bez słów "ooo nie ,tak to być nie będzie". Dokończyliśmy w spokoju rozmowy. Zgodziliśmy się na wszystkie postawione nam warunki pożegnaliśmy się i potulnie wyszliśmy z kontenera. Tylko po to aby chwilę później wparować do niego na pełnej K z piłami łańcuchowymi zabranymi z autka ,w rękach. Wyrżnęliśmy wszystkich po kolei. Rzeź była okrutna i krwawa. Rozczłonkowywaliśmy ich kawałki do czasu aż nie skończyło się paliwo w piłach. Całe wnętrze kontenera było we krwi i flakach ,tak jak i my. Wyrzuciliśmy bezużyteczny już sprzęt i w pośpiechu udaliśmy się do samochodu. W radiu usłyszeliśmy ,że policja poszukuje dwóch groźnych przestępców ,którzy zabili sześć osób piłami mechanicznymi. Nie było czasu do stracenia. Udaliśmy się w stronę wyjazdu z parkingu. Już mieliśmy skręcać w ulicę gdy z dwóch przeciwnych stron nadjechały dwa radiowozy. Przejechały blisko nas ale policjanci nie zauważyli ,że mamy na sobie krew i inne wnętrzności sześciu typów. Pojechaliśmy więc.
Na ulicach roiło się od policji. W pewnym momencie ktoś nas przyuważył i zaczął się pościg. John prowadził więc mi przypadła rola strzelca. Pod długiej i epickiej walce odgoniliśmy od siebie gliny. Następnie uzgodniliśmy ,że jedynym wyjściem z sytuacji jest uciec do Danii.
O dziwo przez granicę przez granicę przejechaliśmy bez większych problemów. Odjechaliśmy kilka kilometrów od przejścia granicznego ,po czym nasz ostrzelany samochód odmówił dalszej jazdy. Wysiedliśmy i zaczęliśmy biec po wąskim tarasie widokowym nad brzegiem morza. Był już poranek. Na jednym z zakrętów stało kilku typów ,gangsterów uzbrojonych po zęby. Co gorsza należeli do tego samego gangu co goście których poćwiartowaliśmy niedawno w kontenerze. Udało mi się jakoś przejść obok nich nie zostając wykrytym aczkolwiek Johna przyuważyli i zaczęli pruć do niego z wszelkiej dostępnej im broni. John zaczął uciekać tam skąd przybył ale w pewnym momencie wyrolował pościg przeskakując barierkę i spadając w dół kilkanaście metrów ,do miejsca w którym stałem. Spadł mi na ręce ,które ułożyłem w taki sposób aby wyhamować jego upadek ,dzięki czemu nie zmienił się w krwawy naleśnik. Teraz znowu byliśmy razem ścigani. John aby zmylić pościg przestrzelił sobie obie stopy. Powiedział mi ,że ślady krwi zmylą wrogów. Nie mam pojęcia jak miało by to nam pomóc ,w tej sytuacji strzelanie do samych siebie. Na szczęście mój partner nie stracił zdolności motorycznych ,bo ,że tak powiem chu*a dało to jego strzelanie w swe własne nogi i nadal byliśmy gonieni. Jako ,iż zastępy ścigających z każdą chwilą się zwiększały postanowiliśmy udać się do pobliskiego hotelu. Oczywiście cały czas ostrzeliwaliśmy się z pościgiem. Hotel był koloru białego ,zbudowany na planie kwadratu z pustą przestrzenią w środku. Wewnątrz budynku prowadziliśmy epicką walkę z nadciągającymi zastępami niemilców. Strzały ,wybuchy ,latające wszędzie potłuczone szkło oraz co chwila rozwalające się drogie hotelowe mienie. Coś pięknego. Jako iż czułem się jak uczestnik zawadiackiego filmu akcji to nie bałem się a przynajmniej nie tak mocno jak powinienem ,za to czerpałem dużą przyjemność z destrukcji. W końcu jednak zostaliśmy zagnani na ostatnie piętro pięciopiętrowego budynku hotelowego. Zamknęliśmy się w jednym z przestronnych pokoi ,co dało nam chwilę odpoczynku. Był jednak nie lada problem. Mogliśmy jedynie albo wrócić się tam skąd przybyliśmy ,co raczej nie było najlepszą opcją ,albo wyskoczyć przez okno. John chciał przeskoczyć nad pustą przestrzenią i dostać się na drugą stronę hotelu. Ja gdy tylko wyjrzałem przez okno poczułem lęk wysokości. Nie pomagał fakt ,iż do drugiego końca budynku było ze 20 może 30 metrów. Dlatego ostro oponowałem i próbowałem przekonać Johna ,że lepiej będzie wrócić i próbować przebijać się przez napastników.
(W tym miejscu warto zauważyć ,że istniała pewna nadzieja na przeskoczenie nad przepaścią albowiem pomiędzy nami a oknami po drugiej stronie wisiały trzy żyrandole z czego jeden wyglądał jak morgensztern wiszący do góry rękojeścią. Tak więc była szansa żeby z okna przeskoczyć na żyrandol a z niego do drugiego okna. Jednak i tak było dosyć daleko. A i byłbym zapomniał. Otóż żyrandole wisiały na ... właśnie nie wisiały na niczym gdyż dziedziniec w środku budynku nie posiadała dachu. Jednak z poziomu pokoju nie widzieliśmy tego ponieważ szerszą perspektywę zasłaniał nam sufit.)
Wynikła z tego dosyć zabawna kłótnia. John próbował mnie namówić wszelkimi sposobami abyśmy skoczyli ,lecz ja byłem nieugięty. W końcu powiedział ,że jeśli chcę tu zginąć to mogę sobie zostać ile chcę ale on skacze. Wziął leżącą na ziemi czerwoną deskorolkę rozpędził się i wyskoczył przez okno. Doleciał do żyrandolu w kształcie morgenszterna ale deskorolka zatrzymała się na jednym z kolców a John spadł jak decha w dół. Wyjrzałem przez okno i zauważyłem leżącego i nieruszającego się Johna na posadzce. Myślałem ,że zginął. Pobiegłem do niego na dół ,nikogo po drodze nie spotkałem. John leżał obok kobiety rezydent która przeprowadzała jakieś zajęcia dla gości hotelowych. Okazało się ,że na szczęście byłem w błędzie. Mój wspólnik jedynie trochę się poobijał. Pomogłem mu wstać. Powiedziałem "już myślałem ,że zginąłeś" na co usłyszałem "Upadek to nic przy tej gównianej muzyce od której zaraz umrę". Podszedł do magnetofonu stojącego przy jednej ze ścian wyjął płytę i włożył własną ,którą wyciągnął z kieszeni. Zamiast jakiegoś popowego szajsu usłyszeliśmy spokojny ,solowy występ wokalistki. Refren brzmiał tak "Jeśli kochasz mnie ,ściągnij gacie swe. Jeśli kochasz mnie ,ściągnij gacie swe ". (XD) Oburzeni goście zaczęli wychodzić a wkurzona rezydentka podeszła do radia aby zmienić nutę ale zrezygnował z tego gdy zobaczyła gnaty w naszych rękach. Pomyślała przez chwilę czy może coś zrobić ale nic nie wykminiła więc powiedziała "aaaa pier*olę to" i wyszła. A my zostaliśmy sami na zdewastowanym dziedzińcu ,zdewastowanego przez naszą walkę hotelu. John odpalił peta i uśmiechnął się do mnie...
Enjoy
Dlaczego intuicja podpowiada mi, że z tego koszmaru już się nie obudzę? Bo wcale jeszcze nie poszedłem spać a koszmar dopadł mnie na jawie.