12-12-2018, 21:26
11 grudnia 2018
Godziny spania: 22.40 - 6.00
Sen 1. Miałam dosyć mojego ojca, tak mocno, że aż chciałam się zabić, ale stwierdziłam, że to nie pomoże. Irytowało mnie niesłychanie jego nieustające zadowolenie niezależne od okoliczności, ten wieczny uśmiech, nieważne, co bym robiła, mogę nawet go zwyzywać, pobić i skopać, a on pozostanie nadal tak samo niewzruszenie wesolutki. Szkoda gadać. Poczucie wielkiej rezygnacji ogarnęło mnie. Nie mogłam się przebić przez tą barierę roześmianej obojętności, czułam się jak w pudełku szklanym. Zero reakcji na moje cierpienie. To znaczy reakcja jakaś niby jest, ale zawsze taka sama, stała, niepowiązana z żadnym konkretnym bodźcem, niezróżnicowana. Ech...
Sen 2. Pod mój blok zajechało pogotowie. Byłam na dworze z rodzicami, pobiegli, aby otworzyć drzwi, zgodnie z logiką snu. Ja zostałam gdzieś w tyle. Wiadomo, jak się we śnie biega. Ratownicy medyczni chcieli dostać się na trzecie piętro. Na klatce schodowej jakiś starszy pan zwrócił się do mnie na ty, pytał, jak stąd wyjechać, gdyż teren był ogrodzony taśmą.
12 grudnia 2018
Godziny spania: 23.40 - 6.15
Tym razem matka mi się śniła. Niewiele pamiętam, budziłam się kilka razy. Jakość snu wyjątkowo kiepska.
Jestem wściekła.
O snach nie mam nic więcej do powiedzenia, dlatego przejdźmy teraz do rozważań w stanie jawy.
Pragnę zniweczyć przywiązanie do rodziny. Przeszkadza mi w życiu. Jestem zdania, że o "bliskich" trzeba dbać, ale nie kleić się do nich. To emocjonalne uzależnienie. Co ja mam z tym ludźmi wspólnego??? Czym byłam, zanim się urodziłam?
Wizualizuję moją zmarłą babcię jako dojrzałą kobietę, moją mamę jako małą dziewczynkę, mojego ojca jako młodego chłopaka i na koniec mnie jako bezkształtną, galaretowatą, czerwonawą masę. Głaszczę wyobrażony nagrobek rodziców. Próbuję sobie wyobrazić np. trzech synów zamiast mnie, jakąś alternatywną historię. Mnie nie ma, nigdy się nie urodziłam, nie powstałam, nie zstąpiłam na Ziemię. Moją prawdziwą rodzicielką jest niepoznawalna Pustka. Wszystko inne to zmyłka.
Nadal nie wiem, kim jestem.
Napotkałam gdzieś następującą afirmację: Wszystko, co widzę, jest snem.
Według mnie jest zbyt ograniczona. Postanowiłam dostosować ją do swoich potrzeb.
Wszystko, co smakuję, jest snem. Wszystko, co słyszę, jest snem. Wszystko, co czuję (węch, dotyk, temperatura, czucie głębokie, zmysł równowagi) jest snem. Wszystko, co czuję (emocje - zadowolenie, smutek, złość, pobudzenie seksualne, głód, senność, zmęczenie) jest snem.
Wszystko, co myślę, jest snem. Wszystko, co sobie wyobrażam, jest snem.
Te elementy składają się na mój obraz rzeczywistości. Ale niech no tylko któregoś zabraknie, wtedy natychmiast moja wizja świata traci spójność.
Moje sny są żałosne, zdecydowanie za mało fantastyczne. Inni śnią o smokach, jednorożcach, elfach, wampirach, mówiących zwierzakach, o byciu zwierzęciem, drzewem albo osobą innej płci, bobasem lub starcem, potrafią udać się w kosmos, używają telekinezy, miewają cudowne wizje, oglądają grę różnobarwnych świateł pozbawionych formy, gadają z aniołami i demonami, wcielają się w postać książkową albo z filmu, na swoich oczach kreują rzeczywistość. Mam z tym ogromny problem.
Postanowiłam się wyhuśtać. Dokonałam tego w pozycji leżącej, w ciemności. Po zmroku udałam się na huśtawkę koło bloku, wyprostowałam nogi, zamknęłam oczy i skupiłam się na swoim wnętrzu. Liczyłam na to, że bodźce tego typu przenikną potem do snu albo chociaż pojawią się pod postacią hipnagogów. Czytałam, że dzięki hipnagogicznemu huśtaniu Incestus wchodzi w sen (tzn. osiaga WILDa), więc próbuję sztucznie je wywołać. Na razie jednak metoda ta nie przyniosła żadnych efektów. Być może zbyt krótko ją jeszcze stosuję.
Godziny spania: 22.40 - 6.00
Sen 1. Miałam dosyć mojego ojca, tak mocno, że aż chciałam się zabić, ale stwierdziłam, że to nie pomoże. Irytowało mnie niesłychanie jego nieustające zadowolenie niezależne od okoliczności, ten wieczny uśmiech, nieważne, co bym robiła, mogę nawet go zwyzywać, pobić i skopać, a on pozostanie nadal tak samo niewzruszenie wesolutki. Szkoda gadać. Poczucie wielkiej rezygnacji ogarnęło mnie. Nie mogłam się przebić przez tą barierę roześmianej obojętności, czułam się jak w pudełku szklanym. Zero reakcji na moje cierpienie. To znaczy reakcja jakaś niby jest, ale zawsze taka sama, stała, niepowiązana z żadnym konkretnym bodźcem, niezróżnicowana. Ech...
Sen 2. Pod mój blok zajechało pogotowie. Byłam na dworze z rodzicami, pobiegli, aby otworzyć drzwi, zgodnie z logiką snu. Ja zostałam gdzieś w tyle. Wiadomo, jak się we śnie biega. Ratownicy medyczni chcieli dostać się na trzecie piętro. Na klatce schodowej jakiś starszy pan zwrócił się do mnie na ty, pytał, jak stąd wyjechać, gdyż teren był ogrodzony taśmą.
12 grudnia 2018
Godziny spania: 23.40 - 6.15
Tym razem matka mi się śniła. Niewiele pamiętam, budziłam się kilka razy. Jakość snu wyjątkowo kiepska.
Jestem wściekła.
O snach nie mam nic więcej do powiedzenia, dlatego przejdźmy teraz do rozważań w stanie jawy.
Pragnę zniweczyć przywiązanie do rodziny. Przeszkadza mi w życiu. Jestem zdania, że o "bliskich" trzeba dbać, ale nie kleić się do nich. To emocjonalne uzależnienie. Co ja mam z tym ludźmi wspólnego??? Czym byłam, zanim się urodziłam?
Wizualizuję moją zmarłą babcię jako dojrzałą kobietę, moją mamę jako małą dziewczynkę, mojego ojca jako młodego chłopaka i na koniec mnie jako bezkształtną, galaretowatą, czerwonawą masę. Głaszczę wyobrażony nagrobek rodziców. Próbuję sobie wyobrazić np. trzech synów zamiast mnie, jakąś alternatywną historię. Mnie nie ma, nigdy się nie urodziłam, nie powstałam, nie zstąpiłam na Ziemię. Moją prawdziwą rodzicielką jest niepoznawalna Pustka. Wszystko inne to zmyłka.
Nadal nie wiem, kim jestem.
Napotkałam gdzieś następującą afirmację: Wszystko, co widzę, jest snem.
Według mnie jest zbyt ograniczona. Postanowiłam dostosować ją do swoich potrzeb.
Wszystko, co smakuję, jest snem. Wszystko, co słyszę, jest snem. Wszystko, co czuję (węch, dotyk, temperatura, czucie głębokie, zmysł równowagi) jest snem. Wszystko, co czuję (emocje - zadowolenie, smutek, złość, pobudzenie seksualne, głód, senność, zmęczenie) jest snem.
Wszystko, co myślę, jest snem. Wszystko, co sobie wyobrażam, jest snem.
Te elementy składają się na mój obraz rzeczywistości. Ale niech no tylko któregoś zabraknie, wtedy natychmiast moja wizja świata traci spójność.
Moje sny są żałosne, zdecydowanie za mało fantastyczne. Inni śnią o smokach, jednorożcach, elfach, wampirach, mówiących zwierzakach, o byciu zwierzęciem, drzewem albo osobą innej płci, bobasem lub starcem, potrafią udać się w kosmos, używają telekinezy, miewają cudowne wizje, oglądają grę różnobarwnych świateł pozbawionych formy, gadają z aniołami i demonami, wcielają się w postać książkową albo z filmu, na swoich oczach kreują rzeczywistość. Mam z tym ogromny problem.
Postanowiłam się wyhuśtać. Dokonałam tego w pozycji leżącej, w ciemności. Po zmroku udałam się na huśtawkę koło bloku, wyprostowałam nogi, zamknęłam oczy i skupiłam się na swoim wnętrzu. Liczyłam na to, że bodźce tego typu przenikną potem do snu albo chociaż pojawią się pod postacią hipnagogów. Czytałam, że dzięki hipnagogicznemu huśtaniu Incestus wchodzi w sen (tzn. osiaga WILDa), więc próbuję sztucznie je wywołać. Na razie jednak metoda ta nie przyniosła żadnych efektów. Być może zbyt krótko ją jeszcze stosuję.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności