dreaming.log
#91
Czemu dziennik Isabeli? To ja tutaj mam taką cholerną obsesję na punkcie Atiego, że co jakiś czas mi się śni :D
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#92
Kiedy w kobiecym dzienniku widzę najpierw opis faceta okraszonego epitetem cholernie przystojny, a potem spotkanie z motywem padania przed nim na kolana, to ostatnie o czym pomyślę, to chęć składania przysięgi wierności :D
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#93
Ten Ati to jakiś technik pewnie...

Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#94
@incestus  - Jak tu nie padać na kolana, skoro on technicznie był bogiem... czy może cząstką boga dokładniej :P Na jedno wychodzi.

@Neurocosmic - dzięki za poprawę nastroju :D
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#95
Ja i siostra byłyśmy jakby młodsze niż w rzeczywistości, ale jednocześnie już dorosłe. Mieszkałyśmy, albo byłyśmy na długich wakacjach w domu rodziców. Był tam z nami chłopiec w wieku wczesnej podstawówki. Posiadałam wiedzę, że on jest naszym dużo młodszym bratem albo dalekim ciotecznym kuzynem. Mieszkał on w naszym "nowym" pokoju w domu rodziców. Pokój wyglądał mniej więcej tak jak w rzeczywistości, ale moje stare łóżko było typowo piętrowe, z drugim łóżkiem a nie biurkiem na dole, tak, że łącznie były trzy możliwe miejsca do spania. Dolne łóżko zajmował ten chłopiec, ja miałam spać na górze a siostra u siebie przy przeciwległej ścianie. Z jakiegoś powodu ja siedziałam na górze razem z tym chłopcem. Mieliśmy tam zapas przemyconych słodyczy. Żartowałam z tego, że w tej rodzinie role się trochę odwrócą, bo to zwykle ojcowie demoralizują dzieci, kiedy matki nie patrzą (??).
Planowaliśmy coś w rodzaju wspólnego świadomego śnienia. Żeby to osiągnąć, zasypiając, musieliśmy telepatycznie zalogować się do jakiegoś serwera. Jako że ja miałam tam jakoś dostęp na żywca, musiałam wejść najpierw, wygenerować dane do logowania dla pozostałych i je stamtąd wypreparować. Pomyślałam, że nie mogą być one zbyt skomplikowane, żeby chłopiec był w stanie je zapamiętać. Kiedy w końcu wróciłam, zapisałam dane na drewnianej barierce łóżka w zasięgu wzroku dzieciaka. Potem planowaliśmy w jakiś sposób się synchronizować, żeby nadać sygnał do przebudzenia w odpowiednim momencie.
Nastąpił jakiś przeskok i znalazłam się na łóżku na dole. Słyszałam, że matka wchodzi do pokoju. Położyłam się i szybko nakryłam kołdrą. Starałam się udawać, że nie knujemy tu niczego podejrzanego. Matka zaczęła węszyć i stwierdziła, że chyba przez to całe kombinowanie zapomnieliśmy o wieczornej kąpieli, bo czuje od nas swąd.

=================================================================

Obserwowałam sceny z gry/filmu, czasami z góry albo z boku, czasem przełączałam się na perspetywę pierwszej osoby. Było to coś w stylu "Tomb Raider", główna bohaterka stanowiła swego rodzaju połączenie Lary i Elen Ripley z "Obcego". Akcja działa się na małej wysepce, w drewnianej chacie, która przy przejściu na wyższy poziom przeskakiwała między wymiarami. Nawet jak na którymś etapie była zrównywana z ziemią, przy przejściach się odnawiała, czasami wyraźnie się różniąc.
W pewnym momencie dom płonął. Główna bohaterka stała na tle chmury dymu. Była dość skąpo ubrana, było widać w tym momencie, że nogi ma ucięte powyżej kolan i używa protez.
Nastąpił przeskok. Z perspektywy pierwszej osoby przeszukiwałam znów istniejący dom. Teraz okazał się w większości murowany i dużo większy, niż wydawałał się z zewnątrz.
# Bardzo podobny do tych ruin psychiatryka w Otwocku na zdjęciach w sieci.
Pomieszczenia tworzyły labirynt zmieniający się niemal w oczach. Towarzyszyło temu uczucie, że to nie jest rzeczywistość. Mimo wielokrotnego powtarzania się tego motywu w LD nie spowodowało to prawdziwego uświadomienia.

=================================================================

Byłam w wielkim kompleksie budynków, wnętrza przypominały coś pomiędzy salą zabaw dla dzieci a fabryką z animowanego filmu. Byłam tam ja, MM (kolega z obecnej pracy), czułam też, że gdzieś dalej przebywają nasi przełożeni. Ja i MM pracowaliśmy nad stworzeniem samoświadomej sztucznej inteligencji, którą z jakiegoś powodu zaczęliśmy nazywać imieniem Marian. Któryś etap wymagał odwzorowania ludzkich myśli. W tym celu próbowałam bezskutecznie połączyć głowę jakiegoś człowieka, wyglądającego jak karykatura szalonego naukowca z kreskówki, z maszyną w stylu retro za pomocą cienkich miedzianych drucików. Druciki irytująco ześlizgiwały się z plastikowej obudowy tego urządzenia.
Potem z jakiegoś powodu musieliśmy się ewakuować z jednej części budynku do innej. Szliśmy wewnątrz długiej plastikowej rury, o wystarczająco dużej średnicy, żeby dorosły człowiek mógł iść wyprostowany. Nieśliśmy nasz złom, tyle, ile mogliśmy utrzymać. MM zaczął mnie dopytywać, czy na pewno potrzebne mi jest to albo owo i co ewentualnie mogłabym wyrzucić. Najbardziej czepiał się czegoś, co przypominało plecionkę z aluminiowych drutów z krótkim kawałkiem kabla na jednym końcu. Powiedziałam, że to jest mi absolutnie niezbędne, bo to urządzenie przechowuje klucze SSH moje i Mariana i nie mogę sobie pozwolić na utratę tego. Jednocześnie czułam irytajcję, bo naprawdę nie było mi wygodnie z całą stertą podobnych "potrzebnych" rzeczy, które prawie wypadały mi z rąk.

=================================================================

# Pamiętam tylko końcowe fragmenty, te, które wzbudziły silne emocje.
# Ogólnie ja i V. błąkaliśmy się w niekończącym się ciągu chaotycznie zagraconych pomieszczeń.
W którymś momencie V. wspomniał coś o mrocznych sekretach, związanych z udziałem w czarnomagicznych/satanistycznych rytuałach. Sprawiał wrażenie, że powiedział przy tym za dużo i żałuje. Oczywiście zaczęłam z ciekawości coraz bardziej naciskać. W końcu bardzo niechętnie V. ustąpił i zdjął koszulkę. Okazało się, że pod skórą na klatce piersiowej ma przewleczone łańcuchy i wkręcone śruby.
# Hellraiser tak bardzo...
Ja podeszłam do małego okrągłego lusterka na ścianie i zaczęłam rozciągać skóę na twarzy. Znalazłam w końcu dwa otwory, poniżej ust. Włożyłam w nie grube metalowe haki, zaraz potem je wyjęłam. Powiedziałam, że ja potrafię ukrywać takie dziury w skórze, zwłaszcza, że miałam na twarzy kilka innych małych blizn. V. odpowiedział, że i tak je znalazł, kiedy spałam a on robił [coś] z moją twarzą, żeby te blizny naprawić.
Nagle ogarnęła mnie złość. Zaczęłam krzyczeć na niego, że on nie miał prawa w jakikolwiek sposób ingerować w moje ciało, kiedy ja byłam nieprzytomna i nie mogłam wyrazić na to zgody. On zaczął się tłumaczyć, kilka razy w jego wypowiedzi pojawiło się coś o tym, że ja jestem osobą biedną, że wzbudzam w nim litość. Rozzłościło mnie to jeszcze bardziej. Płacząc ze złości położyłam się na podłodze, pośród pokrywających ją łańcuchów, kabli i stert złomu. Leżałam na boku, obserwując cały czas krążącego wokół mnie V.
# Obudziłam się z szybko bijącym sercem, długo potem nie mogłam zasnąć.


# Leżałam w (chyba) paraliżu. Nie sprawdzałam, żeby nie przerwać tego stanu. Czułam swoje ciało, leżałam na prawym boku, przyciskając prawą rękę. Zaczęłam czuć, jakby ta ręka znajdowała się w innym miejscu, jakby zwisała pionowo w dół, przenikając przez łóżko. Nauczona doświadczeniem zaczęłam ostrożnie "poruszać" tą nieistniejącą ręką - zwyczajnie dlatego, że to fajne uczucie. Myślałam o tym, czy wyjdzie mi WILD w stylu OOBE, ale nie miałam zbytniej nadziei.
Jakoś przerzuciło mnie w sen. Znalazłam się pod wieczornym niebem na polu kukrurydzy, wśród bardzo ciemnych roślin. Za sobą miałam wieżę z jasnej cegły. Otoczenie wyglądało na wygenerowane komputerowo, coś jak scenografia współczesnych gier. Czułam dyskomfort, jakby ciężar przyginający mnie do ziemi. Obawiałam się, że sen nie jest zbyt stabilny i zaraz mnie wywali.
Przerzuciło mnie w kolejną lokację. Był to zmodyfikowany dom rodziców. Szłam korytarzem w półmroku, przeszłam do kwadratowego pokoju na końcu. Przeszło mi przez głowę, że zaraz pewnie zrobię coś nielogicznego, bo świadomość mam słabą i sen i tak wymknie mi się spod kontroli. Poczułam potrzebę ukrycia się, jakby moja obecność tu była czymś złym i sprowadzała na mnie nieokreślone zagrożenie. Skoczyłam w górę, w jakiś sposób przełączając grawitację działającą na mnie.
# Coś podobnego do zmiany perspektywy w "Archiwum Burzowego Światła".
Pełzałam po ścianach tuż poniżej sufitu. Słyszałam na dole ludzi poruszających się po domu, rozpoznawałam na pewno moją matkę.
# Coraz bardziej traciłam kontrolę, sen przeszedł w serię innych, nieświadomych i niezapamiętanych.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#96
# Znów tylko urywki z kilku dni

Siedziałam w jakimś Matriksie, wraz z grupą agentów, gość w stylu tych z "Procesu" Kafki, ubranych na czarno, melancholijnie smutnych. Próbowałam jakoś przebić się telepatycznie do nieco głębszej warstwy tej rzeczywistości. Dostałam się w końcu do części kodu tego domniemanego Matrixa. Po wprowadzeniu kilku zmian, przeciągnęłam jakoś kopię tego na "powierzchnię" rzeczywistości.
Obok mnie pojawiło się wiadro wypełnione białą cieczą, podobną do rozcieńczonego mleka. Przyniosłam to do jednego z agentów, żeby mu pokazać. Mężczyzna okazał niewielkie zainteresowanie, bardziej przyglądał się w ponurej zadumie, jak ja pochylam się nad powierzchnią cieczy, badając, czy przypadkiem nie pojawiają się w niej jakieś stałe zanieczyszczenia. Bardzo nie chciałam, żeby tak się stało.

=================================================================

Znajdowałam się w szkole podstawowej, do której kiedyś chodziłam. Miałam świadomość, że w tym czasie przebywają tam jeszcze moja matka i siostra. Kręciłam się po korytarzu na piętrze. W którymś momencie zaczęłam robić coś takiego, że łapałam się rękami za parapet, opierając się stopami o ścianę, niejako wisząc na niej. Na nieskończenie krótką chwilę mogłam puścić ręce, odskoczyć jakoś do tyłu, zrobić obrót w powietrzu i znów się chwycić, pół metra dalej. W ten sposób zaczęłam przemieszczać się wzdłuż ściany korytarza. Pomyślałam coś o tym, że teraz jestem lepsza niż gość w Assassin's Creed. Od strony zwężenia korytarza nadeszła moja matka, zaraz potem od drugiej strony, od schodów, siostra. Trochę poszpanowałam swoimi możliwościami, potem przyszła mi do głowy inna rzecz. Stanęłam na środku korytarza i podskoczyłam. Zdołałam jakość odbić się tak wysoko, że dotknęłam palcami sufitu. Powtórzyłam to jeszcze kilka razy, również z powodzeniem. Poczułam się z tym dziwnie, coś się nie zgadzało. Czy sufit był niżej niż zapamiętałam z przeszłości? Czy to naprawdę powinno być takie łatwe? Im więcej razy to powtarzałam, tym bardziej nie byłam pewna, co jest nie tak.
# Nie uświadomiłam się od tego, niestety... :/

=================================================================

Byłam chyba nieco młodsza niż w realu. Znajdowałam się na ogrodzonym z wielu stron dziedzińcu, w pobliżu otoczonego murem zbiornika wodnego. Ja i towarzyszące mi dziewczęta podchodziłyśmy do tego zbiornika, ja w którymś momencie zauważyłam, że w ciemnej wodzie unoszą się kawałki musli. Starałam się robić coś, żeby jak najbardziej zagęścić to w pobliżu tej krawędzi zbiornika, do której miałyśmy dostęp.
Poczułam, że coś jest nie tak. Jakoś przypomniałam sobie, że przecież wcześniej uczestniczyłam w dziwnym rytuale. Odeszłam do względnie spokojnego miejsca i rozebrałam się od pasa w górę. Tak jak myślałam, byłam cała pokryta wbitymi w skórę szpilkami jak laleczka voodoo. Na szczęście nie były zbyt głęboko. Powoli zaczęłam to z siebie wyciągać, w wielu przypadkach powodowało to pojawienie się pojedynczych kropelek krwi. Podczas tej operacji byłam bardzo spokojna, nie bałam się, nie robiło to na mnie większego wrażenia.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#97
Ja i V. robiliśmy coś w stylu misji w grze RPG. Chodziło o zbieranie próbek z trudno dostępnych miejsc. W pewnym momencie znajdowaliśmy się wysoko ponad koronami drzew. Żeby zejść na ziemię, musieliśmy ześlizgnąć się po pniu niezwykle wysokiego drzewa, składającego się właściwie z kilku splecionych ze sobą pni. Z jakiegoś powodu musieliśmy robić to ruchem okrężnym, co jakiś czas "przeskakując" i chwytając się w innym miejscu. Kiedy moje ręce przesuwały się wzdłuż pnia, czułam gładką korę. Pomyślałam o tym, że może w końcu V. zrozumie, co mam na myśli mówiąc o rozpoznawaniu żywych i martwych drzew na podstawie różnic temperatury.

=================================================================

Grałam w animowaną grę komputerową. Z lotu ptaka miałam widok na sielski las, w którym obozowały rodziny. W grze chodziło o to, żeby jak najwięcej rzeczy podpalić, zebrać za to punkty, a potem podrzucać paczki zapałek w miejscach, gdzie przebywały dzieci, żeby na te dzieci spadła wina za podpalenie.

=================================================================

Przebywałam w zmodyfikowanej wersji domu rodziców. Oprócz mnie byli tam rodzice, ciotka, babcia, dwie nieistniejące w rzeczywistości kuzynki/przyjaciółki i jeszcze kilka osób. Wraz z tymi dwiema kuzynkami rozkładałyśmy na blacie komody porcje sproszkowanego narkotyku i pokrojone drobno grzyby halucynogenne. Kiedy zażyłyśmy tę mieszankę, babcia spytała, czy nie spowoduje to jakichś skutków ubocznych. Wyjaśniłam, że od następnego razu przechodzimy całkiem na naturalne środki, bo to syntetyki są szkodliwe.
# Nastąpił jakiś przeskok akcji
Wszystkie trzy powoli trzeźwiałyśmy. W pierwszej chwili byłam zdziwiona, że to już, potem uspokajająco pomyślałam, że to nie jest metocyna i to działa tylko cztery godziny.
# Na chwilę się przebudziłam
Znowu pojawiłam się w tym samym miejscu. Niebo nad domem miało głęboki ciemny kolor, wiał silny wiatr. Wyglądało to jakby zbierało się na burzę, jednocześnie barwy otoczenia były niesamowicie nasycone, jak celowo zmodyfikowane zdjęcie. Na tym tle latały wielkie białe motyle. Musieliśmy je łapać, ale nie było to łatwe. Z każdej strony stale przylatywały ptaki, które na nie polowały a zgodnie z prawem łańcucha pokarmowego miały w tej kwestii pierwszeństwo. Przeszłam na drugą stronę domu, gdzie ptaków było znacznie mniej.
Zaczęłam zbierać kolce róży i wąskie drewniane kołki. Kołki miały być naostrzone, jakbym wybierała się na polowanie na wampiry, niestety w większości miały stępione końce, co mnie irytowało. W okolicy pojawiła się znowu któraś koleżanka/kuzynka i zaczęła krzyczeć, że na ścieżce przed domem leżą martwe pszczoły. Odpowiedziałam jej, że to ojciec zabił je kosiarką podczas koszenia trawnika i absolutnie mnie nie obchodzi, że te szczątki tam leżą.
Weszłam do środka, znalazłam się w długim korytarzu biegnącym równolegle do ulicy przed domem. Była tam moja ciotka, wybierała się właśnie do kościoła. Z któregoś pomieszczenia, niejako w tle, słyszałam krzyki ojca.
# Trochę ta sytuacja przypominała gry-horrory, gdzie chodzi się korytarzami wielkich domów
Miałam jakiś rodzaj wiedzy, że w tej alternatywnej rzeczywistości mój ojciec jest wojskowym i dlatego ma taki trudny charakter.
Ciotka chciała, żebym poszła z nią do kościoła, odpowiedziałam jej, że to nie ma sensu. Ona powiedziała mi, niejako "w sekrecie", że główną zaletą chodzenia do kościoła dla niej i matki jest to, że wówczas nie muszą przebywać w pobliżu ojca i mają dzięki temu możliwość swobodnego rozmyślania.
# Obudziłam się, czując znaczny emocjonalny dyskomfort
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#98
Plusik za motyw podpalania i naturalne narkotyki.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#99
Wypełniałam online jakiś formularz dla banku, dotyczący mojej obecnej pracy. Kilka dni po wysłaniu go, zadzwonili do mnie ludzie z tego banku, mówiąc, że nie podałam tam jakichś konkretnych danych i że to bardzo ważne, a teraz termin upłynął i trzeba coś zrobić, aby te dane się tam znalazły. Stwierdziłam, że ja te pola formularza wypełniałam a informacje przepadły gdzieś po drodze, zatem to jest błąd systemu a nie moja wina. Spytałam też ich, co w takiej sytuacji należałoby zrobić. Oni powiedzieli mi, że muszą zhakować firmę, w której pracuję, aby wyciągnąć od nich owe brakujące dane. Poczułam rodzaj złośliwej satysfakcji i oznajmiłam im, iż będzie to trudne, ponieważ mamy bardzo wiele warstw zabezpieczeń i żeby nas zhakować należałoby najpierw fizycznie włamać się na teren firmy. Ludzie z banku odparli, że w takim razie to zrobią.
Nastąpił przeskok, znalazłam się na ogrodzonym terenie przy ogromnym budynku przypominającym z zewnątrz halę albo magazyn. Budynek miał białe ściany, praktycznie bez okien. Przy rogu tego budynku, niedaleko miejsca, gdzie ja stałam, pojawiło się kilku agentów w czerni. Zdołali oni jakoś wysadzić w powietrze kawałek ściany przy rogu i tym sposobem przebić sobie wejście do środka. Wbiegłam tam za nimi, przerażona, że to wszystko dzieje się z mojej winy. Znaleźliśmy się w pomieszczeniu przypominającym szkolną świetlicę w powiększeniu. Ściany były pomalowane na żółto, na jednej z nich, obok drzwi, wisiała szkolna tablica i (chyba) nad nią godło.
Goście w czerni zaczęli walczyć z obecnymi w pomieszczeniu pracownikami, używając telekinetycznych mocy, miotali kulami ognia, piorunami albo tworzyli pola siłowe. Kilku ludzi padło trupem. Coraz gorzej czułam się z myślą, że to ja pośrednio doprowadziłam do tego całego zamieszania. Żeby uspokoić sumienie, dołączyłąm do walki. Sama też mogłam używać paranormalnych zdolności, wrażenie było takie jak przy podobnych próbach w LD.
# Niestety nie doprowadziło to do uświadomienia :(
Koncentrowałam się, żeby z moich rąk strzelały błyskawice, czasem udawało mi się zrobić coś takiego, że iskry przeskakiwały mi między palcami, wówczas mój dotyk mógł działać jak paralizator. Udało mi się na chwilę odeprzeć tych w czerni. Jakoś znalazłam się na kolanach na podłodze. Skojarzenie ze szkolną salą było jeszcze silniejsze, szłam na czworaka pod ławkami, wymijając martwe ciała pracowników mojej firmy. Zatrzymałam się, kiedy zobaczyłam leżącą przed sobą urwaną głowę jakiejś kobiety. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego właściwie źle się z tym czuję, skoro to w sumie lepiej, że teraz będzie mniej ludzi na świecie o ilość tych zabitych. Uświadomiłam sobie, że chyba główny problem polega na tym, że to może wpłynąć na relacje pomiędzy mną a firmą, skoro to częściowo moja wina, a ja nie zamierzałam zostać wyrzucona z pracy.

# Po obudzeniu stwierdziłam, że moja podświadomość próbuje mi powiedzieć, że za bardzo się stresuję rzeczami związanymi z pracą.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Przebywałam w małym domku zbudowanym na planie kwadratu, prawdopodobnie na wsi. Wokół było ogrodzone podwórko, porośnięte soczyście zieloną trawą. W środku przebywali moi rodzice, babcia i chyba jeszcze kilka osób z rodziny. Nie widziałam prawie nikogo bezpośrednio, albo słyszałam przez ściany ich głosy, albo miałam po prostu wiedzę, że dana osoba przebywa w tym domu. Wyszłam na zewnątrz, stąd dom wydawał się mniejszy, prawie jak rodzaj makiety, scenografii. Pas trawy z każdej strony domu miał około dwóch metrów szerokości.
Chodziłam wokół domu rozmyślając, od czasu do czasu ktoś z przebywających w środku o coś mnie zapytał, wówczas odpowiadałam. Głos mógł swobodnie przenikać przez ściany, nie stanowiło to problemu. Co jakiś czas ziemia pod moimi stopami uginała się i zapadała, jeśli patrzyłam w dół, widziałam, że zrobiona jest ona z gumy i gąbek jak w sali zabaw dla dzieci. Czułam pewną nierealność otoczenia, ale nie doprowadziło to do zyskania świadmości.


=================================================================

Znajdowałam się w jakby nie do końca wygenerowanym otoczeniu.
# Takie coś w rodzaju tego z intro do Borderlands 2, pustkowie pod pustym niebem
Błąkałam się między wzgórzami i stertami złomu. Natknęłam się w końcu na mojego wroga - tutaj według fabuły nie był moim wrogiem - który zaczął mi mówić o spotkaniach koła naukowego i projektach, które będziemy robić w najbliższym czasie. Miałam odczucie, że jednocześnie jest to koło naukowe, do którego ja i on swego czasu należeliśmy i jednocześnie klub z Jaskini Nerdów. Kilka osób, o których w trakcie rozmowy z Tutaj-Nie-Wrogiem pomyślałam, wydało mi się zlepkiem kilku znanych w rzeczywistości osób.
Poszłam za Tutaj-Nie-Wrogiem do pomieszczenia, przywodzącego na myśl salon. To było jak przeskok, nie zarejestrowałam momentu wejścia do budynku. Po prostu nagle znaleźliśmy się w tym pokoju, ja siedziałam na fotelu, Tutaj-Nie-Wróg stał z tyłu, wspierając się o oparcie. Nie widziałam go, patrzyłam głównie na podłogę. Zauważyłam, że całe pomieszczenie zajmuje brązowy dywan we wzory, podłoga była nim szczelnie przykryta, krawędzie dotykały każdej ściany. Przed sobą miałam ekran zawieszony na ścianie, coś w rodzaju ekranu tych współczesnych płaskich telewizorów o dużych przekątnych. To było coś w rodzaju konsoli Linuxa, na podłodze pod ścianą, pod tym ekranem, stało małe urządzenie zawierające klawiaturę i przyciski do kontroli tego ekranu.
Tutaj-Nie-Wróg spytał mnie, czy teraz zamierzam zrobić to, co miałam do zrobienia i wysłać te formularze. Przytaknęłam i spróbowałam sięgnąć do tego urządzenia pod ścianą. Z fotela było niewygodnie się tak schylać, zatem zsunęłam się i uklękłam na podłodze. Zaczęłam pisać coś na tej klawiaturze. Miałam wiedzę o tym, że te formularze można wysyłać na dwa sposoby, jeden oficjalny, drugi nie i że nigdy wcześniej nie miałam możliwości robić tego oficjalnie. Tutaj-Nie-Wróg spytał mnie o to i czy w końcu to zrobię. Zdziwił się, kiedy okazało się, że nie. Wyjaśniłam mu, że tym razem jeszcze nie, bo pociągnie to za sobą trochę konsekwencji, których na razie nie chciałam przyjąć i zrobię na razie tak jak wcześniej.
# Tu już się budziłam, nie miałam wiedzy, jakie to byłyby konsekwencje.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1