NeuroWonderland
#31
Biblioteka, festiwal
28.05.2016


Ciemno. Byłem w bibliotece. Pewnie wypożyczałem książki.

Dzień, jasno. Siedzę na łóżku. Mama przynosi mi jakąś książkę. Miała duży format i była bardzo gruba, pewnie ponad tysiąc stron miała. Na okładce postać z wieloma penisami. Przynajmniej dwadzieścia było na tym "penisowym krzaczku" :D Przeglądam ją. Były tam różne powieści przetykane krótszymi opowiadaniami. Mnóstwo kolorowych ilustracji. Były też bajki dla dzieci, też z obrazkami, ale zamiast tekstu jakieś szlaczki podobne to trawy. Tekst też był w różnych kolorach i wielkościach. Znalazłem tam nawet pełno naukowych artykułów, a także same zdjęcia wraz z opisami drobniutką czcionką. Możliwe, że także były tam albumy różnego rodzaju zdjęć, obrazów i innych prac artystycznych. Byłem pewien, że to sen i bardzo się dziwiłem, że jak kartkowałem tą wielką księgę, to widziałem tyle różnych obrazów, które wcale się nie zamazywały, i że w ogóle sen wygenerował tak wiele. Poszedłem z tym jednak do kuchni i oddałem mamie, mówiąc że nie dam rady tego wszystkiego przeczytać, bo po pierwsze za dużo tego, a i tak wypożyczyłem już inne książki, a po drugie to jakieś zbyt abstrakcyjne jak dla mnie.

Budzę się. Jest jeszcze ciemno, leżę w łóżku. Słysze jakieś hałasu na dworze. Myślę, że telewizja przyjechała i organizują festiwal w środku nocy. Prowadząca zaczęła mówić, potem muzyka, śpiewy. Jednak nic z tego się nie zdarzyło na prawdę, bo to było fałszywe przebudzenie…

Za drugim razem sytuacja się powtarza, ale nie ma już głosów, ani muzyki. Mam więcej świadomości. Schodzę z łóżka. Nie mogę się jednak podnieść, więc turlam się jakoś do drzwi i podnoszę się trzymając się za klamkę. Idę po cichu, aby nikogo nie obudzić (tak jak bym we śnie mógł kogoś obudzić…), otwieram drzwi wyjściowe. Miałem zostawić otwarte, ale po namyśle zamykam. Idę schodami na górę, na drugie piętro. W tym czasie liczę mieszkania. 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7. Zatrzymuję się i otwieram drzwi od siódemki. Wołam po imieniu dziewczynę, która tam mieszka. Nikt nie odpowiada, wchodzę. Zastaję tam starszego pana i panią. Naokoło ich odbicia. Dziwnie to wszystko wygląda, jakby zamiast ścian były wielkie kryształowe lustra. Idę na prawą stronę, do kuchni. Jednak tu oni siedzą, tamte to były także ich odbicia. Jest jeszcze nieznana mi dziewczynka (oczywiście to nie ta, którą wołałem), ona nie odbija się w żadnym z luster. Biorę ją za rękę i mówię, aby ze mną poszła. Chciałem ją zaprowadzić do mojego pokoju. W połowie drogi sen się niestety kończy.

Na dworze leci ptak. Jestem pewien, że to wróbel. Jakiś dzieciak mówi, że na pewno nie, bo ma inne kolory.

Idę uliczką w centrum Gdyni. Są tam chyba jeszcze pozostałości po tym festiwalu. Mam ze sobą papierową torbę, taką urodzinową do prezentów. Wcześniej był chyba jeszcze inny sen, taki abstrakcyjny, o różnych rzeczach, które wkładałem do tej torby, ale nie jestem pewien. Jakaś pani (we śnie jestem pewien, że to ta prowadząca) zatrzymuje mnie i pyta się co mam w tej torbie. Bierze ją ode mnie i wyciąga wielką strzelbę. Zabieram jej tą strzelbę i tłumaczę komuś kto się zatrzymał obok mnie, że ci wszyscy ludzie naokoło to zombi, tylko ja jestem prawdziwym człowiekiem. I strzelam do nich. Nic im jednak się nie dzieje. Strzały nie robią na nich żadnego wrażenia, nawet nie zauważyli, że do nich strzelam. Idą swoją drogą tak jak szli.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#32
Jasny hol, córka
05.06.2016


Jasny hol, nie wiadomo gdzie się znajduje. Ściany, jeżeli były tam jakieś ściany, wszystkie białe. Miejsce sprawia wrażenie rozległego. Pusto, stały tylko dwa łóżka obok siebie i dalej, po lewej stronie, położone kolorowe drabinki, możliwe, że połączone jakoś z huśtawkami. Bawiły się tam dzieci. Siedziałem na łóżku. Na drugim siedział jakiś niby znajomy. Nagle z ekranu (z horroru, gry?) wyszła wielka postać, robot czy coś. Chciał mnie złapać i zabić. Uciekłem i schowałem się za drabinkami. Okazało się, że to był tylko jego kuzyn, który był na czarno, teraz zostały mu jakieś kolorowe (pomarańczowe?) paski, elementy stroju na skórze. Śmiali się ze mnie, że dałem się nabrać i się przestraszyłem. Wyszli na zewnątrz po jakimś krótkim mostku, zawieszonym jakby nad przepaścią. Wracam do tych łóżek. Muszę się najpierw przecisnąć pod spodem tych drabinek. Na drabinkach, które są jednocześnie siłownią, ćwiczy kolega. W tym śnie jest gejem i muszę uważać, aby się o niego nie ocierać, żeby jeszcze nie pomyślał, że coś do niego czuję. Było to jednak niewykonalne, ponieważ było tam strasznie wąsko. Gdy się tak podciągałem pod spodem, kilka razy nie chcący go dotknąłem. Ten przesiadł się na drugą część i wzdychał. W końcu udało mi się wydostać spod drabinek.

Mama mówiła, że tata pewnie ją zdradza. Przesiaduje w domu u jakiejś kobiety i czyta książkę, aż do nocy. Poszedłem tam zobaczyć. Widziałem tatę idącego korytarzem. Dom wydawał się duży. Mieszkała tam niby ta pani, od której wzięliśmy kotkę. Miała ładną córkę. We śnie ta córka była młodsza, mała dziewczynka. Chyba ją pocałowałem i wziąłem ją na ręce. Chciałem pewnie znieść ją do siebie. Działo się dużo więcej, jednak nie pamiętam. Coś było nawet z kosmosem, ale zupełnie nie wiem o co chodziło. Za drugim razem przychodzę, a ta dziewczyna jest na balkonie. Ale jakaś grubsza i brzydsza. Chyba, że to inna. I tak chciałem się całować. Zauważyła to jej matka i coś tam mi nagadała, że za jej plecami takie coś się dzieje...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#33
Małpy z kosmosu
06.06.2016


Przyleciały małpy z kosmosu. Okrążyły nas na trawniku. Powiedziały, że mnie i tego z kim tam byłem, zgwałcą. Tłumaczyły to tym, że chcą połączyć nasze gatunki. Dziwne tylko, że ja tych małp wcale nie widziałem…

Było też coś ucieczce podziemnymi tunelami i ukrywaniu się. Szczegółów niestety nie pamiętam.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#34
Szkolny hol
08.06.2016


Najpierw czekałem z kimś siedząc na ławce, prawdopodobnie szkolnego, korytarza. Potem działo się coś na dużym holu. Naga, opalona dziewczyna opierała się o mnie plecami. Odepchnąłem ją, bo wiedziałem, że jest zła. Była to czarownica. Przyszła jeszcze jedna czarownica. Atakowały nas. Miałem różdżkę. Przypominały mi się różne zaklęcia z "Harrego Pottera", ale żadne nie działały. Na chwilę pojawiły się tylko przeskoki iskier. Wiedziałem jednak, że to dzięki tej czarownicy. W ten sposób naśmiewała się ze mnie, że nic nie mogę jej zrobić. Ktoś mi mówił, po zapytaniu go jak używać tej różdżki, żebym wstrząsnął ją do przodu. Nic to jednak nie dało.

Szkoła podstawowa. Była lekcja, robiliśmy jakieś zadanie. Kolega przesiadł się do innej ławki. Zapytany, dlaczego się przesiadł odpowiedział, że tam będzie lepiej, wygodniej. Usiadłem sam o swojej ławki.

Byłem na trawniku po stronie przed moim oknem, ale tym drugim, za chodnikiem. Jakiś pan przyszedł do mnie. Coś tam mówił. Możliwe, że miał mi w czymś pomagać. Właśnie wkopałem małą tuję do ziemi. Z metr dalej było wyższe drzewko, chyba liściaste. Wyszło z ziemi i podskakiwało. Było to humanoidalne drzewko, bo zachowywało się jak człowiek, miało nogi i ręce z gałęzi.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#35
Okulistka, trawnik, wielki dom
10.06.2016


Poszedłem do okulistki z zamiarem oddania jej pieniędzy, chyba za wcześniejszą wizytę. Na podłodze siedziało pełno, prawdopodobnie śpiących, osób. Przyszła okulistka. Chciała przy okazji sprawdzić mój wzrok. Pokazała mi z daleka kartkę z dwoma linijkami liczb. Miałem wskazać piątki (odniesienie do reszty, którą miała mi wydać). Widok nie był zbyt wyraźny. Ktoś z jednej grupki wstał i zawołał, że "kolega ma niskie ciśnienie". Odpowiedziałem dobrze. W pierwszej linijce były dwie piątki, a w drugiej trzy.

Razem z mamą robimy coś z trawnikiem. Zauważam 2zł zakopane w ziemi w żywopłocie. Mama coś powiedziała o tym. Było następne 2zł, potem kilka 5zł i wiele innych monet. Razem je odkopywaliśmy. Nagle odkopałem papierowe 10zł, potem 20zł, 50zł, 100zł. Cieszyliśmy się, że będziemy bogaci. Nominały się zwiększały. Wyjmowaliśmy kupki związanych ze sobą banknotów. Przybiegł ktoś z oddali. Chciał też coś wziąć dla siebie. Daliśmy mu czy jej parę kupek pieniędzy. Dla każdego wystarczy, bo cały czas odkopywaliśmy następne. Były nawet dolary, błyszczące perłowo w różnych kolorach, czerwone, fioletowe, żółte, niebieskie, zielone. Zwróciłem uwagę na takie rzeczywiście zielone i pokazałem gościowi. Były do nich Przyczepione paczki żelków, czy podobnych słodyczy, w kolorach odpowiadających każdemu z plików dolarów. Byłem świadomy tego, że niedaleko kręci się więcej osób. Jednak nikt więcej nie przyszedł.

Idę jakąś ziemistą czy piaszczystą drogą nie wiadomo gdzie, niedaleko łąki. Na tej drodze trwały jakieś roboty. Stała wielka metalowa maszyna, coś jak dźwig lub podnośnik. Miała na około siebie wiele "odnóży" ją podtrzymujących. Nie wiem co tam naprawiano. Poczułem lekki niepokój na jej widok. Spotkałem kolegę z gimnazjum (Patryka) ze znajomymi. Pytał się czy pamiętam kiedy piliśmy kawę. Nigdy nie piliśmy razem kawy. Odpowiedziałem, że w 2013, choć to nie prawda. Powiedział, że tak i jeszcze opisywał po kolei co się działo tamtego dnia. Spojrzałem na tą maszynę. Pomyślałem, że zaraz się przewróci. I rzeczywiście zaczęła się kiwać, chwiać. Powiedziałem mu, że to pewnie sen i znowu coś przeze mnie się przewróci, za pomocą mojej niekontrolowanej w pełni telekinezy. Zacząłem uciekać stamtąd, aby się to nie przewróciło. Dziewczyna, która była z kolegą pobiegła schodami na górę, ja za nią. Zatrzymałem ją i pocałowałem w usta (i nie tylko : ). Weszliśmy do budynku trzymając się za ręce. Było tam pełno korytarzy, pomieszczeń, schody z kilku stron. Skierowałem się na górę. Ona pobiegła na dół, to ja też. Widziałem z daleka bibliotekę i osoby tam przechodzące, jakąś też inną dziewczynę. Tam się udaliśmy. Trafiłem jednak do jakiejś części mieszkalnej. Był tam chyba ktoś z rodziny.  Na środku był nieoświetlony pokój z wejściami z dwóch stron. Zapaliłem światło. Wiedziałem, że to pokój takich a takich. Tamci też mówili, że jak światło było zgaszone, to nikt zauważał, że ten pokój tam jest. Zjadłem dwie duże kostki dobrej czekolady, bo musiałem mieć dużo energii. Na tych półkach leżało więcej słodyczy, jakieś miętowe chyba. Wybiegłem z tego dziwnego mieszkania. Biegłem chyba z tą spotkaną dziewczyną. Większość ścian byłą ze szkła. W różnych częściach tego poziomu budynku znajdowało się wiele różnych wystaw tematycznych. W każdej z nich panowała inna kolorystyka. Nie miałem pieniędzy i mogłem wejść tylko na początek, dalej trzeba było pokazać bilet. Cofnąłem się, zaplątałem się w kolczastą różę stojącą przy wyjściu. Gdy już udało mi się wyplątać, to pobiegłem gdzieś po tych kolorowych korytarzach. Widziałem moją kuzynkę (wyglądała młodziej), była na którejś z wystaw. Uśmiechała się o mnie zza szyby. Później, nie wiem czy chodziłem z tą dziewczyną, czy może dawno już ją zgubiłem.

Wielki dom, można by rzec, że pałac. Uciekam razem z trzema dziewczynami, czarodziejkami. Wchodzimy szerokimi zakręcającymi białymi schodami na górę. Pielęgniarki chcą nas zatrzymać. Jednej dziewczynie wbito czerwoną strzykawkę. Jednak okazuje się, że to była tylko woda, ręka spuchła. Pielęgniarki tylko udawały, chciały nas chronić. Robiły tylko tak, żeby widać było przez kamery jak one niby próbują nas schwytać. Już na górze biegniemy korytarzem. Była mowa, że uciekamy w kosmos. Robi się trochę nierealnie. Z jedną czarodziejką schodzę z ośnieżonej góry. Mamy się schować w dziurze w piasku. Naprawdę to nie możliwe, można by co najwyżej włożyć tam dłoń. W środku są dwa pająki. Chcę je wyciągnąć, ale wyrywam jednemu kilka nóżek. Jednak były już nieżywe, siedziały tam zaschnięte. Już są wszystkie trzy dziewczyny, teraz trochę starsze. Niedaleko siedzą przy stole inne trzy czarownice, starsze od tych, z którymi przyszedłem. Pytamy się czy chcą się z nami udać. Jedna odchodzi, dwie dołączyły o nas, o czymś rozmawiają, jakby się kłócą. Sen przenika do mieszkania. Na moim biurku leży marcepan, chowam go na później do szuflady, w środku są jeszcze inne batony. Biorę do buzi jakąś rozpuszczalną gumę, żuję ją jest kwaśna. Wychodzimy w szóstkę na klatkę schodową. Mamy iść pod dziewiątkę, na drugie piętro. Wchodzimy schodami. Dziwne oznaczenia na drzwiach. Otwierają drzwi pod siódemkę. Ktoś ich wita. W tym czasie sprawdzam drzwi, które powinny prowadzić pod dziewiątkę, na drzwiach numer trzysta coś. Wchodzę, a tam korytarz. Jakiś starszy pan siedzi na krześle przed drzwiami jak od WC. Na nich jest cyfra 9 i napis "wejście do śmietniczka". Wołam dziewczyny, że znalazłem drzwi nr 9. Przechodzimy, a tam następny korytarz. Wygląda jak szpital. Chodzi dużo ludzi. Jak idziemy, widzimy co chwilę po prawej stronie zawieszone na ścianie wielkie telewizory. Z lewej strony biegnie kobieta w stronę skąd przybyliśmy. Jest ubrana na sportowo, krótkie spodenki i krótki rękawek. Zastanawiamy się czy to nie jest przypadkiem psychiatryk. Idziemy dalej.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#36
CosmicKid, planeta
11.06.2016


Z nocy nic nie pamiętam, ale dzisiaj zasnąłem po południu i miałem sen. Przez okno świeciło słońce. Nie wiem jaka była kolejność.

Najpierw z mojej wyobraźni do snu (chyba bardziej do hipnagogu) dostała się dziewczyna, Japonka. Była w łóżku ze mną i wiadomo co... Potem ktoś siedział na krześle przed moim biurkiem. Zinterpretowałem go jako CosmicKida. Włączył laptopa i uruchomił aplikację encyklopedii, której tak na prawdę nie mam. Pokazywał wyniki wyszukiwania jakiegoś terminu. Później tło się ściemniło. Pokazał się poruszający się, animowany fraktal, składający się z okręgów i płynących strumieni. Zaczął się lot poprzez przestrzeń kosmiczną. Statkami kosmicznymi lecieli jacyś kobieta i mężczyzna. Możliwe, że byli z wojska, bo mieli broń, ale nie wiem. Dolecieli do jakiejś planety. Wylądowali mniejszymi pojazdami na wodzie. Kłócili się ze sobą, ale nie na poważnie. Kobieta strzeliła kilka razy w jego kierunku, było słychać strzały i widać jak trafiają obok niego w wodzie. Odpowiedział, że dobrze już dobrze, ale nie wiadomo czy tamto dziecko jest z rodziny czy nie (cokolwiek miało by to znaczyć) i popłynęli dalej. Znaleźli się wysoko, była tam górska wioska. Najpierw pokazało się takie jakby nagranie o jakimś mężczyźnie. Wiadomo było, że zaginął i poszukują go. Teraz w miejscu jego zamieszkania, gdzie była jego chatka, pojawiła się telewizja. Dzień był szary, mgła, lekko kropił deszczyk. Ta kobieta (a może jednak to ja) przebiegła ścieżką i zawołała, że to pewnie on. Po chwili jednak stwierdziła, że jednak nie. To był tylko ktoś podobny, starszy, miał dłuższe włosy, pewnie jeden z kamerzystów.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#37
Pociąg i peron
12.06.2016


Stoję na peronie, czekając na pociąg. Na torach widzę, że leży 20zł. Schodzę na dół, jakoś dziwnie mną obkręca. Zabieram pieniądze i wracam. Oddaję je uśmiechniętej, prawdopodobnie z tego powodu, pani. Ta zmienia się w staruchę. Jej nos powiększa się i robi się haczykowaty. Przyjeżdża pociąg. Zauważam, że wszyscy naokoło są jacyś dziwni, wyglądają strasznie. Zmieniam swój zamiar i nie wsiadam. Odchodzę w lewą stronę. Widzę znowu tą panią, już normalnie wyglądającą. Jest z dwójką swoich dzieci.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#38
Zadanie z matematyki, ortodonta
13.06.2016


Było zadane zadanie z matematyki. Próbowałem coś zrobić z tego, ale nic mi nie wychodziło. W pewnym momencie ktoś przyszedł i mi pomagał. Miałem taką myśl, że to ja sam z przyszłości. Trzeba było narysować wykres. Nawet mamie chyba mówiłem, że nic z tego nie dam rady zrobić, nie rozumiem nawet polecenia (nawet chyba nie było żadnego polecenia). Tamten ktoś narysował mi ten wykres, ale i tak nie mogłem dojść do tego, dlaczego tak, a nie inaczej. Dodatkowo narysował na trzech kolejnych stronach zeszytu po jednej ilustracji, które miały obrazować ten wykres. Każda następna to jakby przybliżenie wnętrza tego matematycznego wykresu. Było to kolorowe, i zauważyłem na jednym z rysunków jakieś postacie.

Przypomniało mi się, że mam wizytę do ortodonty na 15 po. Już 14 po, śpieszę się. Założyłem prawy but. Najwyżej zadzwonię, że się spóźnię. Z lewym miałem problem. Nijak nie mogłem go założyć, siłuję się, pomagam łyżką, noga nie w chodzi. W końcu się obudziłem. Jak bym miał więcej świadomości, to bym poszedł bez butów.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#39
Roztrzaskany krasnal ogrodowy
14.06.2016


Krótkie omamy słuchowe w hipnagogach. Słychać wiercenie. Zapewne spowodowane tym, że od rana remontują u kogoś łazienkę.

Słoneczny dzień. Na trawniku ląduje, a raczej spada, balon. Wychodzę oknem i wchodzę do kwadratowego siedziska. Były tam czyjeś rzeczy. Chciałem, żeby to się uniosło w powietrze. Zawirowało, ale się obudziłem.

Na zewnątrz budynku dzieją się dziwne rzeczy. Chodzimy i patrzymy przez okna. Zatrzymaliśmy się przy szklanych drzwiach, a tam leży na trawie figurka krasnala ogrodowego, roztrzaskana na kilka części. Było więcej takich dziwnych zdarzeń, ale pamiętam tylko to. Ktoś tam chyba szedł tym ogrodem. Idę z kimś, na któreś wyższe piętro. Są tam ruiny, jest szaro, kurz, pył. Wygląda to jak jaskinia. Wchodzimy na wyższą półkę. Już wcześniej widzieliśmy to miejsce z daleka, jak płynęliśmy wodą. Z zewnątrz przypominało to przypominało to małą szarą wysepkę z ruinami budynków, unoszącą się w powietrzu. Czegoś tam szukaliśmy, albo się ukrywaliśmy. Przyszło jakieś zwierzę, zszedłem niżej, aby sprawdzić. Był to mały biały buldog. Kręcił się, dziwnie zachowywał, wiedziałem, że jest upity. Poszedł sobie, a ja znowu wszedłem na tą skalną półkę. Później pamiętam jak wracałem z kilkoma osobami do szkoły. Byli koledzy z liceum i podstawówki. Wszedłem na poręcz i miałem, gdzieś się wspiąć. Niestety jeden mnie chwycił za nogę i ściągnął na dół. Inni się na mnie dziwnie patrzyli, dziwili się co ja takiego strasznego chciałem zrobić. Przeszedłem na drugą stronę tego korytarza drogi i przez barierki, jakby to była ulica w środku tego budynku. Stało tam kilka osób. Możliwe, że to był przystanek autobusowy. Nikt mi nie przeszkadzał. Cieszyłem się, że udało mi się uciec z tego nieprzyjaznego miejsca. Wspinałem się teraz stromą, prawie pionową, leśną ścieżką, drzewa naokoło. Sznurem po obu stronach leżały dzieci, znałem je. Wyciągały do mnie ręce z obu stron i przeciągały wyżej. W ten sposób mi pomagały się wspinać. Miałem dojść do miejsca, czy raczej czasu oznaczonego rokiem moich urodzin. W pewnym momencie zaczęło mi się robić coraz ciężej. Przytrzymałem się czyichś rąk i tak zawisłem. Wtedy się obudziłem.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#40
Obcy z kosmosu
15.06.2016


Wyszedłem drzwiami i wszedłem na półpiętro klatki schodowej. Chciałem wyskoczyć przez okno na zewnątrz. Gdy już miałem się wychylać przez te wąskie okienko, okazało się, że jest tam jakieś inne pomieszczenie. Na łóżku leży chora, albo umierająca starucha. Po obu stronach stoją kobiety. Nagle podnosi się i chwyta mnie za rękę. Przestraszyłem i wyrwałem się jej. Pobiegłem wyżej. Trafiłem do innego budynku. Oparłem się o poręcz i obserwowałem czy ta zombie się nie zbliża. Wybudziłem się na chwilę. Ta starucha siedziała na moim łóżku. Przytrzymywała mnie i się dziwnie patrzyła. Na szczęście zaraz zniknęła i sen mnie wciągnął z powrotem.

Z nieba zlatują świetliste kuleczki. To statki obcych z kosmosu. Spływają po czarnym tle jak kropelki i formują się w zarysy srebrzystych kałuż. Stoję w ciemności. Za chwilę wzrok się przystosowuje i widzę lepiej. Przechodzę przez różne przejścia wielkiego budynku, spotykam po drodze różnych ludzi. Dołączam się do jakiegoś mężczyzny, idę za nim. Znaleźliśmy się w ciemnym opustoszałym budynku, chyba część piwniczna. Zza drzwi, przy których się zatrzymaliśmy, coś się dobija. Jakieś stworzenia chcą wyjść (zmutowane robale? :P). Otwierają się drzwi, tamten strzela i wchodzi. Po chwili wyszedł po coś i znów tam wszedł. Poszedłem sprawdzić co tam się dzieje. Czułem, że ktoś tam był. Trochę się strachałem, bo skojarzyło mi się to ze staruchą. Tamta postać się poruszała. Widziałem tylko jej cień na podłodze. To była szara kosmitka. Była niziutka, miała może pół metra wzrostu. Wiedziałem, ż tamten codziennie tu przyjeżdża i ją gwałci, zadaje jej też lekkie rany nożem. Zacząłem go bić, chyba nawet strzeliłem do niego i wbiłem mu w brzuch nóż, padł na ziemię. Zabrałem ją i pobiegliśmy. Uciekaliśmy przez pustkowia, pola, łąki. Nagle w jakiś sposób się dowiedziałem, że tamten jednak przeżył i nas goni swoim autem. Dotarliśmy do miasteczka, za granicą już. Przebiegałem przez różne miejsca (było ich wiele, że nie pamiętam) m.in. przez kreskówkowato wyglądające boisko, potem chyba krzaki. Nie wiem czy ta kosmitka nadal była razem ze mną. Miała niby przyjechać kuzynka cioteczna i mieliśmy się do niej udać z rodziną. Biegłem w prawą stronę, potem zawróciłem i biegłem wzdłuż torów. Spotkałem tego co nas gonił, ale nas nie rozpoznał. Niedaleko była woda i statki. Mieliśmy popłynąć do Kalifornii. Byłem pewien, że to w Ameryce. Sprawdziłem na mapie, jednak nie to Europa. Zastanawiałem się co było w takim razie w Ameryce zamiast Kalifornii? Jakoś nie kojarzyłem. Trafiłem na uliczkę. Tutaj pamiętam jak skądś wychodzę z ciocią i mamą, może z teatru. Ciocia mówi o kimś z rodziny, chyba o tym mężczyźnie. Mówię jej, że on się znęcał nad tą kosmitką, gwałcił ją i ciął nożem. Nie dowierza mi. Jest pewna, że to nie możliwe, aby on takie rzeczy wyczyniał, przecież to taki porządny człowiek. Na tej ulicy miał nas zabrać jakiś bogacz. Stało tam kilka samochodów. Przy jednym było dwóch starszych panów. Jeden trzymał papierową plakietkę z napisem "humans from Poland". To był on. Ciocia i mama, gdzieś poszły. Ja siedziałem na ławce. Przyszła dziewczyna oferująca swoje usługi. Podziękowałem jej i poszła sobie Przesiadłem się do drugiej ławki. Miałem tam czarnego dużego laptopa. Znowu przyszła ta dziewczyna. Dała mi swoje zdjęcie. Chciała, żebym "podniósł" jej oczy uszy. Coś tak robiłem w programie graficznym. Zrobiła dziwną minę. Powiedziałem "no co, przecież miałem podnosić twoje oczy i uszy". Widać było tylko jej oczy i uszy, takie plamy. Twarz miałem potem dokleić. I obudziło mnie wiercenie u sąsiadów...
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1