i-Sen.pl - Polskie Forum Świadomego Śnienia
Dziennik snów - Areckt - Wersja do druku

+- i-Sen.pl - Polskie Forum Świadomego Śnienia (https://i-sen.pl)
+-- Dział: Dziennik Snów (https://i-sen.pl/Forum-Dziennik-Snow--44)
+--- Dział: Dziennik Snów (https://i-sen.pl/Forum-Dziennik-Snow--14)
+--- Wątek: Dziennik snów - Areckt (/Temat-Dziennik-snow-Areckt--4746)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8


RE: Dziennik snów - Areckt - Isabela - 04-09-2020

(03-09-2020, 14:02 )Areckt napisał(a): Ciekawostka: po zapisaniu tego snu sprawdziłem w google czy jest w ogóle coś takiego jak "Charraxarxa". No i nie ma. Ale jak usunąłem trzy ostatnie litery i wyszukałem "Charraxa" to jako pierwszy obrazek w google grafika pokazuje się właśnie taki jakby klif nad wodą, można też tam zobaczyć jakieś domki.
Cool :) Takie przeżycia obalają teorie naszego lekarza.


RE: Dziennik snów - Areckt - Areckt - 04-09-2020

19 sierpnia 2020 - Jestem Shrekiem i najeżdżam swój własny dom ¯\_(ツ)_/¯

      Jestem na polanie/bagnie. Gdzieniegdzie rosną patyczakowate, gołe drzewa. Widzę postać Shreka, słabej jakości model 3D. Do jego głowy przyczepiony jest tej samej słabej jakości model sofy, a przed nim lewituje telewizor. Shrek chodzi jak głupi bez celu raz w jedną, raz w drugą stronę. Po chwili wcielam się w niego.
      W oddali zauważam zarys jakiegoś większego budynku, kieruję się w jego stronę. Po chwili znikają modele sofy i telewizora, które zakrywały mi część pola widzenia. Podchodzę do małego zamku. Jest tu niewielka armia, może oddział to lepsze sformułowanie. Chcą dostać się do środka, ale drogę blokują dwa ogromne wejścia - wielkie drewniane wrota. Jedno jest po prawej, dalej ode mnie. Jest przy nim grupka najeźdźców, a wśród nich głównodowodzący całej akcji. Ja, wciąż w ciele Shreka, stoję naprzeciwko lewej bramy.
      Obok leży kupa dużych, białych cegieł. Biorę je i z całą swą ogrzą mocą rzucam we wrota. Niewiele się dzieje, po kilku próbach są tylko delikatnie odkształcone w kilku miejscach. Nagle same się otwierają. To grupie po prawej udało się wtargnąć do środka i odblokować wrota. Czuję się zawstydzony, że jako ogr w ogóle się nie przydałem.

      Wchodzę do środka już jako ja - człowiek. Znajduję się w dużej sali, przyciemnionej, spowitej jakby mgłą. A może to kurz? Zauważam czerwone kurtyny, wielki, złoty żyrandol. Wygląda to jak sala bankietowa sprzed wieków. Idę dalej. Jestem u siebie w domu. Coś jest nie tak, czuję obcość (nie w tym sensie, że obecność kogoś obcego, ale taką jakby dziwność, jaką to miejsce emanowało). To lustrzane odbicie, ale też nie do końca. Mój pokój jest na swoim miejscu, wchodzę do niego. Powietrze jest jakby trochę zamglone, przez okna wpada szare, pozbawione koloru światło pod kątem, który w rzeczywistości jest niemożliwy. Jest jasno, meble są poszarzałe. Nikogo tu nie było już ponad 2 lata. Wychodzę z pokoju.
      Tata stoi przy drzwiach wejściowych. Podchodzi do mnie z łapami, coś mu się nie podoba. Momentalnie powiększam się do rozmiarów wcześniejszego ogra, biorę tatę i ciskam nim o drzwi. Osuwa się na podłogę. Nie podoba mi się to, jak to się skończyło, więc cofam czas o kilka minut. Zaglądam do sypialni rodziców, która jest w miejscu, w którym normalnie jest salon. W łóżku leży mama, obudzona po 2-letnim śnie. Przy niej na krawędzi łóżka siedzi tata. Rozmawiają czule, żartują. Wychodzę z domu.

      Jest noc, jestem w mieście. Za sobą zostawiam dom w formie przysadzistego, niskiego bloku. Przed sobą widzę bar, ludzi przy stolikach. Wchodzę do środka, mijam wielu ludzi. Idę dalej, dalej i bez pokonywania kolejnych drzwi wychodzę na otwartą przestrzeń. Wszędzie dużo ludzi, przede mną bloki, ulica odgrodzona bramkami. Postanawiam wrócić do domu. Wracam się przez bar, kiedy po prawej zauważam dwóch kolegów. Chcą wejść do klubu (wejście do niego znajdowało się w środku baru) i namawiają też mnie. Odmawiam. Mówię, że nie mam biletu, z resztą i tak już wychodzę. Dalej biegnę w stronę wyjścia, jestem tuż tuż.
      Drzwi są szklane, za nimi siedzi grupka młodych ludzi. Jeden gość trzyma w rękach loda gałkowego tak, że jeśli otworzę drzwi, to mu go zwalę na ziemię. Ciągle biegnę. Gwałtownie otwieram drzwi, ale tylko na kilka centymetrów, żeby dać znać, że chcę wyjść i żeby odsunął się z tym lodem. Ziomek zabiera loda i ja wybiegam z baru. Niestety jednak trochę zahaczyłem drzwiami o najwyższą gałkę, na drzwiach została czerwono-różowa plama (pewnie gałka o smaku truskawkowym). Zbiegam ze schodów i za sobą słyszę "co za dupek!". Odpowiadam nie odwracając się "sory, przepraszam". Tak serio, to i tak mam to w dupie. Dzban nie powinien trzymać loda w przejściu. Biegnę dalej w stronę domu-bloku. Zaczyna świtać.

__________________________________________
Ten środkowy fragment snu, w którym chodziłem po swoim domu, miał bardzo wyrazistą atmosferę. Taką wyjątkowo... senną? Ciężko to wytłumaczyć. Powietrze było jakby ciężkie od czasu tych 2 lat, od kiedy nikogo tam nie było prócz mamy, która w końcu się obudziła. Ta szarość, obcość, nienaturalna cisza. Niepełne lustrzane odbicie. Jakbym był w innym wymiarze. Nie czułem strachu. Moje emocje w tym fragmencie snu to przede wszystkim melancholia, tęsknota.


RE: Dziennik snów - Areckt - Areckt - 05-09-2020

23 sierpnia 2020 - Take Murzyn Up!

      Gram w Hollow Knighta, mam wyekwipowane dziwnie wyglądające amulety. Zaczynam przeglądać youtuba, na miniaturce jednego z filmów widzę tego streamera Dr.Disrespect'a, który się na coś wkurza. Teraz patrzę na snapy na telefonie. Oglądam relację z lewicowej demonstracji. Ludzie skandują "Take Murzyn up!... Take Murzyn up!...". Wszędzie dokoła stoją wielkie kontenery, powyżej wznosi się platforma.
      Teraz na niej stoję. Patrzę z góry na kontenery pode mną. Jestem całkiem wysoko. Zauważam mnóstwo czarnych wysprejowanych napisów. Nie potrafię ich odczytać, ale wiem, że są obraźliwe w stosunku do osób o lewicowych poglądach. Przy jednym kontenerze na ziemi zauważam leżącego nieruchomo człowieka. Chyba jako jedyny to zauważyłem. Trzeba mu pomóc!


23 sierpnia 2020 - Dziwne podróże w czasie

      Jestem na siłowni na wolnym powietrzu przed podstawówką w mojej miejscowości. Ze mną jest dwóch kolegów z gimnazjum. Trochę ćwiczę na drążku. Gadamy o tym, jaki może być w-f na 4-tym roku studiów. Przenoszę się w czasie.
      Jestem w szkole na sali gimnastycznej. Jest 18 sierpnia, czyli ten sam dzień co wcześniej. Znowu się przenoszę. Siedzę w salonie przy stole u mnie w domu. Jest jasno, słoneczny dzień. Przychodzi do mnie ciocia Edyta w białej sukni i siada obok mnie, po mojej prawej. Jest zła, bo moja katechetka z podstawówki, która właśnie przechodzi przez salon w stronę balkonu, też jest w białej sukni, chociaż innej.
      Ciocia otwiera jakiegoś linka na laptopie. Prowadzi na pornhuba, choć filmik to nie porno. Ale filmy polecane z boku już tak. Staram się na to nie patrzeć, ale i tak ciągle zerkam. Ciocia przeklikuje się przez pornosy z postaciami anime w rolach głównych. W końcu jej mówię: "Ja wiem, że ciężko jest przerwać oglądanie filmów na tej stronie, no ale..." lub coś w tym stylu. Ciocia wyłącza.
      Widzę mapę, mam fałszywe wspomnienie, że ją kiedyś tworzyłem. Wybieram Polskę i przenoszę się do nowego miejsca. To wygląda jak połączenie lotniska i wojskowej bazy - hangary, żołnierze, myśliwce, itd. Amerykański generał z pogardą mówi do Merkel będącej przedstawicielką chińskich władz: "Chciałoby się ......, co?!" (niestety nie zapamiętałem co powiedział). Ona spuszcza wzrok, nic nie mówi. Odchodzę.
      Wchodzę do starego domu, straszna rudera. Muszę uratować pewnego dzieciaka. Już po wejściu spotykam małego chłopca, ale to nie jego szukam. Pytam, gdzie znajdę tego drugiego. Pokazuje ręką na drzwi do kolejnego pomieszczenia. Biegnę tam. Pokój jest pełen węgla, aż po sufit. Czuję, że się spóźniłem.


RE: Dziennik snów - Areckt - Areckt - 05-09-2020

24 sierpnia 2020 - Jestem szefem na tej świetlicy

      Jestem w mojej starej podstawówce na świetlicy szkolnej. Na środku stoi biurko dla mnie. Pod ścianą przy swoim biurku siedzi moja nauczycielka polskiego z gimnazjum. Pracuje przy komputerze. Przychodzi do mnie brat i skarży się na Wiktorię W. (znajoma o kilka lat młodsza ode mnie). Widzę ją przez okno. Stoi na chodniku i pali papierosa. Co za gówniara! Zamierzam jej wygarnąć.
      Poprawiam spodenki i bokserki tak, żeby znad spodenek wystawała taśma od bokserek. Moje samopoczucie można opisać słowami: "nikt mi tu nie podskoczy" - taka zadziorna pewność siebie. Nauczycielka polskiego pyta, czy znam jakieś języki germańskie. Ja na to, że tylko angielski, mój brat potwierdza. Ona pyta dlaczego. Zamierzam odpowiedzieć, gdy budzi mnie budzik.


RE: Dziennik snów - Areckt - Areckt - 05-09-2020

25 sierpnia 2020 - Liczby pierwsze?

      Trwa trudny konkurs matematyczny. Kolejne zadania znajdują się na ścianie wzdłuż korytarza w nieznanym mi budynku. Każde ok. 1,5 metra od siebie. Ostatnie zadanie jest sprawnościowe - trzeba przytrzymać się wyrwy w ścianie nad podłogą i nie dotykając jej przeskoczyć przy ścianie na małą kładkę wystającą ze ściany jakiś metr obok. Jeśli to się nie uda, to konkurs przegrany.
      Teraz ja biorę udział. Pierwsze zadanie: "Wybierz i zsumuj dwie największe z podanych liczb. Weź pod uwagę tylko liczby pierwsze". Liczb do wyboru było chyba sześć. Pod treścią zadania był też mylący tekst sugerujący, żeby wybrać 24 i 25. Z początku myślałem, że to prościzna, ale teraz nie mam pewności, zastanawiam się. Zaczynam się stresować, że marnuję czas na pierwszym zadaniu. Podchodzi do mnie Szymon (kolega z liceum). Razem główkujemy czy 47 to liczba pierwsza. Sprawdzam i liczę, czy dzieli się przez 3, 7, 13. Co ciekawe liczę poprawnie, mimo to i tak nie potrafię zdecydować.

      Przeskok.

      Widzę jak mój brat cioteczny Rafał jest na ostatnim zadaniu. Trzyma się uchwytu przy ścianie nad podłogą. Teraz musi już tylko przeskoczyć na metę nie dotykając podłogi. Udaje mu się, ale w ostatniej chwili traci równowagę i upada na podłogę. W ułamku sekundy, gdy leci na ziemię, w powietrzu zmienia się w nagie malutkie dziecko i zaraz wraca do normalnej postaci, by upaść na podłogę.

      Przeskok.

      Jestem w dużym, nieznanym mi pokoju. Jest tu Magda, moja starsza siostra cioteczna. Razem będziemy jechać do Warszawy. Opowiadam jej końcówkę poprzedniego fragmentu snu o Rafale, jak w locie zmienił się w dziecko i powrócił do normalnej postaci. Magda trzyma w rękach stary zeszyt. Opowiada, że dawno temu jak jeszcze byłem mały, trzymała mnie na kolanach i ja tam rysowałem. Gdy jest smutna bierze go i ogląda moje rysunki, co poprawia jej humor. Urocze.
      Ona musi już jechać, mi każe zrobić porządek z suchymi ubraniami wiszącymi na suszarce. Jakoś nie wiem jak to zrobić, zostawiam to. Podchodzę do stolika przy oknie, na nim widzę coś dziwnego. Żółte kółko o średnicy prawie metra pod kilkucentymetrową warstwą przezroczystej galaretki. Niczym w VR zaczynam używać programu do obróbki grafiki, który jest połączeniem Photoshopa i Blendera. Zamalowuję kółko innym odcieniem żółtego i teraz chcę ustawić, żeby stało się źródłem światła i zwiększyć mu energię. Chcę, żeby powstało z tego takie moje własne słoneczko pod galaretką. Niestety nie mogę się dostać do ustawień słońca, bo przykrywa je warstwa galarety. Myślę, że zawsze mogę przecież odnaleźć słońce w nawigatorze i tamtędy dostać się do ustawień.
      W komórce widzę, że Magda przesłała zdjęcie - jest już w Warszawie i stoi w korku. Zdjęcie podpisała: "Już za Poniatem  yea" czy jakoś tak. (Szczególnie pamiętam, że użyła słowa Poniat i emotki z okularami przeciwsłonecznymi). Wysyłam jej w odpowiedzi dziwnego gifa przedstawiającego mężczyznę w dżungli, w tle stoi mały biały domek.


RE: Dziennik snów - Areckt - Areckt - 06-09-2020

29 sierpnia 2020 - Osiągając absolut

      Jestem z wieloma innymi ludźmi w moim wieku na dużej sali. Przypomina to trochę salę koncertową ze sceną przed nami. Jest dość ciemno. Wszyscy siedzą na pojedynczych, składanych czarnych krzesłach. Pojawia się starsza, czarnowłosa kobieta. To nauczycielka/prowadząca. Mamy lekcję/próbę. Ludzie mówią trochę po hiszpańsku, trochę po angielsku i trochę po polsku. Zastanawiam się w którym języku z nią rozmawiać. 
      Zbliża się koniec zajęć. Jednemu kolesiowi siedzącemu kilka metrów ode mnie zwracam uwagę, żeby oddał mi długopis, który mu pożyczyłem. Przy mnie kręci się pani prowadząca, gada z innymi. Jej przypominam, że pożyczała ode mnie telefon i chciałbym, żeby mi go oddała. Wychodzę z sali na korytarz.
      Jest ciemno i cicho. Zamiast jednej ściany jest wielka szklana szyba, za nią woda. Nadaje otoczeniu delikatnej, przytłumionej niebieskiej poświaty. Nikogo tu nie ma, ale wyczuwam złą obecność. Zaczynam uciekać. Teraz wygląda to tak, jakbym grał w Hollow Knight'a. Stoję swoją postacią w wejściu w lewym górnym rogu areny. W środku jest boss. Bezkształtna czarno-biała masa jest przerażająca! Zaczyna się walka.
      Dostaję od potwora kilka razy, ale jego pasek życia na dole ekranu też się zmniejsza. W końcu doszedł do zera, ale monstrum nie pada i wciąż walczy. Zauważam, że kawałek sufitu areny po prawej stronie delikatnie drży. Szybko tam się przemieszczam i uderzam w to kilka razy. Sufit rozwala się i ukazuje się ukryte przejście. Podążam krętym korytarzem w górę.
      Wszystko zaczyna intensywnie drgać, pnę się dalej do góry. Słyszę potężny, wszechogarniający głos, który dobiega ze szczytu. Nie pamiętam dokładnych słów, ale mówił, że osiągnę nieograniczone możliwości, poznam niepoznane jeszcze liczby (chyba w sensie że takie wielkie; a może to było "niepoznawalne"?) i coś tam jeszcze. Miałem stać się czymś na kształt boga. Już miałem dotrzeć na szczyt, gdy obudził mnie szczekający pies. Ależ byłem na niego zdenerwowany.


RE: Dziennik snów - Areckt - Areckt - 07-09-2020

1 września 2020 - Marchewki czy banany?

      Idę nocą po nieznanym mieście. Jest cicho spokojnie, praktycznie brak ruchu drogowego. Wchodzę do niewielkiej knajpy. Pod ścianą na przeciwko zauważam kilku znajomych siedzących przy okrągłym stoliku. Podchodzę do nich.

      Przeskok.

      Większość już się zmyła. Zostałem już tylko ja i Mateusz D. (kolega z gimnazjum). Mówi, że przed powrotem do domu chciałby jeszcze kupić marchewki, ale nie luzem, tylko takie zapakowane w siatce. Co ciekawe, mimo że Mateusz powiedział "marchewki" to oczami wyobraźni widziałem banany i wiem, że jemu o banany chodziło.
      Wychodzimy na chodnik i idziemy... w sumie to nawet nie wiem gdzie, po prostu przed siebie. Dalej jest noc, cicho i spokojnie. Drogę oświetlają nam latarnie nadające otoczeniu pomarańczowy odcień. Mijamy grupkę nastolatków siedzących na chodniku. Jeden z nich mówi coś obraźliwego, m.in. wypowiedział imię "Mateusz". Mam tylko nadzieję, że to nie do nas. Sen potoczyłby się dalej, gdyby nie gwałtowna pobudka przez budzik o 7:00.


2 września 2020 - Nawiedzony hotel

      Oglądam nagranie - relację nieznanego mężczyzny, który postanowił spędzić noc w starym, opuszczonym hotelu. Jest bardzo ciemno, śmiałek idzie powoli przez szeroki korytarz na którymś z wyższych pięter. W dłoni trzyma latarkę, która daje słabe, rozproszone światło. Korytarz jest zagracony, pod ścianami walają się zniszczone łóżka, meble, materace. Aż czasem trudno jest przejść.
      Mężczyzna staje na środku i decyduje rozłożyć się tu na krótką drzemkę. Już po drzemce, kontynuuje nagranie. Świeci latarką dalej w głąb korytarza, przed siebie. Wśród mroku dostrzega jakąś postać. To ponad 2-metrowy posąg kobiety owiniętej szatami, twarzą jest zwrócona prosto do kamery. Śmiałek się przeraził, nawet ja podskoczyłem ze strachu, mimo że tylko to oglądam. Wszędzie ciemno, a tu nagle widzisz takie coś zwrócone w twoją stronę - creepy jak cholera.
      Czy wcześniej tego posągu tu nie było? - zastanawia się bohater. Stara się to sobie wytłumaczyć, że może wcześniej nie świecił na wprost i nie zauważył posągu. Idzie dalej, ostrożnie mija posąg kobiety. Nagle po lewej zauważa kolejny posąg, tym razem mężczyzny. Też zwrócony twarzą prosto do kamery. Czuję się bardzo nieswojo, tak samo jak bohater nagrania. Nagle jakaś siła wstępuje w posągi i zaczynają się poruszać. Na szczęście nie są wrogo nastawione, zachowują się bardziej jak roboty. Bohater w panice ucieka po schodach na dół. Tam spotyka jakichś ludzi, mówi, że muszą uciekać. Było coś jeszcze, ale uciekło mi z pamięci.


RE: Dziennik snów - Areckt - Areckt - 08-09-2020

3 września 2020 - Wór koki

      Gorący, słoneczny, letni dzień. Jestem z dwoma kolegami na jakimś odludziu. Wsiadamy do podmiejskiego autobusu. Zachowujemy się jak przygłupy, uśmieszek nie znika nam z gęb. Chyba jesteśmy pijani.

      Przeskok.

      Ja i pozostała dwójka leżymy na trawie na moim podwórku przy budzie psa. Wciąż się śmiejemy. Wstaję i patrzę, że jeden z leżących kolegów to tak na prawdę mój tata. Śpi, więc poruszam nim żeby się ocknął. W końcu wstaje i każe mi zanieść do domu ten worek kokainy leżący na trawie obok nas. Robię to. Worek jest duży i ciężki, jak 60 litrowy wór z ziemią do ogródka.
      Jestem teraz w swoim pokoju, klęczę przed telewizorem. W rękach trzymam płytę CD. Jest na niej coś napisane, ale nie mogę odczytać. Wciąż trzymając płytę w dłoniach zaczynam oglądać, co na niej jest. Okazuje się, że jakieś stare gówniane porno. Oglądam tylko kilka sekund. Szybko wyłączam, bo słyszę resztę rodziny za drzwiami. Postanawiam zniszczyć płytę.


4 września 2020 - Środa czy piątek?

      Zaczął się rok szkolny. Ja najwyraźniej zacząłem którąś klasę podstawówki. Jestem w nieznanej mi szkole, stoję na korytarzu przed drzwiami do sali. Na drzwiach wisi kartka z planem lekcji. Czytam, że zaraz będę miał "Nauczanie komputerowe poprzez grafikę (lub muzykę)" nie pamiętam dokładnie, ale coś takiego. Bardzo podoba mi się coś takiego.

      Przeskok.

      Jestem na dziedzińcu szkoły, nie jestem już pewien, czy jest środa czy piątek. Przede mną stoi inny uczeń, jest odwrócony do mnie plecami, a na nich ma plecak. Na plecaku przyczepiona jest biała kartka z planem lekcji. Uznaję, że jednak jest środa. (Co ciekawe, w rzeczywistości 4 września to był piątek :P)

__________________________________________
      W Internecie natknąłem się na nieznaną mi wcześniej technikę z rodziny WILD-ów: IMP - Impossible Movement Practice. Pomyślałem, że może trochę ją przetestuję. Pierwsze efekty są obiecujące.
      Obudziłem się koło 7 rano, a że mogłem sobie pozwolić jeszcze długo poleżeć to spróbowałem IMP-a. Wyobrażałem sobie, że ruszam prawą dłonią w taki sposób, jakby przechodziła przez łóżko. Po niedługim czasie (może 1 minuta?) potrafiłem odczuć niemożliwy ruch, nawet powstał zalążek snu: widziałem przed sobą mały zielony stolik i przesuwałem po nim dłonią, przypominał stół do grania w pokera w kasynie. Niestety zaraz mnie wywaliło.
      Po obudzeniu stwierdziłem dość przytłumioną świadomość, może gdyby sen się rozwinął, to świadomość też by się ustabilizowała na wyższym poziomie. Co ciekawe, nie przypominam sobie doświadczenia ani hipnagogów, ani paraliżu sennego.
      Postanowiłem kontynuować eksperymenty z IMP-em przez przynajmniej kolejne 2 tygodnie, wszelkie spostrzeżenia będę zapisywał tu w dzienniku.


RE: Dziennik snów - Areckt - Areckt - 09-09-2020

5 września 2020 - "Ale ja chcę jeszcze pograć!"

      Gram w nieznaną mi grę, widok z 3 osoby. Steruję młodą kobietą, która należy do klanu rdzennych Amerykanów. Otoczenie to rzadki las; szeroka, kamienna dróżka; jasny, choć pochmurny dzień. Idę dróżką. Nagle znajduję się na grzbiecie dziwnej istoty. Jest wielkości małego niedźwiedzia, brązowe i włochate. Mimo braku skrzydeł zaczynamy lecieć.
      Mam fałszywe wspomnienie, że wcześniej grałem w kilka gier będących słabymi podróbkami tej i sterowanie w nich było tragiczne. Tu jest bardzo gładkie, przyjemne. Ląduję stworem w kilku miejscach w okolicy i otwieram skrzynki z lootem. Sporo tego jest. Pewnie twórcy gry mieli jakiś cel w zasypaniu gracza nagrodami już na samym początku gry... - myślę sobie. Zsiadam z dziwnego wierzchowca.
      Podchodzę do małego domku z żelaznymi drzwiami. Zamknięte, więc pukam. Ze środka dobiega czyjś głos, chce czegoś ode mnie. Odwracam się od domku i w oddali widzę miejsce, w którym zaczęła się gra. Zataczam ręką okrąg w powietrzu i przede mną pojawia się duży portal, świeci się na czerwono. Na miejscu startowym gry pojawił się drugi, widzę go z daleka. W jego wnętrzu widzę samego siebie. Gra się wyłącza.
      Zdaję sobie sprawę, że leżę na podłodze u mnie w salonie, przede mną leży laptop. Reszta rodziny krząta się po domu w pośpiechu. Przypominają mi, że zaraz wyruszamy nad morze, więc lepiej żebym się zaczął zbierać. Nie chce mi się. Pograłbym jeszcze. Zauważam, że za oknem jest ciemno, pewnie jest bardzo wcześnie nad ranem. Przenoszę się z laptopem na sofę, kładę go sobie na kolana. Moim oczom ukazuje się pulpit z otwartymi oknami. Wygląda to dziwnie, starodawnie, jak jakiś Windows 95. Na górze jednego okienka jest rozwijana lista wyboru. Nie rozumiem tego, nie wiem co kliknąć.


"Obrażasz moją córkę?! Przechlapane"

      Oglądam z tatą telewizję. Tata przełącza na kanał sportowy. Widzimy zawody polegające na pokonaniu skomplikowanego, długiego toru przeszkód i dotarciu do mety, która znajduje się na szczycie wieży zbudowanej z m.in. lin, zielonej tkaniny i ścian do wspinaczki.
      Okazuje się, że to straszna nuda, bo jest tylko jeden zawodnik, więc nawet się z nikim nie ściga. Dziwię się, że pokazują to w telewizji. Tata w jakiś sposób wyśmiewa zawodnika, gdy wtem okazuje się, że to nie jest mężczyzna, tylko umięśniona dziewczyna. Wszystko usłyszał jej ojciec, który cały czas siedział w środku wieży tuż pod metą.
      Teraz ja jestem na ziemi pod wieżą, a mój tata gdzieś tam w środku niej na górze. Ojciec zawodniczki jest agresywny, chce skrzywdzić mojego tatę. Ruszam na ratunek. Muszę jak najszybciej się tam wspiąć! Okazuje się, że to nie takie łatwe. Wiszę na zewnętrznej ścianie wieży trzymając się ledwie opuszkami palców jakiejś wyrwy. Jest wysoko i niebezpiecznie, ale nie mogę się poddać.

__________________________________________
Dziś z IMP-em totalna klapa. Próbowałem zaraz po porannej pobudce, ale nie mogłem się skupić, z resztą zasnąć też nie, bo już głośno było w domu.


BE PREPARED TO DESTROY ALL THAT YOU OWN - OrangeGlade - 09-09-2020

BE PREPARED TO DESTROY ALL THAT YOU OWN