i-Sen.pl - Polskie Forum Świadomego Śnienia
Od zera do Dominika Cobba - Wersja do druku

+- i-Sen.pl - Polskie Forum Świadomego Śnienia (https://i-sen.pl)
+-- Dział: Dziennik Snów (https://i-sen.pl/Forum-Dziennik-Snow--44)
+--- Dział: Dziennik Snów (https://i-sen.pl/Forum-Dziennik-Snow--14)
+--- Wątek: Od zera do Dominika Cobba (/Temat-Od-zera-do-Dominika-Cobba--3849)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 26-07-2018

25-26.07.2K18
Czas snu ok.  7h


A więc. Od mojego ostatniego wpisu w dzienniku z różnych powodów nie spałem zbyt dobrze co przełożyło się na zapamiętywanie snów ... a raczej ich brak. Jeśli nawet coś zapamiętałem to i tak nie miałem ani czasu ani za bardzo chęci tego zapisywać. Odbiło się to na mnie dzisiaj ,bo za wiele nie zapamiętałem ale od teraz powinno być tylko lepiej. Pamiętam ,że miałem dziś przynajmniej dwa sny. Pierwszego kompletnie nie zapamiętałem natomiast z drugiego tylko troszeńku.

2) Świat STAR WARS. Przed zaśnięciem byłem zagłębiony w książce o tej tematyce. Byłem albo przemytnikiem albo rebeliantem. 
(...) Dolecieliśmy do jakiejś planety opanowanej przez Imperium (oczywiście tak ,żeby nikt nas nie zauważył). Powierzchnia wyglądała na skalistą w piaskowo pomarańczowych odcieniach. Wylądowaliśmy na dachu czarnej fabryki będącej częścią ogromnego kompleksu wojskowego. Udałem się wraz z wybraną przez siebie dwójką ludzi z załogi do środka. Weszliśmy przez właz. Przemieszczając się przez różne ciemne szyby oraz rury dotarliśmy do sekcji więziennej. Załatwiliśmy po cichu dwóch strażników i otworzyliśmy celę w której przesiadywały osoby które mieliśmy uwolnić. W środku znaleźliśmy dwóch panów ok. pięćdziesiątki którzy byli kimś bardzo ważnym ,oraz wojowniczkę ruchu oporu mniej więcej w moim wieku. Coś się w tym momencie stało ,że nie mogliśmy wrócić tą samą drogą i musieliśmy udać się na plac. Wybiegliśmy na otwartą przestrzeń ,prawie natychmiast zaczęli strzelać do nas szturmowcy ze swoich blasterów. Odpowiedzieliśmy im tym samym. Nadleciał nasz statek. Lekki frachtowiec w kształcie mniej więcej prostopadłościanu ,po bokach miał dwa mieniące się na niebiesko silniki ,cały w czarnym kolorze. Wskoczyliśmy do niego w iście filmowym stylu po czym szybko uciekliśmy z planety. O dziwo nikt nas nie ścigał. Skoczyliśmy w nadprzestrzeń. W końcu mogliśmy odpocząć. Usiadłem przy ścianie i zacząłem wpatrywać się w dziewczynę którą przed chwilą uratowaliśmy. Zwłaszcza na jej twarz ,która leżała teraz na czymś w rodzaju łóżka. Wyglądała jakby była namalowana kredkami. Czarne włosy ,ludzka twarz w lekko zielonkawym kolorze ,oczy niebieskie...
Nagle wszystko zaczęło się od nowa znów lecieliśmy na tą samą planetę uratować tych samych ludzi w ten sam sposób. Tyle ,że bardziej szczegółowo zapamiętałem te wydarzenia. Zmieniać zaczęło się dopiero gdy nasz statek użył hipernapędu. Załoga oraz dwójka ocalałych udała się do osobnego pomieszczenia żeby coś tam omówić. Ja zaś zostałem z rebeliantką w jednej kajucie. Już miała normalną twarz. Wydawała mi się bliższa niż wcześniej jakbym już ją skądś znał. Usiadłem ona także ,przytuliła się do mnie. Zamieniliśmy kilka słów po czym zasnęła. Kamera wyszła z moich oczu tak ,że widziałem całą sceną jako osoba postronna...

To co opisałem to jakaś 1/3 całego snu. Niestety początek zniknął w mrocznej otchłani mego mózgu. 


Gdy się obudziłem coś w myślach mówiło mi ,że to był fajny sen ,fajnie się to śniło. Nie wiem jak to dokładniej opisać no ale miałem takie uczucie satysfakcji i szczęścia z przeżytego snu. Nie chodzi mi tu o końcówkę gdy ładna dziewczyna przytuliła się do mnie i zasnęła w mych ramionach  :> ( ͡° ͜ʖ ͡°)  :> ale tak ogólnie z całego snu byłem zadowolony. Może to przez moją miłość do SW ?  hmmm


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 30-07-2018

Ola.

27-28.07.2K18
Czas snu ok. 7h

Ogólnie to po wstaniu nie miałem kompletnie chęci na zapisywanie snu. Tak wiem ,wiem żeby były efekty trzeba wszystko zapisywać codziennie ale akurat wtedy nie miałem kompletnie na to ochoty. Oto co pamiętam po dwóch dniach. 

1) Byłem wraz z rodzicami na pikniku na półwyspie nad morzem Bałtyckim przy granicy z ... Chorwacją. Udałem się tam. Przekroczenie granicy nie przysporzyło mi trudności. Dopiero nieprzyjemnie zaczęło się robić gdy wszedłem do przygranicznego miasteczka ,jacyś Chorwaci poczęli do mnie podbijać i pytać z zawiścią w głosie "Ty uderzyłeś tego gościa przy płocie ?" żadnemu nie odpowiadałem i szedłem dalej. Wolałem nie wdawać się w dyskusję nawet będąc niewinnym zarzucanych mi czynów. Po przejściu miasteczka negatywnie nastawionych do mnie ludzi wsiadłem na białego konia i ruszyłem przez pola. Minąłem granicę w innym miejscu i jadąc dróżką wzdłuż wybrzeża natrafiłem na grupkę dzieciaków które zagrodziły mi drogę. Zsiadłem z rumaka i pozwoliłem im zaprowadzić mnie tam gdzie chciały. Doszliśmy do kempingu pełnego typowych ,stereotypowych "Januszy". Grubasy z wąsami pijący piwsko. Dosiadłem się do trzech takich "Januszy" pod altanką ,dostałem od nich drewniany kufel piwa i kiełbasę z chlebem. Oczywiście przyjąłem dary i zacząłem o czymś z nimi rozmawiać(już nie pamiętam o czym). Po skończonej pogawędce wsiadłem na mojego białego jak śnieg wierzchowca i udałem się w drogę. Dwa razy podczas podróży drogę zastąpił mi Darth Maul z uniwersum SW. Po krótkich potyczkach szybko odjeżdżałem. Dojechałem do karczmy stojącej na środku czyjegoś pola ,tu także musiałem zmierzyć się ze wspomnianym przed chwilą czerwonym kolesiem. Walka trwała dłużej niż wcześniej. Gdy zyskałem przewagę i miałem zadać ostateczny cios powiedział mi coś (nie pamiętam już co  facepalm  ). Zostawiłem go i popędzając konia ruszyłem najszybciej jak się da (nie pamiętam gdzie) ...


28-29.07.2K18
Czas snu ok. 8h

Jw. nie chciało mi się zapisywać snu. Do dzisiaj ze snu zapamiętałem w sumie tylko tyle ,że był. Jeśli sobie przypomnę to zapiszę.


29-30.07.2K18
Czas snu ok. 10h


1) Wiem tyle ,że przyleciałem na jakąś wielką stację kosmiczną. Wewnątrz było wybudowane miasto ,przez chwilę dane mi było na nie spojrzeć z góry i stwierdzam ,że było wielkościowo podobne do warszawy. Siedziałem w vanie wraz z kilkoma innymi osobami które kierowca rozwoził po mieszkaniach. Mi dostał się budynek który wyglądał mniej więcej tak: https://i.wpimg.pl/O/644x429/p4.wawalove.pl/p4.wawalove.pl/43ef464ac35619d4783abc020d0951a1.jpg .
Wszedłem do swojej kawalerki ,rozpakowałem rzeczy iiiiiiiiiiiii dalej albo nie pamiętam albo sen się już skończył ...


2) Ten sen. Mam przeczucie iż już go kiedyś śniłem i to dwa razy ,z niewielkimi zmianami. Takie przeczucie potrafi być złudne więc daję 50% ,że tak było ,jeszcze sprawdzę w dziennikach ale obawiam się iż mogłem tego nie zapisać ekchem do rzeczy. Jestem w jakimś wielkim wieżowcu\bloku. Moim zadaniem jest dostać się na górę ,wtedy zwyciężam. Po drodze powinno mnie czekać kilka dziwnych przeciwności i utrudnień lecz akurat w tym spotkałem tylko jedną acz ciekawą w drodze na szczyt. Otóż gdzieś w połowie drogi idąc przez ciemną i straszną klatkę schodową ,otworzyły się drzwi jednego z mieszkań. Wyszedł z nich nie kto inny jak ... sam diabeł. Wyglądał strasznie tudzież strasznym głosem zaprosił mnie do środka. Przez chwilę się zastanawiałem czy nie próbować uciec po schodach ale odpuściłem z dwóch powodów. Jeden ,miałem stawiać czoło przeciwnościom a nie uciekać od nich i dwa i tak by mnie pewnie dogonił więc ... Ciężko powiedzieć jak dokładnie wyglądało jego mieszkanie ponieważ prawie wszystko było skąpane w czerni lub krwistej czerwieni ,z podłogi wydobywał się dym. Zaprowadził mnie do kuchni gdzie posadził mnie na klozecie ,który stał na środku pomieszczenia i wyszedł. Przez głowę przelatywało mi tysiąc myśli. Co robić ,co zrobi on ,czy mam jakieś szanse na przeżycie. Nagle wszedł diabeł i ... podał mi filiżankę z herbatą ,sam wziął kawusię do ręki po czym usiadł na kuchennym blacie ,założył nogę na nogę i zaczął opowiadać. Jak to mu smutno ,bo nikt go nie lubi ,że wkurzył kiedyś czymś małym boga i on naopowiadał strasznych rzeczy na jego temat. Mówił i mówił jak to nie może przez to żony znaleźć a ja słuchałem i słuchałem nie mogąc nadziwić się temu wszystkiemu. Zacząłem mu współczuć ponieważ z tego co mówił wydawał się spoko gościem. Poradziłem mu żeby był bardziej otwarty dla ludzi zmienił sposób ubierania się na bardziej nowoczesny w weselszych kolorach itd. Podziękował mi za rady i powiedział "Pewnie czas cię goni więc już dłużej cie tu nie trzymam. Dzięki za pomoc". Już bez żadnych przeszkód dotarłem na górę. Czekał tam na mnie oddział antyterrorystów wraz z którym musiałem rozwalić kilku złoczyńców. Wywaliliśmy drzwi ,krótka strzelanina i po kłopocie. Przeszukaliśmy dom. Ktoś powiedział ,że w jednym z pokoi śpi jeszcze jeden bandzior. Wbiliśmy do pokoju. Większość chciała go od razu kropnąć lecz ja stanowczo odmówiłem. Zacząłem wołać leżącego chłopaka po imieniu(nie wiedziałem kto to a jednak znałem jego imię #SNY) "Marcin. Marcin ,wstań i poddaj się!" Wstał z łóżka podniósł ręce do góry. Jeden z naszych chciał go skuć gdy ten wyciągnął broń. Postrzeliłem go w kolano. Dwójka ludzi zabrała go. Gdy świętowaliśmy nasze zwycięstwo nad bandziorami i moje dotarcie do celu ,do drzwi zaczęły dobijać się trzy babcie. Zaczęły mnie zagadywać i coś kręcić. W tymczasie dwa razy przejechała obok nas winda ,za każdym razem w górę ,pierwsza była pusta lecz druga pełna sprzętu spotykanego na siłowni. Nagle babinki zaczęły uciekać ,jedna z nich trzymała część moich drzwi. Kiedy trzy mnie zagadywały czwarta odkręcała część moich drzwi. Nie mogłem ich teraz zamknąć. Wkurzyłem się ,z początku próbowałem je jakoś naprawić lecz bez brakującej części nie było jak. Poszedłem poszukać złodziejek. Dalej nie pamiętam za bardzo co się działo ale chyba udało mi się odzyskać moje drzwi.  :D 


3) Byłem wraz z jakimś narwanym może siedmioletnim dzieckiem ,jego rodzicami i babcią na łódce , na środku jeziora. Dryfowaliśmy mało rozmawiając gdy nagle zauważyliśmy wieloryba który pływał wokół naszej łodzi. Najwidoczniej znudziło mu się to ,bo wpłyną pod nas i używając tego wielkiego otworu na grzbiecie wystrzelił nas jakieś 10 metrów w górę. pomijając fakt ,że przy upadku prawie nie zatonęliśmy to fajnie się leciało. Następnie nasz nowy kilkudziesięcio tonowy koleżka wziął nas na siebie i dzięki temu dopłynęliśmy do podwodnego muzeum. Otóż na tafli wody rozłożona była siatka dzięki temu mogliśmy chodzić na jej powierzchni. Kilka metrów pod wodą zatopione były różne historyczne rzeczy głównie czołgi ,działa ,miecze i inna broń. Więc gdy zbliżaliśmy oczy do siatki widzieliśmy co jest pod wodą. Genialne. No więc oglądaliśmy muzeum. Matka chłopaka ,który biegał w te i wewte co chwila prosząc mnie o gumę której nie miałem ,co jakiś czas pytała mnie co to jest tam pod wodą. Po zwiedzeniu podwodnego muzeum przeszliśmy obok małej rafy koralowej i udaliśmy się do normalnego już muzeum z wyposażeniem domostw z różnych epok. Po przejściu dwóch sal w stylu wiktoriańskim sen się skoń...


4) Znowu przed snem czytałem książkę w tematyce STAR WARS tak więc znów pozostawiło to echo w sennym świecie. Byłem więc Jedi a moją towarzyszką także Jedi była dziewczyna poznana w pierwszym śnie w Vanie rozwożącym ludzi po ich kwaterach. Broniliśmy jednego z wejść do naszej wielkiej bazy. Pierwszy atak odparliśmy bez trudu w ostatniego działającego wrogiego droida B2-HA rzuciliśmy nowym rodzajem granatu który rozerwał mu połowę korpusu lecz pomimo tego nadal działał i udało mu się wycofać. Przeniosłem się w jego hmmmm ciało i uskuteczniłem rozmowę z innymi droidami mówiąc ,że nasi przeciwnicy na pewno chcą obejrzeć skutki swojej nowej broni. Udałem się więc w stronę Jedi. Znowu przeniosłem się w swoje stare ciało i zauważyłem rannego od naszego granatu droida zmierzającego w naszą stronę. Powiedział ,że przyszedł żebyśmy zobaczyli skutki wybuchu. Zaczęliśmy go oglądać analizując poczynione szkody. Nagle okazało się ,że to pułapka. Zewsząd zaczęły przybywać wrogie droidy głównie B1 w przytłaczającej ilości. Zaczęliśmy ciąć niemilców. Kiedy wydawało się ,że odejdziemy w tym miejscu na wieczną wartę z dachu zaczęły spadać ogromne bomby. Popatrzyłem na moją towarzyszkę i nie wiem czy telepatycznie czy jedynie mimiką twarzy przekazałem jej coś w stylu "Oni chcą wysadzić całą bazę ,proponuję spier*alać" No i rozpoczęliśmy epicko wyglądającą ucieczkę przez wrogów ,strzały z blasterów oraz spadające bomby. Gdy oddaliliśmy się trochę usłyszeliśmy za sobą odgłosy wybuchów lecz nie oznacza to ,że byliśmy bezpieczni ponieważ nadal na naszej drodze pojawiały się kolejne bomby. Było ich tak dużo ,że musieliśmy po nich skakać. Wybiegliśmy na dach przebiegliśmy jakieś pół kilometra po jego białej powierzchni i wróciliśmy do środka. Znaleźliśmy się w korytarzu. Już nie spadały nam na głowy bomby ale nadal słyszeliśmy ich wybuchy oraz wszystko wokół się trzęsło wskazując na niechybny koniec żywota budynku. Biegliśmy więc dalej w przeciwną do rozróby stronę. Zatrzymałem moją przyjaciółkę przy dużym panelu sterowniczym i postanowiłem ostrzec ludzi. Włączyłem alarm oraz przez interkom ostrzegłem wszystkich i kazałem im biec na północ. O dziwo gdy mówiłem przez mikrofon miałem bardzo zachrypiały głos. Zdziwiło mnie to więc zapytałem koleżankę jak mi poszło. Odpowiedziała ,że to był najgorszy występ spikera jaki kiedykolwiek słyszała ,przez mój zachrypiały głos prawie nie dało się niczego zrozumieć. Nie dane mi było jednak poprawić swojego występu ponieważ wszystko za nami zaczęło się zapadać. Wbiegliśmy do tunelu samochodowego o białych ścianach. Próbowaliśmy zatrzymać biały samochód lecz ten jeszcze mocniej przyśpieszył. Zauważyłem jadący żółty ,dwumiejscowy samochód sportowy z przyciemnianymi szybami. Krzyczałem i machałem żeby się zatrzymał. Moja zrezygnowana i czekająca na śmierć w gruzach stacji partnerka powiedziała ,że i tak się nie zatrzyma a nawet jeśli to i tak się nie zmieścimy. I co ? Zatrzymał się a kierowcą okazał się nie kto inny jak diabeł w którego domu gościłem dwa sny temu. Wyglądał teraz jak: https://78.media.tumblr.com/02cd8f80c5446d2af4c32c705559e43c/tumblr_o1al4dqny31s5ov82o1_500.gif przywitał się ze mną jak ze starym druhem i zaprosił nas do środka auta. Akurat przypadkiem miał dodatkowe trzecie miejsce nad skrzynią biegów. Było ciasno ale wszyscy się pomieściliśmy. W drodze spytałem go czy słyszał moje ostrzeżenie przez interkom i jak wypadło. Odpowiedział ,że słyszał i nie było tak źle choć z tonu jego głosu wynikało coś zupełnie innego. Z tunelu wyjechaliśmy wprost do miasta z pierwszego snu. Diabeł powiedział nam ,że mamy trzydzieści minut do odlotu statku ewakuacyjnego więc może nas zabrać do naszych mieszkań żebyśmy zabrali swoje rzeczy. Najpierw pojechaliśmy do lokum na Wierzbickiej mojej kumpeli. Gdy jechaliśmy zdałem sobie sprawę ,że nie pamiętam na jakiej ulicy mieści się moje mieszkanie. Wystarczył tydzień żeby adres zniknął mi z pamięci. Wyjąłem szybko telefon i zacząłem szukać w Google Maps mojego ceglanego budynku. Szukałem i szukałem gdy przez myśl mi przeszło "Chwila ,chwila ... przecież w prawdziwym życiu nie zapomniałbym gdzie jest mój dom" ... Obudziłem się. Nawet nie zdążyłem pomyśleć ,że to sen a już leżałem z otwartymi oczami. 


Przed zaśnięciem ustawiłem budzik do WBTB na pięć godzin ale nawet nie pamiętam ,żebym wstawał.


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 31-07-2018

Siemanko

30-31.07.2K18
Czas snu ok. 10h
Przed snem słuchałem: https://www.youtube.com/watch?v=4DZGoeCJB_Y&t=166s&list=LLTYQrohoYi1mqL9_XdN-mJQ&index=2

1) Epoka napoleońska. Jestem szeregowcem w armii o białym kolorze mundurów a przeciwnikami naszymi są goście w czarnych mundurach. I to tyle z fabuły jako takiej. Bitwa rozgrywa się na zielonych polach przedzielonych szeroką rzeką ,po naszej stronie jest dodatkowo niewielkie wzgórze które daje dobrą pozycję do ostrzału. Biegnę wraz se swoim oddziałem na pozycję kiedy ku mojemu zdziwieniu znajduję na ziemi leżący karabin maszynowy MG 42. Wyrzucam swój jednostrzałowy skałkowy ładowany odprzodowo na proch czarny gładkolufowy szmelc który przy mojej nowej "zabawce" wygląda jak pszczoła przy niedźwiedziu. I zaczynam naparzanie do wrogów po drugiej stronie wody. W pewnym momencie dowódca każe mi iść na statek(Karaka) zacumowany przy naszym brzegu na którym nasi bronią się przed abordażem. No więc wbijam na pokład wśród wrogich i sojuszniczych wystrzałów ,podbiegam do skrzynki z amunicją biorę tyle ile mogę udźwignąć i zaczynam strzelać do czarno mundurowych płynących w naszą stronę na łódkach. JEB JEB JEB JEB JEB JEB JEB JEB JEB JEB w 0,5 sekundy to jest moc. Nazwijcie mnie psychopatą ale nie zmienię zdania ,że fajowo naparzało się do wrogów. Gdy atak się zakończył i jedyni przeciwnicy jakich widziałem byli martwi poszedłem ponownie po amunicję obawiając się kolejnego ataku. Jednakże przy skrzynce stał gość który rozdawał wyposażenie. Poprosiłem go o amunicję do mojego karabinu. Dostałem cztery białe tuby. Okazało się iż w środku są: Bandaże ,kroplówka ,gaza i dmuchany ponton. Powiedziałem niczym Mariusz Czajka w kultowym filmie "A na ch*j mnie ten ponton". Wróciłem do skrzynki której nie mogłem teraz za nic świecie otworzyć. W pobliżu nie było też tego gościa co rozdawał mi te fanty. Zszedłem ze statku w celu znalezienia go...



2) Trochę dziwny sen nawet jak na sen. Mało kolorów ,głównie szary a jak coś było kolorowego to i tak mocno stonowane. Byłem wraz z rodzicami na jakimś lotnisku w strefie bezcłowej. Chodziłem sobie po sklepach szukałem ciekawych rzeczy. Nagle rumor wrzaski nie wiem co się dzieje ,wszyscy gdzieś się szamoczą przepychają. Znajduję rodziców którzy mówią mi ,że musimy stąd uciekać. W czasie przepychania w tłumie gdzieś znika mój ojciec. Podjechał pod nas pusty ,granatowy Fiat Cinquecento ,był trochę większy niż w rzeczywistości. Matka siada z tyłu mi zaś przypada rola kierowcy. Nagle tłum przestaje gdzieś biec i rzuca się na nasz samochód. Daję gaz do dechy. Przebijam się przez szybę i pędząc po lotnisku przejeżdżam pomiędzy samolotami. Następnie wjeżdżam w płot za którym jest ulica. Noc Górski teren i droga prowadząca slalomem przy wysokich zboczach. Kiedy myślę ,że już jest spokojnie w lusterku zauważam iż gonią nas 3 czarne samochody. Uciekam więc dalej ,pędzę tak szybko jak się tylko da przez co uznaję ten przejazd za moją najgorszą jazdę autem w śnie. Ile razy ja tam prawie zginąłem nie zliczę. Pomimo iż kilka razy uderzyłem w barierkę i inne samochody mój fiacik jest w nienaruszonym stanie ,jak z salonu. W końcu udaje mi się zgubić ten epicki pościg. Mówię do matki ,że może ona zasiądzie za kółkiem w końcu ma prawko i może nie zginiemy gdy ona będzie prowadzić. Zgodziła się powiedziała żebym zatrzymał się za tamtym zakrętem. podjeżdżam powoli uradowany z faktu iż nie muszę już jechać mijam zakręt ZA KTÓRYM JEST CHOLERNY SPADEK DROGI O JAKIEŚ 150 METRÓW POD KĄTEM 80 STOPNI. Właściwie spadamy. Drę ryja na całego. Nie mam kompletnego pojęcia jakim cudem nie zginąłem. Hamuję i zatrzymuję się na jakiejś trawiastej zatoczce. Wypadam z auta i leżąc na ziemi próbuje nie zwariować. Gdy już trochę ochłonąłem wstałem i zorientowałem się ,że moja mamusia gdzieś zniknęła. Próbuję jej szukać ale zrezygnowany wracam do auta i przekonuję się ,że ktoś kradnie mi z niego paliwo. Przepędzam tych ludzi i siadam za kierownicą myśląc "co robić ?" ...


3) Jestem na plaży nad naszym pięknym morzem wraz z jakimś ratownikiem o twarzy mojego kolegi z gimbazy. Powiedział mi ,że nie można się kąpać przez sinice od których woda jest zielona w niektórych miejscach ale co do moczenia stóp to nie ma problemu. Idę więc sobie po brzegu. Nachodzi mnie chęć wejścia trochę głębiej. Wchodzę po kolana. Nadchodzi wielka fala i wyrzuca mnie na ląd. Sunę po piachu jakieś 30 metrów robiąc piękny ślad. Wstaję i pytam przechodniów czy któryś z nich to widział. 

Tak na marginesie właśnie rozpoczęła się burza w moim śmierdzącym podwarszawskim mieście więc gdy to piszę leci na mnie przyjemny chłodek.
o krva grad 1,5 cm. W jakieś 3 minuty otoczyło mój blok fosą XD

Wracając przeniosło nas na jakąś wiejską dróżkę. Spytałem go czy wie jaka rzeka najbardziej zanieczyszcza Bałtyk. Nie potrafił odpowiedzieć. Doszliśmy do jakiejś wsi. Przy domu mojego znajomego ratownika przywitała mnie cała jego rodzina...


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 02-08-2018

Joł

01-02.08.2K18
Czas snu ok. 5+0h
Rzeczy robione przeze mnie przed snem które mogły wpłynąć na jego długość ,jakość etc. : Zrobiłem sobie wieczorkiem morderczy trening na którym prawie nie umarłem  :o ,następnie zimny prysznic ,obejrzałem Harrego Portiera ,wsłuchałem się w https://www.youtube.com/watch?v=0zKEDR87owc&index=18&t=0s&list=LLTYQrohoYi1mqL9_XdN-mJQ ,afirmacje i nastawianie alfabudzika a na koniec podrapałem się po nosie. Nim zdążyłem powiedzieć quidditch już smacznie spałem.


1) Zaczęło się na jakimś parkingu w ciemną noc. Wziąłem sobie z niego motocykl i zacząłem jechać główną autostradą w stronę miasta Lasleuados ,które znajdowało się gdzieś na północy. Po może trzystu metrach zawróciłem i postanowiłem wziąć autobus. Zacząłem wieść w stronę miasta jakiegoś gościa. Po drodze na dwóch przystankach wsiadło jeszcze kilka osób. W czasie przejazdu mój autobus został ostrzelany przez jakiegoś gościa z jetpack-iem. Nie wyrządziło to większych szkód więc jechałem dalej. Dojechałem do lotniska wysadziłem tam kilka osób ,kilkoro też wsiadło. Ruszyłem w stronę centrum miasta. Ktoś zaczął mnie gonić. Strzały ,duża prędkość itd. Sen się urwał...


2) Wchodzę na dach bloku z asystentem. Dokonano tu zabójstwa a ja jestem detektywem. Zbieram dowody. Nie ma ich zbyt dużo. Kilka kropel krwi oraz płynnego asfaltu ,jakieś ciemne ślady i to wszystko. Gdy już wszystko mam i jestem gotowy do odejścia przenosi mnie do jakichś wapiennych jaskini. Wyglądają jakby zostały wyżłobione przez człowieka. Cztery piętra ,korytarze w kratkę z odnogami przy głównych ścianach. Koło mnie stał gość który w śnie był moim dziadkiem a wyglądał jak John Hammond z "Jurassic Park" grany przez Richarda Attenborough-a. Chodziłem z nim po tej jaskini dobre kilka sennych minut i rozmawialiśmy o czymś. Zauważyłem ,że ktoś nas śledzi. Podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami ale dziadek powiedział ,że to nic takiego. Odprowadził mnie do jednego z korytarzy na końcu którego znalazłem jezioro lawy. Żeby je przepłynąć na drewnianej tratwie musiałem zapłacić dwa złote ale przynajmniej to nie ja wiosłowałem. Na drugim brzegu zacząłem wrzucać patyki i inne znalezione pod ręką rzeczy do lawy i patrzeć jak płoną a później toną w żółto czerwonej otchłani. Spostrzegłem też ,że jezioro się zmienia. Jeśli patrzyłem na nie od prawej strony pozostawało lawą. Jeśli natomiast robiłem to od lewej strony lawa zmieniała się w wodę która wyglądała jak płynna cyna. Gdy skończyłem się bawić wyszedłem z jaskini do dżungi. Dodam iż w całej jaskini było jasno jak w dzień pomimo ,że nigdzie nie widziałem żadnego źródła światła. Gdy tylko wyszedłem przeniosło mnie do łazienki. Ładna z dużym lustrem o ścianach z brązowego marmuru. Myłem właśnie twarz. Usłyszałem zza drzwi ponaglenia. Złapałem za klamkę i ponownie się przeniosłem ,znowu na blok z początku snu. Tym razem dach był pochylony jakieś 35 stopni w jedną stronę co znacząco utrudniało nam poruszanie się. Byli ze mną dwaj policjanci oraz stary asystent i nowa asystentka wyglądająca jak Emma Watson. Zauważyłem inne zmiany. Nie było jakiejś rury ,gdzieś zniknął wspornik oraz było więcej plam rozgrzanego asfaltu. Na końcu dachu moja nowa asystentka znalazła jakieś wyżłobienie pełne dziwnego pomarańczowego piachu. Musiałem jej pomóc. Ruszyłem więc po betonowej wąskiej barierce. Spojrzałem w dół. Blok miał jakieś 15-20 pięter. W realu nie mam z tym problemu ale w tym śnie rzuciłem się na czworaka i powoli ruszyłem bojąc się ,że spadnę. Po długim czasie udało mi się w końcu dopiąć celu. Obejrzałem dziwne znalezisko mojej asystentki z którą wdałem się w pogawędkę o niczym byleby tylko nie myśleć ,że jestem na wąskim występie nad przepaścią. Nie mogłem się obrócić więc wracałem tyłem. Miałem złe przeczucia. Myślałem tylko o tym ,że zaraz spadnę. Nic takiego się nie stało. Już prawie doszedłem do końca... Obudziłem się zgodnie z planem po 4,5 godzinie. 


WBTB 

Wróciłem do łózia i zasnąłem czekając na jakiegoś LD-ka.
No i się nie doczekałem ,bo zostałem obudzony przez matkę. Zapomniałem jej powiedzieć żeby dzisiaj mnie nie budzila  facepalm.
Nie poddałem się i ponownie wróciłem do łóżka. Już prawie zasypiałem ale ... zadzwonił mój budzik który nastawiłem jako zabezpieczenie w razie jakby alfa zawiódł  facepalm.
Kolejny już raz wróciłem do łóżka zasnąłem i miałem super LD ... nie no żart po 20 minutach nie miałem wyjścia i zaspany rozpocząłem dzień...  facepalm


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 03-08-2018

02-03.08.2K18
Czas snu ok. 9h
Przed snem wsłuchiwałem się w: https://www.youtube.com/watch?v=fHGKG9dyTKI&list=LLTYQrohoYi1mqL9_XdN-mJQ&t=0s&index=2
Nastawiłem Alfa budzik na 5 godzin jednak dzisiaj nie zadziałał. Może mój mózg źle zinterpretował moją afirmację ,bo zamiast obudzić się w realu do WBTB ,to obudziłem się we śnie.


1) Fałszywe przebudzenie. Noc. Budzę się w ciemnym pokoju ,za oknem widzę jakąś jasną łunę. Myślę sobie ,że to pewnie wschodzące słońce. Odciągam roletę i moim oczom ukazuje się ogromny pożar który trawi już połowę mojego małego parku przed blokiem. Dzwonię szybko po straż pożarną mówię im co i jak. Czekam aż przyjadą. Nagle ogień przestaje się rozprzestrzeniać i zaczyna znikać tak szybko ,że gdy w końcu przyjeżdżają strażacy ,to jedynym ich zadaniem jest dogaszenie tlącej się trawy. Dogaszają ,dogaszają i gdy kończą odjeżdżają. Spoglądam na telefon. Uczono mnie żeby nie rozłączać się ze służbami mundurowymi przed nimi więc trzymałem cały czas włączony telefon a nóż będę musiał ich o czymś powiadomić. Wylatywały z niego tylko niewielkie trzaski. Spojrzałem na czasomierz rozmowy 66 minut i 28 sekund ,rozłączyłem się ,bo uznałem ,że musieli o mnie zapomnieć. Nie pamiętam co było dalej czy w ogóle coś było...


2) Przypomniał mi się jeszcze jeden sen. Byłem wraz z rodzicami w jakimś dużym budynku. Nie rozglądałem się więc nie wiem zbytnio jak wyglądał ani do czego służył. Wiem tyle ,że można się było przemieszczać do różnych miejsc zjeżdżając w wielkich rurach. Nie był to jedyny środek transportu ale na pewno najfajniejszy. Takimi dwoma rurami(każdą z nich jechałem ok. pół minuty) dojechałem wraz ze starymi na jakąś plażę. Uświadomili mi ,że zapomniałem swojego ręcznika z góry. Powiedziałem żeby gdzieś się rozłożyli a ja zaraz wrócę. Zacząłem się wspinać po schodach kiedy ktoś albo coś zawołało mnie na pobliskim parkingu. Poszedłem zbadać sprawę i dalej pamiętam już jak przez mgłę. Wsiadłem do jakiegoś auta w którym z kimś rozmawiałem. Chyba ruszyliśmy...


Próbowałem jeszcze zasnąć po przebudzeniu ale jak to mówią Rosjanie ни хуя.


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 06-08-2018

03-04.08.2K18
Czas snu ok. 9h
Przed snem wsłuchiwałem się w: https://www.youtube.com/watch?v=fHGKG9dyTKI&list=LLTYQrohoYi1mqL9_XdN-mJQ&index=2&t=0s

Zaraz po obudzeniu się pamiętałem 3 rozbudowane sny. Leżałem ,żeby przypomnieć sobie szczegóły. Pomimo tego po jakimś czasie kompletnie prawie wszystko zapomniałem. Wiem ,wiem powinienem był zapisać wszystko jak najszybciej się da no ale nie dało się więc...

1) Byłem na kamiennym klifie przy morzu z grupką jakichś ludzi o poranku. Robiliśmy jakieś dziwne rzeczy...

2) Świat STAR WARS...

3) ...


04-05.08.2K18
Czas snu ok. 7,5h
Przed snem wsłuchiwałem się w: https://www.youtube.com/watch?v=Qg1qZq5yjps&index=29&list=LLTYQrohoYi1mqL9_XdN-mJQ&t=0s ... swoją drogą zaje*isty dubstep.


1) Wysiadłem z jakiegoś środka transportu na piaszczyste wybrzeże. Przeszedłem jakieś 200 metrów po chodniku wzdłuż wody zanim nie dotarłem do jakiegoś spokojnego ,malowniczego ,włoskiego miasteczka. Podziwiałem architekturę przechadzając się z wolna po brukowanych uliczkach. Natrafiłem na posesję jakichś Meksykanów. Zobaczyłem ,że są zajęci sjestą więc przeskoczyłem przez wąską metalową bramę i zacząłem podziwiać kwiatki które hodują. Nie było tam żadnych magicznych\sennych okazów. Wszystkie widziałem kiedyś w realu. Oczywiście nie wymienię jakie to były gdyż moja znajomość rodzajów kwiatów kończy się na róży i słoneczniku. Nagle jakaś stara meksykanka podeszła do bramy i zaczęła krzyczeć "co ty robisz na mojej posesji"(po hiszpańsku). Podbiegłem i zacząłem się tłumaczyć ,że nie jestem złodziejem i chciałem tylko pooglądać kwiatki. Popatrzyła na mnie krzywo i kazała uciekać. Nie mogłem się przedrzeć przez otwartą ,przez tą kobietę bramkę ,jak już wspominałem była bardzo wąska. Przeskoczyłem ją i czym prędzej zwiałem do centrum miasta. Zatrzymałem się i usiadłem na murku jakiegoś kościoła gdy nagle pociemniało ,usłyszałem krzyki oraz strzały a po chwili zewsząd zaczęły wyłazić zombie. Począłem uciekać wraz z tłumem. Dobiegliśmy do typowej małej rzeki płynącej przez środek miasta. I tu zaczyna się najciekawsza moim zdaniem część snu. Zmieniłem ciało na jakiegoś chłopaka który nad tą rzeką stał wraz z tłumem innych osób na metalowej kładce. Prowadziła ona do jakiegoś bezpiecznego bunkra\ośrodka czy coś w ten deseń ,do którego chcieliśmy się dostać ,oraz po drugiej stronie rozwidlała się na dwa brzegi rzeki pełne zombiaków. Nagle z jakichś głośników zaczęło lecieć na cały regulator Thunderstruck - AC/DC. Jakaś babka z bunkra wzięła mikrofon i powiedziała "dopóki rząd dział musieliśmy was chronić ale teraz gdy rząd upadł nie potrzebni nam kolejni starcy i dzieci" wraz z ostatnim słowem otworzyły się bramki na dwóch brzegach i na naszą kładkę zaczęły wbiegać zoombie . Gryzły każdego kto staną na ich drodze. Wyobraźcie sobie tą panikę ,krzyki i szarpaninę jakieś 15-20 metrów nad wodą na niewielkiej wielkości kładce. Zombie zaczęły się też wysypywać z drzwi do których próbowaliśmy się jeszcze przed chwilą dostać. Byliśmy otoczeni ,nikt nie miał broni. Umarlaki w zawrotnym tempie wygryzały sobie drogę przez żywych. Byli już bardzo blisko mnie. Postanowiłem pójść za przykładem kilku innych i przeskoczyłem barierkę w ostatniej chwili. Spadłem do płytkiej wody nic sobie nie łamiąc. Zombiaki nie skakały za nami więc odetchnąłem z ulgą. Przedwcześnie. Nagle złowieszczy głos kobiety znów rozległ się z głośników. Powiedziała tylko "Czas spalić trochę dobrej Whiskey" Zaśmiała się złowieszczo. Przez chwilę nikt nie wiedział o co jej chodzi ,dopóki nie otworzyły się rury ze ściekami z których popłynął wspomniany trunek. Próbowałem uciekać ale brązowa fala szybko mnie porwała. Po chwili się zapaliła a ja wraz z nią. Nie czułem bólu ale nie zmienia to faktu ,że byłem przerażony faktem ,że płonę jak pochodnia. Wtem zobaczyłem wodospad. Zacząłem szamotać się w wodzie i mówić "nie nie nie kur*a tylko nie to". Jak się pewnie domyślacie nic to nie dało ,spadłem jakieś pięćdziesiąt metrów w dół. Wyrzuciło mnie na mieliznę lecz nic to nie dało ,bo nadal płonąłem a do tego nie mogłem się ruszać. Powoli umarłem. Muzyka umilkła. Ostatnie co zobaczyłem to dwie elegancko ubrane kobiety idące w szpilkach po chodniku niedaleko mnie. Rozmawiały o jakichś sprawach biznesowych. Nawet na mnie nie spojrzały...
.
.
.
Wydaje mi się ,że to nie był kolejny sen tylko jakaś dziwna kontynuacja. Po kilku sekundach ciemności i nicości pojawiłem się. Byłem na parkingu przy supermarkecie wraz z tatą którym w śnie był Rick z 'The walking dead" grany przez Andrew-a Lincoln-a. Ja byłem chyba tym jego synalkiem w kapelusiku. No więc szliśmy do sklepu i nie wiem czemu zaczepiła nas czwórka amerykańskich policjantów. Bez powodu zaczęli do nas strzelać. Schowałem się z ojcem za samochodem. Ostrzeliwali się. Obszedłem naszych wrogów i wyrwałem jednemu broń i włączyłem się do bitwy. Raz musiałem strzelać a raz używać rąk by odeprzeć napastników. Impas przerwał mój tatulek podjeżdżając Lincolnem Continental Mark V w sraczkowatym kolorze i zabierając mnie z pola bitwy. Jadąc zorientowałem się ,że jestem ranny. Postrzał w prawe ucho ,prawe biodro oraz kolano ... też prawe. I akurat tym razem czułem ból. Piekło jak cholera ale nie aż tak mocno jak w prawdziwym życiu ... nie to żebym był kiedyś postrzelony  :D  ale no ja tak tylko eeee nie ważne. Zawiózł mnie do szpitala i wysadził koło wejścia. Sam pojechał zaparkować auto pomimo iż też był ciężko ranny. Leżąc na asfalcie wzywałem pomocy. Zebrało się kilkunastu gapiów w tym ... czwórka policjantów z którą niedawno walczyłem. Zacząłem się wierzgać i krzyczeć ,że to oni mi to zrobili. Jakiś gość odpowiedział ,że to niemożliwe ,bo to bardzo szanowani gliniarze w tej dzielnicy. Zacząłem tłumaczyć ludziom i pokazywać ,że na mundurach mają świeżą krew a jeden ma całą zakrwawioną gębę po tym jak ugryzł mnie w lewe kolano. Nikogo to nie przekonało. Załamałem się. Na szczęście nadbiegła pielęgniarka ze szpitala(szpital to mocne słowa zwłaszcza ,że budynek ten wyglądał bardziej jak apteka). Piękna blondynka w której objęciach poczułem się bezpieczny  :> . Straciłem przytomność. Minęło kilka sekund w ciemności zanim znowu się obudziłem. Minęło sporo czasu. Trwała apokalipsa zoombie. A czysty i schludny szpitalik w którym zostałem położony zmienił się w obskurną bazę dla żywych. Po chwili rozmowy z uzbrojonymi po zęby ocalałymi przeniosło mnie do innej bazy która układem pomieszczeń przypominała mój obecny dom. Tyle ,że dużo straszniejszy bo tam gdzie powinien zaczynać się stołowy rozciąga się nieprzenikniona ciemność. Rozległ się cichy alarm ostrzegający ,że zombie są w pobliżu. Wyskoczyłem z łóżka pomimo ,że nadal rany dawały o sobie znać. Ułożyłem czym prędzej ze wszystkiego co miałem pod ręką barykadę oddzielającą mnie od "mrocznego stołowego". Skończyłem na czas. Po chwili zacząłem słyszeć wycie i charczenie umarlaków oraz ich szlajające się szczątki stóp. Byłem na maksa przerażony. Wszędzie było ciemno. Jedyne jako tako światło wydobywało się z łazienki w której leżał syn głównego bohatera z serialu "Breaking Bad" oraz jakaś babcia która się nim opiekowała. Wróciłem do swojego pokoju gdzie zastałem wchodzącego przez okno Ricka. Poprosił mnie żebym wyjął mu kulę z pleców ,która nie została mu wyjęta po potyczce z policjantami. Wsadziłem rękę do rany i grzebiąc zacząłem wyjmować po kolei kawałki ołowiu. Obudziłem się...


Dodam na koniec ,że nie oglądałem\grałem w sobotę niczego o zombie ani żadnego horroru a no i przez te dwa dni spałem w mieście cebularzem płynącym :P


RE: Od zera do Dominika Cobba - Neurocosmic - 06-08-2018

Posłuchaj takiego fajnego duba https://www.youtube.com/watch?v=UgyjJ4dvxJQ :P


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 07-08-2018

(06-08-2018, 18:15 )NeuroCosmic napisał(a): Posłuchaj takiego fajnego duba https://www.youtube.com/watch?v=UgyjJ4dvxJQ :P

Nawet fajny ,ciężki dub ale osobiście wolę szybsze rytmy.


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 09-08-2018

07-08.08.2K18
Czas snu ok. 9h
Miałem dziś kilka snów lecz zapamiętałem jeden.


1) Brałem udział w ataku na jakąś dużą ,czteropiętrową willę. Naszym(moim i jeszcze jakiejś setki ludzi) zadaniem było wejść do środka i przedostać się na ostatnie piętro ,gdzie w jednym z pokoi stała flaga którą musieliśmy zdobyć. Przeszkadzać nam w tym miały opancerzone roboty. Większość ruszyła ze szturmem do głównych ,dobrze bronionych drzwi ,ja zaś obszedłem obrońców i przeskoczyłem przez ceglany mur. Następne wybiłem szybę w oknie siekierą ,która była moją jedyną bronią i wskoczyłem do budynku wprost na wrogiego robota. Powaliłem go skacząc na niego i rozwaliłem celnym ciosem. Ruszyłem w stronę schodów. Spotkałem na nich kolejne trzy roboty. Musiałem rozwalać je po kolei. Na każdego potrzebowałem jakichś 3-4 ciosów ,żeby doszło do unicestwienia. Z trudem ale udało się. Niestety ostatni zawiadomił resztę i już wszyscy wiedzieli ,że intruz (czyli ja) panoszy się wewnątrz budynku. Od teraz działałem ostrożnie. Przekradałem się najlepiej jak umiałem. Po drodze rozwaliłem jeszcze dwóch wrogów. Doszedłem do trzeciego piętra. Cel był blisko ,w oddali słyszałem odgłosy walki przy głównej bramie ,lecz usłyszałem coś jeszcze. Dwa zastępy robotów zmierzały w moją stronę w taki sposób ,że nie miałem jak uciec. Schowałem się w ciemnym kącie. W ostatniej chwili. Dwa oddziały po pięć robotów minęły się na mojej wysokości ,nie zauważając mnie. Odczekałem chwilę dla pewności i wyszedłem z ukrycia. Ruszyłem w stronę schodów by zdobyć upragniony cel swojej tułaczki kiedy ... usłyszałem za swoimi plecami "Stój! Nie ruszaj się i ręce do góry!". Zrobiłem to co mi kazał głos za mną. Powoli odwróciłem się i spostrzegłem ,że to nie robot ale jakiś gość po pięćdziesiątce celujący we mnie z dubeltówki. Powiedział "Pójdziesz ze mną złodzieju" Chciałem się wytłumaczyć ,że jestem tu w innym celu ale nie chciał niczego słuchać i tylko popędził mnie do jakiegoś przestronnego pomieszczenia ,gdzie oprócz nas była także Hrabina ,jej córka i pokojówka. Popatrzyły się na mnie i zaczęły mi wypominać za to ,że jestem złodziejem. Przez to ,że wszyscy traktowali mnie jak bandziora to nim się właśnie poczułem i zapomniałem o swoim pierwotnym celu. Gość który mnie złapał najpierw coś mi nawypominał potem podsunął mi czek przed nos który miałem wypełnić. Jako ,że nie zdążyłem niczego ukraść to miałem zapłacić tylko 300zł za wtargnięcie. Wypełniłem pole na PESEL który był inny niż w realu zaczynał się od 19... Następnie miałem wpisać imię i nazwisko ,lecz kratki na to były rozsypane po całej kartce. Gdy głowiłem się nad tym jak to uzupełnić córka hrabiny spytała matkę czy "tamci ludzie nadal robią nam rumor przed bramą?". Olśniło mnie przypomniało mi się ,że przybyłem tu po flagę. Wstałem ,rzuciłem kartkę na podłogę i powiedziałem "Nie przybyłem tu kraść. Ja tu przybyłem zdobywać yea ". "AAAAAAA no skoro tak to cie nie zatrzymujemy". Pobiegłem już bez przeszkód na czwarte piętro i złapałem flagę ciesząc się jak dziecko z lizaka. Po chwili wszystko zaczęło się od nowa ,szturm rozpoczęty na nowo ,tylko tym razem było nas jakieś pięć razy więcej. Krzyknąłem do wszystkich "Poprzednim razem się udało ,więc i tym razem się uda. URAAAAAAAAAAAAAAAAAA!". Nie wchodząc w szczegóły powiem ,że wbiliśmy na pełnej kur*ie i rozje*aliśmy wszystkie roboty które stanęły nam na drodze ,po czym osiągneliśmy razem upragniony cel. Flaga była nasza. Zaczęliśmy fetować zwycięstwo \:D/ w typowo męski sposób : pijąc  8-}  ,rozwalając co było pod ręką <:-P i drąc się jak poje*ani :D . Było zajebiście czułem się jakbym zdobył księżyc a nie głupią flagę ...


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 12-08-2018

11-12.08.2K18
Czas snu ok. 8h
Przed snem: Na wydarzenia ze snu mogło wpłynąć to iż przed snem czytałem książkę o ISIS ,nie było więc mowy żebym nie czytał o wszelakich okrucieństwach dokonywanych przez tą zbrodniczą organizację. Następnie przed snem przeczytałem w necie artykuł o wojnie na Ukrainie pod którym był film z tamtego rejonu ukazujący wiele drastycznych obliczy wojny. I naładowany taką "pozytywną" energią poszedłem spać. Niestety przez jakieś półtorej godziny nie mogłem zasnąć. Próbując usnąć myślałem o wielu rzeczach ,lecz gdy moje myśli pobłądziły w tematy opisane powyżej chciałem jak najszybciej zaprzestać myślenia o tym ,bo wiedziałem jak to może wpłynąć na doznania we śnie. No i oczywiście jak to zwykle bywa ,gdy chcemy o czymś zapomnieć ,myślimy o tym jeszcze mocniej. Potem przypomniały mi się inne koszmarogenne sceny jak np. straszydła z filmu "It" ...



1) Wjechałem do jakiegoś miasta z dwójką przyjaciół ,granatowym bądź czarnym Passatem B5. Jeden z nich wyglądał jak mój wujek drugi natomiast jak kuzyn. Było słonecznie i przyjemnie. Zatrzymaliśmy się w mniej więcej takiej scenerii:

Wysiedliśmy i ruszyliśmy przed siebie jakąś uliczką. Po minięciu kilku budynków znaleźliśmy się jakby w innym mieście. Stare post sowieckie bloki nawet po 30-50 pięter (może nawet większe ale okien nie liczyłem) ,masa błota na ulicach ,pochmurna pogoda a przede wszystkim strzały ,wybuchy ,zniszczenia oraz duża ilość ludzkich ciał gnijących na gruzowisku. Zaczęliśmy biec do jakiegoś domu. W środku gość z kałachem powiedział nam ,że jest tu jakaś wojna i ,że oni walczą o wolność.
(...)
Znajdowałem się w bunkrze dowodzenia. Oprócz mnie i dwóch moich znajomych z Passata było jeszcze z 30 osób w tym dowódca ,który ogłosił zebranym ,że potrzebuje dwóch szczupłych ,dzielnych osób do pójścia z nim po zaopatrzenie. Od razu zgłosiła się jakaś ładna dziewczyna. Chcąc jej zaimponować odwagą także się zgłosiłem choć do szczupłych nie należę ale w śnie wierzyłem ,że sobie poradzę. Wybiegliśmy z bunkra i pobiegliśmy pod ostrzałem do kilkupiętrowego ,zniszczonego bloku. W środku wskoczyliśmy do rozerwanych rur. Przedzieraliśmy się na czworaka przez ścieki ,na rozwidleniu się rozdzieliliśmy ,ja poszedłem z dziewczyną w prawo. Nagle poziom ścieków zaczął się podwyższać. Mało nie utonęliśmy ,udało nam się jednak dotrzeć do wyjścia. Byliśmy w głębi innego również zniszczonego bloku. Skontaktowaliśmy się z szefem przez krótkofalówki i poprosiliśmy o wytyczne. Kazał nam iść na samą górę gdzie miał czekać na nas zrzut. Pobiegliśmy więc na dach. Z każdym piętrem opuszczony budynek wydawał się coraz mniej stabilny. Na dachu ku naszemu rozczarowaniu niczego nie było. Już mieliśmy o tym powiadomić naszego szefa gdy blokiem zatrzęsło a po chwili zaczął się chwiać i przewracać. W ostatniej chwili udało się nam przeskoczyć na pobliski blok tej samej wysokości. Zaczęliśmy krzyczeć do krótkofalówki ,żeby dowódca uciekał ,bo blok się nad nim wali. Budowla doszczętnie upadła wzbijając wielkie tumany kurzu. Oczekiwaliśmy zniecierpliwieni na jakieś wieści. W końcu usłyszeliśmy głos dowódcy pomiędzy trzaskami urządzenia ,który powiedział ,że nic mu nie jest. Następnie spytał nas co takiego zrobiliśmy ,że rozwaliliśmy cały wieżowiec. Już mieliśmy odpowiedzieć ,że nic ale znowu poczuliśmy ten sam przerażający wstrząs. Tak samo jak kilka minut temu tak i teraz blok zaczął się przechylać a my razem z nim. Tym razem nie było gdzie uciekać. Złapaliśmy się czego się dało i czekaliśmy na nieuchronne. Zamknąłem oczy i czekałem na śmierć. Poczułem uderzenie ,otworzyłem oczy ,byłem na ziemi nadal wśród żywych a do tego w jednym kawałku. Tak jak mi ,tak i mojej towarzyszce nic się nie stało oprócz tego ,że byliśmy w szoku. Upadek nie spowodował takiego dużego jak ostatnio wzbicia tumanów kurzu. Nie słyszałem też strzałów ani wybuchów. Zlecieli się różni przyjaźnie do nas nastawieni żołnierze oraz cywile w tym dowódca pytając nas o powód zawalenia dwóch budynków. Nie miałem kompletnie pojęcia co odpowiedzieć. Spojrzałem na pobliski pokaźnej wielkości blok. Po chwili wpatrywania się na jakiejś 1/3 wysokości zauważyłem malutkie wybuchy po których mrówkowiec zaczął się powoli ,lecz niepowstrzymanie przewracać w naszą stronę. Pomyślałem sobie "O kur*a no tak wszystko jasne" i krzyknąłem "Wszyscy uciekać! Wrogowie wysadzają budynki!". Sam złapałem dziewczynę za rękę i zacząłem z nią biec ile sił w nogach ,byle dalej. Uniknęliśmy rozgniecenia przez wieżowiec ,lecz większość zdezorientowanych ludzi nie wiedzących co robić nie zdążyła. Odwróciłem się w momencie gdy kilkutysięczny kawał betonu rozgniatał ludzi. Chciało mi się wymiotować ale musiałem biec dalej ponieważ kolejne blokhauzy były targane eksplozjami i po chwili zawalały się wprost na ludzi. Pod jednym z nich zginął dowódca do ostatniej chwili próbujący zwiać przed śmiercią. Musiałem lawirować pomiędzy zawaleniami i w ułamku sekundy ustalić gdzie spadnie kolejny budynek żeby wybrać odpowiednią trasą. Nie było to łatwe ale i tak szło mi lepiej niż większości NPC-ów. Nagle potężny ,niewyobrażalnie wielki drapacz chmur sięgający nieba począł przechylać się w naszą stronę. Biegliśmy ile sił w nogach. Nagle moja towarzyszka przewróciła się na nierównym gruncie a ja siłą rozpędu przebiegłem jeszcze kilkadziesiąt metrów. Była w strefie śmierci ,zawróciłem żeby ją ratować ... Nie zdążyłem ,nie miałem szans. Blok upadł zaledwie kilka metrów przed moimi stopami. Gdyby uczynił to dwie sekundy później przygniótłby mnie. Co gorsze dziewczyny nie przygniótł blok ale została poćwiartowana przez jakieś metalowe rusztowania na jego dachu. Gdy do niej podbiegłem nadal żyła pomimo ,że było to teoretycznie niemożliwe. Błagała o pomoc. Jednak w naszą stronę leciał już ,dokończyć dzieła ,kolejny tym razem mniejszy apartamentowiec. Uciekłem. Nie miałem szans jej pomóc jednak i tak czułem się z tym bardzo źle. Jej pocięte przez pręty ciało było odrażająco straszne. Minąłem jeszcze dwa spadające budynki i znalazłem się z powrotem przy Passacie. Zastałem tam dwóch towarzyszy z początku snu. Na nasze nieszczęście pod autem zawaliła się ziemia. Musieliśmy wypchnąć go żeby móc uciec z miasta. Udało nam się to ,lecz gdy mieliśmy już wsiadać kolejny blok mieszkalny (którego wcześniej w tym miejscu nie było) zaczął walić w naszą stronę. Powiedziałem ,że nie zdążymy odjechać i musimy uciec pieszo. Zwialiśmy przed gruzami na jakąś polankę. Niestety przyjacielowi w ciele mojego kuzyna się nie udało. Ku naszemu szczeremu zaskoczeniu okazało się ,że nasz samochód przetrwał upadek budynku. Czym prędzej wsiedliśmy i wyjechaliśmy z miasta. Droga wiodła do iglastego lasu...