i-Sen.pl - Polskie Forum Świadomego Śnienia
Od zera do Dominika Cobba - Wersja do druku

+- i-Sen.pl - Polskie Forum Świadomego Śnienia (https://i-sen.pl)
+-- Dział: Dziennik Snów (https://i-sen.pl/Forum-Dziennik-Snow--44)
+--- Dział: Dziennik Snów (https://i-sen.pl/Forum-Dziennik-Snow--14)
+--- Wątek: Od zera do Dominika Cobba (/Temat-Od-zera-do-Dominika-Cobba--3849)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 14-04-2019

12-13.04.2k19
Czas snu ok. 8h


Ostatnim razem po zatankowaniu miałem super sen ,który będę jeszcze długo pamiętał. Tak miało być i tym razem ,jednak nagazowałem się zbyt mocno ,zbyt słabym (jakościowo) trunkiem. Dużo ,za dużo.
 Jedyne co pamiętam to chwilę przed bolesnym obudzeniem się zobaczyłem mojego kolegę za którego zdrówko dnia poprzedniego gazowałem się. Stał w świetlistej poświacie niczym Jezus na obrazie Jezusa Miłosiernego. Popatrzył na mnie i powiedział tylko "Paweł coś ty ze sobą zrobił". 


13-14.04.2K19
Czas snu. ok. kilka godzin


1)   Poleciałem do Sudanu jako bojownik-ochotnik by walczyć po stronie rebeliantów. Nie wchodząc w dokładne szczegóły dostałem od jednego z dowódców stary ,zardzewiały karabinek AKS i zadanie by udać się do wskazanego domu ,zbudowanego z piaskowca ,w celu obrony tegoż odcinka frontu. No więc wyruszyłem idąc nieśpiesznym krokiem i już miałem wchodzić do budynku ,gdy nagle z jego wnętrza wyszedł Rosjanin w celu zapalenia peta. Zaskoczeni spojrzeliśmy po sobie nie dowierzając na to ,na co właśnie patrzymy. Po czym ,po chwili marazmu zaczęliśmy się krzątać ze swoją bronią w celu zabicia przeciwnika. Trwało to kilka sekund jednak w mojej głowie były to jakby godziny. Zanim zdjąłem broń z ramienia ,odbezpieczyłem i wycelowałem chwila minęła. Na szczęście byłem szybszy od wrogiego wojaka i powaliłem go pierwszym strzałem. Zaraz z budynku obok wyłonił się wtóry Rosjanin zaniepokojony dźwiękiem wystrzału jednak i jego zastrzeliłem. Nie czekając na kolejnych oponentów pobiegłem do mojego dowódcy by poinformować go ,że budynki ,których miałem bronić są już zajęte przez wroga.
   Akcja przeniosła się dwa tygodnie do przodu. Rebelianci zajmowali już niewielką połać miasta ,byliśmy otoczeni. Siedziałem właśnie w podziemnym bunkrze z dowódcą i jego rodziną gdy niespodziewanie na spotkanie wyszedł nam sam generał wrogich wojsk ,co już samo w sobie było absurdalne. Po kilku minutach rozmowy udało nam się go zaszantażować. Musiał pozwolić rebeliantom i ich bliskim bezpiecznie opuścić miasto a mnie odwieźć na lotnisko bym mógł wrócić do kraju. Nie pamiętam dokładnie czym go zaszantażowaliśmy ale był to jakiś absurdalny powód możliwy jedynie w śnie. No więc zostałem osobiście odwieziony przez pana generała i jego obstawę na lotnisko. Widać było po nim ,że był niepyszny z takiego stanu rzeczy ale nie mógł mi nic zrobić. Na płycie aeroportu wsiadłem bez przeszkód do zaparkowanego samolotu i bez przeszkód odleciałem do Polski...


2)   Coś jakby gra strzelanka multiplayer. Wyskoczyłem wraz ze swoją drużyną liczącą jakąś setkę graczy z bazy jednak nigdzie nie było widać wrogów. Część z nas ,w tym ja ,postanowiła przeteleportować się szafą na środek mapy w celach zwiadowczych. Szafa przeniosła nas do kilkunastu stojących na jeziorze domków połączonych ze sobą mostkami i kładkami. Po drugiej stronie tego osobliwego miasteczka zauważyliśmy całą przeciwną drużynę. Oni nas również. Niezwłocznie zaczęli nas szturmować. Przez jakiś czas odpieraliśmy ataki ale przewaga liczebna zrobiła swoje. Z dwudziestu bądź trzydziestu osób mojego teamu zostało około dziesięciu. Zaczęliśmy się wycofywać ,jednocześnie się ostrzeliwując. Po chwili wycofka przerodziła się w ucieczkę. Kilku szczęściarzy doskoczyło do szafy i zwiało jednak reszta została zabita. Mnie powalił na ziemię jeden z wrogów w domku ,sekundę przed wskoczeniem do szafy. Gdy po chwili udało mi się podnieść zauważyłem ,że jestem otoczony przez śmiejących się wrogów. Jeden z nich podszedł do mnie i już miał mnie dobić bagnetem gdy wykrzyknąłem ,że wyzywam ich dowódcę na pojedynek. Ten przyjął rękawicę. Stanęliśmy naprzeciw siebie. On na broń wybrał sobie szpadę i puginał o długiej głowni ja zaś w prawej ręce miałem również szpadę ,w lewej zaś nóż kukri. Pojedynek był długi i niezwykle zacięty. Zadaliśmy sobie wiele ran ciętych i kłutych ,lecz żaden z nas nie chciał odpuścić. Postanowiliśmy zrobić sobie chwilę przerwy na złapanie oddechu. Gdy ponownie stanęliśmy w szranki uświadomiłem sobie ,że zamiast broni ma założone na ręce czarne skarpetki. Mój oponent pozwolił mi wybrać sobie nową broń z tych leżących na podłodze. Początkowo chciałem przywdziać rapier ze złotą rękojeścią i obłękiem ,lecz okazało się ,iż miał dużą wadę a mianowicie sztych był bardzo gruby przez co oręż był źle wyważony. Postanowiłem więc wziąć szpadę podobną do tej ,którą w niewyjaśnionych okolicznościach straciłem. Pojedynkowaliśmy się jeszcze przez jakiś czas... Nwm kto wygrał.


RE: Od zera do Dominika Cobba - Isabela - 14-04-2019

Plus za świetlistą poświatę.


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 15-04-2019

14-15.04.2K19
Czas snu ok. 9h


1)  Wbiłem na chatę Abstrachujów. Przyjęli mnie jakbym był ich bratem lub kimś bliskim. Po chwilowej pogawędce której za bardzo nie pamiętam poszliśmy do klubu. Chwilę tam razem pobalowaliśmy po czym wyszedłem ,nie pamiętam już dlaczego. Przespacerowałem się trochę po nocnym mieście bardzo przypominającym to w którym aktualnie mieszkam...


2)  Słoneczny dzień. Byłem na przejażdżce rowerowej z rodzicami. Rozpoczęliśmy podróż przy naszym bloku ,przejechaliśmy pół miasta w którym mieszkam ,następnie przez wiadukt nad torami i skierowaliśmy się w stronę pobliskiej aglomeracji ,po ścieżce rowerowej. W połowie drogi nieoczekiwanie zawróciliśmy. Ponownie podjechaliśmy do wiaduktu ,jednak tym razem zamiast z niego skorzystać wjechaliśmy do wąskiego tunelu. Zapewnił on nam chwilę chłodnego orzeźwienia. Nie dojechałem do jego końca...


3)  Coś jakby reality show żywcem wyciągnięte z kreskówki "Wyspa totalnej porażki" tzn. uczestnicy mają za zadanie wykonać jakieś dziwne zadania i co jakiś czas temu komu poszło najgorzej odpada. Jedyną różnicą od oryginału było to ,że tu wszystkie chwyty były dozwolone. Dosłownie wszystkie ,włącznie z zabiciem współuczestników. Poza tym nawet część sennych postaci była podobna do kreskówkowych bohaterów. Akcja show działa się również w mej mieścinie. Niestety większość z tego co się tam działo mózg postanowił wymazać z pamięci ,zaraz po przebudzeniu...


4)  Kontynuacja snu nr. 3. Drugi sezon reality show. Tym razem odbywał się gdzieś w tropikach. Oprócz nowej miejscówy było także przynajmniej trzech nowych uczestników (w miejsce tych co w poprzednim sezonie wykitowali na amen). Pierwszą była jakaś głupia lalunia ,drugim był typ mający zamiast głowy paszczę rekina. Podczas otwierającego zebrania na pomoście ,usytuowanym na jeziorze w środku dżungli ,wyskakiwał z wody próbując kogoś ugryźć ,na szczęście udało mu się złapać tylko deski pomostu. Trzeciej ,nowej osobistości i ewentualnej reszty nie pamiętam.
(...)
  Mieliśmy chwilę oddechu od wyzwań narzucanych nam przez gospodarza programu. Poszedłem na przechadzkę po tropikalnej gęstwinie. Po drodze zauważyłem rwący górski potok. W zakolu owej rzeki kąpały się dwie uczestniczki. Obmyśliłem chytry plan. Podszedłem do nich niezauważony po czym wepchnąłem je w rwącą część rzeki. Nie miały szans się wydostać gdyż nurt wody był zbyt silny. Patrzyłem przez chwilę jak woda ciska nimi o głazy stojące w rzece. Ciesząc się z wyeliminowania dwóch osób za jednym zamachem ,chciałem wyjść na brzeg ,lecz sam zostałem wepchnięty przez kogoś w nurt. Rozpędziłem się. Próbowałem unikać skał jednak w końcu zostałem ciśnięty z ogromną siłą na ogromniasty kamulec. Zdrowo przypier*oliłem. Przyjąłem cios prosto na twarz. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Po chwili woda zeskrobała mnie ze skały i wylądowałem nieco dalej na brzegu. Gdy oszołomienie przeszło i uzmysłowiłem sobie ,że nadal jakimś cudem żyję ,zacząłem sprawdzać doznane obrażenia. Okazało się ,iż jedynie lekko ,niegroźnie się potłukłem. Wstałem i zobaczyłem w oddali dwie dziewczyny ,które sam niedawno zepchnąłem. Im też nic wielkiego się nie stało.
(...)
  Mój widok przeniósł się na innego uczestnika. Czarnoskóry typ szedł sobie ścieżką nad przepaści. Nagle zauważył małego pajączka zwisającego z drzewa na sieci. Wystraszył się tak niemiłosiernie ,że zaczął krzyczeć a właściwie wrzeszczeć wniebogłosy i spedalać tam skąd przyszedł. Kamera została przy pajączku ale zauważyłem jeszcze jak wyciągnął telefon i darł się do mikrofonu "HALO!? Wojsko?". 
(...)
  Wróciłem do swojego ciała i obozu gdzie przebywała większość uczestników show. Szwendałem się bez celu gdy nagle nadleciały dwa P-47 Thunderbolt'y U.S. army i zaczęły strzelać do wszystkiego co się ruszało. Po chwili zaczęły również zrzucać bomby. Powiedziałem do jednego gościa z którym miałem cieplejsze relacje "Dobrze ,że przynajmniej napalmu nie zrzucają". Gdy tylko wypowiedziałem te słowa od jednego z samolotów oderwały się dwa podłużne kształty i gdy tylko doleciały do ziemi rozerwały się w wielkich eksplozjach. Jedna bomba wypełniona była białym fosforem ,druga zaś napalmem. Patrzyłem się jak jakieś 50-100 metrów ode mnie ludzie smażyli się żywcem. Tego było już za wiele. Podbiegłem do niewielkiego murku na którym leżał karabin maszynowy z pociskami kalibru dużego na tyle ,że pewnie służyła do robienia dziur na wylot w nosorożcach. W międzyczasie jeden z latających natrętów został zestrzelony rakietą ziemia-powietrze. Tak więc został tylko jeden delikwent do strącenia. Poczekałem aż ten zbliży się na odległość celnego strzału po czym wystrzeliłem w niego długą serię. Z ogona zaczął lecieć mu ciemny dym ,zwiększający się z każdą chwilą. Pilot chciał chyba wykonać ostry zakręt przez prawe skrzydło ale z powodu obrażeń jakie doznała jego maszyna jedyne co uzyskał to przeciągnięcie. Było coś pięknego w tym jak kawał stali ,z kawałem mięsa w środku bezwładnie spadał w stronę nieuniknionego spotkania z ziemią. Eksplodował w pięknej kuli ognia...


RE: Od zera do Dominika Cobba - Neurocosmic - 15-04-2019

Wydaje mi się, że to wszystko działo się na zapętlonej w czasie wyspie z serialu LOST.


RE: Od zera do Dominika Cobba - Isabela - 15-04-2019

Daję plusa, ale nie wiem, co trzeba robić na jawie, by mieć takie sny.


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 27-04-2019

(15-04-2019, 18:26 )Neurocosmic napisał(a): Wydaje mi się, że to wszystko działo się na zapętlonej w czasie wyspie z serialu LOST.
 Nwm nie oglądałem więc ciężko stwierdzić ,może tak może nie.

(15-04-2019, 19:05 )Isabela napisał(a): Daję plusa, ale nie wiem, co trzeba robić na jawie, by mieć takie sny.
  Jakąś godzinkę przed zaśnięciem obejrzałem film Abstrachujów. Nawiązania do mojej mieściny są raczej wiadome. Jakiś miesiąc temu w wolnych chwilach przypomniałem sobie "Totalną porażkę". A co do napalmu to przed zaśnięciem czytałem o wojnie w Wietnamie. 



22-23.04.2K19
Czas snu: nieznany :V


1) Byłem superbohaterem z uniwersum Marvel'a ,żadnym z już istniejących. Oprócz tego ,że byłem mega przystojny to nwm jak wyglądałem ,bo widok był pierwszoosobowy. Przebiegłem przez jakiś bar i po schodach wbiegłem na jego dach. Dołączyłem do innych avengersów walczących z Tankosem. Po jakimś czasie zaciętej mega epickiej bitwy Tanosik po prostu spedolił z pola bitwy. Jednak wiedzieliśmy ,że wróci tak więc czekaliśmy aż przybędzie aby spuścić mu drugi raz wpierdol. Jako ,że niewiele było do roboty to zająłem się rozmową z innymi herosami. Nie pamiętam zbytnio o czym pierdoliliśmy ale nagle jeden z siedzących wstał i wkurwiony powiedział "ileż kurwa mamy na niego czekać?" na co chyba kapitan Chameryka odpowiedział "Stary spokojnie ,przecież film trwa trzy godziny więc czymś muszą zapełnić ten czas" XD. 
(...)
Przeniosło mnie do jakiegoś ciemnego zapyziałego miasta pełnego ludzi. Była jakaś dwudziesta trzecia ,padał deszcz ,na bruku pełno błota i ludzi po nim chodzących. Jechałem na motorze z jakąś dziewczyną a za mną jeszcze dwa z moimi kolegami. Śpieszyliśmy się na premierowy seans filmu "Avengers: End Game". Przedzieraliśmy się pomiędzy ludźmi najszybciej jak się dało byle tylko zdążyć na czas. W końcu dojechaliśmy ,cali umorusani błotem. Byliśmy nawet chwilę przed czasem więc usiedliśmy przed salą i rozmawialiśmy. Gdy nadszedł czas by pójść zająć miejsca przeszedłem kilka kroków po czym upadłem i zasnąłem...


25-26.04.2k19
Czas snu ok. 8h


1) Byłem w jakieś melinie i piłem sobie piwerko z jakimiś menelami. Prawiliśmy nie pamiętam o czym ale wydaje mi się ,że o niczym wartym uwagi. Nagle na środek przybytku wyszedł wysoki ,giętki Ormianin i zaczął wywijać jakieś akrobatyczne sztuczki. Pewien polityk skwitowałby tenże występ słowami: https://www.youtube.com/watch?v=3Snsqar4eOM XD. Wszystkim bardzo spodobały się tańce jakie odstawiał. Gdy skończył dostał owacje na stojąco od widowni złożonej z pijaków ,kloszardów i innej maści przegrywów życiowych ,którzy akurat przyszli zapić swe smutki. Ja pokusiłem się nawet o wyjęcie z kieszeni piątaka i rzucenie go artyście. Gdy tylko akrobata złapał pieniądz przeniosłem się natychmiastowo wraz z nim do jego drewnianej chatki gdzieś w górzystym lesie obok rzeczki.
   Oprócz nas była tu również jego najbliższa rodzina oraz z mojej jakieś kilkadziesiąt osób. Ormianin zapowiedział występ. Moja rodzinka uznała ,że najlepszym miejscem na oglądanie spektaklu jest dach chatki zrobiony ze strzechy. Próbowałem im wyperswadować żeby wszyscy tam nie wchodzili ,bo lichy daszek się pod nimi załamie ,jednak mieli moje słowa w dupie i wdrapywali się dalej. Wyglądało to dosyć śmiesznie. Jakieś 30 osób siedzących ściśniętych na sianie ,na górze domu. Rozpoczął się występ. Ormianin ,jego żona i trójka dzieci weszli do rzeki i nie robiąc sobie nic z obecności wody robili wspólnie różnorakie akrobacje. Występ trwał w najlepsze gdy piorunem rzeczywistość z sielskiej zmieniła się w jej odwrotność.
   Noc ,deszcz stoję w tym samym miejscu co przed chwilą ale drewniany domek zamienił się w niewielki supermarket ,w środku ciemnego miasta ,o takich samych wymiarach (jak domek). Po Ormianach i mojej rodzinie nie było nawet śladu. Za to wokół mnie stało ze dwadzieścia ubranych na czarno ,zamaskowanych postaci. Od razu wiedziałem ,że nie mają wobec mnie przyjaznych zamiarów. Wyciągnęli spod przemokniętych płaszczów małe metalowe patyki. Po chwili gdy je włączyli okazało się ,że są to w istocie miecze świetlne. Zaczęli powoli się do mnie zbliżać. Krąg się zacieśniał. Myślałem szybko "Co robić? Co robić?" Adrenalina podskoczyła. Przeszukałem kieszenie. Okazało się ,że w spodniach miałem schowany miecz świetlny. Odpaliłem go. Miałem w końcu jakiś środek obronny ,lecz nie było to dużym pocieszeniem gdyż przeciwnicy nadal mieli ogromną przewagę. Wiedziałem ,iż nie mogę czekać aż zamkną mnie ciasnym kordonem i muszę przejąć inicjatywę ,tak więc nie mając nic do stracenia ruszyłem na dwójkę najbliższych czarnych postaci. Starłem się z nimi. Nie udało mi się przez nich przebić. Musiałem się wycofać do sklepu. Rozgorzała zacięta walka w środku. Pomimo przewagi liczebnej wroga udało mi się jakimś cudem śmiertelnie ugodzić jednego z oponentów. W tym momencie wszyscy przeciwnicy niczym roboty ,jak jeden mąż wypuścili z rąk swe miecze ,odkryli twarze i jak gdyby nigdy nic rozeszli się spokojnie po sklepie tudzież zaczęli rozglądać się za produktami na półkach. Wyglądało to kuriozalnie. Ja jeszcze przed chwilą walczący o życie niczym zwierz w sidłach ,sapiąc ze zmęczenia ,czerwony od wysiłku ,spocony od obrony i nabuzowany od adrenaliny patrzyłem z niedowierzaniem jak moi wrogowie od tak się rozchodzą. Jeszcze przez trochę czasu byłem do tego wszystkiego nieufny i myślałem ,że to jakiś podstęp ale ci ludzie zdawali się mnie w ogóle nie zauważać. Chodzili od półki do półki i brali jakieś produkty ,jakieś dziewczyny nawet debatowały nad tym jakie pieluszki będą najlepsze dla ich dzieci. Chodzili tak pomimo iż światło było wyłączone ,niektóre stoiska poprzewracane od niedawnej walki ,kasjerów brak a sklep oficjalnie był zamknięty. Po chwili namysłu wysnułem tezę ,że pewnie wszyscy zamienili się w duchy które nie wiedzą ,że są martwe. Był tylko jeden sposób by się dowiedzieć czy mam rację. Na próbę ciachnąłem mieczem jakiegoś typa. Upadł na ziemię z krzykiem w ustach ,raną na plecach ,grymasem bólu na twarzy i krwią bulgocącą w gardle. 
  Nagle wszyscy mnie zauważyli zaczęli krzyczeć oraz pchać się w panice do wyjścia. Wkurzyło mnie to niezmiernie. Nie mogłem zdzierżyć tego ,że przed chwilą próbowali mnie zabić a teraz uciekają. Stanąłem w drzwiach i ciąłem ,biłem ,szlachtowałem wszystkich bez litości ,napawając się ich cierpieniem. Gdy niedobitki próbowały znaleźć inną drogę ucieczki ,goniłem je i zabijałem poczynając od ucięcia nóg tak by nie mogli uciec. Gdy już wszyscy leżeli martwi na podłodze a ja stałem nad zwłokami cały we krwi i wnętrznościach nadal czułem złość i gniew. Zauważyłem ,że część z trupów to młode ,ładne dziewczyny. Zacząłem robić coś co wzbudza we mnie obrzydzenie na jawie ale we śnie wydawało mi się to naturalne. Robiłem to nawet z mocno zdekompletowanymi trupami. Odczuwałem umiarkowaną przyjemność gdyż przez cały czas owego procederu miałem wrażenie ,że ktoś mnie obserwuje. Gdzieś po trzecich "obsłużonych" zwłokach przeniosłem się kilka przecznic dalej do kawiarni ,kilka godzin do przodu. Było już jasno ,po ulicach chodzili ludzie. Piłem kawę i czytałem jakąś gazetę. Przy stoliku obok siedziało dwóch facetów którzy rozmawiali o tym co się wydarzyło w nocy "Słyszałeś co się stało wczoraj w nocy w (jakimś tam) supermarkecie? Jakiś psychol wbił wieczorem do sklepu i wymordował wszystkich klientów. Teraz poszukuje go policja...". Czułem wyrzuty sumienia i było mi wstyd za to co uczyniłem...


Miłego dnia  :)


RE: Od zera do Dominika Cobba - Isabela - 27-04-2019

Przed zaśnięciem obejrzałam film "Bez litości 3", ale nie przyśniło mi się nic ciekawego.


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 04-05-2019

(27-04-2019, 14:56 )Isabela napisał(a): Przed zaśnięciem obejrzałam film "Bez litości 3", ale nie przyśniło mi się nic ciekawego.

Spróbuj z tym: https://www.youtube.com/watch?v=uD4izuDMUQA&list=LLTYQrohoYi1mqL9_XdN-mJQ&index=5&t=0s
 Przerażająca ,nieunikniona ,śmiertelnie poważna ale za to niesamowicie piękna wizja końca świata na pewno pobudzi senne zmysły.  :)





03-04.05.2K19
Czas snu ok. 8h


SEN 1) ...Tak więc ,znalazłem się w innej części kosmosu. Nie wiem gdzie dokładnie. Na pewno jest to planeta skalista. Wygląd? Trochę skał tu ,trochę skał tam ,ogólnie raczej pustynnie ,choć gdzieniegdzie znajdzie się jakaś większa kępka roślinności. Klimat? Nie za ciepły ,nie za zimny ,taki pryma sort. A w jaki sposób się tu znalazłem? Tego za bardzo nie wiem. Byłem w jakimś laboratorium. kilkudziesięciu gości w białych kitlach krzątało się przy komputerach ,stertach kartek i nagle trach. Białe ,jasne ,oślepiające światło i jestem na innej planecie. Pomimo nijakiej powierzchni globu na jakim się znalazłem ,to za to widok na niebo był świetny. Tysiące gwiazd widocznych nawet w ciągu dnia. Zauważyłem jeszcze jedną ciekawą rzecz. Otóż w pewnym miejscu z podłoża wychodziło kilka jakby korzeni które wraz z wplątanymi w nie głazami tworzyły jedyny w swoim rodzaju koralik znikający gdzieś w oddali nieba. 
  Nie dane mi było jednak napawać się widokiem tego dziwnego zjawiska oraz pięknem gwiazd gdyż musiałem wejść do pobliskiej jaskini ogarnąć siebie oraz kolegów z którymi tu trafiłem. Było nas czterech dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Zaczęliśmy budować posłania i zbierać jedzenie.
(...) Minęło kilka nieciekawych dni w czasie których byliśmy zajęci asymilacją z nowym miejscem przebywania. Zrobiliśmy wszystko co się dało ,zebraliśmy wszystko do jedzenia co się dało a i okazało się ,że nasza planeta my tylko jakieś 100-150 metrów średnicy. Tak więc było nie ciekawie. Spędziliśmy w marazmie nic nierobienia jeszcze kilka dni. Moi towarzysze nie byli zbyt rozmowni ,więc gdy jedna z dziewczyn powiedziała ,że niedługo skończy się żywność nawet nie rozpoczynałem z nimi żadnej dysputy ,gdyż wiedziałem ,iż niczego ciekawego od nich się i tak nie dowiem. Usiadłem w ciemnym kącie naszej jaskini i począłem rozmyślać. Przeanalizowałem wszystko co zostało mi w pamięci z tego feralnego dnia i po długich rozmyślaniach doszedłem do wniosku ,że za wszystko odpowiedzialny jest mój dobry znajomy z którym byłem w laboratorium ale jakimś dziwnym trafem nie znalazł się wraz z nami na tej niegościnnej planecie. To bezsprzecznie była jego sprawka. Zły na niego i wściekły na siebie za to ,że dałem się tak łatwo wciągnąć w pułapkę poszedłem spać. Śniło mi się ,że owy znajomy siedzi w tym czasie w laboratorium i robi wszystko by ściągnąć nas z powrotem. Po obudzeniu uznałem to za brednie. 
  Minęło kilka kolejnych dni. Niespodziewanie sen okazał się być prawdą. Patrzyłem na mojego znajomego i kilku astronautów ,którzy przylecieli statkiem kosmicznym. Zacumowali przy koraliku ze skał i lian. Wyszli ze statku i udali się na jego dół. Widziałem strach na twarzy mojego przyjaciela ,schodzącego w dół ,bał się czy aby nie przylecieli za późno. Po chwili ujrzałem również szczery uśmiech zadowolenia i ulgi gdy zobaczył naszą grupę kosmicznych rozbitków stojących na dole. Jednak były tam jedynie trzy osoby ,dlatego gdy ratownicy przybyli już do rozbitków mój znajomy zapytał od razu gdzie jest Paweł (czyli ja). Jedna z dziewczyn odpowiedziała mu oschle "Nie ma ,popełnił wczoraj samobójstwo ze złości i bezsilności."...


Sen 2)  Drugi sen był z dzisiejszej nocy najciekawszy. Spacerowałem sobie wraz z ojcem i bratem po mieście pod pewnymi względami podobnym do mojego w którym żyję. Stare post sowieckie bloki z płyty ,niektóre już odnowione ,inne czekające jeszcze na ten zaszczyt. Chodniki z kostki ciągnące się pomiędzy wspomnianymi blokami oraz nieodłączny klimat życia w trybie wegetacji ,w świecie bez perspektyw ,niedającym nadziei na lepsze jutro.
   Brat i tata o czymś rozmawiali ja zaś szedłem z boku i nie słuchałem ich zbytnio. O dziwo miasto wydawało być się dziś jakieś bardziej puste. Wszystkie okna pozamykane. Brak ludzi na dworze. Żadnych dźwięków w około ,oprócz tych wydawanych przez moją rodzinę. Minęliśmy właśnie chodnikowy zakręt i szliśmy wzdłuż płotu oddzielającego nas od placu zabaw ,gdy nagle usłyszeliśmy za sobą ciche i niewyraźne "Urodziile,dadd sieee 10 psdlsdzka ,ożenimdsad sieee 10 paździedasdm i umrę dziesiateko padszsdcz". Odwróciliśmy się natychmiast i niesamowicie zdziwiliśmy gdy zauważyliśmy człowieka za sobą jako ,że nikt za nami wcześniej nie szedł i w ogóle nikogo w okolicy nie było. 
Tym człowiekiem był starszy facet ,koło pięćdziesiątki ,o siwych włosach. Był bardzo gruby. Mamrotał do nas niewyraźnie. Jego ruchy , zataczanie się ,mimika twarzy wszystko wskazywało na to ,że to zwykły pijak ,który wypił trochę za dużo wody ognistej i zgubił drogę do domu. Brat i ojciec już się odwracali i szli dalej ,nie przejmując się spotkanym gościem ,jednak mnie zaintrygował ten biedny człowiek. Wyglądał na prawdę tragicznie ,jakby miał zaraz zejść na zawał. Po kilku sekundach zauważyłem coś jeszcze. Otóż skóra jego twarzy zmieniała kolor co sekundę. Najpierw była kremowa jak u zwykłego człowieka ,potem czerwona jak u pijanego a na koniec sina jak u mocno chorego i od nowa ,co sekundę zmiana. Podszedłem bliżej ,ten zatoczył się znowu i zaczął upadać. Złapałem go w ostatniej chwili i uniosłem. Gdy to uczyniłem ,to typ jakby obudził się z transu ,zauważył mnie i zaczął mówić do mnie wyraźnie to co przedtem "Urodziłem się 10 października ,ożeniłem się 10 października i umrę 10 października. Urodziłem się 10 października ,ożeniłem się 10 października i umrę 10 października." Nie powiedział tego wprost ale wiedziałem ,że chodzi mu o ten sam rok. Zaciągnąłem go na pobliską ławkę i spytałem czy jest podróżnikiem w czasie. Odpowiedział "tak synu". Podziękował mi za pomoc i domyślając się o co chcę zapytać powiedział "Aby móc podróżować w czasie musisz tylko uwierzyć w boga i jego świętych" ,po czym wskazał mi pobliskie drzewo pod którym siedział Jezus wraz z jakimiś dwoma świętymi ,których nie mogłem rozpoznać gdyż cień padał na ich twarze. Chciałem zapytać czy podróżuje przy użyciu jedynie swojego ciała i jakiejś tajemnej mocy czy ma od tego maszynę ale gdy się odwróciłem zastałem pustą ławkę. Odwróciłem się ponownie ,pośpiesznie ,lecz pod drzewem również nikogo nie było...

Przed snem oglądałem film o dylatacji czasu więc pewnie stąd wątek podróży w czasie.


Sen 3) Jechałem na rowerze wraz z ojcem i bratem po mieście. Nie było w nim niczego nadzwyczajnego oprócz ludzi. Widząc ich uznałem ,że znajduję się w innym wymiarze...


Sen 4) Byłem pracownikiem małego supermarketu na stacji paliwowej. Wykładałem właśnie produkty na półkę gdy usłyszałem szmer przy kasie. Obawiając się najgorszego szybko tam pobiegłem i zastałem czterech gdzieś 18-sto latków kradnących pieniądze i sprzęt elektroniczny. Łup wkładali do czerwonego worka. Mieli przy sobie pałki tak więc nie spodziewali się ,że ich zaatakuję jednak uczyniłem to i szybko pożałowałem. Zbili mnie niemiłosiernie. Bójka przeniosła się na zewnątrz. Niestety nikt z obecnych na stacji mi nie pomógł. Sam musiałem odpierać ataki. W końcu udało mi się złapać worek z cenną zawartością ,przyłożyć w mordę bandycie i zbiec do sklepu. Złodziejaszki odpuściły. Położyłem worek na ladzie i zacząłem oblizywać rany. Po minucie do sklepu wbiła właścicielka i nakrzyczała na mnie za to ,że nie pracuję tylko się obijam. Chciałem jej wyjaśnić ,że był napad ,uratowałem jej kasę i chwilowo jestem kontuzjowany ,lecz ona powiedziała ,że wszystko widziała jednak nic nie zmienia to faktu ,że mam pracować i nic jej nie obchodzi ,że ledwo mogę się ruszać. Już miałem pokornie wrócić do roboty gdy ta wzięła worek ze zrabowanymi rzeczami i zaczęła jeszcze mocniej drzeć na mnie japę. Za to ,że banknot pogięty ,inny porwany ,tutaj jakiś kabel popsuty i dlaczego klawiatura rozwalona. Teraz to się już ostro wkurwiłem. Zacząłem kląć na nią niemiłosiernie ,użyłem chyba każdego znanego mi przekleństwa. Dodatkowo rozjuszony łapałem wszystko co miałem pod ręką i rzucałem w to niewdzięczne babsko. Skończyłem na dużym ,białym kalkulatorze ,po czym otworzyłem z kopa drzwi i wyszedłem...


RE: Od zera do Dominika Cobba - Rebeliusz - 09-05-2019

08-09.05.2K19
Czas snu ok. 10,5h


  Postanowiłem wczoraj wziąć dupę w troki ,bo jakby to powiedziała moja babcia "to wstyd ,wstyd ,wstyd i jeszcze raz wstyd" ,że minęło tyle czasu a ja nadal nie jestem świadomy w objęciach Morfeusza. 
  Przespacerowałem się przed snem ,zrelaksowałem. W ciagu dnia myślałem nad snami więcej niż zwykle i robiłem więcej TR-ów.
  Poszedłem również wcześniej spać (tak wiem ,że zmiana pory kładzenia się lulu może tylko pogorszyć a nie polepszyć sen ,aczkolwiek musiałem to zrobić gdyż od jakiegoś czasu kładłem się spać gdy zaczynało już świtać) z pozytywnym nastawieniem ,lecz nie zbyt pozytywnym albym mógł w spokoju zasnąć. Afirmowałem się lakoncznie. Mówiłem sobie po prostu ,że nie muszę się afirmować ,bo mój mózg i tak wie czego od niego chcę i w tym momencie myślałem o tej rzeczy. Nie nachalnie ale skutecznie.
 

WBTB
Obudziłem się planowo w środku nocy. Zauważyłem ,że używanie światła bądź telefonu za bardzo mnie rozbudza podczas WBTB i nie mogę przez to później zasnąć dlatego nie czyniłem tego tym razem. Po kilku minutach myślenia nad fabułą snu poafirmowałem się tak jak poprzednio tylko ,że tym razem chciałem oczywiście uzyskania LD i poszedłem w kimono.


Po przebudzeniu się pamiętałem dobrze dwa sny. Niestety po chwili leżenia i kontemplacji nad fabułą marzeń sennych zasnąłem ponownie. Gdy już całkowicie się obudziłem nie pamiętałem kompletnie nic ,na szczęście po jakimś czasię przypomniałem sobie ułamek nocnych przeżyć.


Sen 1) Całkowicie przepadł mi ten sen w odchłonia niepamięci. Jednak po obudzeniu miałem silne przeczucie ,że miałem podczas tego snu LD. Niestety nic więcej nie pamiętam.


Sen 2) (...) Stałem ,trzymając czarnego szczura za ogon ,nad rzeką w środku miasta. Chyba chciałem go zjeść. 
(...) Byłem wraz z jakimś instruktorem i trzema kolegami nad rzeką. Naszym zadaniem było przerzucenie liny na drugi brzeg i przeciągnięcie jej kilkadziesiąt metrów w dół rzeki. Podczas gdy dwójka kolegów płynęła z jednym końcem liny ja "przypomnialem sobie" ,że już tu kiedyś byłem i robiłem to samo. Zobaczyłem przed sobą młodego mnie przeciągającego linę. 
(...) Korytarz szkoły bądź szpitala. Szedłem z kolegą i o czymś rozmawialiśmy. Przy jednej z sal zauważyłem siedzącego gostka a nad nim spuszczającego się po sieci ,w dół ,pająka. Powiedziałem do kolegi "pa zaraz ten pająk ugryzie tego typa ale bedzie beka" po wypowiedzeniu tych słów pająk się zatrzymał. Spojrzał na mnie po czym wystrzelił we mnie sieć ze swojego otworu gębowego i zaczął się przyciagać. Z każdą chwilą nie dość ,że był coraz bliżej to jeszcze coraz większy i większy. Zwłaszcza jego odwłok urósł do niewyobrażalnych rozmiarów. Próbowałem przeciać linę ale co chwila odrastała. Poza tym zamiast szczękoczułek miał dziób jak u ptaka. Nie mam arachnofobii ale wielki szarżujący na mnie pająk bardzo mnie przeraził. Sekundę przed zjedzeniem sen się skończył...a ja się obudziłem.


RE: Od zera do Dominika Cobba - Howolf - 09-05-2019

Wow pająk z głową ptaka, chyba rysowałem kilka takich kiedyś