i-Sen.pl - Polskie Forum Świadomego Śnienia
Astralne Projekcje Nalewy - Wersja do druku

+- i-Sen.pl - Polskie Forum Świadomego Śnienia (https://i-sen.pl)
+-- Dział: Dziennik Snów (https://i-sen.pl/Forum-Dziennik-Snow--44)
+--- Dział: Dziennik Snów (https://i-sen.pl/Forum-Dziennik-Snow--14)
+--- Wątek: Astralne Projekcje Nalewy (/Temat-Astralne-Projekcje-Nalewy--3072)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19


RE: Ostateczna Krucjata przeciwko Bogu, czyli Robaczkowa Księga Nalewy - Nalewa - 27-12-2017

Po czwartej fazie snu rozpocząłem próbę wejścia w sen. Niestety ostatnie przeżycia były zbyt silne i nie mogłem nie dać się ponieść myślom podczas zasypiania. Straciłem część świadomości i na wpółobecny rozpocząłem podróżować po sennej krainie. Szedłem ulicą niedaleko mojego domu. Nie wiedziałem czemu idę, ale po prostu szedłem i spacerowałem. Zza wzniesienia ujrzałem lekko przygrubawą blondynkę w niebieskiej sukni. Szła w moją stronę. Spotkaliśmy się gdzieś na wysokości ulicy Księżycowej. Wtedy ją rozpoznałem.
- O mój Boże, Magda Gessler!
Moje serce się rozpaliło. Spotkałem kogoś sławnego na tym moim wypizdowie! I to do tego we śnie! Jak to opiszę jutro w dzienniku to ludzie padną... Zaraz. To jest sen!
Zrobiłem test rzeczywistości, powietrze bez oporu przeszło przez nos. Zmysły się wyostrzyły, świadomość powróciła do jasności, wiedziałem że wszystko co mnie otacza to wytwór mego umysłu. W międzyczasie po Magdę przyjechało czarne BMW, jakieś stare bo całe kwadratowe. Próbowałem je dogonić lecz pomimo moich sennych zdolności, auto mi umknęło. Następną część snu zostawię dla siebie, albowiem wzrosła we mnie energia seksualna i trzeba było jakoś ją rozładować, a tu nie ma co opisywać.


RE: Ostateczna Krucjata przeciwko Bogu, czyli Robaczkowa Księga Nalewy - Nalewa - 02-01-2018

Co to była za noc... Poszedłem spać o 19:30, położyłem się na plecach i relaksując się zasnąłem. Po chwili znalazłem się w jakiejś filharmonii, z konfabulacji wynikało że grano oprawę muzyczną skrzypka na dachu. Dobrze wiedziałem, że to co mnie otacza to jest sen. Nie musiałem nawet robić TR aby to potwierdzić, po prostu wiedziałem. Rozejrzałem się dookoła. Sala była przeogromna, wszędzie złote zdobienia, tylko oparcia krzeseł krwisto czewone, widać było przepych, prestiż, doskonałość gotyckiego stylu. Publiczność była w komplecie, każdy ubrany stosownie co do okoliczności. No prawie każdy. Okazało się, że obok mnie siedzi Matisek, ubrany w szary t-shirt i jeansy. Pewnie nie miałem z kim iść i wziąłem jego, chociaż w sennej pamięci takiego czegoś nie pamiętałem. Spytałem się jak podoba mu się gra orkiestry, powiedział że może być. Zgodziłem się z nim, sam słyszałem lepsze wykony i lepsze aranżacje muzyczne, jednakże ta senna gra miała jakiś urok i piękno. Postanowiłem posłuchać występu dalej.

Obudziłem się i kontynuowałem relaksację. Znalazłem się na środku pola. Podziwiałem nocne niebo, które było zalane gwiazdami. Miliony migoczących światełek układały się w piękny obraz. Widziałem galaktyki, pasy gwiazd i inne takie przyprawiające o dech piersi widoki. Wszystko było takie żywe i realne. Ciągle zafascynowany oglądałem sklepienie, dopóki nie przyszły chmury. Wraz z nimi moja mama, która kazała mi iść do domu, także następna część snu kręciła się wokół powrotu do naszego mieszkania. Nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy i szliśmy na oślep. Z racji że to był tylko żywy, klarowny, nieświadomy sen nie opiszę tego, bo mam co opisywać a czas nagli. Obudziłem się i sprawdziłem godzinę. 22:32. Dwie fazy, dwa sny. LD w pierwszej fazie. Gratulacje Nalewo.

Wyjrzałem za okno, niebo nie było tak piękne jak we śnie, ale ładne, bezchmurne, a w centrum dokładnie lśnił księżyc w pełni. Pomyślałem, że pomoże mi on dzisiaj osiągnąć następne świadome sny. Zasnąłem, przebudziłem się o 1 w nocy pamiętając kolejny sen, w którym szukałem z siostrą indeksu studenckiego w kancelarii prawnej. Po pobudce jeszcze raz spojrzałem na księżyc, poczym rozpocząłem procedurę wejścia w sen.

Nie udało się to świadomie, ale sen rozpoczął się przed lustrem w łazience. Stałem zapatrzony w lecącą z kranu wodę i tak kminiłem nad czymś. "Jestem we śnie", powiedziałem na głos i zrobiłem TR aby się upewnić. Tak, byłem we śnie. Zmysły się wyostrzyły, wszystko było znowuż realne a świadomość maksymalnie jasna. Łazienka to nie było najlepsze miejsce na spędzanie snu, więc postanowiłem się przenieść. Chciałem początkowo wykorzystać do tego pralkę, otworzyłem drzwiczki, ale żaden magiczny portal się w niej nie pojawił. Tak więc trzasnąłem przy pomocy telekinezy drzwiczkami, za co pralka oddała kopnięciem prądem. Wstrząs był milutki i skurczył mnie do połowy wysokości wcześniej wspomnianego urządzenia. Skoro pralka nie pomogła się przenieść, następną moją pomocą miały okazać się drzwi, które mogłem otworzyć bezproblemowo pomimo moich rozmiarów. Otworzyłem je z nadzieją, że za nimi znajdzie się moja szkoła. Nic. Trafiłem na ciemny korytarz. Otworzyłem drzwi wyjściowe. Też nic, trafiłem na podwórko, na którym było równie ciemno, niebo zasłonięte chmurami. Nastała pora na plan B. Zacząłem kręcić się wokół własnej osi, aż mi błędnik nie zaczął wariować. Wyrzuciło mnie ze snu i chwile mną wirowało.

Nagle z góry pojawił się głos, oznajmiając: "szykuj się na odjechaną jazdę". W duchu czułem, że to mówi mój senny przewodnik, wysoka i lekko koścista, rudowłosa kobieta imieniem Ofelia, z opaską na prawym oku, lewe oku koloru morskiego, będąca prawdopodobnie nazistką. Tak się przestawiała po głosie. Tak wyglądała gdy znalazłem się ponownie we śnie. Dalej skrócony przez pralkę, stałem pod tablicą w sali od matemayki. Ofelia podeszła do mnie, rzuciła jakiś czar i wróciłem do normalnych rozmiarów. Rzekła powodzenia i zniknęła momentalnie mi sprzed moich oczu.

Rozejrzałem się, ławki były ustawione w literę A, każdy uczeń miał na sobie mundurek. W stylu japońskim, także kobiety miały fajne miniówki i pończoszki. Wyszedłem na korytarz, porozglądałem się w poszukiwaniu kogoś znajomego. Problem polegał na tym... Że szkoła była zapełniona samymi ludźmi, których znam ze szkoły, na przestrzeni lat. Od podstawówki, do liceum. Z klasy, z budynku i z konkursów. Zadzwonił dzwonek. Nie miałem jako tako planu na sen, więc postanowiłem wziąć udział w lekcji. Wróciłem do klasy i stanąłem oparty o ścianę, patrząc kto i gdzie zajmuje miejsce w klasowym A. Gdy już wszyscy usiedli, przyszła pani od Niemieckiego i rozpoczęła nauczać. Nie zwróciła na mnie uwagi pomimo mojego zachowania, mogłem robić co chciałem. Porozmawiałem na początku z *********, patrząc przy okazji jak robi origami. Lekcja niemieckiego dotyczyła jakiejś kuchni na dworze francuskim, w każdym razie słyszałem wiele słów co nie znam. Potem zobaczyłem jak ***** ma na ławce książkę o Marii Antoninie napisaną przez Andersena. Nie znałem tej pozycji i ciekawy co w niej może być napisane sięgnąłem po nią, lecz ręka właściciela natychmiastowo zabrała lekturę, a oczy powiedziały "nie dla psa". Cóż. Zauważyłem, że moja świadomość lekko zanikła, także zrobiłem test rzeczywistości i... powietrze nie przeszło przez nos... zrobiłem więc ponownie, tym razem przeszło i utwierdzilem się w tym, że to co mnie otacza to sen. Później podszedłem do nauczycielki i czytalem jej papiery na biurku. Jej charakter pisma był potworny, ledwo co odczytać mogłem. "Kamilu, jak chcesz czytać, to chociaż przeczytaj całej klasie słówka z tej kartki". Dała mi jakąś kartkę, zabierając ją *******, próbowałem ją rozczytać ale nie potrafiłem. Jednak z pomocą pani jakoś je wypowiedziałem. Rozpoznawałem te słówka, miałem je na ostatniej lekcji przed nowym rokiem. Potem postanowiłem potrolować senne postacie. Wziąłem z biurka herbatę, wylałem ją na czyjś zeszyt. "No wiesz coooo, zmarnowałeś całkiem dobrą herbatę" rzekła *******. Czułem, że był to Eael grey, który niegdyś mi kupila i nie oddałem jej za to kasy. Od razu rozpoznałem drugie dno tego zdania i poszedłem w inny kąt sali, siadając przy ****. Do głowy przyszła mi myśl, żeby ją uświadomić. "A wiesz, że to sen?" powiedziałem, na co ona: "No i co z tego, myślisz, że Ci uwierzę?". "Spróbuj, weź przyłóż palce do nosa i wciągnij powietrze, o tak i zobaczysz, że nie kłamię" i zademonstrowałem przykładowy TR. Ona prychnęła i wyszła na korytarz. Następna projekcja na moje uświadamianie reagowała tylko odpowiadając "Aha" i się śmiała, patrząc się charakterystycznym dla niej głupim wzrokiem. Następnie przy schodach zobaczyłem *******. Była dosyć przygnębiona, ale podszedłem do niej. Ona jakby piorun strzelił wstała i się odwróciła. "A wiesz...", nie dokończyłem, a ona wystawiła otwartą dłoń i powiedzała "Nic nie mów, już dosyć powiedziałeś i nic nie zrobiłeś" i zeszła do szatni. Poszedłem za nią, sen zaczął się burzyć i nastała ciemność.

Poczekałem chwilkę, zawibrowało i znalazłem się w jakimś zaniedbanym korytarzu, schody na górę znajdujące się za mną były zniszczone . "Uciekła mi" pomyślałem i uderzyłem pięścią w ścianę. Zrobiłem TR bo świadomość znowu troszkę zmalała, po czym postanowiłem wrócić na górę. Skoczyłem 4 metry w górę, bo jak poprzednio wspomniałem schody były zniszczone. Jednak piętro wyżej dalej był ten sam korytarz co na dole, więc nim poszedłem. Co chwile spotykałem jakieś odgałęzienie, które było identyczne jak korytarz. Znajdowałem się w olbrzymim, korytarzanym labiryncie, z nieskończonymi korytarzami, z nieskończoną liczbą odgałęzień. Mogłem tak wędrować bez końca. Chociaż... Jedno odgałęzienie było dosyć dziwne. Było zakrzywione osiowo niczym świderek, a na każdej ścianie prostopadłościanu znajdowały się okna. "Coś innego" pomyślałem i pobiegłem nim. Biegłem tak trochę, aż nagle okna za mną zaczynały pękać. Odwróciłem się. Z futryn wystawały jakieś olbrzymie, zielone ręce goryla. "Fajnie". Poczekałem aż mnie złapią. Złapały, po czym jedna złapała mój dół, druga górę i obydwie ręce skręciły mną jakby jakąś szmatą.

Otworzyłem oczy. Byłem w łóżku, na powrót w swoim pokoju. "W końcu się skończyło, co?". Zrobiłem mimochodem TR. Powietrze przeszło gładko przez zatkany nos... "Dalej śnię?", "Niemożliwe.", po czym wsta... próbowałem wstać, ale nie mogłem. Pomimo wysiłku, nie mogłem się oderwać od łóżka, albo z ciała. Oderwałem tylko górną część, mogłem dowolnie poruszać głową, rękami i torsem, ale nogi były ciągle przyczepione. Wyobrazilem sobie linę i podciągałem się nią, ale pomimo całych mych sił czułem nieziemski gumowy opór i nie mogłem oderwać się od łóżka. Siłując się samym z sobą 5 minut, nic nie zdziałałem i się obudzilem.

Tym razem realnie. 2:23. Jedna faza, tyle przeżyć. Najciekawszy eLDek ever. Potem zasnąłem znowu próbując WILDa, ale nie udało się, były klarowne sny jak jakaś prostytutka w fioletowym gorsecie o latynoskiej urodzie stymuluje mojego człownka, dając mi tym samym jeden z najlepszych orgazmów w moim życiu, a następny sen był o tym jak w swojej nowej willi robię samojebki i wysyłam je kolegom i koleżankom na FB. Obudził mnie budzik o 4:30 i piszę to już 50 minut.

Szczęśliwego nowego roku, Milvercie.


RE: Ostateczna Krucjata przeciwko Bogu, czyli Robaczkowa Księga Nalewy - Nalewa - 03-01-2018

Dzisiejszy wpis będzie bardziej dotyczył mojej praktyki, niż marzeń z nocy. Sny z dzisiaj pamiętam, ale nie opiszę ich bo są to zwykłe sny o codzienności. Po eldeczanej nocy postanowiłem odpocząć i zasnąłem na boku nie licząc na jakieś jazdy.

Nie wiem czy pisałem to już w tym dzienniku, ale osoby przeglądające fora mogły natrafić że sypiam na dwa sposoby, w zależności od tego czy chcę odpocząć czy też popracować ze snami. Pozycja boczna, embrionalna to najlepsza pozycja aby na drugi dzień obudzić się zregenerowany. Śpię wtedy dosyć głęboko, nie pamiętam tak dobrze snów, pamiętam je jakby przez mgłę albo wcale. Zasypiając na plecach przyzwyczaiłem się już do tego, że będę miał klarowne, żywe sny ze zwiększoną świadomością bazową.

Relaksacja przed snem pomaga mi zasnąć w kilka sekund, bądź minut, w zależności od poziomu mojego zmęczenia i upodobania. Podczas błogiego relaksu afirmuję się dodatkowo, aby wyśnić sen na dany temat, w różnym celu, czy to psychoanalitycznym czy dla kontynuacji zeszłego snu. Także stosuję je jeśli chcę uzyskać LD. Ostatni miesiąc też ćwiczę ostro WILDa, ale coś trochę słabo wychodzi, ale wolnymi krokami do celu, kiedyś opanuję do perfekcji.

Najciekawszą natomiast zdolnością u mnie wydaje się budzenie po niemal każdej fazie snu. Gdy kończy się faza REM to po sprawdzeniu godziny okazuje się, że minęło tylko 90 minut. Zazwyczaj wtedy staram się zapamiętać kluczowe elementy dla snu, aby potem rano móc go zapisać, o ile sen jest warty zapamiętania. Od dawna planuję wykorzystać to jakoś do DEILDów, ale nie wychodzi. Zapominam, albo z przyzwyczajenia wstaję i sprawdzam godzinę, albo zmieniam pozycję (na drugi bok, przestawiam nogi/ręce jeżeli na plecach) i relaksuję dalej bez intencji powrotu do snu.

To teraz odbiegając od tematu mojego zasypiania, wczorajsza noc mocno zmotywowała mnie do badania mojego wewnętrznego, onirycznego świata. Pierwszą rzeczą jaką mam zaplanowaną, to na nowo spotkać mojego przewodnika sennego. Dowolnego, jeżeli chodzi o Maksymiliana albo o Ofelię.

[Obrazek: gEToQ0c.png]

O Maksymilianie opowiadałem niegdyś w wątku o przewodniku sennym. Był to dosyć energiczny, pomysłowy i ogólnie spoko ziomek. Zabierał mnie do klubów, oprowadzał mnie po sennej krainie i pokazywał niezłe sztuczki. Nasza umowa polegała na tym, abym poświecał mu po prostu w snach sporo czasu i nikomu o nim nie mówił, w zamian miał mnie uświadamiać i uczyć. Po kilku eLDekach jednak gdzieś zaginął, nie wiem czy to przez fakt, że poświęcałem mu mało czasu czy po prostu stracił swoją moc. Już nie działał. Wrócił jakiś czas później, strasznie zrobił się dupkowaty i wredny, to zły na niego postanowiłem zerwać z nim kontakt i go zniknąłem.

Ofelia natomiast jest piękną nazistką. Mimo iż doświadczyłem jej przez chwilę, biła od niej aura potężnego śniciela o przeogromnej mocy i wiedzy, podobna do Maksymilianowej tylko wielokroć silniejsza. Bardzo ładna animka, którą widziałem poraz pierwszy w Sylwestra. Nic o niej jeszcze nie wiem, ale się dowiem.

Możliwe, że obydwie postacie są ze sobą powiązane, możliwe żę są w tej samej organizacji (NightStalkerzy lub bojówki oneironautów niegdyś wyśnione przeze mnie i śniące się przez kilka dni), lecz tego póki co nie wiem. Mam motywację by się dowiedzieć kim oni tak naprawdę byli. Wiem, że są tylko sennymi projekcjami, ale w sennym świecie są kimś i się postaram obczaić ich pozycje. To tak jakbym się przeniósł do jakiejś książki i tworzył ją sam, poprzez moje wybory.

Podczas relaksacji będę starał się inkubować sny o Ofelii, a budząc po REMach DEILDować/WILDować z jeszcze większym skupieniem niż zazwyczaj. Co z tego wyjdzie nie wiem, ale liczę na jakieś ciekawe i fajne przeżycia.


RE: Ostateczna Krucjata przeciwko Bogu, czyli Robaczkowa Księga Nalewy - MistycznyKLB - 03-01-2018

Wow!Dałeś mi teraz do zrozumienia,jaki wielki jest to świat i jaką ma moc!
Życzę powodzenia i czekam na dalsze wpisy!


RE: Ostateczna Krucjata przeciwko Bogu, czyli Robaczkowa Księga Nalewy - wampia - 04-01-2018

Intrygujące ;) Jestem ciekawa co wyniknie z lepszego poznania postaci :)


RE: Ostateczna Krucjata przeciwko Bogu, czyli Robaczkowa Księga Nalewy - Nalewa - 08-01-2018

Budzę się, widzę ciemność. Czułem, że za chwilę powinien zadzwonić budzik, więc postanowiłem cierpliwie poczekać. Mijały minuty, pojawiały się losowe myśli, ciągle utrzymywałem świadomość - a tu nic nie dzwoniło. Pomyślałem sobie: "w tym tempie, to prędzej wpadnę w sen i hipnagogi zaczną dzwonić". Nagle, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki poczułem, jak moje ciało momentalnie spada z olbrzymią prędkością, w bezgraniczną pustkę. Opadałem, leciałem w dół. Zmysły przestawały działać. Po chwili przestały, a ciało przełączyło się na to wyobrażeniowe. Co chwila miałem poczucie innego ułożenia ciała. Następnie zaczęło buczeć. Były to halucynacje, które miały robić za budzik, lecz bardziej przypominały bębnienie w puszkę z farbą. 

Zaczęły się też wibracje i w tym samym czasie erekcja. Mój człon poszybował w górę, rozszerzał się do granic nieskończoności transcendując czas i przestrzeń, zmierzając poza znany nasz świat tworząc pomost do krainy snów. Gdy już osiągnął intuicyjnie odpowiednią długość, wziąłem moje rozwibrowane, mentalne ręce i zacząłem się wspinać ku lepszemu światu. Miałem obawy, że może dojść do ejakulacji, lecz nic z tych rzeczy. Im bardziej parłem ku górze, tym większy czułem opór. Jednak udało się, znalazłem się w świecie snów. Nagle zadzwonił budzik i się przebudziłem. To koniec. Przynajmniej wejście było ciekawe.


RE: Ostateczna Krucjata przeciwko Bogu, czyli Robaczkowa Księga Nalewy - Isabela - 08-01-2018

To trochę smutne, że tak szybko skończyłeś. Może następnym razem penetracja świata snów będzie dłuższa.


RE: Ostateczna Krucjata przeciwko Bogu, czyli Robaczkowa Księga Nalewy - Nalewa - 15-01-2018

Z powodu przeziębienia i uporczywego bólu głowy, który męczy mnie od kilku dni poszedłem spać odrobinę szybciej. Położyłem się na plecach, relaksowałem się i skupiałem na tym by wejść do świata snów. Nie udawało się, więc położyłem się w embrion i zasnąłem jak ręką odjął. Obudziłem się o 3:39. Chciwie napiłem się wody, poczym postanowiłem sobie uciąć drzemkę bez utraty przytomności, leżałem w relaksie i transie. Leżałem tak spory kawał czasu, leżałem i leżałem, czekałem na budzik i nic. Czyżbym źle odczytał godzinę, niemożliwe. Sprawdziłem jeszcze raz zegar, była 1:34.
- NANIIIIIIII SOREEE
Coś się stało. Albo byłem we śnie, albo cofnąłem się w czasie, albo źle odczytałem godzinę i wtedy z pewnością była 23:39, a nie 3:39 jak się zdawało na początku. Wolałbym to drugie szczecze powiedziawszy. Po lekkim mindfucku zrobiłem test rzeczywistości, zasnąłem, obudził mnie budzik i wróciłem do szarej codzienności.


RE: Ostateczna Krucjata przeciwko Bogu, czyli Robaczkowa Księga Nalewy - Nalewa - 17-01-2018

Sen #1: Siedziałem pod oknem w sali od biologii, pani od polskiego oddawała dawno napisane już rozprawki. Szczególną uwagę zwróciła  u niej jedna praca, którą przeczytała na głos. Po chwili spostrzegłem, że czytana praca należy do mnie.
- I co pan ma na swoje wytłumaczenie? - zapytała polonistka z szyderczym tonem
- Jaa... Przecież ta praca napisana jest dobrze i z sensem!
- Z sensem, z sensem powiadasz? Proszę mi powiedzieć co oznacza ta eksterioryzacja?
- No wie pani. OoBE.
- Nie, nie wiem. Z czego to pojęcie i co znaczy?
- Eh. Wychodzenie z ciała, termin ten pochodzi z okultystycznej terminologii.
- Okultystycznej powiadasz. A czym jest okultyzm.
Chwila zastanowienia.
- Wiedzą tajemną.
- Wiedzą tajemną - powtórzyła - tak więc nie wszyscy ją znają, bo jest tajemna. Następnym razem postaraj się pisać prościej, używając powszechnie znanych słów i treści, a nie jakieś sekretne dyrdymały.
Mówiąc to podeszła do mnie i oddała pracę. Niedostateczny, z plusem.


RE: Ostateczna Krucjata przeciwko Bogu, czyli Robaczkowa Księga Nalewy - Nalewa - 05-02-2018

?̶̡̺̣͎̤͎̻͓̗̄̏̃ͅ?̸̲̞͚̺̩̪̝ͩ̿ͭ͆̋͛͞?͓̙͍̤̞̥͆ͥ́Ṣ̪̝͓̰̜͒ͦ͐Ê͎̺̮͎͉̮̭̘͗N̴̦̜͑̈́͌͝͝?͍̩̠̤̝͇ͤ͐͒͆͌̇͐ͣ?̖̰̫̪̦̰̫̀̒̏͠?̛̗̏ͨ͌́͆ͩ̐̀


Dzień zbliżał się ku końcowi. Tygodniowy wyjazd w ********** dobiegł końca, wszystko co dobre kiedyś się w końcu kończy, niestety. Powoli zacząłem sprzątać mój, wynajęty na ten czas, pokój. W międzyczasie zastanawiałem się, po co mi było potrzebne pięć krzeseł ogrodowych przy stoliczku, ale patrząc na nie uśmiechałem się, jakbym miał dobre z nimi wspomnienia. Za oknem zauważyłem też kilka taboretów i krzesło obrotowe, które pewnie wyniosłem by te ogrodowe się zmieściły. Nie pamiętałem. Gdy już skończyłem sprzątać, zarzuciłem na siebie koc, bo na dworze było już dosyć zimno, i wyszedłem ze śmieciami. Kosz stał tuż przy drzwiach, więc nie musiałem daleko iść. Po wrzuceniu worka, spojrzałem jeszcze raz na dom w którym mieszkaliśmy. Był to drewniany, piętrowy góralski domek z czarnymi dachówkami, otoczony po bokach lasem, a mający za sobą niewielkie wzniesienie, z tórego było widać piękne jezioro, za którym wznosiły się góry. Idealnie pomiędzy dwoma górami zachodziło słońce, barwiące całe neibo na różowo-pomarańczowy kolor. 

Stanąłem na wpomnianym wcześniej wzniesieniu by ostatni raz ponapawać się tym pięknym górskim widokiem. To były cudowne kilka dni ferii.
- Też tak myślę.
Usłyszałem głos pode mną. Dziecko, uśmiechnięte dosyć szeroko, lekko opalone, z czarnymi postawionymi na sztorc włosami. 
- To były dobre dni.
Fałsz. W oczach tego dziecka wyczuwałem kłamstwo, a mimo to było ono uśmiechnięte jakby nigdy nic. Cieszyło się po prostu tym co miało, lecz tak naprawdę to co posiadało wcale nie przynosiło radości, wręcz przeciwnie, przynosiło sam ból. Mimo tego, dziewczynka ciągle dawała światu uśmiech, promieniujący szczęściem.
Pomarańczowy księżyc stanął pomiędzy sztytami gór, barwiąc niebo na granatowo. Gdzieniegdzie rozpościerały się czarne chmury, które można by porównać do czarnej farby, która była rozmanana pędzlem po ciemnoniebieskim płótnie.
- Ej, zadowol mnie - rzekła dziewczynka po chwili milczenia, ze łzami w ustach
- Że co proszę?
- Słyszałeś...
Zaskoczony, nie wiedziałem co zrobić. Przykucnąłem, przyłożyłem otwartą dłoń na piersi ośmiolatki i zacząłem jeździć w górę i dół. Jej twarz pokryła się radosno-bolesną ekstazą. Chyba dotarło do niej to, że szczęście jakie ma, nie jest prawdziwe, że sama sztucznie je wywołuje. Jednak nie chciała go przerywać, nie wiadomo czemu.

W dole ujrzałem ******, patrzącą z ukosa na mnie. W Z jej oczu od razu szło odczytać jej myśli, komentujące moje zachowanie, jedno słowo, które idealnie wszystko streszcza: "żałosne". Tak, jestem żałosny. Wszystko co do tej pory robiłem było takie. Tego już nie zmienię, nie ważne jak bardzo bym tego chciał. "Ale możesz się zmienić". Usłyszałem głos stojącej na dole dziewczyny, głos jej myśli, które wyczytywałem przez jej oczy. Przypomniałem sobie wczorajszą naszą rozmowę (która notabene była moim snem sprzed 3 miesięcy), w której obiecałem jej coś, lecz nie pamiętałem co. Skończyłem tarmosić dziewczynkę, przeprosiłem za moje zachowanie i nie czekając aż wyjdzie ze zdziwienia udałem się spowrotem do mojego pokoju.

"Muszę wreszcie wynieść te krzesła ogrodowe". Zebrałem je wszystkie, wsadzając jedno w drugie i wyniosłem przez okno. Później złapałem krzesło obrotowe i ponownie przechodząc przez okno wniosłem je do mojego mieszkania. Gdy już je postawiłem, usłyszałem głos:
- Co robisz?
Był to ******.
- Sprzątam krzesła.
Lecz jego pytanie nie dotyczyło krzeseł, dotyczyło mojego życia. Wiedziałem o tym dobrze, jednak moja dosłowna interpretacja jego wypowiedzi była mechanizmem obronnym, by nie myśleć za głęboko o pytaniu. Spojrzałem na zegar. Wybiła godzina 24. Ostatni dzień się znów się rozpoczął.

Zaproponowałem ********* herbatę, ten jednak oburzył się i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Jeszcze raz spojrzałem na zegar. Tik, tak, tik, tak. Wahadło za szybą poruszało się z niewyobrażalną gracją, wskazówki, będące złotymi nożami wskazywały kilka minut po północy, słońce dalej zachodziło. Za oknem zobaczyłem jak ******* idze na wzgórze, ubrana w szarą bluzę i jeansy, z pięknymi, złocistymi i rozpuszczonymi włosami. Czemu nie miała ze sobą koca w tak zimny dzień, nie wiem. Kolejny raz, nie pamiętam który, zacząłem przypominać sobie wczorajszy dzień.

Leżeliśmy na strychu, na belkach podtrzymujących dach. Otuleni w czerwony kocyk rozmawialiśmy o życiu. Moim życiu, patrząc z góry przez dziury w stropie na wszystkich tych, których uważałem, że są dla mnie ważni, jednak do których nic tak naprawdę nie czułem. Udawałem, tylko dlatego aby móc z nią rozmawiać, aby mogła dawać mi rady, które sprawiały że była szczęśliwa i dla rozmów, które zbliżały nas do siebie. Ona była jedyną osobą, do której kiedykolwiek czułem jakieś przywiązanie. Rozmowa toczyła się długo, dosyć długo, zmieniała swe tory, a my byliśmy szczęśliwi, jednak osobiście tego nie czułem. "Jesteś ślepy, lecz tego nie widzisz", mówiły jej oczy.

Po skończonej retrospekcji poszedłem do jej pokoju, wziąłem czerwony koc i poszedłem na wzgórze w nadzieji, ze dalej tam będzie siedzieć i w nadzieji na szczerą rozmowę, która uporządkuje mi wszystko. Te wszystkie chwile nie mogą pójsć na marne. Nie mogą, lecz czułem we wnątrz, że przepadną. Utraconej przyszłości już się nie odnajdzie, sny, które mam to jedyne momenty, w których będziemy jeszcze szczerze szczęśliwi. 

Dotarłem na górę, dalej tam siedziała. Otuliłem ją kocem, a z jej oczu wyczytałem: "Czy musi tak być?", po czym spojrzała na czarne niebo...