wampia
(02-09-2017, 13:57 )SpecialEffect napisał(a): "Potem już nic nie pamiętam :)"

Yhy....przyznaj, że wstydziłaś się opisać.

"Koń powiększył się, ale jakby "niechętnie"" Nic dziwnego ze nie opisała...
Każdy ma takie sny z których nie chce się obudzić !

"Nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie..."
Julio Cortázar

LD 8

Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Edytowałem post samo jak pisałeś ;)
[H]
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Ostatni mój post z 2017... No cóż. Postanowiłam wskrzesić dziennik, choćby na jeden post. Nie sądzę, aby miało to potrwać dłużej, ale kto wie. Może będę mieć jakieś ciekawe sny do opisania. 

***

Co prawda nie zapisałam snu, ale opiszę to, co jeszcze nie uciekło mi z głowy. 

Śniło mi się, że jechałam rowerem polną drogą, obok mnie jechał mój tata, również na rowerze. Kierowaliśmy się gdzieś, ale ciężko mi powiedzieć gdzie. Wokół drogi rozciągały się nieobsiane pola. W pewnym momencie, na poboczu drogi, dostrzegłam kilka dużych jutowych worków. Worki te wypełnione były pomarańczami i orzechami włoskimi. Zatrzymaliśmy się, a ja powiedziałam coś w stylu: "Popatrz, wygląda na to, że ktoś wyrzucił te pomarańcze i orzechy, ale one są w idealnym stanie. Grzechem byłoby ich nie zabrać i nie zjeść". Mój tata patrzył na mnie z dość sceptyczną miną, ewidentnie mniej entuzjastycznie podchodząc do konsumowania przypadkowo znalezionego jedzenia. Jednak ja cały czas przyglądałam się workom i nie mogłam się nadziwić, kto też mógłby wyrzucić owoce w tak idealnym stanie. 

Mój tata zwietrzył jednak, że coś jest nie w porządku w całej tej sytuacji. Wydało mu się wysoce podejrzane, żeby ktoś bez żadnego powodu porzucił wspomniane worki. Tata podzielił się ze mną tymi refleksami i dodał, bym lepiej ich nie dotykała. Powiedział też, że coś bardzo mu się nie podoba w tym wszystkim i lepiej będzie, jeśli obierzemy inną, bardziej skrytą drogę niż tę główną, gdzie jesteśmy widoczni jak na widelcu. Teraz sama zaczęłam się martwić i przeszłam w tryb ostrożności i ucieczki. Kontynuowaliśmy naszą podróż. 

W końcu dojechaliśmy gdzieś, gdzie spotkaliśmy się z jakimiś ludźmi. Wydaje mi się, że była tam też moja mama. Opisaliśmy przygodę, jaka spotkała nas po drodze. Ktoś z zebranej grupy zaczął nam wyjaśniać o co w tym wszystkim chodzi. Cytuję jego wypowiedź, tak jak ją zapamiętałam: 

"Pewna klinika chirurgii plastycznej niedawno zbudowała w okolicy swoją filię (na te słowa w mojej wyobraźni pojawił się obraz fabryki z kilkoma wysokimi kominami, niezbyt przypominającej szpital, ale nie wgłębiałam się w te nieistotne detale - widocznie klinika planowała działalność na skalę masową). Jednakże władze tej kliniki chcą upewnić się, iż będą oni mieli wystarczająco dużo klientów, tak by kosztowna inwestycja miała szansę się opłacić. Stąd też pracownicy kliniki rozmieścili w okolicy pułapkę - worki z pomarańczami i orzechami. Miejscowa ludność, jadąca drogą, przy której znajdowała się zasadzka, miała opuścić pojazd bądź zsiąść z roweru i z zainteresowaniem podejść do owoców. Następnie po dotknięciu jedzenia, miałby się uruchomić alarm dla pracowników kliniki, którzy mieli za zadanie porwać niczego niespodziewającego się badacza przydrożnego pożywienia. Jednostka ta miała zostać przewieziona do kliniki, gdzie poddano by ją operacji podniesienia jednej strony twarzy, ze szczególnym uwzględnieniem brwi. Delikwent taki, po skończonym zabiegu, zostałby wypuszczony na wolność. Nie pamiętałby jednak o tym, co się wydarzyło, dzięki zastosowaniu odpowiednich środków odurzających. Po ujrzeniu swojej zdeformowanej twarzy w lustrze, nie pozostałoby mu nic innego, jak zgłosić się do wspomnianej kliniki, która za odpowiednią opłatą mogłaby skorygować wygląd nieszczęśnika. Tak właśnie wyglądał plan władz owego przybytku na zdobycie klientów, a tym samym dużych pieniędzy."

Byłam wstrząśnięta i zniesmaczona treścią tych doniesień. Uważałam, że działanie władz kliniki jest wysoce nieetyczne, głównie ze względu na to, iż zapewne osobami, które zatrzymają się by zabrać owoce, będą te, które nie dysponują dużymi środkami pieniężnymi. Pobieranie opłat od takich osób, które być może i tak ledwo wiążą koniec z końcem, wydało mi się szczytem pazerności. Z kolei zamożni cykliści, przemieszczający się tą drogą, zapewne nawet nie zaszczycą orzechów i pomarańczy spojrzeniem - mimo że, o ironio, to właśnie oni, ze względu na wolne środki pieniężne, byliby doskonałymi kandydatami na klientów kliniki. 

Byłam bardzo rozczarowana i smutna, rozumiejąc, że dla takich organizacji nie liczy się sytuacja przeciętnego człowieka, o ile ona sama odniesie zysk. Wciąż zatopiona w rozmyśleniach, wsiadłam na swój rower, by udać się razem z tatą w drogę powrotną. Gdy zbliżyliśmy się do pomarańczowo - orzechowej pułapki, zauważyłam, iż w jej pobliżu leży podniszczony rower z ramą w kolorze wiśniowym. A więc klinika dopięła swego, mieli kolejnego pacjenta...
"Pomyliłeś niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu"
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1