wampia
Pamiętam fragmenty snu (snów) i nie jestem pewna, gdzie kończy się jeden a zaczyna drugi..

Było to mniej więcej tak. Siedziałam w klasie, która najbardziej kojarzy mi się z jedną klasą z czasów jeszcze podstawówkowych. Był tam z nami nauczyciel muzyki. Śpiewaliśmy piosenkę, jednak za bardzo nam to nie wychodziło. Trochę się bałam, że fałszuję. Nauczyciel nie mógł zrozumieć, dlaczego tak fajną piosenkę śpiewamy beznadziejnie, a poprzednim razem, gdy śpiewaliśmy kiepską piosenkę, to szło nam świetnie. Wkrótce akcja snu przenosi się w inne miejsce. Pojawia się postać chłopaka, który w jakiś sposób łączy się z postacią nauczyciela i jednocześnie odnoszę bardzo mocne wrażenie, że jest to ktoś z i-senu. Znajduję się w miejscu rodem z horroru. Z różnych miejsc wypełzają diabły z wyszczerzonymi kłami i zwisającymi językami. Jeden z demonów ma kolor zielony, łysą głowę i ciało Golluma z "Władcy Pierścieni".

Tutaj muszę wspomnieć o jednej rzeczy - bardzo boję się takich demonów, które pojawiają się u mnie w snach i nigdy nie oglądam żadnych filmów na temat opętania przez szatana bo się tego paicznie boję - później mam różne schizy itp. W związku z tym, kiedy we śnie pojawiają się takie stwory, zazwyczaj czuję paraliżujący strach, tak mocny, że ostatecznie się budzę. Jednak tym razem za sprawą mojego towarzysza nie odczuwam żadnego strachu, jedynie lekki niepokój, ale wiem, że diabły nic mi nie zrobią, bo mam obrońcę. Chyba diabły pojęły, że mnie nie przestraszą i w związku z tym jeden drugiego połyka, a na końcu przylatuje duszek Kacper i połyka ostatniego, najsilniejszego. Zastanawiam się, czy on też ma wrogie zamiary, ale odlatuje, nie czyniąc mi krzywdy.

Towarzysz mówi, że pokaże mi, jak obronić się przed borsukami, które są strasznie groźnymi i krwiożerczymi zwierzętami. Okazuje się, że najlepszą metodą pozbycia się borsuka, jest albo przebicie go nożem, albo podanie mu soku w kartoniku w specjalny sposób. Przez jakiś czasu uczę się poprawnego trzymania kartonika, a kiedy uznajemy, że opanowałam umiejętność, kończymy naukę.

Teraz znajduję się z moim towarzyszem w lesie, leżymy sobie w zagłębieniu, przykryci kołderką z mchu. Rozmawiamy, gdy nagle dostrzegam, że jakiś borsuk wbiegł na moje podwórko. Wkrótce jednak okazuje się, że to fałszywy alarm, a hałas który słyszałam, spowodowała para, która leży w podobnym zagłębieniu jak nasze metr od nas. Przez chwilę próbujemy udawać, że nas nie ma i chcemy stamtąd uciec, jednak wkrótce nasza obecność wychodzi na jaw i przestajemy się kryć. Okazuje się, że ta para, to moja dawna koleżanka Patrycja, ze swoim niedawno poślubionym mężem. Spostrzegam, że mam taką samą bluzkę jak Patrycja i stwierdzam, że jest to bardzo dziwna zbieżność.

Wkrótce okazuje się, że ich zagłębienie jest głębsze niż myślałam i jest tam kanapa, na której siedzi SlaviaConsesiao. Jest wyraźnie zmieszany tym, że musi siedzieć sam obok obściskującej się pary. Siadam więc obok niego, żeby mu dodać otuchy. Rozmawiam z nim, ale nagle czuję dotyk na nodze. Nie chcę, żeby Sławek mnie dotykał, bo boję się, że zobaczy to mój towarzysz i pomyśli sobie o mnie coś złego. Sprawdzam po dacie (nie mam pojęcia o co chodziło z tym sprawdzaniem ;p), okazuje się, że dotyk pochodzi z roku 2010 i Sławek nie ma prawa mnie dotykać. Jestem bardzo zła, gdy wtem orientuję się, że leżę w łóżku i o mało co nie uderzyłam mojego chłopaka za to, ze mnie dotknął :D
"Pomyliłeś niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu"
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Hehehe jak scenariusz Lyncha, ma się wrażenie, że każda sekunda snu to kolejna zagadka :P
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
krwiożercze Borsuki Jezus Maria <haha>
Zwykła świadomość jest jak sen, a prawdziwe życie rozpoczyna się, gdy mamy dość siły i odwagi, aby się przebudzić. Przebudzić we śnie?
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Dwie noce wstecz miałam spontaniczne LD - pierwsze od dawna, więc bardzo się ucieszyłam. Jednak kontrolę miałam tak marną, że po przebudzeniu czułam radość mocno pomieszaną z rozczarowaniem ;/

Natomiast dziś w nocy miałam sen z rodzaju takich, które bardzo lubię - sen spójny, z sensem, jak fabuła opowieści czy książki. Bardzo mi się spodobał i mimo, że dość mocno mnie wystraszył, to po wybudzeniu z niego stwierdziłam, że muszę go zapamiętać i nagrałam na dyktafon jego skróconą treść. Jednak nie było to konieczne - pamiętam go dość dobrze nawet teraz, bez odsłuchiwania nagrania.

Trwała wojna. Z częścią ludzi, między innymi z moją mamą, stało się coś dziwnego. Można w uproszczeniu powiedzieć, że zamienili się w zombie - choć poruszali się, mówili, to byli złowrogo nastawieni, niebezpieczni, mieli zapadnięte twarze. Gdy zapytałam taty, co stało się z mamą, powiedział, że umarła, że tak naprawdę już jej nie ma, choć pozornie jest wśród nas. Był to dla mnie szok, ponieważ nie mogłam sobie przypomnieć jej pogrzebu, w ogóle momentu jej śmierci. Okazało się, że na podobną chorobę zapadła była pani premier Kopacz (choć w moim śnie była obecną panią premier). W związku ze swoją chorobą rządziła krajem w sposób destrukcyjny, istniały obozy śmierci, w całym państwie panował chaos.

W pewnym momencie snu znalazłam się w budynku, była to fabryka lub coś podobnego. Znajdowałam się w kolejce "normalnych" ludzi, czyli takich, którym nie groziło żadne niebezpieczeństwo. Zeszłam kilka kondygnacji niżej po schodach i ujrzałam dwa szeregi ludzi. W jednym stały osoby ogolone na łyso, skazane na śmierć, zaś w drugim ocaleni - każdy z nich był informatykiem lub innym specjalistą z dziedziny techniki. Tych drugich charakteryzowało to, że każdy miał na szyi pomarańczową "smycz" z kluczem.


Pomyślałam, ze może niebezpiecznie jest tam stać i lepiej będzie wrócić do mojego bezpiecznego działu, gdy wtem okazało się, że on zniknął lub przejście jest zamknięte. Po prostu nie mogłam już tam wrócić. Wydało mi się to absurdalne i śmieszne, lecz wszystko wskazywało na to, że teraz muszę trafić do jednej z dwóch kolejek, którym wcześniej się przyglądałam. Czułam się jak w kiepskim horrorze, jak w pułapce, gdzie z bezpiecznego azylu nagle zostałam wrzucona na spotkanie z bestią. Ustawiłam się w kolejce informatyków i próbowałam się przecisnąć przez barierki, jednak służby porządkowe mnie złapały i chciały wrzucić do kolejki skazanych. Protestowałam i zaczęłam ich zapewniać, że choć nie jestem informatykiem, to szybko się uczę, a za cenę życia wchłonę całą wiedzę jak gąbka. Błagałam ich o litość i życie. Coś w mojej przemowie chyba ich przekonało, bo zaprowadzili mnie do kogoś z osób nadzorujących.


Ten mężczyzna powiedział, że wśród informatyków nie ma już co prawda miejsca, za to mogę jechać na 4-miesięczne stypendium - szkolenie za granicę, za jedną dziewczynę, która się nie stawiła. Byłam przeszczęśliwa. Obiecałam, że na stypendium dam z siebie wszystko, a mężczyzna pocieszył mnie, że może kiedy wrócę, to wojny już nie będzie. Podpisałam się na liście jako Hanna Tomiak, dziewczyna, która z jakiegoś powodu się nie pojawiła. I kiedy tak staliśmy w grupie, czekając na dalszą podróż, do sali wbiegła dziewczyna - właśnie ta zagubiona Hanna. Czułam, jak nogi się pode mną uginają. Pomyślałam, że to koniec. Jednak ku mojemu zdziwieniu i uldze, mężczyzna oznajmił jej, że nie ma dla niej miejsca, nastąpiła pomyłka i nie ma możliwości, aby dziewczyna wyjechała z grupą. Hania była zrozpaczona , krzyczała, błagała, ale mężczyzna był nieugięty. W końcu dziewczyna wspięła się na balkon i zeszła niżej, powiedziała, że się zabije, bo to i tak lepsze, niż to, co czeka ją w obozie. Poczułam, że nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdybym musiała żyć ze świadomością, iż ta dziewczyna zginęła przeze mnie. Wystąpiłam przed szereg obserwujących ją postaci i powiedziałam, że to ja zabrałam jej miejsce, a teraz chcę jej je zwrócić.


Hania weszła z powrotem, a ja z czystym sumieniem, choć i obawą, co mnie teraz czeka, chciałam odejść. Wtem zatrzymał mnie mężczyzna, który wcześniej o mnie walczył i powiedział, że mogę ukrywać się tam, na dachu (sceneria zmieniła się, nie wiem kiedy, nie zauważyłam tego wcześniej). Był to dach budynku z rodzaju teatru czy opery, taki z kolumnami i rzeźbami, w związku z czym znajdowało się tam wiele potencjalnych kryjówek. Mężczyzna powiedział, że może uda mi się tam ukryć przez miesiąc, zaś po tym czasie wojna powinna się skończyć. Byłam mu bardzo wdzięczna i tak rozpoczęło się moje ukrywanie.


Następnego dnia, siedząc tam pod jakimś stołem, lekko przykryta kocem, zobaczyłam, jak otwierają się drzwi, a do środka wchodzi SS-man. Obrzucił mnie przelotnym spojrzeniem, po czym wchodząc do biura mojego wybawcy, powiedział: "Co tym razem za zwierzę ukrywacie?". Zdałam sobie sprawę, że zapewne jest to jakiś znajomy oficer, niemniej, dla mnie wciąż stanowiący śmiertelne zagrożenie. Wiedziałam, że teraz mam czas, aby zmienić kryjówkę, uciec, bo gdy oficer wyjdzie z biura, nie będzie już udawał, że mnie nie widzi i po prostu zabije. Nagle znalazłam się w moim pokoju, chcąc uciec przez okno.


Czując, że SS-man jest tuż za mną, wyszłam na parapet, znów znalazłam się na dachu i wpadłam w panikę, bo czułam, że nie ma tam wystarczająco dobrej kryjówki. Czułam również, że jest to swego rodzaju test- oficer sprawdza mnie, na ile jestem sprytna - czy na tyle, by w nagrodę darować mi życie. Chyba uczucia i panika, jaką odczuwałam, były zbyt silne, bo obudziłam się z mocno i szybko bijącym sercem.
"Pomyliłeś niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu"
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Bywają takie sny, z których budzę się i myślę: "O Chryste, muszę to opisać!" Zastanawiam się, gdzie mam jakiś zeszyt czy długopis, stwierdzam, że jakieś 2m ode mnie i wiecie co? Idę spać dalej, bo to jednak za daleko. Ale tak czy inaczej sen tej rangi jest na tyle mocny, że i tak pamiętam rano fabułę, zazwyczaj całkiem nieźle.

Pojechałam z moim chłopakiem w daleką podróż do wioski za górami, za lasami, odciętej od świata. Mieliśmy tam spędzić weekend. Miejscowość miała jeden kiepsko zaopatrzony sklep, nocować mieliśmy w domu moich dziadków, który nagle nie wiadomo skąd się tam wziął.

Okazało się, że na obrzeżu miejscowości stoi piękna gotycka budowla, ogromny dom z witrażami zamiast okien. Znajdował się tam jedyny telefon w całej miejscowości. Z jakiegoś powodu musiałam pilnie zatelefonować, więc postanowiłam wraz z chłopakiem przejść się tam i poprosić o możliwość wykonania połączenia. Drzwi otworzyły się same, więc weszliśmy do środka. Mieszkało tam dwóch starszych panów. Przez otwarte drzwi wpadł snop słońca, na co jeden z panów zareagował sykiem i gwałtownie się odsunął. Przedstawiłam się domownikom i wyjaśniłam z jaką sprawą przychodzę. Obaj panowie wyglądali jak angielscy szlachcice z XIX w. Podałam jednemu z nich dłoń, lecz mężczyzna zamiast złożyć na niej subtelny pocałunek, ugryzł mnie i wypił trochę krwi. Byłam zaskoczona i nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Mężczyzna widząc moją skonsternowaną minę powiedział, bym się nie broniła, bo i tak przed tym nie ucieknę.

Jednak ja chciałam uciec. Powiedziałam sobie, że nie pójdzie im ze mną tak łatwo. Udaliśmy się z chłopakiem czym prędzej do sklepu po odpowiednie artefakty obronne: czosnek, żywe róże (trochę zwiędnięte, cóż, lepsze takie niż żadne), wisiorek z krzyżem i krzyż do postawienia na półce. Gdzieś wyczytałam, że lubczyk i bukszpan chronią przed wejściem wampira do domu. Wieczorem byłam już przygotowana. Ułożyłam rośliny przy drzwiach i na parapecie, położyłam się z krzyżem w ręku. Zasnęłam, próbując przetrwać noc i wyczekując świtu. Obudziło mnie skrobanie w szybę. We śnie i w rzeczywistości.
"Pomyliłeś niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu"
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Co może oznaczać wampirzy kanibalizm w snach? :D
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Nie analizowałam tego, bo w tym śnie, o zgrozo, byłam człowiekiem! ;o
"Pomyliłeś niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu"
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Cytat:Bywają takie sny, z których budzę się i myślę: "O Chryste, muszę to opisać!" Zastanawiam się, gdzie mam jakiś zeszyt czy długopis, stwierdzam, że jakieś 2m ode mnie i wiecie co? Idę spać dalej, bo to jednak za daleko. Ale tak czy inaczej sen tej rangi jest na tyle mocny, że i tak pamiętam rano fabułę, zazwyczaj całkiem nieźle.

Świetnie to ujęłaś Wampia ciesze się , że pomimo upływu lat widzę Twoje zainteresowanie tematem :)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
...Wspinałam się po schodach wraz z rowerem. Pokonywałam kolejne klatki schodowe, szukając wyjścia. Rower utrudniał mi ruchy, poza tym zaczęło mnie ogarniać poczucie paranoi. Wchodziłam bowiem coraz wyżej i wyżej, a wyjścia nigdzie nie było widać. W końcu natknęłam się na drzwi, ucieszona próbowałam się wydostać, jednak nagle dostrzegłam siedzącego przed nimi niedźwiedzia. Stwierdziłam, że to zbyt niebezpieczne, by próbować przejść obok niego. Poszłam więc dalej, już mocno poirytowana. Następne drzwi i następny niedźwiedź. Uczucie paranoi i uwięzienia zaczęło się wzmagać. Chciałam po prostu stamtąd wyjść, jednak coraz bardziej zaczęłam podejrzewać że coś jest nie tak, coś się nie zgadza. Czyżbym była w labiryncie? Zrobiłam TR z nosem, na wynik za bardzo nie zwróciłam uwagi, dostrzegłam pobieżnie, że jest pozytywny. "To jest sen!"

Dostrzegłam szybę i wyfrunęłam przez nią. Znalazłam się na zatłoczonej ulicy. Pomyślałam, że przydałby się środek transportu, a jako że ulicy stał akurat koń, wskoczyłam na niego. Zaczęłam się rozglądać. Nigdy wcześniej mój sen nie był tak krystalicznie wyraźny, krawędzie scenerii były ostre i "świetliste", jak w sytuacji, kiedy patrzymy na coś w pełnym Słońcu. Przez chwilę stałam i napawałam się widokiem. Mogłam dostrzec każdy detal z wysokości siodła i byłam oszołomiona klarownością widoku. Nieśpiesznie ruszyłam naprzód i zauważyłam, jak przyjemna jest jazda konna - nigdy wcześniej tego nie robiłam. Rozkoszowałam się uczuciem miarowego bujania w siodle, czułam że jestem panią snu. Pomyślałam, że przyjemnie byłoby spotkać się z pewną osobą. Wiedziałam, że ta osoba będzie na mnie czekać za rogiem budynku. I rzeczywiście, osoba ta siedziała na koniu. Zdziwiłam się, że tak łatwo to poszło. Koń mojego partnera był jednak dziwnie mały, dlatego pomyślałam że warto byłoby go powiększyć. Zrobiłam to poprzez gest palcami, który robi się, chcąc powiększyć tekst na ekranie telefonu. Koń powiększył się, ale jakby "niechętnie". Potem już nic nie pamiętam :)
"Pomyliłeś niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu"
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
"Potem już nic nie pamiętam :)"

Yhy....przyznaj, że wstydziłaś się opisać.

"Koń mojego partnera był jednak dziwnie mały, dlatego pomyślałam że warto byłoby go powiększyć. Zrobiłam to poprzez gest palcami, który robi się, chcąc powiększyć tekst na ekranie telefonu. Koń powiększył się, ale jakby "niechętnie"."

Ha ha ha ha :)
[H]
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1