sen1
Wylądowałam u kuzynki na Śląsku. Miałam zostać na dwa tygodnie. Ciągle miałam na myśli dlaczego nie przyjechałam tu samochodem, mogłabym gdzieś podjechać lub wrócić do domu w każdej chwili. Nawet opracowywałam plan jakby tu się zawinąć pociągiem i wrócić autem. Kładłyśmy się już spać i stałam przy umywalce. Odkręciłam tylko kurek i piecyk gazowy wiszacy obok zaczął się palić. W sensie paliło się to co nie powinno się palić i całość dymiła niemiłosiernie. Co nie robiłam żeby to ugasić to pogarszało sprawę. Otwarłam okno i chciałam to ściągnąć i wystawić na zewnatrz. Nic się nie udawało. Polewałam wodą i w końcu ciotka się obudziła i przybiegła na pomoc. Nie była zła ale myślałam tylko, że czego się nie dotknę to popsuję i zaczęła mnie brać załamka. Przeniosło mnie do domu, ale wyglądał on zgoła odmiennie od rzeczywistego. Otwarte przestrzenie i drewniane wykończenia i meble wszędzie. Była tam siostra i mój luby. W ogóle nie zwracali na mnie uwagi i w końcu się poddałam i weszłam do szafy. Taki coming in. Idk. Zobaczyli mnie w sumie przez przypadek bo biegli gdzieś na imprezę i poprostu ich zbeształam, chociaż czułam, że to głupio z mojej strony i wszystko jakoś żałośnie. Wyszłam z nimi, luby znikł w odmętach miasta, za to pojawiła się kolejna siostra i koleżanka. Czułam, że jakoś muszę ich pilnować bo mają jakieś takie szalone nastroje i poprowadziłam jak najdalej od zabudowań. Koleżanka bawiła się zapalniczką. Urwała wielki słonecznik i chciała go podpalić. Wydawało mi się to niebezpieczne i próbowałam ją od tego odwieźć, ale ze to sen to podpaliła kwiat, słonecznik stanął w wielkich płomieniach, zajęła się jej twarz i włosy. Biegałam za nią z butelka wody, ale wbiegła na jakieś hałdy piachu i przez chwilę nie mogłam jej zlokalizować. Szukałam jej wołając dzwońcie na pogotowie. W końcu znalazłam ją za górką. Już się nie paliła, siedziała że zwieszona głową jakby w szoku. Widziałam sylwetkę, ale bałam się przyjrzeć twarzy, a że było ciemno nie było widać dokładnie jak dużych doznała poparzeń. Przerzuciło mnie do samochodu. Wiedziałam, że jadę gdzieś daleko i najprawdopodobniej nie wrócę. Taki zlepek glupot w wysokiej rozdzielczości i szczegółowości, podkraszony ogniem.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Obudziłam się z myślą, że muszę to zapisać i oczywiście usnęłam i większość zapomniałam. Sen zaczął się od odczucia odrywania od ciała, ale nie byłam w pokoju jak zawsze a w jakimś pomieszczeniu coś pomiędzy szpitalem i biurem, bez okien, co zasugerowało mi piwnicę. Pokój był zamknięty, ale jakoś udało mi się wydostać i przechodzić korytarzami. Udawałam, że jestem sprzątaczką. Doszłam do jakiegoś biura i zauważyłam jakieś teczki z dokumentami, zaklasyfikowanymi jako tajne. Ktoś sprzyjający znalazł mnie i złapał za rękę i chciał wyprowadzić. Po drodze mówił, że trochę o mnie zapomnieli i dlatego udało mi się wyjść. Złapali nas oboje i zaprowadzili do salonu w starym stylu , ze skórzanymi sofami i ciężkimi, drewnianymi meblami. Tam dwoch starszych mężczyzn spokojnych ale wyniosłych tłumaczyło mi projekt jakim się zajmowali i w którym nieświadomie miałam uczestniczyć. Dostałam wielkiego uczucia olśnienia. Projekt miał się kończyć, rezultaty były niezadowalające. Pozwolili mi poprostu odejść. Odwieziono mnie do wioski oświetlonej żywym ogniem. Panował jakiś ogólny chaos. Próbowałam przekazać co usłyszałam, wielu ludzi się zbiegło. Po usłyszeniu tego co miałam do powiedzenia tłum zaczął jeszcze bardziej szaleć. Biegać, zbierać co się da. Pomyślałam, że tyle rzeczy można naprawić na świecie. Nawet zaczęłam się unosić w powietrzu z tego uniesienia. Iiii ktoś mnie chyba kropnął bo odcięło nie równo w sekundzie znów leżałam w łóżku. Takie miałam odczucie. Pamiętałam wszyściusio z każdym słowem włącznie i bum usnęłam znów i zostało tylko uczucie niedosytu.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
W końcu kawałek miłego snu. Bawiłam się jak w dzieciństwie na podwórku. Przyjechała rodzina, ale już w składzie z czasu rzeczywistego więc trochę się otrząsnęłam i wydoroślałam. Dzieci biegały i bawiły się jak my dawniej. Obserwowaliśmy jak ptaki w wielkich grupach odlatują z północy na południe. Wiał lekki wiatr, taki orzeźwiający. Nagle z wielkiego stada ptaków kilka oderwało się i usiadło na liniach elektrycznych biegnących przy domu. Były to gadające sowy ubrane w stroje absolwentów z amerykańskich uczelni. Chwilę z nimi porozmawialiśmy i opowiedziały, że lecą jednak na wschód, ludzie się tam przemieszczają bo ma się coś wydarzyć. Siostrzenica zapytała czy możemy lecieć z nimi, chociaż kawałek. Jak powiedziały, że tak to była taka radość jakbyśmy wygrały w totka. I szok, że to możliwe. Jak gdyby nigdy nic ja i siostrzenica uniosłyśmy się i poleciałyśmy za sowami. Obserowawłyśmy co robią ludzie. Po pewnym czasie stwierdziłam że musimy odpocząć i muszę zawiązać jej bucik. Pomyślalam, że robi się noc i trochę szkoda, że nie zabrałam dla niej bluzki i jakichś rzeczy na podróż i chyba będziemy musiały wracać. Gdy tylko zaczęłam to mówić ona zaśmiała się i powiedziała że przecież ma wszystko i za nią pojawił się cały różowy pokoik. Ubrałam ją w w coś cieplejszego. To było wszystko takie radosne, dziecinnie szczęśliwe że szok i niedowierzanie. Normalnie jednorożec na różowej chmurce. Dotarłyśmy do miejsca gdzie miałyśmy odwiedzić inną rodzinę. Tam budowałam każdemu taki pokój do życia i chciałam wszystkim pomóc, żeby każdy mógł śnić spokojnie. Jeśli były jakieś problemy z przeszłości to chciałam je rozwiązać. W końcu się zmęczyłam i sama zasnęłam.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1