sen1
Siedzieliśmy że znajomymi na kanapie przed telewizorem i nie spodobała mi się jedna rzecz u znajomych i zrobiłam awanturkę. Chwilę nadąsana zmywałam naczynia i przypomniałam sobie, że mam nowe urządzenie do powiększania i zmniejszania rzeczy. Wypróbowałam je na sobie pomniejszając i powiększając sobie tu i ówdzie. Dziwne to było. Urządzenie wyglądało jak pilot, działało w taki sposób jak to narzędzie z Photoshopa. Najgorsze było uczucie rozpierania, wręcz ból. Nie działało to idealnie i trzeba było robić poprawki. Czulam jak tkanki się rozpierają, żyły pupulsują. Stwierdzilam, że to chyba nie jest całkiem bezpieczne i może prowadzić do nowotworzenia i co ja robię co. W rzeczywistości nawet nie robię sobie zdjęć, a fotoszopa nawet patykiem nie dotknęłam a tu fotoszopowanie 3d. Postanowiłam wypróbować urządzenie na czymś jedzeniu, ale trafiłam przez przypadek w jakiegoś zielonego insekta. Zrobił się wielki i postanowił zwiać w tym stanie. Biegałam jak szalona chcąc go trafić pomniejszaczem. Trochę to było komiczne. Koniec końców już tak został i przez resztę snu byłam w strachu, że skądś wyskoczy. Wrócilam do znajomych i gadaliśmy o tym i kogoś pomniejszyłam do rozmiaru kieszonkowego. Robił się coraz większy harmider a wraz z nim coraz gorzej miala się moja przytomność.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Plus za zmniejszarkę/powiększarkę, bardzo innowacyjny motyw.
STOP promocji ideologii neuroróżnorodności
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Standardowo pakowałam rzeczy do ucieczki przed jakimś kataklizmem. Pojechalismy do jakiegoś miejsca grupowego przechowywania ludności, gdzie panował tłok i harmider. Położyłam się na pryczy i prawie zasnęłam ale nagle wpadli dziwnie odziani żołnierze i krzyczeli, że panuje skażenie. Mało tego, źródło leży dokładnie w tym budynku. Wszyscy prawie uciekli, a ja próbowałam się dopytać o co chodzi dokładnie i chciałam pomóc. Jeden żołnierze powiedział, że gdzieś uchodzi wodorotlenek wapnia czy magnezu. Wszyscy biegali jak poparzeni. Chciałam im utorować drogę i podniosłam wielki stary telewizor i nie wiem dlaczego odłożyłam go na kuchnię opalaną węglem i zaczął się tlić. Stałam chwilę i patrzyłam i nie mogłam skumać dlaczego to zrobiłam. Wszyscy przenieśli się do nowego budynku. Były tam baseny, chyba jednak nie były przeznaczone do pływania bo miały wysokie pochylone betonowe brzegi, ale i tak wszyscy się tam moczyli. C skoczył do wody i uderzył w kant twarzą. Cudem brzegi nagle okazały się obłożone gumą i tylko się potłukł, nawet nie złamał nosa. Po tym pamiętam tylko urywki. Rozmowę z obszarpanym jegomościem w kapeluszu, który coś opowiadał. Rozmowy z siostrami w otoczeniu namiotów zrobionych z byleczego a wszystko okraszone strachem, przed katastrofą.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Siostra nawracała wywrotką i zahaczyła o słupek. Najpierw się wystraszyłam ale zaraz stwierdziłam, że jeśli tego chcę to nie ma szkód i nie było. Rozejrzałam się więc bardziej świadomie bo już poczułam senną rzeczywistość. Niebo było podświetlone w dziwaczny sposób. Ani to słońce ani księżyc ale jakoś dziwnie padający ppłaski promień białego światła. Było więc ciemno i jasno zarazem. Nieziemski widok. Obok mnie stał facet w fioletowych długich szatach i kazał mi zwracać uwagę na szczegóły i je złapać. Nagle niektóre rzeczy podświetliły się. Dosłownie randomowe. Kamień, liść na drzewie, punkty na niebie. Chciałam szybko dotknąć czegokolwiek podśwtlonego bo wiedziałam, że zaraz podświetlenie przeminie. Zlapałam za kamyk bo był najbliżej. Otwarłam go, a w środku było jakieś urządzonko podobne do urządzeń z innego snu. Nie wiedziałam co to ma znaczyć i klęczałam nad tym urządzeniem przez chwilę w amoku, myśląc tylko żeby zapamiętać ten sen a przede wszystkim widok tego nieba. Zbieranie różnych rodzajów nieba w snach to świetne hobby.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Coś wydawało dziwne dźwięki za oknem więc podeszłam pod nie i nasłuchiwałam. Brzmało jak jakieś dzikie zwierzę, ale wymyślałam tysiąc różnych niegroźnych wyjaśnień, że to normalne i chciałam położyć się spowrotem. To był jeden z tych snów, gdzie wszystko jest bardzo realne i namacalne. Za chwilę jednak znów było słychać dziwne dźwięki, ale z drugiej strony domu. Wyszłam przed dom, bo bałam się że to coś pogryzie mi psa. Pies zrobił się trzema psami. Jednym który żyje, jednym który nie żyje i jakimś nowym. Chwilę to przetwarzałam i tylko stwierdziłam teraz mam 3 psy. Pojawiła się zmarła już babcia i rozmawiałyśmy o tym oraz o tym co może wydawać te strastraszne dźwięki. Za chwilę pojawił się wielki kot, coś co wyglądało jak ryś, ale było większe. Pies pobiegł za nim i babcia powiedziała, że już po nim. Pobiegłam za nimi chcąc uratować piesełe, ale gdy dobiegałam w to miejsce, w które pobiegły, słychać już było skowyt zwierzątka. Była noc, a ja stałam za rzeczką na łące koło lasu szukając miejsca gdzie leży piesele. Niestety zwierz przegryzł go na pół. I to było tak, że był jeden ale to były wszystkie te trzy. Byłam zdruzgotana. Chciałam porozmawiać z babcią, ale raz ja stałam tam gdzie ona, a ona tam gdzie ja i rozproszyłam się. W końcu widzialam, że ona wraca przez mostek a ja na nią czekam i przypomniało mi się, że przecież ona nie żyje. Dostalam laga mózgu i sen się skończył.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Trzeba było wyjechać pod górkę po mocno ośnieżonej i oblodzonej drodze, żeby wyjechać z górskiej miejscowości. Droga była stroma jak skocznia narciarska. Mocno się rozpędziłam, ale wiedziałam, że albo wyjadę albo gdy się pośliznę zapewne będzie po mnie. Na końcu drogi właściwie pionowej trzeba było uchwycic się drążka w małej szafie, podciągnąć i wejść górą. Chwyciłam drążek i spojrzałam w dół. Nie wiem co było dalej. W następnej scenie jechałam z nastoletnią córką do szkoły. Było coś z nią nie tak. Chyba była lekko upośledzona. Rozmawiałam z dyrektorką, która zapewniała mnie, że będzie miała tu super. Była to szkoła ogrodnicza i moja wyimaginowana córka była podekscytowana, bo właśnie tego chciała. Zobaczyłam jednak, że uczniowie bardziej niż uczyć się są wykorzystywani do pracy w zakładzie przyszkolnym, który miał hurtownię sprzętu ogrodniczego. Zobaczyłam ten magazyn i pracujących uczniów już z gabinetu dyrektorki. Chcialam się jeszcze zastanowić co zrobić i wychodząc że szkoły zobaczyłam szatnię. Automatycznie zamieniłam się w dziecko. Ubrałam buciki i kurteczkę i wybiegłam radośnie że szkoły. 
Siedziałam przy oknie w domu i spoglądałam na dom sąsiada, starego niemca. Jakieś dziwne elementy stały też na moim podwórku. Dom Niemca jak ogromny transformer zaczął zmieniać się w równie ogromny żuraw budowlany. Ramię żurawia prawie uderzyło mój dach. Po czym żuraw złapał coś jak budynek i postawił na miejscu instalacji na moim podwórku. Po złączeniu elementów nie było wątpliwości, że to stacja paliwowa. W ogole nic nie zdążyłam nawet pomyśleć bo byłam w szoku. Żuraw złożył się spowrotem w dom. Wybiegł z niego niemiec i biegał po stacji dokręcając śrubki i coś tam wyzywając.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Chodziłam po remontowanym domu i sprawdzałam co i jak się robi. Czas dłużył się niesamowicie. Podszedł jakiś niby listonosz niby kontroler i kazał coś tam podpisać, wyjaśnić a ja powiedziałam, że nie wiem o co kaman i sobie poszedł. Przyszła włascicielka domu i mnie skrzyczała, że nie umiem zalatwić spraw. W złym humorze wsiadłam w auto i znow zz niesamowitą dłużyzną jechałam w stronę domu. Było już ciemno. Chcialam urozmaicić sobie drogę i skręciłam w jakiś niby skrót, w drogę gruntową. Wjechałam w jakieś błoto kałużę i w końcu tak się zakopałam, że woda sięgała do połowy drzwi. Wyszłam jakoś przez okno. Zadzwoniłam po kogoś i potem pamoetam tylko zapinanie linki do czegoś jak koparka. 
W drugim śnie krążyłam po wielkim przestronnym mieście. Dojechałam do baru i zaczęłam pracować. Tak po prostu. Bar był ciemny z dziwnymi przejściami. Elementy z czystego drewna i takie otwarte wyjście na łąkę gdzie były jakieś zawody samochodów terenowych. Sprezalam się jak mogłam. Czyściłam piec do pizzy. Znosiłam plastikowe kubki. Podeszła do mnie kolezanka z podstawówki, której rzeczywiście nie widzialam od lat i powiedziała, że muszę kogoś spotkać, a po pracy gdzies tam mamy wszyscy iść do baru już jako klienci a nie personel. Kiedy bar się wyludnił koleżanka przyprowadziła faceta. Wysoki, ciemne wlosy. Nikogo mi nie przypominał. Zaczął coś opowiadać, że to moja inna linia życia, gdybym nie zerwała kontaktów z tą koleżanką i był na mnie zły, że nie spotkaliśmy się. Powiedział, że następnym razem mam robić tak jak trzeba. Zapytałam czy nie możemy się spotkać skoro to nie tak daleko. (Nie kojarzyłam w ogole siebie w rzeczywistości ale odległość tego baru do mojego domu w rzeczywistości jakoś beż problemu.) Powiedział, że nie bo już go tu nie ma, w sensie że naprawdę zmarł już. Po czym przytulił mnie że złością i sobie poszedł. Miałam w głowie tylko wtf. Wszyscy którzy słyszeli tą rozmowę jakoś tak kręcili na mnie głowami z dezaprobatą. Poszłam dalej pucować podłogę i myślałam czy rzeczywiście coś się nie liczę z innymi bo sie odsunęłam i zapomnialam jakieś ważne zasady i i już ich nie rozumiem, czy tak wybrałam z jakiegoś powodu. Wyszłam, popatrzyłam na gwiazdy i pobudka.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Słyszałam, że ktoś rozmawia w kuchni. Podeszłam i powiedziałam dzień dobry, ale postacie siedziały w ciemności tak, że były widoczne tylko ich zarysy. Tata, kobieta i mężczyzna. Głos mężczyzny mnie od razu przeraził, kobieta zaczęła zadawać mi pytania. Czy nie najechalam na coś kołem??. Nie rozumiałam o co im chodzi i dlaczego siedzą w ciemnościach. Okna były całkcałkiem zasłonięte roletami. Wycofałam się powoli i chciałam przejść do oświetlonego miejsca ale ktoś złapał mnie za szyję i popchnął na ścianę. Oczywiście tyle adrenaliny to dla mnie za wiele, ale nie wybudziłam się od razu, czułam jeszcze chwilę uchwyt. Pytałam czego chcecie, czego chcecie i ostatnie co słyszałam, to jestem Jarin lub Jerin.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Jechałam sobie radośnie i nagle przede mną stanęło kilka samochodów. Zahamowałam, ale jakiś facet wyskoczył na mnie, że wjechałam na jego dziecko. Wypadłam jak poparzona zobaczyć o co chodzi i wyobrażałam sobie małe dziecko i byłam zdruzgotana. Jednak pod samochodem leżała prawie dorosła dziewczyna. Nie czułam żebym na coś wjechała. W sumie ni miała żadnych widocznych uszkodzeń. Chciałam dzwonić na pogotowie, policję, ale gość stwierdził, że nie ma potrzeby i się dogadamy. Chciałam dać im jakieś pieniadze ale powiedział żebym szła do nich i się zaczęło. Znalazlam się w jakimś ciemnym domu. Prawie nieprzytomna. Wyciąglam wielki plik kasy, żeby było po i mogłabym odejsć bo już miałam w głowie, że coś jest nie halo i czułam strach. Ale pieniądze były pocięte wzdłuż dłuższej krawędzi i stwierdzili, że muszą je poskladać. Zaslony były pozasuwane, wszystko było obskurne, złe i ciężkie, przetaczali się jacyś podejrzani ludzie. Coś tam robili z tą sterta poszatkowanych banknotów. W tym czasie podszedł do mnie młody facet ubrany jak kobieta. Był jedyna osobą, która była w miarę dobra, ale umoczona i tak w tym czymś. Tłumaczył mi jak się uratować. Byłam bardzo wdzięczna i wzruszona. Odlatywałam co chwilę, jakbym mdlała ale sen pozostawał rzeczywisty bardziej niż realność. Dłużył się i był męczący, mdły.  Wszyscy ludzie mieli określony wygląd i twarze, co rzadko mi się zdarza. Próbowałam jakoś wykrzesać z siebie rozum i godnośćczłowieka, zeby zrozumieć o co chodzi i wydostać się, rozmawiałam z zarządcą tej całej meliny. W końcu jakoś mi się wykoncypowało, że to rodzaj piekła. W końcu wypuścili mnie na zewnątrz.  Stałam przed starą bramą pokrytą kurzem i pajeczynami. Trzech facetów jakby pilnowało bramy. Nie chcieli mnie wypuścić, ale jeden w końcu stwierdził, że takie są zasady i zrobiłam coś co pozwala mnie wypuścić.  Patrzyłam chwilę mu prosto w oczy i widziałam, że jest nieszczesliwy w tym miejscu. Gdy brama się zamykała za mną zapzapytałam go o imię. Powiedział coś na W, ale oczywiście jako rybka Doris już nie pamiętam. Myslalam, że powyjsciu będę mogła jakoś pomóc tym ludziom, którzy w tym miejscu mieli jeszcze jakaś iskrę dobra w sobie. Przeszłam kilka przecznic i z wielką radością i poczuciem ulgi. Szłam jakimiś ogródkami działkowymi, gdy zauważyłam, że jest ze mną niby moja córka a tak naprawdę ta dziewczyna co leżała mi pod kołami na początku snu i drugie kilku 
letnie dziecko. Stwierdziłam, że musimy uciekać bo jednak chcą nas wciągać spowrotem. Biegłam ciągnąć te dwójkę do autobusu i pojawił się też niby mój mąż, a tak naprawdę osoba która z niczym i z nikim mi się nawet nie kojarzy, ale walczył z jakimiś goniącym nas zbirem przy wejściu do autobusu. Staliśmy na przejsciu między fotelami i patrzyłam na osoby w autobusie. Zobaczyłam te puste twarze i stwierdziłam, że to dalej piekło tylko jakieś lżejsze i zapętlone. Nagle jakby czas zwolnił, autobus w coś uderzył. Grawitacja jakby przestała działać. Odłamki szkła z przedniej szyby latały w powietrzu w zwolnionym tempie. Myslalam tylko czy to oznacza, że to koniec tego w końcu, czy ta rodzina jest prawdziwa i powinnam ich jeszcze chronić czy to znów zasadzka piekielna bo w ogóle ich nie kojarzę. Stwierdziłam, że poprostu poddam się temu, poczułam ulgę i się obudziłam.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
Pierwszy tak wyraźny sen od dawna. Najpierw zwykły, o nowej pracy. Z nowym kolegą w jakiś sposób trafiłam do starej koleżanki. Posadziła nas przy drewanianym stole na podwórku. Byla wiosna. Mieszałam herbate i ktoś mówi patrzcie ile samolotów. Rzeczywiście przeleciał jeden, a za chwilę chyba że sto myśliwców. Niezwykłe wrażenie. Niebo było czyste. Wszystko było takie namacalne. Myśliwce przeleciały, nadleciał kolejny samolot i coś zrzucił. Kolega krzyczał atomowa atomowa i dostał szaleństwa w oczach. Coś co wypadło z samolotu miało taki mały spadochronik i było żółto niebieskie. Myslalam jakie mamy szansę uciec jeżeli to rzeczywiście bomba i że to tyle to koniec i milion myśli na temat śmierci. Panika w oczach innych ludzi Chwyciliśmy sie za ręce, a raczej wbilismy w siebie paznokcie, bomba spadła, błysnęło i od razu mnie odcięło. Sen się zmienił, tym razem byłam w mieście na pół godziny przed uderzeniem bomby i chciałam powiadomić niektórych ludzi, żeby uciekali. Chodziłam uliczkami, wstepywalam do starodawnych aptek. Chciałam coś jeszcze naprawić, coś załatwić, ale miejsce gdzie trafiłam było już opuszczone. Zamyśliłam się nad tym w jaki sposób tu się znalazlam skoro w momencie uderzenia byłam tam przy stole, musialam podróżować w czasie, a może umarłam i mam takie pośmiertne wizje. Tak się zamyśliłam, że zamiast uciekać bomba spadła mi prawie na głowę i sen się skończył. Znalazlam się w małym pokoju w polpółmroku z babcią, która już nie żyje. Pokazywała mi co zachowała sobie z dawnych czasów.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1