25-04-2023, 11:29
Dojechaliśmy pod blok i szybko zrozumiałem, na czym polega problem. Windy i schody były wyłączone z użytku ze względu na remont, więc jedynym sposobem dotarcia na 10 piętro było liche rusztowanie rozstawione przed balkonami. Sytuacji nie polepszał fakt, że wieźliśmy ze sobą torby pełne zakupów, które chcąc nie chcąc trzeba było wtargać na górę.
Na szczęście pojawił się wybawiciel. Jego maszyna, złożona z dwóch wysokich kijów na podestach z kółkami, połączonych sznurkiem, z którego zwisało coś na kształt beczki, mogła wynieść go wprost na samą górę, dzięki sile pneumatycznych ramion sterujących wysokością całej konstrukcji. Jakiś czas później pojawił się na balkonie, montując wiadro na linie i tworząc windę, za pomocą której dotransportowaliśmy zakupy na miejsce.
Po wspinaczce po rusztowaniu, wejściu na balkon i dotarciu do środka, zacząłem bacznie przyglądać się mieszkaniu. Początkowo nie budziło we mnie żadnych wątpliwości, mimo że nic się nie zgadzało. Szaf na przedpokoju było kilka, łącznie 10 drzwi, które za każdym spojrzeniem zmieniały swoją konfigurację, reorganizując ścieżkę do sąsiedniego pokoju. Spojrzałem przez wizjer na korytarz i zobaczyłem robotników, którzy kładli ciemnoszare, marmurowe płyty jako posadzkę. Po otworzeniu drzwi ujrzałem jednak kawałek wysadzony czarnymi, heksagonalnymi kostkami, o niewygodnie podniesionych krawędziach, część z nich z bogatymi roślinnymi ornamentami na środku. Sen opiewał w detale, ale stabilność kulała, stąd każde spojrzenie wymuszało świeży obraz.
Kluczowy okazał się moment, gdy miałem się zbierać do domu. Przypomniałem sobie o chwiejnym rusztowaniu za balkonem i momentalnie ogarnął mnie lęk wysokości. Nie było mowy, abym tamtędy wracał. Usiadłem głęboko w fotelu i przysłuchiwałem się rozmowie Izabeli z kimś jeszcze o serii gier - obca nazwa jakby z innego języka, którą można było jednocześnie zrozumieć jako "Orient"/"Ekspress"/"Syberia". Wymieniali kolejne tytuły, uzgadniając ich fabułę. Wtedy coś mnie tknęło...
Nie muszę schodzić po rusztowaniu, skoro to jest sen.
Fakt, ale fajnie byłoby się wyrwać z tego mieszkania w jakiś bezpieczniejszy sposób. Wpadłem na pomysł. Popędziłem do labiryntu z szaf i zagadałem członka rodziny. Powiedziałem, że to był świetny pomysł kupić dom w górach. Odpowiedź wyrażała skonfundowanie, ale nie musiałem jej słuchać - przedpokój wypełniła przestrzeń, a pod ścianą znalazła się piękna fontanna, z miniaturowymi górami i przeróżnymi figurkami, której przyglądałem się chwilę z zainteresowaniem. Niedługo później wróciłem do salonu z zadowoleniem odkrywając, że balkon przekształcił się w taras, a dalej pole widzenia ograniczał pagórek, na który czym prędzej się wdrapałem. Stąd widać już było tylko bezkresne pole i wyblakłe niebo w tle, grząski grunt wytrącał mnie z równowagi.
Mimo mojej niezmąconej uwagi i chęci stabilizacji snu, ten dalej modyfikował wszystko, co choćby na chwilę wyrywało się z zasięgu wzroku. Niebo w tle okazało się być ścianą z szarą farbą, o porowatej powierzchni przy bliższej inspekcji. A więc dalej byłem uwięzony w pomieszczeniu. Dotknąłęm przeszkody, a ta okazała się płachtą, przez którą przeleciałem do innego pokoju, przypominającego piwnicę. Tutaj nastąpiła istna fuzja zmysłów - psychodelia wypełniała mój wzrok, kształty mieszały się ze sobą, obiekty zmieniały tekstury. Sen skakał od skojarzenia do skojarzenia w sposób nadzwyczaj płynny i wyrafinowany. Straciłem w tym momencie całkowicie kontrolę, pozostałem wiernym obserwatorem tego spektaklu. Moja perspektywa była rozciągana jak guma, trójwymiarowy widok przekształcał się w dwuwymiarowy rzut izometryczny, z interfejsem gry mobilnej, by po chwili przeobrazić się w coś zupełnie innego.
W pewnym momencie sen zaczął tracić klarowność, fałszywe poczucie wyrzucania symulowało moje ciało na łóżku, czerń zaczęła stopniowo obejmować coraz większy obszar widzenia. Po kilkunastu sekundach objawy jednak ustąpiły, a sen nabrał przy tym wyczekiwanej stabilności... do pewnego stopnia.
Pokój, w którym się znalazłem, był całkowicie wykonany z różnokolorowym klocków. Obiekty były prostymi bryłami, ale dało się dostrzec łączenia poszczególnych elementów i charakterystyczne wypustki. Co ciekawe, mimo sztywnego połączenia między klockami, mój dotyk sprawiał, że traciły spójność - wsadzając rękę w podłogę, mogłem wybierać garściami elementy, jakby to było coś sypkiego. Przypominało to trochę animacje stopmotion o podobnej tematyce.
Spodobał mi się ten motyw, zacząłem intensywniej grzebać w podłodze. Wykopałem przy tym wystarczająco długi tunel, aby zmieścić się w nim w całości. Czułem się jak dżdżownica, wijąca się pod ziemią, tylko tą ziemią były klocki. Nie ukrywałem satysfakcji, płynąc w plastikowym morzu, bez żadnego oporu.
W końcu jednak trafiłem na dno. Drewniany parkiet nie poddawał się moim dłoniom, więc wstałem i zauważyłem, że trafiłem do innego pomieszczenia - o wiele obszerniejsze, z nierównomiernym oświetleniem, gdzie połowa przestrzeni była skąpana w półmroku. Wokół mnie wciąż porozstawiane były klocki, lecz tym razem w postaci zestawów - "Lego Genius". Oprócz tradycyjnych elementów, były też kable i bramki logiczne - NAND i NOT. Przy okazji odgrzebałem też pistolety, które funkcjonowały prawdopodobnie jako przełączniki. Podszedłem do tablicy, obok stał znajomy i próbował coś zbudować - zapiski sugerowały budowanie innych bramek logicznych, tabele prawdy, diagramy, różnymi kolorami, nałożone na siebie bezładnie. Spodobał mi się ten pomysł, więc zacząłem szukać kilku bramek NAND i NOT, żeby zbudować własnego ORa, później podpiąć go pod pistolety i diodę. Sen jednak przerwał mi w połowie zabawy...
Obudziłem się ze świeżą pamięcią większości wydarzeń. Najsłabiej pamiętam jednak najlepszą część snu - zabawy z percepcją. Mimo wszystko nie dziwię się, biorąc pod uwagę abstrakcyjność tego doznania.
Na szczęście pojawił się wybawiciel. Jego maszyna, złożona z dwóch wysokich kijów na podestach z kółkami, połączonych sznurkiem, z którego zwisało coś na kształt beczki, mogła wynieść go wprost na samą górę, dzięki sile pneumatycznych ramion sterujących wysokością całej konstrukcji. Jakiś czas później pojawił się na balkonie, montując wiadro na linie i tworząc windę, za pomocą której dotransportowaliśmy zakupy na miejsce.
Po wspinaczce po rusztowaniu, wejściu na balkon i dotarciu do środka, zacząłem bacznie przyglądać się mieszkaniu. Początkowo nie budziło we mnie żadnych wątpliwości, mimo że nic się nie zgadzało. Szaf na przedpokoju było kilka, łącznie 10 drzwi, które za każdym spojrzeniem zmieniały swoją konfigurację, reorganizując ścieżkę do sąsiedniego pokoju. Spojrzałem przez wizjer na korytarz i zobaczyłem robotników, którzy kładli ciemnoszare, marmurowe płyty jako posadzkę. Po otworzeniu drzwi ujrzałem jednak kawałek wysadzony czarnymi, heksagonalnymi kostkami, o niewygodnie podniesionych krawędziach, część z nich z bogatymi roślinnymi ornamentami na środku. Sen opiewał w detale, ale stabilność kulała, stąd każde spojrzenie wymuszało świeży obraz.
Kluczowy okazał się moment, gdy miałem się zbierać do domu. Przypomniałem sobie o chwiejnym rusztowaniu za balkonem i momentalnie ogarnął mnie lęk wysokości. Nie było mowy, abym tamtędy wracał. Usiadłem głęboko w fotelu i przysłuchiwałem się rozmowie Izabeli z kimś jeszcze o serii gier - obca nazwa jakby z innego języka, którą można było jednocześnie zrozumieć jako "Orient"/"Ekspress"/"Syberia". Wymieniali kolejne tytuły, uzgadniając ich fabułę. Wtedy coś mnie tknęło...
Nie muszę schodzić po rusztowaniu, skoro to jest sen.
Fakt, ale fajnie byłoby się wyrwać z tego mieszkania w jakiś bezpieczniejszy sposób. Wpadłem na pomysł. Popędziłem do labiryntu z szaf i zagadałem członka rodziny. Powiedziałem, że to był świetny pomysł kupić dom w górach. Odpowiedź wyrażała skonfundowanie, ale nie musiałem jej słuchać - przedpokój wypełniła przestrzeń, a pod ścianą znalazła się piękna fontanna, z miniaturowymi górami i przeróżnymi figurkami, której przyglądałem się chwilę z zainteresowaniem. Niedługo później wróciłem do salonu z zadowoleniem odkrywając, że balkon przekształcił się w taras, a dalej pole widzenia ograniczał pagórek, na który czym prędzej się wdrapałem. Stąd widać już było tylko bezkresne pole i wyblakłe niebo w tle, grząski grunt wytrącał mnie z równowagi.
Mimo mojej niezmąconej uwagi i chęci stabilizacji snu, ten dalej modyfikował wszystko, co choćby na chwilę wyrywało się z zasięgu wzroku. Niebo w tle okazało się być ścianą z szarą farbą, o porowatej powierzchni przy bliższej inspekcji. A więc dalej byłem uwięzony w pomieszczeniu. Dotknąłęm przeszkody, a ta okazała się płachtą, przez którą przeleciałem do innego pokoju, przypominającego piwnicę. Tutaj nastąpiła istna fuzja zmysłów - psychodelia wypełniała mój wzrok, kształty mieszały się ze sobą, obiekty zmieniały tekstury. Sen skakał od skojarzenia do skojarzenia w sposób nadzwyczaj płynny i wyrafinowany. Straciłem w tym momencie całkowicie kontrolę, pozostałem wiernym obserwatorem tego spektaklu. Moja perspektywa była rozciągana jak guma, trójwymiarowy widok przekształcał się w dwuwymiarowy rzut izometryczny, z interfejsem gry mobilnej, by po chwili przeobrazić się w coś zupełnie innego.
W pewnym momencie sen zaczął tracić klarowność, fałszywe poczucie wyrzucania symulowało moje ciało na łóżku, czerń zaczęła stopniowo obejmować coraz większy obszar widzenia. Po kilkunastu sekundach objawy jednak ustąpiły, a sen nabrał przy tym wyczekiwanej stabilności... do pewnego stopnia.
Pokój, w którym się znalazłem, był całkowicie wykonany z różnokolorowym klocków. Obiekty były prostymi bryłami, ale dało się dostrzec łączenia poszczególnych elementów i charakterystyczne wypustki. Co ciekawe, mimo sztywnego połączenia między klockami, mój dotyk sprawiał, że traciły spójność - wsadzając rękę w podłogę, mogłem wybierać garściami elementy, jakby to było coś sypkiego. Przypominało to trochę animacje stopmotion o podobnej tematyce.
Spodobał mi się ten motyw, zacząłem intensywniej grzebać w podłodze. Wykopałem przy tym wystarczająco długi tunel, aby zmieścić się w nim w całości. Czułem się jak dżdżownica, wijąca się pod ziemią, tylko tą ziemią były klocki. Nie ukrywałem satysfakcji, płynąc w plastikowym morzu, bez żadnego oporu.
W końcu jednak trafiłem na dno. Drewniany parkiet nie poddawał się moim dłoniom, więc wstałem i zauważyłem, że trafiłem do innego pomieszczenia - o wiele obszerniejsze, z nierównomiernym oświetleniem, gdzie połowa przestrzeni była skąpana w półmroku. Wokół mnie wciąż porozstawiane były klocki, lecz tym razem w postaci zestawów - "Lego Genius". Oprócz tradycyjnych elementów, były też kable i bramki logiczne - NAND i NOT. Przy okazji odgrzebałem też pistolety, które funkcjonowały prawdopodobnie jako przełączniki. Podszedłem do tablicy, obok stał znajomy i próbował coś zbudować - zapiski sugerowały budowanie innych bramek logicznych, tabele prawdy, diagramy, różnymi kolorami, nałożone na siebie bezładnie. Spodobał mi się ten pomysł, więc zacząłem szukać kilku bramek NAND i NOT, żeby zbudować własnego ORa, później podpiąć go pod pistolety i diodę. Sen jednak przerwał mi w połowie zabawy...
Obudziłem się ze świeżą pamięcią większości wydarzeń. Najsłabiej pamiętam jednak najlepszą część snu - zabawy z percepcją. Mimo wszystko nie dziwię się, biorąc pod uwagę abstrakcyjność tego doznania.
cosmic.checkReality();