dreaming.log
#1
# I w końcu zakładam dziennik, głównie dlatego, że moje sny bywają absurdalne i dobrze byłoby je pamiętać, żeby za jakiś czas ewentualnie móc się z nich pośmiać. Pamięć snów sama w sobie jest u mnie i tak losowa i zależna raczej od zewnętrznych czynników, a także, jak mogłam stwierdzić po dość długich obserwacjach, nie jest w żaden sposób powiązana z szansą na świadomy sen.

====================================================

Jestem gdzieś nad jeziorem. Trudno określić to miejsce, trochę przypomina to scenerię ze starych gier komputerowych. Na "zewnątrz" zbiornik wodny, w okolicy jakby nieskończenie wysoka studnia - jaskinia, ogromna przestrzeń, w której promieniście rozmieszczone są wysepki i skalne słupy. Żeby dostać się na szczyt najwyższego słupa, należało jakoś spiralnie obchodzić przestrzeń po tych niższych słupach, w odpowiedniej kolejności. Po tych niższych szło się po szczytach, później jakoś po metalowych drabinkach na ich bocznej powierzchni.
Ja i siostra wielokrotnie kursowałyśmy między zbiornikiem wodnym i altanką na szczycie najwyższego słupa. Tak to wyglądało jak przeskoki w filmach, jakoś przewinięte, przyspieszone. W końcu za którymś razem przestało być to takie łatwe. Jak dotarłyśmy do krótkiej drabinki na przedostatnim słupie, od dolnego szczebla drabinki odpięła się część asekurującej nas linowo-skórzano-metalowej konstrukcji. Ja zawisłam jakoś na jednej ręce na tym ostatnim szczeblu, siostra była przypięta uprzężą do moich pleców, a za nami do tyłu ciągnęły się gdzieś liny. Zaczęłam rozważać, jak długo się utrzymam i czy cała drabinka nie odpadnie od skały. Kazałam siostrze się nie ruszać i tą wolną ręką spróbowałam przyczepić końcówkę takiego paska ze sprzączkami z powrotem do tej drabinki, co nie udało mi się za pierwszym razem. 

# Jakoś w tym momencie czułam, że coś się nie zgadza, ale nie uświadomiło mnie to :(

Jakoś weszłyśmy na szczyt i wtedy cała ta jaskinia z słupami zaczęła się walić. Szybko przebiegłyśmy na ostatni słup i weszłyśmy do altanki. To był drewniany domek, ale jak byłyśmy w środku, zmienił się w namiot, który zaczął na nas opadać. Ten ostatni słup również zachwiał się i przechylił. Zaczęłyśmy z siostrą spadać w stronę krawędzi, cały czas zaplątane w ten namiot. Zastanawiałam się, jak bardzo straszne będzie takie spadanie w dół i jak bolesna śmierć. Zdołałam jednak rozerwać materiał i się wydostać. Dopiero jakiś czas później obudziłam się, chyba od emocji i wysiłku.

=====================================================

Jak znowu zasnęłam, pojawiłam się w innej scenerii. Z grupą bliżej nieokreślonych osób zajmowałam się świątecznym dekorowaniem jakiejś sali, być może na uczelni. Z fabuły nie wynikało, gdzie to było. Rozstawialiśmy stoliki w pomieszczeniu o błękitnych ścianach, spryskanych sztucznym śniegiem w spraju. Przed sobą widziałam szopkę, dość dużych rozmiarów, zmieściły się tam dzieciaki z podstawówki, odgrywające jasełka. Ktoś stanął później na tle tej szopki, wyglądał wtedy trochę jak w telewizyjnych wiadomościach i zaczął zebrane tu towarzystwo nawracać i ewangelizować. Zaczęłam się z nim wykłócać i tłumaczyć, że religia to ogłupianie ludzi i wyciąganie z nich pieniędzy. Potem jak on śpiewał kolędy, ja próbowałam głośniej niż on śpiewać parodie kolęd. Ktoś z obecnych zaczął się śmiać.

# Potem był jakiś przeskok, albo po prostu następna faza REM.

Siedziałam na stronie internetowej, na której wypełniało się jakiś kwestionariusz i test, żeby uzyskać horoskop, diagnozę karmy czy coś w tym rodzaju. Była jakaś pięciostopniowa skala dobrej/złej karmy, żywioł przypisany do człowieka i kilka innych rzeczy. Potem w zależności od wyniku dostawało się porady, jaka metoda medycyny alternatywnej byłaby polecana w danym przypadku.

# Ezonomicon całkiem zrył mi mózg :D
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#2
# Zaraz po przebudzeniu dużo więcej pamiętałam. Mogłam sobie skrócone notatki zrobić.

Byłam uczennicą w szkole. Sądząc po wieku osób, chyba to było liceum, kilka osób w mojej klasie było odwzorowaniem ludzi, których kiedyś znałam, ale albo mieli inne nazwiska, albo w ogóle byli połączeniem kilku osób. W tym uczeń, którego karnie przeniesiono do mojej klasy z gimnazjum. Kiedy zaglądałam do dziennika, przechodząc obok biurka nauczyciela, widziałam, że jego wpisali na początku. Coś mi się w tym nie zgadzało, więc musiałam się upewnić i sprawdzić dlaczego - niby miał nazwisko "Adamiak" albo jakoś podobnie - nazwisko wymyślone przez podświadomość, w realu miał inne. Przy okazji jak widziałam dziennik, zaczęłam sprawdzać oceny, żeby się upewnić, że na koniec semestru wyjdzie mi piątka. No, większość piątek miałam, jakąś tróję do tego albo dwie. Zaczęłam wyliczać średnią. Przy okazji zauważyłam, że każda osoba ma inną ilość ocen (z reguły więcej mieli ci, którzy mieli gorsze stopnie), nauczycielka też przed chwilą dopisała dodatkową piątkę jakiemuś irytującemu, zgłaszającemu się kujonowi. Ten Adamiak miał wpisaną jedynkę i mnóstwo zer. Zaczęłam mieć wątpliwości, czy to na pewno oceny czy raczej punkty z jakiegoś sprawdzianu.
Potem mieliśmy dyskusję na temat przywrócenia systemu klas społecznych, żeby znów była arystokracja. Ten irytujący kujon argumentował, że obecnie to nie przejdzie, bo wywoła dezorientację w społeczeństwie, poczucie niepewności i doprowadzi do samobójstw. Z bliżej niewyjaśnionego powodu odczuwałam jakiś rodzaj ulgi na myśl o tym, że to nie przejdzie.
Potem sceneria w miarę płynnie przeszła w jakiś piętrowy dom. Oprócz mnie była tam moja mama, czułam też, że tam są babcia i ciocia, chociaż ich nie spotkałam. W pewnym momencie zaczęłam czuć, że rozpada mi się gardło i szczęka, tak, żeby w końcu została ze mnie naga czaszka. 

# Do tego etapu nie doszło, bo na szczęście obudziłam się wcześniej :D
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#3
# Sen, przynajmniej w części, z gatunku "do interpretacji" :P

Byłam zaproszona na przyjęcie, może grilla albo coś w tym stylu, co miało odbyć się na działce. W śnie było lato, sądząc po bardzo lekkich strojach wszystkich występujących postaci. Poważny problem polegał na tym, że ja w tym śnie jednocześnie byłam w związku z moim chłopakiem z realnego życia i drugim, podobnym do niego osobnikiem. Tak się składało, że chyba oboje byli powiązani z tą rodziną, która organizowała grilla, dlatego pojawiliby się razem i natknęli na siebie. Z tego powodu odczuwałam straszny dyskomfort, czułam się niezręcznie i bardzo nie chciałam być nie w porządku wobec któregoś z nich, bo wobec obu czułam się zobowiązana, poza tym do obu miałam silne uczucia. Próbowałam więc rozwiązać to tak, żeby albo uniknąć tego spotkania, nie pojawić się, albo żeby pojawić się z każdym chłopakiem w innym czasie. Miałam poczucie, że to będzie sprawiedliwe.
Obaj byli do siebie z wyglądu dość podobni, łatwiej "wyczuwałam", kim jest mój chłopak z realu, ten drugi był trochę niezidentyfikowany. Jeszcze z jakiegoś powodu w tym śnie obaj chodzili w dżinsach i białych koszulach z krótkim rękawkiem, jak któryś stał akurat odwrócony tyłem, miałam problemy z rozpoznaniem, który to.
Przez większość tego odcinka snu kręciłam się właściwie bez celu między miejscem, gdzie przygotowywano stół - kawałek trawnika pod połączonym z domem ceglanym murem, gdzie tylko przez domu był dostęp - a światem zewnętrznym wokół domu, czyli pustynią, gdzie w okolicach domu znajdowało się złomowisko, a dalej po prostu pusta równina poprzegradzana siatką. Taki nieco bardziej realistyczny teren z Freedroida :D
Nad ranem kilka razy się budziłam i znów zasypiałam, wtedy sny były bardziej pofragmentowane, coś tam było z wypełnianiem jakiegoś formularza, rachunki miałam płacić albo gdzieś się rejestrować, gdzieś przewijały się gderająca mama i babcia. To akurat mało zapamiętałam.

====================================================

# Ciekawe zjawisko zauważyłam ostatnio, że już nawet w snach robi się u mnie jak w realu - akcji mało, za to mnóstwo moich rozkmin i rozważań wszystkiego. Nawet w podświadomości już od gonitwy myśli uciec się nie da yyyy
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#4
Ostatnio lubię mniej praktyczne ale fantazyjno-artystyczne intepretacje snów :) Tak więc z pewnością chodzi o dysonans między twoim realnym chłopakiem a wyimaginowanym jego obrazem, czyli twoim chłopakiem w wersji takiej, jaki byś chciała żeby był :P Masz jego swoją wizję, ale podejrzewasz, że on nie będzie w stanie się tak zmienić bo taki nie jest i wstydzisz się mu tego powiedzieć, czujesz się nie-fair wobec niego :)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#5
# Chyba znacznie więcej tego było, niż pamiętam

===============================================

W mieście - chyba to był Piotrków - był jakiś oznaczony okręgiem obszar gdzie normalną rzeczywistość przecinał inny wymiar. Z zewnątrz wyglądało to jak obszar o promieniu paru metrów, trawnik i odcinek chodnika między blokami, jak było się w środku, w tym innym wymiarze było prawie całe osiedle, parę dodatkowych bloków, garaż, trzepak i coś jeszcze. Najbardziej kuszącą perspektywą przebywania tam był fakt, iż tam jakoś inaczej płynął czas, że człowiek się nie starzał i mógł być nieśmiertelny.
Moja znajoma z dzieciństwa mieszkała tam już dłuższy czas. Mnie do tego miejsca zaprowadził taki gruby, stereotypowy policjant jak z kreskówki. Pokazał mi wyryte na chodniku symbole, jakby fragment magicznego kręgu, wyjaśnił, że trzeba mieć przy sobie klucz, czyli brązowy metalowy amulet z takimi samymi symbolami. Później zresztą mogłam przemieszczać się w obie strony nawet bez pomocy amuletu. Podczas przygotowań do przeprowadzki, przeglądałam jakieś średniowieczne magiczne księgi, dość podniszczone, gdzie szukałam wzorów kręgu z tymi symbolami.

===============================================

FA: "obudziłam się" w moim łóżku, ze zdziwieniem zauważyłam, że mam na sobie inną piżamę, zdziwiłam się, pomyślałam, że tak się kończy przebieranie po ciemku - chociaż w rzeczywistości wcale nie przebierałam się po ciemku :D

===============================================

Ktoś kazał mi opiekować się kilkoma osobami z rodziny, które w tym śnie były odmłodzone do etapu bardziej czy mniej wczesnego dzieciństwa.
Siedziałam w pokoju, będącym mieszanką różnych pomieszczeń z różnych domów, dość dużym, z nagim jasnym parkietem. Siedziałam na moim dawnym piętrowym łóżku, na górze, pod odległą przeciwległą ścianą stała stara szafa rodziców. Na podłodze wiła się moja siostra, miałam świadomość, że to ona, chociaż była ciemnoskóra i miała rozmiar większej lalki. Najpierw miotała się po podłodze bez ładu i składu, potem przypominało to bardziej breakdance, w międzyczasie urosła mniej więcej do mojego wzrostu, ale była chuda jak jakaś strzyga :D
Podeszła do mnie powoli, wyglądała na bardzo smutną. Jakiś głos zaczął mi tłumaczyć, że to przez zaniedbania emocjonalne, że ona czuje się ignorowana i pragnie czyjejś uwagi. Przytuliłam ją i starałam się ją pocieszać.

================================================

# Dalej jakieś pocięte na fragmenty sceny. Brak spójnej akcji.

================================================

@incestus, trochę ta interpretacja sensu ma. Czasem wyobrażam sobie na jego temat rzeczy o których wiem, że są absolutnie niemożliwe. A z pewnych powodów wyrzuty sumienia miewam, chociaż już nie takie silne jak jeszcze pół roku temu.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#6
To będzie ciekawy dziennik, aż będę go sobie czytał, pozdrawiam ;)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#7
Zasadniczo główny czynnik, który mnie skłonił do założenia dziennika to właśnie spostrzeżenie, że moje sny od jakiegoś czasu bywają wyjątkowo dziwne/absurdalne/porąbane/tragikomiczne/[uzupełnić] :D
I pomyślałam, że szkoda by mi było, gdyby ta będąca dziełem przypadku abstrakcja pretendująca do miana sztuki współczesnej tak po prostu sobie przepadła w czasie...

# Mieć stałych czytelników... aż się poczuję jak pisarka :P
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#8
Znów szkoła :D  Nie wiem, czemu, ale byłam chyba w podstawówce, ale większość osób wiekowo była jakby pod koniec gimnazjum. W szkole wszyscy opowiadali o chuligańskich wybrykach, jakaś uczennica dokonywała podpaleń. Zostałam poinformowana, że podpalaczka to moja przyrodnia siostra, o której istnieniu większość rodziny dotąd nie wiedziała. Oczywiście na przekór poczułam się zainteresowana ich chciałam ją bliżej poznać, dalszy plan miałam taki, żeby ją chronić i żeby mogła w spokoju kontynuować swoje zbożne, antyszkolne dzieło. 
W końcu jakoś przypadkiem się na nią natknęłam, była niska, pulchna, miała ogoloną głowę i tylko pozostawiony na czubku kosmyk - coś jak ta grzywa u Kovu w Królu Lwie II ::D
Z nawiązania znajomości z nią wynikały jakieś kłopoty, nagle władze szkoły się na mnie uwzięły, rodzina chciała mnie wykląć, gdzieś uciekałam...

===========================================

# Jakiś przeskok nastąpił, że sceneria się zmieniła a emocje i uciekanie przed rodziną zostało...

===========================================

Byłam na uczelni i czekałam na zebranie w Jaskini Nerdów. Mogłam siedzieć w środku, bo mimo, że była jeszcze godzina do zebrania, drzwi nie były zamknięte. Niecierpliwiłam się. Źle się czułam i miałam z tego powodu wielką ochotę spotkać się z V. 
Kiedy czekałam, pomieszczenie zmieniło się, częściowo nadal było Jaskinią Nerdów, częściowo moim pokojem w rodzinnym domu. Robiłam coś dziwnego, w rodzaju pułapki bioenergetycznej czy czegoś takiego. Wieszałam hostie na łańcuszkach nad słoikami potem łączyłam te słoiki miedzianym drutem bez izolacji. Z jakiegoś powodu musiały być one połączone w odpowiedniej kolejności i rozstawione na podłodze tak, że ten miedziany drut tworzył skomplikowany wzór z poszczególnych odcinków. Podczas tej pracy byłam obserwowana przez siostrę, siedzącą w milczeniu na swoim łóżku.
Potem znów byłam w Jaskini Nerdów i wszyscy zaczęli się schodzić. Zdziwiłam się, bo wiedziałam, że na początku będą tylko trzy osoby oprócz mnie i miałbym wtedy możliwość swobodnie porozmawiać z V. Jeszcze jak na złość do pomieszczenia wpadły moja mama i babcia, obie wściekłe na mnie (chyba za rzeczy z poprzedniego snu, ale trudno stwierdzić). Zaczęły na mnie krzyczeć, ja czułam się coraz bardziej osaczona i pokrzywdzona. Zaczęłam płakać, obeszłam stół, żeby znaleźć się jak najdalej od mamy i babci. Byłam coraz bardziej zła na V., że nie próbował mnie bronić. Pomyślałam, że nawet mój śmiertelny wróg zanim jeszcze stał się moim śmiertelnym wrogiem, próbował mnie pocieszać, kiedy płakałam. Schowałam się za stołem, jak w okopie podczas wojny i usiłowałam się pociąć. Wiedziałam, że mama i babcia zaraz podejdą, żeby mi w tym przeszkodzić. Były coraz bliżej, wytrącały mi różne rzeczy z rąk. Za stołem na podłodze leżała jakaś zardzewiała szpilka, stwierdziłam, że od biedy potnę się i tym. Było trudno, trochę dlatego, że szpilką naprawdę za bardzo się nie dało, trochę dlatego, że na całej lewej ręce od ramienia do nadgarstka miałam już mnóstwo cięć i teraz próbowałam znaleźć miejsce gdzieś pomiędzy nimi.

===========================================

# Jakiś nagły przeskok, jak w filmie... Narrator mówił, że przenosimy się w czasie do tej linii wydarzeń, gdzie w starożytności nie powstała broń palna - to aluzja chyba do świata z "Achai" Ziemiańskiego, bo ostatnio znów zabrałam się za "Pomnik Cesarzowej Achai"...

===========================================

Byliśmy z grupą żołnierzy - część to były te same osoby, które wcześniej siedziały w Jaskini Nerdów - w piwnicach pod jakimś szarym blokiem, gdzie mieliśmy bazę. Ja, dowódczyni i grupy i kilka osób wiedzieliśmy o tym przenoszeniu w czasie, reszta chyba nie. Dowódczyni powiedziała, że mamy się przygotować do akcji i wskazała na automaty do gier, trochę takie jak w kasynach, skrzyżowane z symulatorem do nauki jazdy. Niby na tym mieliśmy robić symulację przed bitwą.
Cały czas czułam jakiś dyskomfort, związany z myślą o tym przeskoku w czasie.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#9
Razem z grupą osób - w większości w średnim wieku i starszych - przebywaliśmy w jakimś instytucie. Mieliśmy pisać jakiś rodzaj książki, która miała stanowić pracę dyplomową czy coś takiego. Miało być 10 rozdziałów, każdy rozdział miało pisać po 7 osób. Ja miałam swoją część gdzieś na początku, dlatego czułam wielka ulgę, że mam to już za sobą.
Pamiętam, że okładka tej książki miała na jasnobrązowym tle coś w rodzaju sześcioramiennej gwizdki, w stylu tych wycinanych z papieru śnieżynek-dekoracji.

===========================================

Z osobami z mojej grupy siedzieliśmy w takim małym parku pomiędzy dwom blokami stojącymi dość blisko siebie. Większość osób siedziała na trawniku, powtarzając materiał do jakiegoś egzaminu. Część chodziła w tę i z powrotem. Ja zamiast chodzić, wolałam latać, chociaż było to dość trudne. Utrzymanie się w powietrzu na wysokości niecałych dwóch metrów nad ziemią wymagało nieludzkiego wysiłku, żeby się przemieszczać musiałam jakby płynąć. Odczuwałam to jak walkę z gęstą cieczą, stawiającą duży opór. W pewnym momencie splotłam palce rąk nad głową, jakbym chwytała coś nieistniejącego. Trochę przedłużało to czas przebywania w powietrzu, kiedy przestawałam się usilnie koncentrować na utrzymaniu się w górze.
Obecne tam osoby nie zwracały uwagi na moje poczynania. Miałam wrażenie, że wszyscy potencjalnie mogliby latać przy odrobienie wysiłku, ale nie chciało im się ani nie opłacało.
W którymś momencie zatrzymałam się obok ławki pod ścianą jednego z bloków. Stał tam mój kolega z roku, który też się uczył. Spytał mnie, czy pamiętam, jak na wykładzie mówili coś o tym, że plemniki w środowisku zewnętrznym zyskują podwójny ładunek ujemny i czy wiem, w jaki sposób zyskują kolejno te elektrony (??) Powiedziałam, że to nie ma chyba znaczenia, bo końcowy efekt i tak jest taki sam, on upierał się, że właśnie znaczenie mają te dwa procesy (????)
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post
#10
# No i jakieś nagłe pogorszenie pamięci. Tylko fragmenty scen dzisiaj zapamiętałam.

Wchodziłam z mamą do kościoła na jakąś wieczorną mszę. Nie widziałam okien, ale czułam, że jest już późno, na zewnątrz jest ciemno, w środku było męczące żółte światło. Byłam zmęczona/senna/półprzytomna. Chyba się spóźniłyśmy, bo kościół był pełny a mama spieszyła się i niecierpliwie ciągnęła mnie za sobą. Przez to ciągnięcie, musiałam też uklęknąć, kiedy mama uklękła na środku kościoła. W automatycznym odruchu zaczęłam się żegnać. Potem, kiedy mama wciągnęła mnie do ławki, zaczęłam z niejakim rozbawieniem myśleć o tym, że religijność to po prostu wyrycie w mózgu bezmyślnych odruchów, powtarzanych gestów, które mogą się ujawniać nawet jak już człowiek jest niewierzący.

# W sumie ostatnio na jawie parę razy o tym myślałam :D

Robiłam jakiś projekt, trochę to chyba miało wspólnego z programowaniem. Coś miałam przerabiać i testować. Dzwonił do mnie Lajkuc i męczył mnie, że skoro już to robię, to dla niego też bym mogła zrobić. Dla świętego spokoju się zgodziłam i zaczęłam to coś testować. Lajkuc w jakiś sposób mógł zdalnie patrzeć mi na ręce. Po jakimś czasie zaczęłam się wkurzać i ze złością powiedziałam, że teraz chyba jest już dobrze i nie chce mi się robić więcej, poza tym im dłużej to robię, tym bardziej robi się to ryzykowne. Czułam rosnącą irytację, która w końcu doprowadziła do przebudzenia.
Znajdź wszystkie posty użytkownika
Odpowiedz cytując ten post


Skocz do:

UA-88656808-1